Jak co dwa lata przed lekkoatletycznymi mistrzostwami Europy jesteśmy pełni nadziei, że polska reprezentacja będzie jedną z czołowych w całej imprezie. Czy jednak możemy liczyć na to, że czeka nas prawdziwe medalowe żniwo? Wydaje się, że nie, co nie oznacza, że jesteśmy bez szans na dobry wynik. Natalia Kaczmarek, Wojciech Nowicki i spółka z pewnością bowiem postarają się o to, by biegać szybko, rzucać daleko i skakać wysoko.
Ostatnie lata, czyli mnóstwo medali
Ostatnia dekada nas naprawdę rozpieściła. Począwszy od mistrzostw Europy w Zurychu w 2014 roku, zawsze zdobywaliśmy co najmniej 12 medali. W Szwajcarii co prawda stosunkowo mało było złotych (bilans 2-6-4), ale w porównaniu do Helsinek, gdzie mistrzostwa odbywały się dwa lata wcześniej (1-0-3), był to przeskok wręcz niesamowity. A przecież po Zurychu przyszedł Amsterdam i fenomenalne 6-5-1, najlepszy wynik od Budapesztu… 1966. A więc mistrzostw odbywających się równe pół wieku wcześniej.
W Holandii właściwie wszystko się Polakom ułożyło, każdy, kto tylko mógł zdobyć medal, faktycznie po niego sięgał. Sensacyjne złoto w tyczce zdobył Robert Sobera. W biegu na 1500 metrów niespodziewanie triumfowała Angelika Cichocka. Swoje w rzutach zrobili oczywiście Anita Włodarczyk i Paweł Fajdek, a także Piotr Małachowski, będący wówczas w znakomitej formie. No i wreszcie poradził sobie też z rywalami Adam Kszczot. W konsekwencji Polacy – po raz pierwszy (i na razie ostatni) w swojej historii – wygrali klasyfikację medalową ME.
W Berlinie, dwa lata później, było… jeszcze lepiej. Medali tyle samo, ale jedno srebro zamieniło się w złoto. W klasyfikacji medalowej co prawda drugie miejsce, ale Berlin to nasz trzeci najlepszy występ w historii (7-4-1), po wspomnianym Budapeszcie (7-5-3) i przede wszystkim Sztokholmie 1958 (8-2-2). Złoci znów byli Kszczot, Fajdek i Włodarczyk. Do tego doszło indywidualne złoto Justyny Święty-Ersetic na 400 metrów, która potem zgarnęła też krążek w sztafecie. Sensację sprawiła Paulina Guba w pchnięciu kulą, a wtórował jej kolega po fachu, Michał Haratyk.
W Monachium – po czterech latach przerwy, spowodowanych pandemią – medali było więcej (aż 14), ale bilans gorszy (3-6-5), złota zdobywali jedynie Pia Skrzyszowska, Wojciech Nowicki i (sensacyjnie) Aleksandra Lisowska w maratonie. Nie zmienia to jednak faktu, że więcej krążków od Polski zdobyli jedynie gospodarze, czyli Niemcy, i Wielka Brytania.
Pytanie brzmi: na co stać nas w tym roku?
Pewniaczki, czyli Natalia jeszcze raz po medal
Słowo „pewniaczki”, które widzicie wyżej, w tym przypadku oznacza tych, na których na pewno trzeba zwrócić uwagę, bo muszą być – i są – wśród faworytów do zdobycia medalu w swojej konkurencji. Tak jak Natalia Kaczmarek. Wicemistrzyni świata, która w Budapeszcie w zeszłym roku przegrała tylko z Marileidy Paulino, ale była najlepszą z Europejek w biegu na 400 metrów. W tym sezonie Natalia na europejskich listach z czasem 49.80 s zajmuje trzecie miejsce i jest jedną z trzech Europejek, obok Femke Bol oraz Amber Anning z Wielkiej Brytanii (na marginesie: obie rocznik 2000), która zeszła poniżej granicy 50 sekund. Ale Femke w tym sezonie skupia się na płotkach, a Amber nie planuje startu w Rzymie. Stąd Natalia będzie główną faworytką do złota.
O złoto powalczą też z pewnością nasi młociarze, choć obaj celują głównie w igrzyska olimpijskie. W końcu Wojciech Nowicki broni tam tytułu, a Paweł Fajdek nadal marzy o złocie olimpijskim, którego jeszcze w karierze nie wywalczył. Ale poziom młota ostatnio podskoczył i to nie tylko za sprawą niespodziewanego mistrza z Budapesztu w osobie Ethana Katzberga. Daleko rzucają też Mychajło Kochan z Ukrainy, Yann Chaussinand z Francji czy Denzel Comenentia z Holandii. Na Fajdka szukać trzeba tuż za pierwszą „10”, a Nowicki przegrywa z pierwszą dwójką. Polacy mają jednak mnóstwo doświadczenia, doskonale wiedzą, jak przygotować się na daną imprezę. Stąd liczymy też na ich medale.
O indywidualny krążek powinna też walczyć – choć znacznie młodsza – Pia Skrzyszowska. Polka broni w końcu w Rzymie złota sprzed dwóch lat w biegu na 100 metrów przez płotki. Czy jest w stanie ponownie pobiec po pierwsze miejsce na podium? Cóż, posłużymy się tu cytatem z Jarosława Skrzyszowskiego, ojca i trenera Pii, który niedawno mówił nam tak:
– Poziom europejskich płotków poszedł do góry. Mamy Szwajcarkę Ditaji Kambundji, która złamała już w tym sezonie 12,50 s. Szybka jest też Francuzka Cyrena Samba-Mayela, a do tego dochodzą jeszcze Brytyjka Cindy Sember i Nadine Visser, która na treningach bywa ostatnio bardzo szybka. Do złota w Rzymie będzie najprawdopodobniej pretendowała ta piątka i wszystko będzie mogło się zdarzyć.
Pia Skrzyszowska i Ewa Swoboda z medalami halowych mistrzostw świata. Fot. Newspix
Wszystko się może zdarzyć również w przypadku Ewy Swobody. Polka w zeszłym sezonie zaliczyła jedno ze swoich marzeń i weszła do finału mistrzostw świata. W Europie już od dawna jest wiodącą postacią, ale ze stadionu indywidualnego medalu mistrzostw jeszcze nie ma. W tym sezonie biega na razie 11,05 s i jest to szósty wynik na europejskich listach, ale dwie lepsze od niej zawodniczki (w tym liderka list, Daryll Neita) w Rzymie nie pobiegną. Jeśli Ewie uda się zbić tegoroczny wynik o kilka setnych, powinna walczyć o medal. A to na pewno rezultat w jej zasięgu, życiówka Polki to przecież znakomite 10,94 s sprzed roku. Gdyby pobiegła nawet o sześć setnych wolniej, prawdopodobnie znalazłaby się na podium. Dwa lata temu medal dawał właśnie wynik w okolicach 11,00 s.
A tyle to dla Swobody już niemal codzienność.
Walczaki, czyli Piotr znów lata
2,26 m. Czy to w skoku wzwyż mężczyzn dużo? Zależy jak patrzyć. W każdym razie tyle w tym roku polatał jak na razie Norbert Kobielski. Na europejskich listach to 10. wynik, ale na mistrzostwach Europy czwarty, bo musimy odliczyć znajdujących się wyżej czterech Rosjan i dwóch zawodników, którzy w Rzymie się nie zjawią. Europejski lider, Jan Stefela, skakał do tej pory 2,30 m. A to granica, którą Kobielski w zeszłym roku wreszcie przekroczył i to z nawiązką – w Eugene polatał 2,33 m. I znów odwołamy się do mistrzostw sprzed dwóch latach – srebro i brąz dały wtedy wyniki na poziomie 2,27 m. Zdecydowanie w zasięgu Polaka.
CZYTAJ TEŻ: WITAMY W RZYMIE, CZYLI CALCIO, MUSSOLINI I LEKKOATLETYKA W TLE
Medal powinien być w stanie wyskakać też, o ile trafi na ten dzień z formą, Piotr Lisek. Wiadomo, Armand Duplantis zgarnie złoto, o ile tylko nie wydarzy się nic niespodziewanego. Nikt z tym nie dyskutuje. Ale dwa lata temu drugie miejsce dawało 5,85 m, a trzecie – 5,75 m. Tyle Lisek skacze na co dzień nawet w stosunkowo kiepskiej dyspozycji. A w tym sezonie zdaje się być nieźle przygotowany, latał już w końcu 5,82 m. Konkurencja, owszem, będzie spora, taką samą wysokość w Europie przesadzało jeszcze dziewięciu gości, z czego czterech pokusiło się o nawet nieco lepsze skoki. Ale hej, nikt nie mówił, że będzie łatwo, a Lisek lubi wyzwania. Może wreszcie czas skoczyć co najmniej 5,90 m? W końcu tak wysoko nie było od 2020 roku.
Jeśli chodzi o potencjalnych medalistów, wymienić wypada też płotkarzy i to w liczbie mnogiej, bo właściwie wszyscy zdają się być gotowi na walkę o krążki. Jakub Szymański w zeszłym sezonie został srebrnym medalistą HME w biegu na 60 metrów przez płotki. Krzysztof Kiljan się rozpędza. A Damian Czykier był nawet czwarty na mistrzostwach świata. I to ten ostatni wydaje się w tej chwili najbardziej rozpędzony, wybiegał w tym roku już znakomite 13,27 s, czyli szósty wynik na europejskich listach. Szymański i Kiljan na ten moment są znacznie wolniejsi, ale płotki lubią zaskakiwać. Może zrobią to i w Rzymie. Zresztą, eliminacje (bez Czykiera, najlepsza “12” z list od razu przechodzi dalej) już dziś o 10:40, szybko się przekonamy.
Damian Czykier (po prawej) i Jakub Szymański. Fot. Newspix
Trudno stwierdzić, co z naszymi sztafetami. Wiemy już, że Natalia Kaczmarek odpuści sztafetę mieszaną, bo obciążenie biegowe w jej przypadku byłoby po prosu zbyt duże. Stąd na miksta raczej nie stawiamy. Męska sztafeta 4×400 m ma ostatnio wiele problemów, ale na mistrzostwach świata sztafet na Bahamach pokazała się z niezłej strony i to bez Karola Zalewskiego, który od lat jest jednym z jej liderów. Jeśli w formie będą nasze zawodniczki na 100 metrów, to one z pewnością mogą zaskoczyć i powalczyć o obronę medalu sprzed dwóch lat, gdy zdobyły srebro. No i wreszcie – sami jesteśmy ciekawi, co ze sztafetą 4×400 metrów kobiet. Panie w ostatnich latach miały mnóstwo problemów, kontuzji, chorób i innych rzeczy, które wykluczały je z rywalizacji. Regularnie biegała właściwie tylko Kaczmarek, nowa liderka całej grupy, ale nawet jej dyspozycja nie wystarczała na medale.
Czy zmieni się to w Rzymie? Miejmy nadzieję, aczkolwiek w Europie w ostatnich latach wiele się zmieniło i szybko biegają już nie tylko Brytyjki, ale też Holenderki (złote medalistki MŚ!) czy reprezentantki Irlandii, które zresztą legitymują się najlepszym wynikiem na Starym Kontynencie w tym sezonie.
Nadzieje, czyli Maria ponownie nieźle rzuca
Czy ktoś może nas zaskoczyć? Ano jest kilku kandydatów, a zaczniemy od tej, która z kontuzjami nie ma właściwie ani chwili odpoczynku, ale gdy nastaje rok olimpijski – nagle zaczyna rzucać na swoim najlepszym poziomie. Albo przynajmniej w miarę blisko niego, bo za taką próbę należy uznać 62,72 m, które Maria Andrejczyk osiągnęła w maju w Offenburgu. Na europejskich listach – odliczając reprezentantkę Białorusi – wynik numer cztery. Co ważniejsze, odstaje od Polki i reszty stawki właściwie tylko Austriaczka Victoria Hudson (66,06 m), reszta zawodniczek jest blisko siebie.
Andrejczyk śmiało może więc pokusić się o rzut na medal, zwłaszcza że oszczep lubi niespodzianki, nawet spore, bo to konkurencja podatna między innymi na pogodę. Medal ME byłby zresztą sympatycznym wydarzeniem, bo Maria takiego w swoim dorobku jeszcze nie ma. Ba, w dorosłej karierze jedyny krążek wielkiej imprezy, jaki ma w kolekcji, to srebro igrzysk w Tokio. Jak napisaliśmy – kontuzje jej akurat nigdy nie odpuszczały.
Kto dalej? Warto zwrócić uwagę na chód. Katarzyna Zdziebło czy Dawid Tomala mieli co prawda w ostatnim czasie sporo problemów, ale zaskoczyć pozytywnie może nas reprezentujący Polskę Maher Ben Hlima, na dystansie 20 km (bez Rosjan) aktualnie 11. zawodnik na listach, ale mający niedużą stratę do najlepszych. W dodatku jeśli chodzi o tych, którzy w ME wystartują – jest ósmy.
ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl
Eksperci niespodzianek szukają też na średnich dystansach, bo to biegi, w których te lubią się przytrafiać. Wiadomo, na 1500 metrów kobiet jest Sofia Ennaoui, a 9. czasem w tym roku wśród zgłoszonych legitymuje się Aleksandra Płocińska. Wysoko stać mogą akcje Alicji Konieczek w biegu na 3000 metrów z przeszkodami, bo ta na europejskich listach aktualnie jest trzecia, ale kilka mocnych zawodniczek sezon zaczyna dopiero w Rzymie. Kto wie, czy nie zaskoczy nas również Kryscina Cimanouska – według list zgłoszeń do imprezy w stolicy Włoch piąta w Europie w biegu na 200 metrów.
Na ile więc medali możemy liczyć realnie? Wiadomo, że nie każda szansa zamieni się w krążek. Biorąc jednak wszystko pod uwagę – przy odrobinie szczęścia Polakom może udać dobić się do dwucyfrówki, choć nie powinniśmy liczyć, że będzie ona okraszona sporą liczbą złotych krążków. Faktycznie realnym wynikiem jest 7-8 krążków. I na tyle powinniśmy się nastawić, rezultat gorszy będzie bowiem – jakby nie patrzeć – rozczarowaniem.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix
CZYTAJ WIĘCEJ O LEKKOATLETYCE: