Reklama

Witamy w Rzymie, czyli calcio, Mussolini i lekkoatletyka w tle

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

06 czerwca 2024, 17:48 • 8 min czytania 31 komentarzy

Po pierwszych dwóch dniach pobytu w Rzymie jestem pewien, że lekkoatletyczne mistrzostwa Europy będą imprezą kontrastów. Z jednej strony, zorganizowaną w fantastycznym miejscu, na wielkim stadionie, przy ludziach zarażających swoją serdecznością i uśmiechem. Z drugiej, ów uśmiech niczym warstwa makijażu zakrywa sporo organizacyjnych niedoskonałości, a ci sami serdeczni Włosi organizują konferencję prasową w sali, której całą ścianę zdobi malowidło z Benito Mussolinim w roli ojca narodu. Witajcie w Wiecznym Mieście, w którym lekkoatletyka na razie jest tylko tłem.

Witamy w Rzymie, czyli calcio, Mussolini i lekkoatletyka w tle

CALCIO

Pierwszy raz w Rzymie? Turysta. Piękne miasto – wydukał łamanym angielskim Giovanni, od którego wynajmowałem lokum. Na wieść, że jestem dziennikarzem sportowym i przyjechałem tu do pracy, rozpromienił się jeszcze bardziej. – Squadra Azzurra! Robisz o nas materiał? Napisz, że obronimy tytuł! – Lecz i tym razem spotkał się z odpowiedzią przeczącą. Kiedy zaś powiedziałem mojemu rozmówcy, że jestem tu z powodu lekkoatletycznych mistrzostw Europy, przybrał on serdeczny uśmiech mimowolnie zdradzając, że nie ma pojęcia o co chodzi, po czym odparł: – A tak, coś słyszałem…

W czerwcu Włosi żyją bowiem zmaganiami o prym w Europie. Ale tymi piłkarskimi. To główny temat, o którym przeczytacie na tamtejszych portalach sportowych. To o futbolowym Euro krzyczą nagłówki gazet i ono napędza rozmowy w kawiarniach Wiecznego Miasta. Lekkoatletyka? Nawet posiadając mocną kadrę, nawet kiedy zawody są rozgrywane w domu piłkarskiej reprezentacji – Stadio Olimpico – królowa sportu przegrywa z królową włoskich serc: piłką nożną.

Reklama

Najłatwiej byłoby stwierdzić, że taki brak zainteresowania ME w lekkoatletyce wynika z popularności obu dyscyplin, które się na siebie nakładają. To, że Włosi darzą futbol miłością bezgraniczną, z pewnością jest jednym z czynników. Ale nie jedynym. Przechadzając się ulicami po centrum włoskiej stolicy, trudno było mi uświadczyć nie tyle magii lekkoatletycznych mistrzostw Europy, co w ogóle ich obecności w Rzymie.

A szkoda, bo pomysły były niezłe. Lecz jak to przy włoskiej organizacji bywa, kiedy plany mówią jedno, to wiedz, że realia pójdą w zupełnie innym kierunku. Ot, cofnijmy się na przykład o cztery lata, do 2020 roku, kiedy decydowano o wyborze gospodarza 26. edycji ME. Włosi wówczas proponowali, że zmagania w chodzie sportowym rozegrają się na pętli od Term Karakali do Łuku Konstantyna Wielkiego, położonego zaraz obok Koloseum. To był świetny pomysł, wyjście z bardzo niszowym sportem do ludzi. Ostatecznie jednak Katarzyna Zdziebło i spółka maszerować będą wokół terenu stadionu, czyli po kompleksie Foro Italico.

MUSSOLINI

Tenże kompleks, na terenie którego znajduje się Stadio Olimpico czy korty tenisowe, na których Iga Świątek regularnie święci triumfy, sam w sobie ma bardzo ciekawą historię. Powstał w latach 30. ubiegłego wieku. Po jego pomysłodawcy, założycielu i człowieku od którego wywodziła się pierwotna nazwa Foro Italico, do dziś na terenie obszaru znajduje się obelisk, upamiętniający tę zacną dla rozwoju włoskiej kultury fizycznej osobowość.

A człowiek ten nazywał się Benito Mussolini. I tak stoi sobie ten wykonany ze śnieżnobiałego marmuru pomnik, na cześć faszystowskiego dyktatora, okraszony słowem „Dux”. Czyli wódz. Kiedy zaś pytam o ten monument Włochów, ich umiejętność komunikowania się w języku angielskim nagle spada z niewielkiej do żadnej.

Wróćmy zatem do współczesności i pomysłów, które miały być zrealizowane, ale pojawiło się jakieś „ale…”. I tak znakomitą ideą było przeprowadzenie kwalifikacji w pchnięciu kulą na terenie Koloseum. Ależ to by zażarło na tylu poziomach! Kilkunastu chłopów, z których każdy stanowi górę mięśni. W końcu kulomioci, spośród wszystkich lekkoatletów, najbardziej pasują do zmagań gladiatorów. Tacy ludzie startowaliby na najbardziej znanej sportowej arenie starożytności, wobec której Stadio Olimpico w Rzymie można traktować niczym bezpośredniego następcę. Mało tego, Włochom ostatnimi czasy znakomicie idzie w tej konkurencji. W tym roku najlepszych dwóch kulomiotów z Europy reprezentuje Italię, a lider list Starego Kontynentu – Leonardo Fabbri – pchnął aż 22,95 m. Takie show w Koloseum mogłoby skłonić do późniejszego przyjścia na Stadio Olimpico zarówno lokalsów, jak i turystów. Ale jednak tego pomysłu zaniechano.

Reklama

Kolejną kwestią jest, że promocja tych zawodów na miejscu przebiegła fatalnie. Przebywając w Rzymie od wczoraj, zauważyłem kilka plakatów mistrzostw na zmieniających się billboardach. Następnie dosłownie trzy, powieszone obok siebie, na jednym z przystanków. A także jeden, jedyny billboard przed stadionem. Który, widziany z drugiej strony ulicy, wyglądał następująco.

Cała promocja mistrzostw Europy wokół stadionu. Kwadratowy billboard, na którym z daleka trudno nawet dostrzec nazwę wydarzenia

W centrum miasta impreza była prawie niewidoczna. Prawie, ponieważ gdzieniegdzie można było spotkać niewielkie grupy uczestników, które przed oficjalnym rozpoczęciem zawodów umilały sobie życie lokalną gastronomią.

Słaba promocja to jedno, ale w Rzymie przeszarżowali z cenami biletów. Początkowo najtańsze wejściówki na weekend otwarcia kosztowały około 160 euro. Za te na najlepszych sektorach trzeba było zapłacić blisko 500 euro! Na kilka dni przed zawodami postanowiono ruszyć z akcją promocyjną, teraz więc te same bilety kosztują odpowiednio 111 i 286 euro. Być może to zachęci ludzi do pojawienia się na stadionie. Być może słowa Dobromira Karamarinova, prezesa European Athletics, który podczas konferencji prasowej wieszczył, że impreza będzie ze wszech miar udana, okażą się prawdą. Przekonamy się o tym niebawem, bo na razie całość zwiastuje na frekwencyjną katastrofę.

Konferencja prasowa z udziałem oficjeli oraz wybranych gwiazd Mistrzostw Europy w Rzymie

A skoro już przy konferencji prasowej jesteśmy. Ta odbyła się w siedzibie Włoskiego Komitetu Olimpijskiego. To bardzo majestatyczny budynek, w którym roi się od odniesień do starożytności. I nie tylko, bowiem kiedy przekroczyłem próg sali konferencyjnej, moim oczom ukazało się malowidło… Mussoliniego. Przedstawionego jako ojca narodu.

Doprawdy, włoski dysonans na miejscu uderza z jeszcze większą mocą. Z jednej strony, to naród ekspresyjny, ludzi wiecznie uśmiechniętych. Cieszących się życiem, otwartych na innych. Takich, którzy nawet kiedy nie potrafią czegoś powiedzieć po angielsku (co jest częste), to z uporem maniaka starają się pomóc, mówiąc to samo, co wcześniej. Tylko wolniej i wyraźniej… ale dalej po włosku. Z drugiej strony, czuć tu sympatię do człowieka, który szedł ramię w ramię z Adolfem Hitlerem. Mordercy, mającego na rękach krew tysięcy istnień, który pod wpływem Trzeciej Rzeszy doprowadził do podziałów rasowych we Włoszech.

Ludzie, którzy go wielbią (albo ich rodacy), nazajutrz będą oklaskiwać Marcella Jacobsa, mistrza olimpijskiego na 100 metrów. Mulata zrodzonego z ojca Afroamerykanina i matki Włoszki, który reprezentuje Italię i był obecny na konferencji. Będą trzymać kciuki za to, by w sprincie kobiet najlepsza okazała się Zaynab Dosso – biegaczka pochodząca z Wybrzeża Kości Słoniowej, która z pewnością będzie liczyć się w walce o medale. W jakiś sposób jest to dla mnie niepojęte, by dalej tak obnosić się z sympatią do Duce. I jakoś niespecjalnie kupuję argument, że usunięcie jego nazwiska z kamiennego obelisku byłoby niszczeniem zabytku o historycznej wartości. Tak naprawdę, należało to zrobić dawno temu, kiedy ów monument czy obraz jeszcze takiej wartości nie posiadały. Dlaczego tego nie zrobiono? Każdy z was może samemu odpowiedzieć sobie na to pytanie.

ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl

I LEKKOATLETYKA

No dobrze, ale do stolicy starożytnego imperium sprowadziła mnie królowa sportu. Jak wspomniałem, na razie jest ona tylko tłem. W mieście – ze względu na niewielki zakres promocji mistrzostw Europy. Z kolei stadionowe zmagania rozpoczną się dopiero jutro, wtedy więc będzie można poczuć atmosferę mistrzostw.

Nie znaczy to jednak, że dziś nie ma o czym wspomnieć. Po pierwsze – stadion. Owszem, trąci on już nieco myszką – ostatnią renowację przeszedł bowiem w 2008 roku. Mit o wspaniałych włoskich arenach wprawdzie dawno został już odczarowany, ale nawet główny obiekt w kraju, w którym swój dom mają także zespoły Romy i Lazio, wpisuje się w ten trend. Dość napisać, że chwilę przed rozpoczęciem oficjalnego treningu ekipa sprzątająca… czyściła myjką ciśnieniową tartan. A ten i tak został położony całkiem niedawno. Mimo wszystko Stadio Olimpico wciąż daleko do miana rudery, a jego ogrom nadal robi wrażenie.

Właśnie, oficjalny trening – to był główny powód dla którego warto było się dziś udać w rejony Foro Italico. To rzadki dla dziennikarzy moment, by móc pooglądać ćwiczących zawodników z bliska, a w ich wolnej chwili, zamienić z nimi kilka słów. A było z kim rozmawiać, bowiem pierwotnie PZLA miał posłać do Rzymu 86. reprezentantów. To już byłaby liczba robiąca wrażenie… tymczasem polskich sportowców jest jeszcze więcej, bo aż 96! Taka sytuacja wynikła między innymi przez błędy organizacyjne Francuzów, którzy w niepoprawny sposób zgłosili część swoich zawodników.

I tak na płycie Stadio Olimpico nasi czterystumetrowcy trzymali się razem, uważnie słuchając uwag przekazywanych przez trenerów. Z kolei biegaczki ze średnich dystansów sumiennie truchtały kolejne pętle, po drodze ucinając sobie luźne pogaduszki. Przedstawicielom sportów miotanych – już nie tylko z Polski – także zdarzyło się coś konsultować. Tylko Anita Włodarczyk przechadzała się wyłącznie z trenerem Ivicą Jakeliciem. 38-letnia trzykrotna mistrzyni olimpijska zdawała się cieszyć atmosferą.

­- Temperatura? Jak zwykle do sezonu przygotowywałam się w Katarze. Tam to dopiero było gorąco, tu jest lajcik! – odpowiedziała mi Włodarczyk zapytana, czy żar lejący się z nieba (o godzinie 10:00 termometr wskazywał już 30 stopni) nie będzie jej przeszkadzał. Ponadto Anita pozytywnie oceniła koło do rzutów, ale nie ukrywała też, że celem nie jest zdobycie Rzymu, lecz innej wielkiej europejskiej stolicy. Tylko za dwa miesiące.

Bo głównym punktem tego sezonu jest Paryż. Ale dla wielu polskich lekkoatletów, droga do niego wiedzie przez Rzym. I stąd warto będzie śledzić ich zmagania, które potrwają do 12 czerwca.

Fot. Materiał własny

Czytaj też:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

1/8

10 milionów dla reprezentantów Gruzji. Willy Sagnol: To jeszcze nie koniec

Paweł Marszałkowski
0
10 milionów dla reprezentantów Gruzji. Willy Sagnol: To jeszcze nie koniec
Polecane

Siatkarze rozbili Brazylię, ale najwięcej mówi się o igrzyskach. Bołądź wywalczył bilet do Paryża?

Jakub Radomski
3
Siatkarze rozbili Brazylię, ale najwięcej mówi się o igrzyskach. Bołądź wywalczył bilet do Paryża?

Lekkoatletyka

Polecane

Siatkarze rozbili Brazylię, ale najwięcej mówi się o igrzyskach. Bołądź wywalczył bilet do Paryża?

Jakub Radomski
3
Siatkarze rozbili Brazylię, ale najwięcej mówi się o igrzyskach. Bołądź wywalczył bilet do Paryża?
Piłka nożna

Amerykanie ich wyzwolili, a potem najechali. Trudna historia „Los Canaleros”

Patryk Stec
7
Amerykanie ich wyzwolili, a potem najechali. Trudna historia „Los Canaleros”

Komentarze

31 komentarzy

Loading...