Reklama

Tragiczne pożegnanie sztafety 4×400 z mistrzostwami Europy…

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

12 czerwca 2024, 22:17 • 5 min czytania 20 komentarzy

Nie tak to miało wyglądać. Przed finałową rywalizacją sztafet 4×400 metrów kobiet wydawało się, że Polki są murowanymi faworytkami do medali. Po cichu można było nawet liczyć na to, że Biało-Czerwone włączą się do walki o złoto. Niestety, w kluczowym momencie rywalizacji biegnąca na drugiej zmianie Marika Popowicz-Drapała opadła z sił. Na czwartej sytuację ratować próbowała Natalia Kaczmarek. Jednak w jej przypadku, kolosalny wysiłek poczyniony dwa dni temu w finale odbił się na wytrzymałości. I tak Polska zajęła dopiero szóste miejsce w finale. A zaraz po nim Natalia Kaczmarek z powodu zmęczenia organizmu musiała udać się do pomocy medycznej.

Tragiczne pożegnanie sztafety 4×400 z mistrzostwami Europy…

TRZY SOLIDNE, JEDNA WYBITNA

Z tunelu wyszły w bojowym nastroju. Kinga Gacka, Marika Popowicz-Drapała, Iga Baumgart-Witan, i w końcu Natalia Kaczmarek. W finale zabrakło za to Justyny Święty-Ersetic, co było zaskoczeniem. Polka indywidualnie dotarła do półfinału rywalizacji na 400 metrów, a po wczorajszy eliminacjach mówiła, że nawet nie czuje się zmęczona po biegu. Mimo wszystko, Aleksander Matusiński postanowił dać szansę Gackiej i Drapale, które – co trzeba przyznać – nie zawiodły podczas wczorajszej rywalizacji. No i w końcu trener Aniołków miał niesamowity komfort, by posiadać w składzie tak szybką zawodniczkę, jak Kaczmarek.

Przez lata bowiem nasze reprezentantki na 400 metrów były dobre. Nawet bardzo. Ale czy można było nazywać je wybitnymi, indywidualnie najlepszymi na świecie? Z całym szacunkiem do Justyny Święty-Ersetic, która w 2018 roku zdobyła złoto mistrzostw Europy – czas z Berlina (50.41) dawał jej wtedy dwunaste miejsce wśród biegaczek na świecie. Pamiętam też, jak dwa lata temu Anna Kiełbasińska zakwalifikowała się do finałowego biegu mistrzostw świata. Tam jednak nie miała już wiele do powiedzenia.

Nie zrozumcie mnie źle: ogromnie szanuję powyższe wyniki, Justyna i Anna napisały piękną kartę w historii polskich biegów. Kaczmarek wskoczyła jednak na inny, wyższy poziom. Ostatni raz tak wybitne występy na arenie międzynarodowej na dystansie 400 metrów dawała tak naprawdę Irena Szewińska. I nie boję się porównania 26-latki do najwybitniejszej polskiej lekkoatletki, ponieważ tak jak Szewińska, Natalia znajduje się w samym czubie biegów na długość stadionowej pętli.

Reklama

Piszę o tym wszystkim dlatego, że do tej pory podopieczne Aleksandra Matusińskiego, choć indywidualnie nie najszybsze, to w sztafetach nadrabiały świetnymi, perfekcyjnie wyćwiczonymi zmianami. Umiejętnością rozkładania sił. Ale też po prostu, charakterem. Każda z nich wciąż biega na niezłym poziomie, a i Natalia nie zatraciła żadnej z wyżej wymienionych cech. Stąd dziś na Stadio Olimpico przygotowywaliśmy się na ponowny widok, jak Polka jako pierwsza z całej stawki (biegła bowiem na czwartej zmianie) przekracza linię mety.

Nie znaczyło to oczywiście, że Kaczmarek zdobędzie krążek w pojedynkę. Aby to zrobić, musiała liczyć na to, że jej trzy koleżanki na poprzednich zmianach wyplują sobie płuca, byleby dać swojej liderce możliwość walki o najwyższe cele.

– Dysponujemy torpedą na ostatniej zmianie, ale to nie znaczy, że mamy być pewne siebie. Mamy być pewne swojej pracy. I tak naprawdę mamy tak pobiec, żeby zapewnić Natalia ten komfort i po prostu użyć jej w postaci mocnego działa. Więc tutaj głównie wszystko będzie zależało od nas i od naszej roboty na tych zmianach. A Natalia ma postawić troskę nad „i” – powiedziała przed finałem Marika Popowicz-Drapała.

MIAŁ BYĆ MEDAL. BYŁ DRAMAT

Biało-Czerwone startowały z pola ósmego, które nie należało do najkorzystniejszych. Nie należało jednak roztrząsać takich błahostek. Cztery Polki musiały dać z siebie wszystko – tylko to się liczyło przez najbliższe 3,5 minuty.

Jako pierwsze rozpoczęła Gacka. Kinga ruszyła nieźle, miała zresztą świetnego „zająca” w postaci biegnącej na torze przed nią Lieke Klaver. Holenderka była pierwsza na zmianie, za nią Irlandka, lecz Kinga wyprowadziła Marikę Popowicz-Drapałę na niezłe trzecie miejsce.

I tu rozpoczął się dramat. Wydawało się, że Marika nieźle się trzyma, zresztą na drugim wirażu była jeszcze trzecia. Ale pod koniec Popowicz-Drapała opadła z sił. Jej międzyczas – 51.22 – wygląda nieźle, lecz w porównaniu do wyników rywalek, ten rezultat był przeciętny. W ten sposób nasza biegaczka postawiła Igę Baumgart-Witan w bardzo trudnej sytuacji. Biegaczka z Bydgoszczy zdołała przeskoczyć o jedną pozycję, ale na więcej nie było ją stać.

Reklama

I tak wszystko zależało od Natalii Kaczmarek, która musiała gonić rywalki z Belgii i Włoch. Holenderki i Irlandki uciekły natomiast już tak daleko, że złoto i srebro stało się nierealne nawet dla zawodniczki klasy Polki. Wydawało się jednak, że Kaczmarek wyszarpie brąz. Liderka kadry zaczęła bardzo mocno. W połowie dystansu zrównała się z przeciwniczkami, więc trzecie miejsce faktycznie było w jej zasięgu.

ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl

Wtedy jednak okazało się, że i ona jest tylko człowiekiem. Po wyniszczającym biegu o indywidualny złoty medal mistrzostw Europy, Natalia dzisiaj najzwyczajniej w świecie opadła z sił. Odcięło ją i ostatecznie na metę dobiegła jako szósta.

Tak oto zakończył się udział sztafety 4×400 metrów kobiet w tegorocznych mistrzostwach Europy w Rzymie. Zakończył w stylu, który nie satysfakcjonuje ani nas, ani tych ambitnych dziewczyn. Bo zawodach Baumgart-Witan tylko przeszła przez strefę mieszaną, cała zalana łzami. Mariki i Natalii z kolei długo w ogóle nie było… co wytłumaczyła Kinga Gacka.

– Natalia się gorzej poczuła i z Mariką poszły do pomocy medycznej albo naszych rzeczy… – powiedziała zawodniczka, która jako jedyna mogła być zadowolona ze swojego występu, przynajmniej pod względem indywidualnym.- Ciężko mi ocenić swój bieg z racji tego, że miałam Lieke przed sobą. Starałam się trzymać blisko niej, ale nie wiem czy mi się to udawało i na ile ona sama była zmęczona. Ale co mi po tym, jeżeli miejsce jest niesatysfakcjonujące i nie oddaje tego, na co byłyśmy przygotowane…

I trudno się z tymi słowami nie zgodzić. Polki żegnają się pokonane. Jednak miejmy nadzieję, że z Rzymu wyjadą z podrażnioną ambicją. W końcu nic tak nie napędza do dalszej ciężkiej pracy, niż chęć odegrania się po bolesnej porażce.

Czytaj więcej o lekkoatletycznych mistrzostwach Europy w Rzymie:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Lekkoatletyka

Ekstraklasa

Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Michał Kołkowski
21
Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Komentarze

20 komentarzy

Loading...