Reklama

Złote medalistki igrzysk i Wielkie Szlemy. Czemu tak trudno połączyć sukcesy w jednym sezonie?

Błażej Gołębiewski

Autor:Błażej Gołębiewski

08 czerwca 2024, 19:03 • 10 min czytania 6 komentarzy

Niełatwo wskazać większe wyzwanie w tenisie niż Złoty Wielki Szlem. Ma to zresztą odzwierciedlenie w historii – jak dotąd jedyną jego zdobywczynią jest Steffi Graf. Niemka w samym 1988 roku do olimpijskiego triumfu dopisała też wygrane we wszystkich czterech turniejach wielkoszlemowych. Ale już odniesienie zwycięstwa choćby w jednym z nich i dołożenie złotego medalu na igrzyskach w tym samym sezonie to osiągnięcie, którym na tę chwilę może się pochwalić zaledwie garstka tenisistek. Czy w tym roku dołączy do nich Iga Świątek?

Złote medalistki igrzysk i Wielkie Szlemy. Czemu tak trudno połączyć sukcesy w jednym sezonie?

Złota Steffi Graf

Mariaż tenisa z igrzyskami olimpijskimi to związek burzliwy, który przechodził bardzo długą separację. Trwała ona aż 64 lata, ale ostatecznie międzynarodowe federacje doszły do porozumienia i zakopały topór wojenny. Była to decyzja najlepsza z możliwych, bowiem przyniosła pamiętny rok 1988, który absolutnie zdominowała Steffi Graf. Do tego stopnia, że do dziś jej wyczynu nie udało się powtórzyć zarówno żadnej innej tenisistce, jak i tenisiście. A mowa o zdobyciu wspomnianego już Złotego Wielkiego Szlema.

Termin ten powstał zresztą specjalnie dla Niemki, która dokonała sztuki, o jakiej wcześniej nie pomyślano, bo… w erze open po prostu nie było okazji na to, by coś takiego osiągnąć. Sezon zaczęła z animuszem, wygrywając w Australian Open bez straty seta. Do legendarnych przeszedł kolejny z triumfów wielkoszlemowych z udziałem Graf. Zwyciężyła ona bowiem z Nataszą Zwierawą w finale French Open… 6:0, 6:0. Całe spotkanie trwało zaledwie 34 minuty, co nawet dziś, choćby w kontekście błyskawicznego triumfu Igi Świątek nad Anastazją Potapową w tegorocznym Roland Garros, budzi ogromny szacunek.

W pamiętnym sezonie Steffi Graf osiągnęła absolutnie galaktyczną formę. Maksymalnie rozpędzona, zdobyła kolejny skalp, dopisując wygraną w Wimbledonie. Finał tego turnieju zakończył zresztą sześcioletnie panowanie legendarnej Martiny Navrátilovej na kortach w Londynie. Na Graf nie było mocnych. Wyjątkową historię napisała z Gabrielą Sabatini – w samym 1988 roku wygrywając kosztem Argentynki US Open, a następnie pokonując ją w walce o olimpijskie złoto w Seulu. Co ciekawe, Graf dołożyła jeszcze do fenomenalnego dorobku zwycięstwo na Wimbledonie w deblu. Jej partnerką – nie tylko zresztą na tym turnieju – była… Sabatini.

Reklama

;

Zdobycie Złotego Wielkiego Szlema zdarzyło się w tenisowej historii w singlu tylko raz. Trudno wyciągać z niego wyjątkowe wnioski – Steffi Graf weszła na poziom, który nawet dziś niełatwo jest zrozumieć, a co dopiero osiągnąć. Bez większych przeszkód udało się jej połączyć świetne występy w turniejach wielkoszlemowych z meczami na igrzyskach. Były one rozgrywane dość późno, bo pod koniec września, co wymagało od Niemki podtrzymania skupienia i wybitnej formy już po wywalczonym Klasycznym Wielkim Szlemie.

Olimpijskie złoto trampoliną do sukcesów

Graf nie zamierzała jednak poprzestać wyłącznie na jednym medalu z igrzysk. Na kolejnych, które rozgrywane były w 1992 roku w Barcelonie, ponownie dotarła do finału gry pojedynczej kobiet. Tam spotkała się z młodziutką, ale uznawaną za ogromny talent Jennifer Capriati. I to właśnie 16-letnia wówczas Amerykanka niespodziewanie zdobyła złoto. Okazało się to ostatecznie jej jedynym wielkim sukcesem w całym sezonie. W turniejach wielkoszlemowych docierała bowiem najdalej do ćwierćfinałów. I nie zmieniło się to przez prawie dekadę – dopiero w 2001 udało się Capriati zwyciężyć zarówno w Australian Open, jak i French Open.

Na tę wyjątkową historię trzeba jednak spojrzeć nieco z innej strony. Ogromny sukces odniesiony w bardzo młodym wieku bardzo wpłynął na psychikę Amerykanki. Jak sama przyznawała później w wywiadach, miała poważne problemy mentalne – odrzucała pomoc rodziców i trenerów, nienawidziła swojego ciała, a nawet chciała się zabić. Nie mogła odnaleźć spokoju, by w efekcie zostać nawet notowaną za kradzież czy posiadanie narkotyków, co wiązało się z przerwaniem tenisowej kariery. To tylko pokazuje, jak wielką siłą psychiczną muszą dysponować zawodnicy na najwyższym poziomie. Zwłaszcza ci, którzy presję odczuwają już od najmłodszych lat, podobnie jak Capriati.

Jej przypadek udowadnia również, że zawieszenie olimpijskiego złota na szyi jest ogromnym wyzwaniem. Igrzyska to bowiem czas wielkiej determinacji, chęci zapisania się w historii. Właściwą motywację znalazła Lindsay Davenport w 1996 roku w Atlancie, czyli przed własną publicznością. W przeciwieństwie do Capriati, udało się jej zdobyć również tytuł na turnieju wielkoszlemowym, choć nie w grze pojedynczej, ale w deblu. Davenport wyjaśniała później, jak wpłynął na nią sukces olimpijski. Zyskała uznanie również w oczach postronnych fanów sportu, nie tylko tenisa, a w kolejnych swoich meczach zawsze mówiła sobie, że skoro udało się na igrzyskach, to i musi się udać teraz.

Reklama

Czego natomiast się nie udało, to choćby zbliżyć się do wyniku Steffi Graf z 1988 roku. Kolejny raz złota medalistka olimpijska nie była w stanie w jednym sezonie odnieść większych sukcesów w singlu – do czasu igrzysk zatrzymywała się najdalej w ćwierćfinałach imprez wielkoszlemowych, co i tak należy uznać za spore osiągnięcie.

Wyjątkowa determinacja na igrzyskach

Za nieco mniejszą niespodziankę uznaje się natomiast triumf Jeleny Diemientjewej w Pekinie w 2008 roku. Była ona wtedy finalistką US Open i Roland Garros, miała ponadto na koncie srebrny medal zdobyty osiem lat wcześniej w Sydney. Obsada wygranego przez Diemientjewą turnieju olimpijskiego była bardzo mocna. Rosjanka musiała sama zresztą zmierzyć się m.in. z typowaną do ostatecznego zwycięstwa Sereną Williams. Odprawiła ją jednak w ćwierćfinale, by następnie pokonać dwie rodaczki: Wierę Zwonariową oraz Dinarę Safinę, sięgając tym samym po upragnione złoto na igrzyskach. Znów jednak nie wiązało się to z tytułami na zawodach zaliczanych do Wielkiego Szlema. Tych bowiem Diemientjewa… nie zdobyła już nigdy.

Pokazywało to, jak bardzo zdeterminowane są zawodniczki, by zawiesić na szyi olimpijski krążek. Nie musiały być one wcale wielkimi tenisistkami, które miały już doświadczenie na najlepszych światowych kortach. Doskonałym przykładem jest sensacyjna triumfatorka igrzysk w Rio de Janeiro w 2016 roku, Monica Puig. Portorykanka nie tylko zdobyła pierwszy złoty medal dla swojego kraju, ale na dodatek została jedyną do tej pory zwyciężczynią turnieju olimpijskiego, która nie była na nim rozstawiona. Wielki sukces kompletnie nie przełożył się jednak na dalszy rozwój kariery tenisistki z San Juan. Zarówno przed igrzyskami, jak i po nich, nie dotarła nawet do ćwierćfinału jakiejkolwiek imprezy wielkoszlemowej. Ostatecznie, po wielu problemach zdrowotnych, przeszła na sportową emeryturę w 2022 roku.

Monica Puig

Monica Puig świętująca triumf w Rio. Fot. Newspix

Sporą determinację w walce o olimpijskie złoto wykazała też Belinda Bencic. Na zawodach w Tokio, które miały być przełomowe dla Igi Świątek, zaskakujący sukces odniosła właśnie Szwajcarka. Rozstawiona z numerem 9 tenisistka to jednak kolejny przykład kariery, która szczyt osiągnęła właśnie na igrzyskach. Bencic nigdy nie wygrała jednego z czterech turniejów Wielkiego Szlema, a najbliżej tego osiągnięcia była w 2019 roku, kiedy to dotarła do półfinału US Open. Tam jednak została wyeliminowana przez Biankę Andreescu, późniejszą triumfatorkę całej imprezy.

Choć Szwajcarka, oczywiście, jest aktywną tenisistką, nadal ma szansę dopisać coś do swojego dorobku.

Zbliżyć się do Steffi Graf

Połączenie zwycięstw na turniejach wielkoszlemowych ze zdobyciem olimpijskiego złota w tym samym sezonie okazuje się zatem bardzo trudną sztuką. Zazwyczaj dopiero po igrzyskach następuje rozkwit młodych zawodniczek, choć niekiedy – tak jak w przypadku Bencic czy Puig – złoty medal okazuje się jedynym znaczącym sukcesem w całej karierze.

Historia pokazuje, że do odniesienia triumfu na igrzyska i jednocześnie uzyskania choćby jednej wygranej w zawodach zaliczanych do Wielkiego Szlema, potrzebne są nadzwyczajnie umiejętności. Niezbędna okazuje się też bardzo silna psychika, która pozwala utrzymać się nieco dłużej na szczycie. Dobrym przykładem jest tu jedna z największych legend kobiecego tenisa, czyli Justine Henin.

Belgijka już od najmłodszych lat wykazywała olbrzymi potencjał. Nie brakowało jej talentu, który zaprowadził popularną „Juju” do wygrania juniorskiego French Open w 1997 roku. Henin szybko odnalazła się też w seniorskiej karierze. W 2001 dotarła bowiem do finału Wimbledonu, który przegrała, osiągnęła też półfinał Roland Garros. Przed zdobyciem olimpijskiego złota w Atenach była już jednak zwyciężczynią French Open i US Open w grze pojedynczej. I wreszcie stała się też kolejną tenisistką, której udało się zarówno wygrać na igrzyskach, jak i na zawodach wielkoszlemowych, a wszystko to stało się w 2004 roku. Do medalu Belgijka mogła dopisać w tym samym sezonie triumf w Australian Open.

Jej kariera obfitowała w dalsze sukcesy, podobnie zresztą jak najpopularniejszych sióstr w tenisie – Venus i Sereny Williams. Obie mają na swoim koncie złoto olimpijskie. Pierwsza z nich, zarazem też starsza, na najwyższym stopniu podium na igrzyskach stanęła w 2000 roku. I to nie tylko raz – zwyciężyła również w grze podwójnej, w parze z Sereną. Venus dorzuciła w tym samym sezonie do medalu także dwa tytuły wielkoszlemowe, wygrywając na Wimbledonie i US Open, gdzie mogła liczyć na wsparcie swojej publiczności. Łącznie w karierze zdobyła ich aż siedem, co ciekawe, nigdy w Roland Garros czy Australian Open.

Inaczej potoczyła się natomiast tenisowa przygoda młodszej z sióstr, Sereny. To kolejna zawodniczka z niewielkiego grona złotych medalistek olimpijskich, które w roku triumfu na igrzyskach były jednocześnie mistrzyniami wielkoszlemowymi. I to właśnie ona była najbliżej wyrównania niesamowitego rekordu Steffi Graf. Ostatecznie przygodę z tenisem zakończyła jako zdobywczyni Karierowego Złotego Wielkiego Szlema w grze pojedynczej, co również jest wyczynem godnym uznania – ten tytuł na tę chwilę przypada tylko jej i Niemce.

Serenie Williams przez długi czas nie udawało się jednak zdobyć złotego medalu olimpijskiego w singlu. Skupiła się za to na dominowaniu rozgrywek deblowych, w których wraz z siostrą zwyciężyła aż trzykrotnie (Sydney 2000, Pekin 2008, Londyn 2012). Wraz z Venus mogą tym samym dodatkowo poszczycić się tytułem Karierowego Złotego Wielkiego Szlema w grze podwójnej. Sama Serena złoto na igrzyskach zdobyła – jak na olimpijskie standardy – późno, bo w wieku 30 lat, a dokładnie niespełna dwa miesiące przed 31. urodzinami.

Słynna amerykańska tenisistka dotarła tym samym na olimpijski szczyt w sposób odmienny od poprzedniczek z ery open. Te były bowiem znacznie młodsze, gdy na ich szyjach zawieszano medale z najcenniejszego kruszcu: Capriati miała 16 lat, Graf 19, Davenport i Venus Williams 20, Henin i Puig 22, Bencic 24, a Diemientjewa 26.

Mistrzyni wielkoszlemowa i olimpijska, czyli diament

Trudno szukać jednoznacznego, pewnego sposobu na zdobycie tytułu wielkoszlemowego i złota na igrzyskach w tym samym sezonie. Sztuka ta jest bardzo trudna, wymaga właściwego rozkładania sił w ciągu całego roku, utrzymania najwyższej formy, a także z pewnością nieco szczęścia. Historia pokazuje, że olimpijski medal może paść łupem zarówno zawodniczki młodej, dopiero wchodzącej w świat poważnego tenisa, jak i doświadczonej, utytułowanej weteranki. Sama walka o wyjątkowe trofeum to natomiast ogromna presja, emocje, które potrafią wręcz związać ręce.

To właśnie dlatego w erze open mistrzyń wielkoszlemowych i zarazem olimpijskich w tym samym sezonie jest tak mało. Biorąc pod uwagę wyłącznie grę pojedynczą, można mówić o czterech takich tenisistkach: Steffi Graf, siostrach Williams oraz Justine Henin. To mniej niż połowa triumfatorek na igrzyskach od 1988 roku, co tylko pokazuje, jak wielkimi umiejętnościami i siłą mentalną należy dysponować, by połączyć w ciągu jednego sezonu sukces olimpijski oraz wielkoszlemowy.

Potencjałem, by tego dokonać, dysponuje z pewnością Iga Świątek. Wciąż jest bardzo młoda, a dziś zdobyła kolejny tytuł na Roland Garros. To zresztą jej ulubiony turniej Wielkiego Szlema. Polka świetnie radzi sobie bowiem na mączce, co z kolei jest doskonałą wiadomością przed nadchodzącymi igrzyskami olimpijskimi. Odbędą się one przecież właśnie na paryskich kortach, na których Iga jest dominatorką, mając na koncie zwycięstwa w aż czterech z ostatnich pięciu edycji French Open.

Świątek z pewnością nie powinna rozpamiętywać słabego występu na igrzyskach w Tokio. Od tego czasu stała się mentalną skałą, którą trudno skruszyć niezależnie od okoliczności. Polka pokazała to zresztą już w tegorocznym Roland Garros, w mistrzowski sposób uciekając spod topora w meczu z Naomi Osaką, czy radząc sobie z Jasmine Paolini w finale turnieju. Wydaje się zatem, że jest na stosunkowo prostej, równej i szerokiej drodze do zdobycia olimpijskiego złota w sezonie, w którym została też mistrzynią wielkoszlemową.

BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI

Fot. Newspix

CZYTAJ WIĘCEJ O IDZE ŚWIĄTEK:

Uwielbia boks, choć ostatni raz na poważnie bił się w podstawówce (i wygrał!). Pisanie o inseminacji krów i maszynach CNC zamienił na dziennikarstwo, co było jego marzeniem od czasów studenckich. Kiedyś notorycznie wyżywał się na gokartach, ale w samochodzie przestrzega przepisów, będąc nudziarzem za kierownicą. Zachował jednak miłość do sportów motorowych, a największą słabość ma do ich królowej – Formuły 1. Kocha też Real Madryt, mimo że pierwszą koszulką piłkarską, którą przywdział w życiu, był trykot Borussii Dortmund z Matthiasem Sammerem na plecach.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Jakub Kochanowski: Nie nazwałbym się złotym dzieckiem polskiej siatkówki. Miałem wiele szczęścia [WYWIAD]

Jakub Radomski
0
Jakub Kochanowski: Nie nazwałbym się złotym dzieckiem polskiej siatkówki. Miałem wiele szczęścia [WYWIAD]
Polecane

Żenujące i zarazem idealne losowanie polskich siatkarzy. Jakie mamy szanse na półfinał? [ANALIZA]

3
Żenujące i zarazem idealne losowanie polskich siatkarzy. Jakie mamy szanse na półfinał? [ANALIZA]

Polecane

Polecane

Jakub Kochanowski: Nie nazwałbym się złotym dzieckiem polskiej siatkówki. Miałem wiele szczęścia [WYWIAD]

Jakub Radomski
0
Jakub Kochanowski: Nie nazwałbym się złotym dzieckiem polskiej siatkówki. Miałem wiele szczęścia [WYWIAD]
Polecane

Żenujące i zarazem idealne losowanie polskich siatkarzy. Jakie mamy szanse na półfinał? [ANALIZA]

3
Żenujące i zarazem idealne losowanie polskich siatkarzy. Jakie mamy szanse na półfinał? [ANALIZA]

Komentarze

6 komentarzy

Loading...