Reklama

Okolie niczym mroczny lord, Różański załamany po klęsce. Reportaż z Rzeszowa

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

25 maja 2024, 10:44 • 10 min czytania 9 komentarzy

Jako całe wydarzenie, KnockOut Boxing Night 35 to nie była zła gala. Może zorganizowana w dość kameralnej hali Podpromie, ale za to takiej, w której nie brakowało klimatu. Podobnie jak ciekawych nazwisk i efektownych nokautów. Lecz uczestniczenie w tego typu widowiskach jest trochę jak wyjście do restauracji. Co z tego, że klimat wam się podoba, że przystawki były zjadliwe, skoro o daniu głównym wolelibyście jak najszybciej zapomnieć, bo na samą myśl macie niestrawność? – Kurwa, szczerze powiedziawszy to jestem załamany, trzymałem za niego kciuki, byłem pod samym ringiem. Liczyłem, że Łukasz wyjdzie, zmiecie, wygra i będzie „And still…” – mówił na gorąco po walce Łukasza Różańskiego z Lawrencem Okolie Krzysztof Włodarczyk. A Polak, który już w pierwszej rundzie stracił pas mistrza świata WBC wagi bridger, ze łzami w oczach powiedział tylko: – Przepraszam…

Okolie niczym mroczny lord, Różański załamany po klęsce. Reportaż z Rzeszowa

Kiedy zastanawiam się nad tym, co właściwie wydarzyło się w piątkowy wieczór, trochę zaczynam współczuć pozostałym bohaterom tego widowiska. Niektórzy z nich dali fajne walki. Jak Jan Czerklewicz, który wypunktował Paula Venezuelę Cuestę, czy też Fiodor Czerkaszyn, który w siódmej rundzie zmusił narożnik Jorge Coty do poddania swojego zawodnika. Z kolei Ihosvany Rafael Garcia w drugiej rundzie w efektownym stylu rozprawił się z Łukaszem Pławeckim, którego wręcz wyrzucił za liny ringu.

Po walce wieczoru o tych występach nikt nie będzie pamiętał. I trudno się dziwić.

Reklama

Nie oszukujmy się – hala Podpromie to nie jest obiekt, który swoją wielkością czy infrastrukturą zalicza się do czołówki tego typu budynków w Polsce. Z tego względu trochę dziwiła mnie decyzja o tym, by Łukasz Różański przystępował do pierwszej obrony pasa WBC akurat w stolicy Podkarpacia. Marketingowo miał potencjał na to, by zapełnić większy obiekt.

Ale on musi tutaj się bić. To jego dom, tu czuje się najlepiej, ta hala go niesie – usłyszałem od jednego z dziennikarzy. Jak okropnie szybko zestarzały się te słowa…

Choć rzeczywiście, pomimo tego, że cena biletów zaczynała się od przeszło trzystu złotych, rzeszowski obiekt wypełnił się polskimi fanami boksu i krajanami Łukasza. A ci potrafili zrobić hałas.

***

Na Podpromie Lawrence Okolie przybył zadziwiająco wcześnie. Z reguły bowiem pięściarze występujący w walkach wieczoru, pojawiają się na terenie widowiska niemalże w ostatnim momencie. Tak, żeby tylko wyrobić się z wszelkimi formalnościami, przeprowadzić krótką rozgrzewkę i zrobić swoją robotę. Brytyjczyk jednak kręcił się ze swoją ekipą po hali już przed godziną 21:00. W kuluarach mówiło się, że 31-letni pretendent, który pierwszy raz w życiu walczył poza granicami swojego kraju, pragnął poczuć atmosferę obiektu. Czy to dlatego, że posłuchał słów Alena Babicia, w walce z którym Różański zdobył pas WBC? Przypomnijmy, że Chorwat po błyskawicznej porażce w pierwszej rundzie na G2A Arenie w podrzeszowskiej Jasionce tłumaczył swoją słabą postawę faktem, że w Polsce odczuwał wrogość względem swojej osoby.

Reklama

Czy Okolie mógł powiedzieć to samo o sobie? Nie wydaje mi się. Oczywiście kiedy spiker w ringu wyczytywał jego nazwisko, publika zareagowała na nie falą gwizdów. Ale już podczas odgrywania brytyjskiego hymnu, swoją dezaprobatę wyrażały tylko pojedyncze osoby. Zatem jako przyjezdny nie spotkał się ze szczególną sympatią, ale wszystko odbyło się w granicach normy. Z pewnością jednak reakcjom fanów na jego osobę daleko było do wrogości. A przecież mieli oni powody, by nie przepadać za Brytyjczykiem. Konkretnie, nawet pięć takich powodów. Tylu bowiem polskich pięściarzy w swojej karierze pokonał Okolie. Jeszcze żaden z naszych rodaków nie znalazł na niego sposobu.

Kiedy Okolie przechadzał się po hali przed walką, sam zdałem sobie sprawę z tego, jak wielkie wyzwanie czeka Łukasza Różańskiego. Dosłownie. Tu odrobina prywaty: miałem okazję obserwować z bliska sportowców, którzy są naprawdę wielkimi chłopiskami. Takich jak chociażby Bartosz Kurek czy Marcin Gortat. Ale żaden z nich nie robił takiego wrażenia swoją posturą, jak Okolie. Limit kategorii bridger wynosi 101,4 kilograma. Zwykle jednak, kiedy zawodnicy wyrabiają się ze swoją wagą, w dniu walki realnie wnoszą do ringu kilka kilogramów więcej. Lawrence w piątkowy wieczór podobno ważył nawet 108 kilo. I to było widać. Pochodzący z Nigerii pięściarz był niesamowicie napakowany. Buszując w okolicach rzeszowskiego obiektu w wielkich słuchawkach i czarnym stroju, wyglądał niczym lord Sithów przechadzający się po terytorium, które za chwile podbije ku chwale Imperium. Z tym że brytyjskiego.

***

Czy zatem można było spodziewać się tego, że Łukasz Różański polegnie dziś w walce o pas? Tak, można było. W końcu we wskazaniach bukmacherów to pretendent był faworytem tego starcia. I jasne, dzień po walce można nazywać Polaka pięściarzem technicznie ograniczonym. Ale na papierze 38-latek też miał swoje atuty. Mocne uderzenie. Wywieranie presji na rywalu. Niezłe kombinacje. Narracja o możliwym korzystnym dla Łukasza przebiegu walki wynikała w dużej mierze ze spoglądania na pojedynek sercem, nie rozumem. Ale to wszystko co wymieniliśmy, u Polaka mogło zagrać, w jakiś sposób przeciwstawić się atutom Brytyjczyka, którymi miały być przede wszystkim warunki fizyczne, ale też brudny boks. Spora liczba klinczów. Czy nawet ciosy na granicy faulu.

Jednak chyba nikt nie spodziewał się tego, że Okolie wręcz zmiecie Różańskiego z ringu. Bartek Szczęśniak, zapewne znany wam bardziej jako Mietczyński, napisał na X z przekąsem, że to była fajna nostalgiczna walka w klimacie Andrzeja Gołoty. I trafił tym porównaniem w punkt. Oczekiwania były bowiem spore. Nawet nie dotyczyły samej wygranej, co po prostu tego, że Różański da dobry pojedynek. A nie dał nawet dobrej rundy.

Już pierwsze ciosy na korpus Polaka zostawiły na jego tułowiu spory czerwony ślad. Następnie Okolie poczęstował Różańskiego solidnym prawym, który przesunął mistrza z ringu o dobrych kilka metrów. Później Polak zasygnalizował, że dostał cios w tył głowy. Ale też nie było to uderzenie intencjonalne i trudno było oczekiwać od doświadczonego arbitra ringowego Daniela Van de Wiele, by ten zakwalifikował to jako faul.

Początek końca nadszedł po dwóch minutach walki. Przy żywiołowym dopingu rzeszowskiej publiczności, Łukasz chciał uderzyć długim lewym. Ale Okolie tylko na to czekał i momentalnie skontrował prawym na szczękę Polaka, ścinając go z nóg. I choć Różański wstał, to chwilę później ponownie był uczestnikiem tego pojedynku z pozycji horyzontalnej. A kiedy sytuacja powtórzyła się po raz trzeci, Van de Wiele słusznie stwierdził, że dalsze kontynuowanie tej egzekucji nie ma sensu.

– Dużo mówiło się o sile ciosu Różańskiego. I to prawda, ale ja trafiałem częściej. […] Wszyscy mówili o moim brudnym boksie, ale ja z dziewiętnastu wygranych walk, czternaście zakończyłem przed czasem. Ludzie zapominają, że mój boks nie jest tylko brudny. Teraz pokazałem im jakim naprawdę jestem pięściarzem – powiedział Lawrence Okolie w wywiadzie dla TVP Sport, którego udzielił jeszcze w ringu. Istotnie, Okolie udowodnił samemu sobie i innym, że przejście do wyższej kategorii wagowej, uwolniło jego potencjał. Kto wie, być może w niedalekiej przyszłości zobaczymy Brytyjczyka w dużym pojedynku wagi ciężkiej. W piątek pokazał, że posiada ku temu doskonałe warunki.

Z kolei zdruzgotany Różański, powstrzymując łzy, po swojej klęsce stwierdził: – Dostałem gdzieś tam uderzenie w tył głowy i było po wszystkim. To był chyba drugi [tego typu cios]. Okolie był silny, zadawał mocne ciosy, było czuć różnicę wagi, która była między nami. Ja miałem 101,5 kilograma, a on miał 108. Kurczę, nie wiem. Też chyba była trema przed wyjściem. Co tu dużo mówić. Chciałem wyzwania, otrzymałem je, nie udało się mu sprostać. Wiedziałem, że to będzie trudna walka, ale nie tak, że zakończy się w pierwszej rundzie.

***

Tuż po pojedynku wraz z innymi dziennikarzami rozmawialiśmy z Krzysztofem Włodarczykiem. Diablo, były mistrz świata WBC kategorii cruiser, także nie krył swojego rozczarowania tym, co zobaczył na Podpromiu. Przy okazji, wrażliwszych czytelników przepraszam za niecenzuralne słowa. W 42-latku buzowały jednak takie emocje, jakby zaraz sam miał wyjść na ring i walczyć.

– Kurwa, szczerze powiedziawszy to jestem załamany, trzymałem za niego kciuki, byłem pod samym ringiem. Liczyłem, że Łukasz wyjdzie, zmiecie, wygra i będzie „And still…”. Jestem w szoku. Spodziewałem się troszeczkę innego Okolie, ale widać, że odrobił pracę domową, przyjechał, zrobił swoje i tyle – mówił zachrypniętym od krzyku głosem Włodarczyk: – Byłem za nim całym sobą. Jakbym mógł, to bym tam wlazł, kurwa, [na ring] i bym za przeproszeniem temu Okoliemu tętnicę, kurwa, przegryzł. Uwierzcie mi, [zrobiłbym to] z takiej… z takiego żalu, smutku i rozczarowania.

Były mistrz WBC nie spodziewał się, że to wszystko może zakończyć się tak prędko: – Ja wiem, pierwszy nokdaun zakończył walkę, ale w pojedynkach bywało różnie. Ludzie padali raz, drugi, trzeci, przewaga nad zawodnikiem który zaliczył deski się zwiększa, a on później wygrywał walkę przed czasem. Są różne anomalie, tu tak samo mogło być, bo Łukasz też nie ma lekkiej ręki i przekonaliśmy się na tle między innymi jego polskich przeciwników, że za przeproszeniem potrafi przypierdolić.

Włodarczyk nie krył przy tym zawodu w kwestii samego stylu w którym Różański chciał boksować: – Myślałem, że Łukasz włączy rotacje, uniki, coś zupełnie innego, bo wiadomo było, że czeka go ogromny sprawdzian. Wyszła tutaj ogromna dysproporcja techniki.

Zapytany o to, czy może w tej walce problemem Różańskiego była również znaczna przewaga warunków fizycznych Okoliego, Włodarczyk odparł: – Warunki fizyczne to jedna kwestia, ale mieliśmy wielu wspaniałych pięściarzy w kategorii ciężkiej, którzy byli o głowę niżsi od przeciwników a obskakiwali ich ruchliwością, siłą ciosu i dynamiką, która w późniejszych rundach robiła ogromne znaczenie. Mike Tyson zawsze był niższy od swoich rywali, choć nie mogę porównywać Tysona do Łukasza…

I tu trudno się z Włodarczykiem nie zgodzić. Wprawdzie Mike Tyson to bokserski idol Różańskiego, ale pod względem umiejętności dzieli ich przepaść. No i w piątek Łukasz boleśnie przekonał się o maksymie, którą niegdyś wypowiedział Żelazny Mike – w ringu każdy ma jakiś plan, dopóki nie dostanie w łeb.

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

No właśnie – plan walki. Jeżeli jakikolwiek był w wykonaniu Łukasza, to był on zły. Ale może właśnie problem tkwił w samym zawodniku? Może przyczyn takiej porażki należy szukać w tym, co działo się wokół polskiego mistrza w tym roku? W końcu Różański w listopadzie stracił trenera Mariana Basiaka. 83-letni szkoleniowiec trenował go od 2005 roku.

Włodarczyk: – Na pewno wszystko zaważyło na takim przebiegu walki. Śmierć jego trenera też, bo to osłabia, kiedy jest się z człowiekiem piętnaście czy dwadzieścia lat. Jeszcze niedawno urodziło mu się dziecko. To przygotowanie powinno być zupełnie inaczej zrobione. On powinien być poza domem, skoncentrować się na tym, co dla niego najważniejsze i tyle. Tak jak to zrobił Oleksandr Usyk, który przygotowywał się do walki we Wrocławiu. Ukrainiec wyjechał z domu, odciął się od wszystkiego i tak to powinno wyglądać.

Wniosek o wpływie dziecka na formę pięściarza jest szczególnie ciekawy. Witalij Kliczko powiedział kiedyś, że ojcowie w ringu biją mocniej. Ale Krzysztof Włodarczyk ma zupełnie inne zdanie na temat dyspozycji ojców pomiędzy linami: – Uwierzcie mi, dziecko rozmiękcza. Wchodzisz do domu, ono cię całuje, przytula, mówi „tatuś, kocham cię”, przychodzi z przedszkola, wpada ci w ramiona. Boże drogi, kurwa, ja nigdy tego nie zaznałem, dopiero teraz czuję prawdziwe ojcostwo. Nie ma czegoś takiego, żeby zawodnik z małym dzieckiem w domu mógł się skupić na swojej pracy. Poza salą treningową dopada cię codzienność.

Zdaniem byłego czempiona WBC wagi cruiser, Różański może jednak udanie powrócić do boksu. Nawet po tak bolesnej porażce: – Łukasz nie jest wyboksowaną osobą. Moim zdaniem jeszcze ma czas, by spróbować zaboksować o jakikolwiek pas w kategorii bridger. Jeśli się nie mylę, federacja WBA wdrożyła już tę kategorię wagową, więc miejmy nadzieję, że Polak będzie miał okazję walczyć o inny pas.

Sam Różański na gorąco po pojedynku nie chciał jednak opisywać swojej przeszłości: – W niedługim czasie okaże się, jak to wszystko będzie wyglądało. Co mogę powiedzieć [o tej walce]? Przepraszam… – powiedział załamany.

I trudno, by miał tu dodać cokolwiek innego. Bo o ile porażka w starciu z Okoliem była do przewidzenia, to za klęskę w takim stylu, przed własną publicznością, wypadało mu tylko przeprosić.

SZYMON SZCZEPANIK

Zdjęcie główne – Newspix. Zdjęcia w artykule – materiały własne

Czytaj więcej o boksie:

 

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Tysiące Polaków bez dostępu do meczu. Kwiatkowski się tłumaczy

Patryk Stec
1
Tysiące Polaków bez dostępu do meczu. Kwiatkowski się tłumaczy

Boks

EURO 2024

Tysiące Polaków bez dostępu do meczu. Kwiatkowski się tłumaczy

Patryk Stec
1
Tysiące Polaków bez dostępu do meczu. Kwiatkowski się tłumaczy

Komentarze

9 komentarzy

Loading...