Reklama

Arka znów wyłożyła się na ostatniej prostej. Gieksa wraca do Ekstraklasy!

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

26 maja 2024, 17:11 • 6 min czytania 91 komentarzy

Prawie dwadzieścia lat oczekiwali kibice GKS-u Katowice na powrót do Ekstraklasy i wreszcie doczekali się swojego dnia triumfu! Fenomenalna szarża podopiecznych Rafała Góraka w rundzie wiosennej została zwieńczona w najpiękniejszy możliwy sposób – wyjazdowym zwycięstwem nad Arką Gdynia, które pozwoliło katowiczanom wskoczyć rzutem na taśmę na drugie miejsce w pierwszoligowej tabeli. Natomiast przed „żółto-niebieskimi” rywalizacja w barażach, ale nie ma co ukrywać – po zakończeniu dzisiejszego meczu gdynianie leżą na deskach. I trudno będzie im się otrząsnąć na tyle szybko, by udźwignąć ciężar baraży,

Arka znów wyłożyła się na ostatniej prostej. Gieksa wraca do Ekstraklasy!

GKS przetrwał nawałnicę

Z punktu widzenia czysto sportowych emocji, trudno było sobie wyobrazić lepszy scenariusz, niż starcie Arki Gdynia z GKS-em Katowice w ostatniej kolejce zmagań na zapleczu Ekstraklasy. Gospodarze – z przewagą własnego boiska i trzema punktami zaliczki, ale targani wątpliwościami i sfrustrowani po ostatniej porażce w derbach Trójmiasta. Z kolei goście – rozpędzeni, pozytywnie nakręceni całą rundą wiosenną, no ale zmuszeni do tego, by od pierwszego gwizdka z otwartą przyłbicą walczyć o pełną pulę na terenie przeciwnika.

Z ogromnym apetytem wyczekiwaliśmy na ten mecz. I nie ukrywamy, że spodziewaliśmy się niezapomnianego widowiska. Bo w takich okolicznościach poziom piłkarski nierzadko schodzi na dalszy plan, a presja powoduje, że na boisku dzieją się cuda.

Na długo przed pierwszym gwizdkiem sędziego Bartosza Frankowskiego dało się zresztą wyczuć wiszące nad Gdynią napięcie. Na stadionie przy ulicy Olimpijskiej pojawiła się mocna delegacja z Katowic, która już podczas rozgrzewki starła się zaznaczyć swoją obecność na trybunach. Oczywiście gospodarze natychmiast odpowiedzieli własnym zrywem dopingu.

Oczekiwanie na mecz dłużyło się wszystkim niemiłosiernie.

Reklama

I trzeba przyznać, że było na co czekać, bo pierwsza połowa nie zawiodła. Jasne, nie była to może piłkarska uczta – na boisku co chwilę trzeszczały kości po bezpardonowych starciach, a arbiter główny nieustannie wzywał na murawę masażystów. No ale, jako się rzekło, tego można się było spodziewać. Natomiast zawodnicy Arki zrobili naprawdę wiele, by wyjść na prowadzenie już w pierwszych minutach gry. Zepchnęli przyjezdnych do głębokiej defensywy i nacierali raz za razem, kreując sobie całkiem groźne sytuacje w polu karnym GKS-u. Zastanawialiśmy się wówczas, czy „żółto-niebiescy” planują cisnąć na tej intensywności przez cały mecz, czy to tylko zryw wynikający z przedmeczowej pompki. No i okazało się, że raczej to drugie, bo katowiczanie po przetrwaniu początkowej zawieruchy zaczęli przejmować inicjatywę i odgryzać się coraz to niebezpieczniejszymi akcjami w okolicach szesnastki gdynian.

Tylko że goście swój lepszy okres w meczu zdołali spuentować trafieniem. Zresztą całkiem efektownym – w 26. minucie do siatki trafił Adrian Błąd, no i nagle to sytuacja ekipy z Katowic stała się komfortowa, a gospodarzom zaczęły puszczać nerwy.

Chaos, który służył Gieksie

Widać było gołym okiem, że w głowach przedstawicieli Arki wciąż siedzi sytuacja z końcówki derbów Trójmiasta, gdy sędzia nie zdecydował się na podyktowanie rzutu karnego, po którym „żółto-niebiescy” mogliby wyrównać stan meczu na 2:2. Sztab szkoleniowy gdynian, na czele z trenerem Wojciechem Łobodzińskim, kontestował dziś właściwie wszystkie decyzje sędziego Frankowskiego, włącznie z tymi, które nie były nawet szczególnie kontrowersyjne. Wściekali się również sami piłkarze, o kibicach nawet nie wspominając.

Zdecydowanie za dużo było po stronie Arki tej złej krwi i frustracji. Za dużo „sędziowania”, a za mało składnych, spokojnych ataków. Z przymrużeniem oka można zresztą dodać, że w pewnym momencie „żółto-niebiescy” próbowali nawet dokonać „zemsty” na Frankowskim, ale akurat w tym przypadku się przeliczyli, ponieważ – jak się okazało – nie tak łatwo tego sędziego powalić na ziemię.

Reklama

Co gorsza dla Arki, w drugiej odsłonie meczu przebieg gry wcale nie uległ zmianie. Wręcz przeciwnie – spotkanie stało się totalnie chaotyczne, co oczywiście skrzętnie wykorzystywali goście, kradnąc sekundy kiedy tylko się dało. Doprowadzało to oczywiście „żółto-niebieskich” do furii, ale nie potrafili oni przekuć tych emocji na cokolwiek konstruktywnego. Rozczarowywali właściwie wszyscy ofensywni piłkarze gdyńskiej ekipy, może z wyjątkiem Tornike Gaprindaszwilego, który po wejściu z ławki narobił trochę zamieszania na skrzydle. Ale, no właśnie, było to tylko zamieszanie. Indywidualne zrywy, mniej lub bardziej desperackie. Nie było w tym wszystkim zespołowego planu.

Tymczasem Gieksa robiła swoje. Twarda, nieustępliwa postawa w środkowej strefie boiska, wytrącanie rywali z równowagi i czyhanie na kontry. Plus nieustanne prośby o interwencję medyczną, które jeszcze bardziej zakłócały ten i tak przecież mocno szarpany mecz.

Nie było zwrotu akcji

Jeśli kibice z Gdyni wierzyli, że Arka pozostawiła to co najlepsze na samą końcówkę dzisiejszego starcia, to naturalnie byli w błędzie. Końcowa faza meczu nie przyniosła bowiem żadnego spektakularnego comebacku gospodarzy, żadnego strzału rozpaczy w samo okienko. „Żółto-niebiescy” parokrotnie zagrozili bramce katowiczan, ale też nie przesadzajmy – Dawid Kudła nie miał wielkich powodów do nerwowości. Generalnie większość uderzeń w tym meczu lądowała bezpiecznie w jego koszyczku, bo znakomicie się ustawiał.

W ogóle jeśli chodzi o – ujmijmy to – emocjonalne podejście do dzisiejszego spotkania, to po zawodnikach GKS-u widać było pełen spokój i koncentrację na realizacji przedmeczowych założeń. Doskonałą robotę w tym aspekcie wykonał trener Rafał Górak. Choć nim samym akurat ewidentnie targały ogromne emocje, które uwidaczniały się tym mocniej, im bliżej było ostatniego gwizdka arbitra. Szkoleniowiec prawie wyszedł z siebie, gdy jego zawodnicy w doliczonym czasie gry nie wykorzystali dwustuprocentowej szansy na drugie trafienie.

Po zakończeniu spotkania Górak mógł jednak wznieść ręce w geście triumfu, podobnie jak jego podopieczni i wszyscy kibice GKS-u Katowice. Trwająca blisko dwie dekady tułaczka Gieksy po niższych ligach dobiega dzisiaj końca i ekipa z Górnego Śląska może świętować awans do Ekstraklasy. Awans, dodajmy, w pełni zasłużony, bo katowiczanie w rundzie wiosennej punktowali wręcz fenomenalnie, kilka meczów wygrali z ogromnym przytupem, no a dzisiaj dowiedli swojej wyższości nad bezpośrednim konkurentem w wyścigu o drugą lokatę.

Czego chcieć więcej?

Natomiast Arce nie pomogły wulgarne tyrady kiboli, nazywane dla zmyłki „rozmową motywacyjną”. Przed gdynianami kolejne baraże, które w ostatnich latach kończyły się ich bolesnymi klęskami. Teoretycznie – „żółto-niebiescy” nadal są w grze, nadal wszystko jest możliwe. Ale nie ma co ukrywać, że po zakończeniu meczu na stadionie w Gdyni zapanowała pogrzebowa atmosfera. Arka czuje się przegrana.

ARKA GDYNIA – GKS KATOWICE 0:1

A. Błąd 26′

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Kowal po Holandii: Lubimy się cieszyć z porażek

redakcja
2
Kowal po Holandii: Lubimy się cieszyć z porażek
EURO 2024

Belgia w finale EURO 1980. Powrót „Generała”, zawistni Włosi i konflikt o premie

Michał Kołkowski
0
Belgia w finale EURO 1980. Powrót „Generała”, zawistni Włosi i konflikt o premie
EURO 2024

Lewandowski i Salamon na badaniach. Kolejne problemy w kadrze Polski

Szymon Janczyk
0
Lewandowski i Salamon na badaniach. Kolejne problemy w kadrze Polski

1 liga

EURO 2024

Kowal po Holandii: Lubimy się cieszyć z porażek

redakcja
2
Kowal po Holandii: Lubimy się cieszyć z porażek
EURO 2024

Belgia w finale EURO 1980. Powrót „Generała”, zawistni Włosi i konflikt o premie

Michał Kołkowski
0
Belgia w finale EURO 1980. Powrót „Generała”, zawistni Włosi i konflikt o premie
EURO 2024

Lewandowski i Salamon na badaniach. Kolejne problemy w kadrze Polski

Szymon Janczyk
0
Lewandowski i Salamon na badaniach. Kolejne problemy w kadrze Polski

Komentarze

91 komentarzy

Loading...