Reklama

Skorża, Frederiksen czy ktoś inny? Lech Poznań i poszukiwanie trenera idealnego

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

12 maja 2024, 08:34 • 21 min czytania 44 komentarzy

Niels Frederiksen został nowym trenerem Lecha Poznań, jednak nazwisko to tylko wierzchołek góry lodowej całego procesu wyboru szkoleniowca przez Kolejorza. Zaglądamy za kulisy selekcji, odpowiadając na pytanie, kogo właściwie szuka klub z Wielkopolski? Jakie cechy powinien posiadać trener Lecha, czym powinny charakteryzować się jego zespoły? Czy Frederiksen pasuje do filozofii poznaniaków, czy jego styl pokrywa się z tym, co oferował Maciej Skorża, któremu przed Bułgarską można postawić pomnik? Dylematy rozstrzyga z nami „Analytics FC”, uznana na całym świecie firma, która zajmuje się m.in. profilowaniem trenerów i pomaga klubom w znalezieniu odpowiedniego szkoleniowca.

Skorża, Frederiksen czy ktoś inny? Lech Poznań i poszukiwanie trenera idealnego

Procesy wyborów kolejnych trenerów Lecha Poznań od dawna wyglądają ciekawie, zaczynając od tego, czemu w ogóle John van den Brom dostał pracę w Kolejorzu i dlaczego ją stracił. Szukając kogoś, kto — w uproszczeniu — nie będzie przeszkadzał, klub postawił na człowieka zupełnie innego od Macieja Skorży. Zwolniono go zaś, kiedy jego podejście przestało działać na piłkarzy, którzy otwarcie zarzucali mu przedkładanie relacji międzyludzkich nad sprawy boiskowe. Atut Holendra zamienił się więc w broń, która ścięła jego głowę.

Lech dał sobie wówczas czas, licząc na to, że po pierwsze liga będzie na tyle słaba, że mistrzostwo Polski uda się zdobyć niewielkim nakładem sił (diagnoza była trafna, ale diagnostę zadanie i tak może przerosnąć), a po drugie — i ważniejsze — że Maciej Skorża zmieni zdanie i zdecyduje się na powrót do Poznania.

Właśnie dlatego fakt, że na koniec Kolejorz zatrudnia szkoleniowca, który pozostawał bez pracy od 2022 roku, nie jest aż tak absurdalny. Skoro do samego końca liczono na Skorżę — dopiero co informowaliśmy o niedawnej, kolejnej próbie przekonania go do powrotu — to dostępność Frederiksena w styczniu, lutym czy nawet marcu nie miała większego znaczenia.

W międzyczasie Lech planował jednak to, co zrobić, jeśli opcja numer jeden nie wypali. Zatrudnił firmę zewnętrzną, która pomogła ocenić kandydatów, ale też przeglądał własne zasoby. Niedawno obserwowaliśmy podobny proces w Wiśle Kraków, co odbiło się szerokim echem na całym świecie. W przypadku Kolejorza ten aspekt potraktowano raczej jak ciekawostkę, tymczasem biorąc pod uwagę możliwości poznaniaków, powinno być dokładnie odwrotnie.

Reklama

Bo Lech znalazł się w miejscu, w którym wybór dalszej ścieżki waży wiele — następca przejmie drużynę w momencie, gdy będzie mógł przebudować kadrę na swoją modłę, co w połączeniu z warunkami oferowanymi przez klub z Wielkopolski, sprawia, że posada trenera Kolejorza jest bardziej atrakcyjna, niż może się wydawać.

Niels Frederiksen – trener skrojony pod upodobania władz Lecha, niekoniecznie pod pragnienia kibiców

Jakiego trenera szuka Lech Poznań? Czy Niels Frederiksen pasuje do Kolejorza?

Średnio dwadzieścia cztery tysiące osób na trybunach podczas sezonu, w którym w ruch regularnie idzie słynna „mokra szmata”. Trzydzieści jeden tysięcy widzów podczas ubiegłorocznej kampanii w europejskich pucharach — mówimy o fazie grupowej oraz trzech wiosennych meczach. Lech Poznań pozwala regularnie doświadczać otoczki rodem z najlepszych lig w Europie. Gdy do Kolejorza przyjeżdżali pucharowi rywale, zwykle to oni mogli zazdrościć polskiej drużynie warunków — czy to stadionu, czy infrastruktury treningowej, czy akademii.

Właściciele Lecha uchodzą za ludzi, którzy trzy razy oglądają każdą złotówkę i nie są skłonni do wydawania milionów na transfery. To prawda, ale jest też druga strona medalu. Gdy odwiedzaliśmy drużyny Ekstraklasy podczas obozu w Turcji, Kolejorz spał w jednym z najlepszych hoteli. Sytuacja powtarza się zresztą co zgrupowanie. Lech nie oszczędzał też na organizacji podróży pucharowych. Na miejscu do dyspozycji drużyny jest ośrodek dysponujący nowinkami technologicznymi, zimą można trenować na podgrzewanych boiskach, o dietę zawodników dba klubowy kucharz.

Możecie powiedzieć, że to wszystko oczywistości, ale nie w polskich realiach. Organizacyjnie Lech Poznań nie odstaje od Europy i znacznie przewyższa standardy Ekstraklasy. Oszczędność na ruchach do klubu to duży zarzut w stronę władz Kolejorza, bo także dlatego Kolejorz ze wspomnianą Europą sprawdza się tak rzadko. Wszystko, co dookoła, sprawia jednak, że ściągnięcie do Wielkopolski dobrego szkoleniowca nie jest zadaniem niemożliwym do wykonania. Jasne, nie mówimy o nazwiskach pokroju Pascala Jansena, o którym „Sportowe Fakty” pisały w kontekście życzeniowego myślenia, ale na rynku wciąż było lub jest kilka równie ekscytujących nazwisk.

Czy jednym z nich jest Niels Frederiksen? Duńczyk nie ma wybitnego CV, ale jego dokonania nie są też przypadkowe. Istotniejsze od tego, jak go opiszemy, jest jednak to, czy pasuje do konkretnych wymagań Kolejorza, które możemy streścić w kilku punktach:

Reklama
  • preferowany ofensywny styl gry oparty na posiadaniu piłki i wysokim pressingu
  • doświadczenie w europejskich pucharach
  • umiejętność wprowadzania do drużyny i rozwijania młodych zawodników
  • dopasowanie się do korporacyjnej organizacji klubu
  • biegła znajomość języka angielskiego
  • ustawienie drużyny w formacji 4-3-3 lub 4-2-3-1
  • analityczne podejście do pracy
  • niezbyt rozbudowany sztab szkoleniowy: jeden lub dwóch asystentów, reszta dokooptowana przez klub

Jeśli mielibyśmy w jakiś sposób określić słynne „DNA Lecha Poznań”, to wyglądałoby ono mniej więcej w ten sposób. Warto jednak zauważyć, że choć Kolejorz od czasu zatrudnienia Dariusza Żurawia twierdzi, że kieruje się spójną i konkretną filozofią, to jednak kolejni trenerzy dość mocno różnili się w detalach taktycznych.

Najlepiej dopasowanym taktycznie do Lecha szkoleniowcem był Maciej Skorża, bez dwóch zdań. Jego styl odzwierciedlał każdy z wymienionych wyżej wymogów, co możemy dostrzec na radarach, które przygotowała dla nas firma „Analytics FC”. Platforma analizy danych profiluje trenerów z rozróżnieniem tego, jak ich drużyna prezentuje się przeciwko zespołom z dołu stawki, a jak wygląda w starciach z silniejszymi lub porównywalnymi rywalami.

Krótkie omówienie tego, co widzimy wyżej. “Wing play” to miara wykorzystania skrzydłowych w fazie ofensywnej, z kolei „high retention” odnosi się do umiejętności utrzymania piłki na połowie rywala, jak najbliżej jego pola karnego. Pojęcie „crossing” jest dość oczywiste i oznacza częstotliwość dośrodkowań, natomiast „counterpressing” oddaje to, jak często zespół stosuje kontrpressing rywala. “Transitions” opisuje działania po odbiorze piłki (wysoki wynik oznacza szybkie zdobywanie terenu, niski spokojne budowanie ataku), podczas gdy „low block” dotyczy tego, jak nisko ustawia się zespół w fazie defensywnej (im wyższy wynik, tym bardziej „muruje”). Wreszcie „long balls” oraz „deep circulation” określają sposób budowania ataku — częstotliwość zagrywania długich piłek oraz umiejętność budowy ataku pozycyjnego, wymiany piłki.

Mistrzostwo w oparciu o jakość, ale i taktyczny sznyt. Analiza Lecha Poznań

Jak widać, Maciej Skorża w Lechu Poznań stawiał na ataki pozycyjne z wykorzystaniem skrzydeł, wysoki pressing oraz dominowanie przeciwnika. Co więcej, dla jego drużyny nie miało większego znaczenia to, czy gra ze słabym rywalem, czy też z ciut mocniejszą ekipą. Nic więc dziwnego, że Kolejorz ponownie zwrócił się ku niemu. Można odłożyć na bok względy wizerunkowe — rodzina Rutkowskich zapunktowałaby u kibiców — bo Skorża pasuje jak ulał do wizji gry Lecha.

Jak już jednak ustaliliśmy, owa wizja gry wcale nie jest wymogiem sztywnym. Wystarczy zerknąć w wykresy „StatsBomb”, żeby zorientować się, że zarówno poprzedzający kadencję Macieja Skorży Dariusz Żuraw, jak i John van den Brom, który go zastąpił, to trenerzy inni w istotnych detalach. Jeden i drugi znacznie rzadziej korzystali z wysokiego pressingu, który w przypadku drużyny Skorży często przeradzał się w okazje bramkowe.

Od momentu odejścia Macieja Skorży Lech Poznań oddaje coraz mniej strzałów w następstwie odzyskania piłki po wysokim pressingu

Kontrpressingi Lecha Poznań – Maciej Skorża znów wypada najlepiej

Alex Stewart z firmy „Analytics FC” pomaga nam porównać van den Broma oraz Skorżę:

Statystycznie obaj wyglądają dobrze pod względem „deep circulation”. John van den Brom ma blisko 100 przeciwko słabym i mocnym rywalom, czyli jego zespół wymieniał dużo podań w fazie budowania ataku. Drużyna Skorży ma mniejszy wynik, ale to nieduża różnica. Główną różnicą jest to, że zespół Skorży potrafił utrzymać piłkę bardzo wysoko nawet przeciwko dobrym zespołom, podczas gdy van den Brom praktycznie nie stosował kontrpressingu. Są podobnie dobrzy przeciwko słabszym rywalom, ale to Skorża potrafił zdominować przeciwnika na jego połowie, niezależnie od tego, jak dobry był.

Lech Poznań nie działa tak źle, jak się wydaje

Zdaniem eksperta radary zespołu Johna van den Broma wskazują na to, że jego drużyna była spokojniejsza i wolniejsza. Bazowała raczej na długich wymianach piłki niż na energii. Statystycznie kadencja Holendra w Poznaniu wypada nieźle. Stewart mówi nam, że van den Brom podciągnął drużynę w ofensywnie i defensywie. Wykresy faktycznie jednak wykazują pewne różnice między oboma trenerami.

Zostaje jeszcze jedna, bardzo istotna rzecz, której liczby do końca nie zmierzą: styl pracy. Maciej Skorża to taktyk i analityk, człowiek bazujący na boiskowej organizacji opartej na dbaniu o każdy detal. John van den Brom to z kolei trener bazujący raczej na komunikacji i budowaniu pewności siebie u zawodników, zostawiający im więcej luzu i inwencji twórczej na boisku. Jedni mówią, że miał nie przeszkadzać, inni, że piłkarze ustalali taktykę sami. Nieważne, nie trzeba wbijać tu szpileczek. Wystarczy świadomość tego, że było to zupełnie inne podejście.

Oznacza to, że z tą spójną i konkretną filozofią to jednak nie do końca prawda, że ustępstwa są możliwe czy nawet: że są konieczne. O Lechu mówi się, że mimo całego tego planowania i poukładania struktur, narracja bywa dorabiana do efektu, to znaczy: jak coś się wydarzy, to można dopisać do tego teorię potwierdzającą, że tak miało być. Równolegle jednak funkcjonuje narracja — niepopularna wśród kibiców, ale potwierdzana przez środowisko — że powszechna opinia o Kolejorzu jest gorsza od faktycznych działań tego klubu.

Weźmy transfery. Tomasz Rząsa słusznie obrywa za nietrafione ruchy, cały Lech jest równie słusznie punktowany za wieczne zaciskania pasa i brak większego ryzyka. Niedawno jednak porównywaliśmy sposób budowania kadry przez Legię Warszawa do innych czołowych drużyn w ligach 10-25 w Europie. Zakupy Jacka Zielińskiego wypadły fatalnie: tylko jeden klub w stawce rzadziej sięgał po piłkarzy U-23, z kolei gdy mowa o piłkarzach 30+ Legia znalazła się tuż za TOP5. W przypadku kadencji Rząsy proporcje są zdrowsze:

  • 25% transferów to zawodnicy U-23
  • 41% to piłkarze U-25
  • 11% to gracze 30+

Legia Warszawa i Jacek Zieliński. Sztuka stania w miejscu

Zakupów z najniższej kategorii wiekowej powinno być nawet więcej, ale w Wielkopolsce orientują się, że najlepiej stawiać na młodych piłkarzy w ofensywie (ośmiu z jedenastu zawodników U-23 to atakujący) – Afonso Sousa, Gio Citaiszwili czy Kristoffer Velde trafili do drużyny przed 23. urodzinami, z kolei Adriel Ba Loua, Jesper Karlstroem czy Joel Perreira łapali się na kategorię U-25. Nie wszyscy okazali się dobrymi wyborami, ale logika była słuszna i szkoda, że w sezonie 2023/2024 ją porzucono, bo w obecnych rozgrywkach Lech ściągnął praktycznie samych piłkarzy „na już” (od 27. roku życia w górę).

Dygresja: ciężko nie odnieść wrażenia, że problem z docenieniem działań Kolejorza jest efektem zaniedbań samego klubu, któremu notorycznie zdarza się, że pozytywy przechodzą bokiem, a negatywy buchają jak gejzer. Ciężko jednak, żeby było inaczej, skoro spektakularne wpadki zawsze zapadają w pamięci, a wybory takie jak Mariusz Rumak na trenera czy Artur Rudko na bramkarza od samego początku zapowiadały się na wizerunkowe porażki.

Wracając jednak do sedna: mamy dwie narracje o Lechu Poznań, które pasują jak ulał do procesów zmian trenerskich w klubie. Roszady sugerują, że Kolejorz nie jest tak dobrze przygotowany na wszystkie możliwe scenariusze, jak sam wskazywał. Albo nie ma on tak zaawansowanego skautingu szkoleniowców, żeby za każdym razem wyławiać trenera idealnego (czytaj: Skorżę i jego sobowtóry), albo świadomie decyduje się przesuwać suwaki i odbiegać od sztywnych zasad swojej filozofii.

Druga opcja niekoniecznie oznacza coś złego. John van den Brom pomysłem na piłkę niekoniecznie oddawał wizję poprzednika i klubu, ale stwierdzenie, że jego doświadczenie w Europie i styl prowadzenia drużyny pozwolą to zrekompensować, miało podstawy logiczne i potwierdziło się w praktyce. Zawsze z tyłu głowy jest pytanie, czy gdzieś na świecie nie było trenera bliższego ideałowi, który mógłby sprawić, że dobre chwile potrwałyby dłużej, jednak na koniec nie była to decyzja zła do szpiku kości.

Zresztą nie jest powiedziane, że nawet powrót Macieja Skorży nie byłby jakimś nagięciem reguł. Nie chodzi bynajmniej o to, że radomianinowi wcale nie tak daleko do „dyktatorskiego” podejścia Marka Papszuna, ale o jego ostatnią pracę.

Maciej Skorża w Japonii zmienił podejście. Grał bardziej defensywnie, częściej zmuszał rywala do gry w niskim bloku długimi i bezpośrednimi podaniami. Budował ataki od tyłu, ale gdy dostał się z piłką do drugiej tercji, starał się grać bardziej bezpośrednio. To dość nieoczywiste połączenie, dlatego zakładam, że miał on sporo wspólnego z tym, jakim składem dysponował. Jeśli wróciłby do stylu, który prezentował w Lechu, byłby bardzo dobrym wyborem dla każdej drużyny, która chce dominować ligę. Pobyt w Japonii może być jednak czerwoną flagą — czy zdołałby automatycznie wrócić do poprzedniego stylu? – wskazuje Alex Stewart.

Pukając do raju. Maciej Skorża gra o tron w Azji

Czy Niels Frederiksen pasuje do Lecha Poznań? Czym różni się od van den Broma i Skorży?

Różnice między Maciejem Skorżą a Johnem van den Bromem oraz przesuwanie suwaków to temat, który towarzyszy Lechowi Poznań także w kontekście Nielsa Frederiksena. Duński szkoleniowiec we wstępnej analizie nie wypada jak murowany kandydat do nowej roli. Dane „StatsBomb” dotyczące jego kadencji w Broendby IF wskazują, że drużyna — mimo zdobycia mistrzowskiego tytułu — szła w kierunku słabszej gry w obronie i ataku.

To znaczy: Broendby kreowało mniej sytuacji, za to pozwalało na więcej rywalom. Mistrzowski sezon (na grafice pierwszy z lewej) cechowała względna stabilizacja, natomiast potem była już sinusoida nastrojów. Zespół miał jeden naprawdę dobry moment, gry różnica xG była wyraźnie na korzyść Broendby, ale już końcówka rozgrywek to odwrócenie trendu — to wtedy BIF przydarzyła się seria dziesięciu meczów bez zwycięstwa z rzędu, w tym siedmiu kolejnych porażek.

Zwolnienie Frederiksena nastąpiło w chwili, gdy sytuacja w tabeli była naprawdę kiepska (trzecie miejsce od końca), ale szefostwo klubu na pewno nie kierowało się tylko pozycją w stawce. Po pierwsze dlatego, że BIF odważnie stawiało na pracę na zaawansowanych danych, co pozwalało dostrzec więcej niż suchy wynik. Po drugie dlatego, że jak widać na powyższym wykresie — od początku rozgrywek xG rywali Broendby przewyższało ofensywne dokonania chłopców Frederiksena.

Oczywiście trzeba brać poprawkę choćby na ruchy kadrowe, ale o tym wszystkim pisaliśmy szerzej w większej sylwetce Duńczyka. Wracając do wątpliwości: ranking Elo sugeruje nam, że tak jak Maciej Skorża wzniósł wiele drużyn na wyższy poziom, tak Niels Frederiksen wielkiego progresu nie notował, a każdą pracę kończył zostawiając zespół słabszym, niż był. Jeszcze ważniejsze jest jednak porównanie jego sposobu gry z tym, czego szukał Lech Poznań. Wróćmy więc do „Analytics FC” i ich radarów.

Poszczególne definicje już znamy tak jak i wyniki Skorży oraz van den Broma. Możemy zauważyć podobieństwa, ale i wyraźne różnice, które znacząco odstają od modelu gry, na który chce stawiać Lech. Największa dysproporcja dotyczy częstotliwości stosowania wysokiego pressingu i przebywania z piłką na połowie rywala. Zaskakuje, że przeciwko słabszym rywalom Frederiksen wolał spokojnie budować akcje po odbiorze piłki, zamiast szybko zdobywać teren (niski wskaźnik „transition” w porównaniu ze Skorżą).

W fazie budowania ataku Niels Frederiksen skupiał się na dużym posiadaniu piłki. Jego Broendby nie zwykło dominować gry i często przebywać z piłką na połowie rywala, aczkolwiek wysokie posiadanie jej często zmuszało przeciwników do ustawienia się w niskiej obronie. Przeciwnicy jego zespołu rzadko decydowali się na kontrpressing, co sugeruje, że Broendby czuło się pewnie w budowaniu ataku od tyłu — tłumaczy Alex Stewart.

Kolejorz nie zachowuje płynności przy wyborach kolejnych szkoleniowców, między każdym z nich dostrzeżemy różnice. Tylko czemu Lech godzi się na ustępstwa w tak istotnym temacie? Wróćmy do przesuwania suwaków i poświęcania pewnych spraw w imię wyższego dobra. Niels Frederiksen ma kilka mocnych atutów, które zainteresowały działaczy Lecha.

Doświadczenie w pracy z młodzieżą

Młodzieżowe reprezentacje Danii to tylko wisienka na torcie dokonań Frederiksena na tym polu. Przez dwadzieścia lat pełnił w klubach najróżniejsze role od trenowania trampkarzy po dyrektora ds. szkolenia młodzieży.

Zajmował się bezpośrednim zapleczem seniorów w Lyngby, wychował tam Yussufa Poulsena (transfer do RB Lipsk za 1,5 mln euro), Emila Larsena (5 występów w kadrze, transfer za 0,5 mln euro), Andersa Christiansena (5 gier w reprezentacji, transfer za 0,3 mln euro), Christiana Gytkjaera (9 występów w drużynie narodowej) czy Andreasa Bjellanda (29 meczów w kadrze, transfer za 0,3 mln euro) – imponujące jak na wielkość klubu.

Esbjerg to podobna historia i praca z Jonasem Knudsenem (7A), wprowadzanie Martina Braithwaite’a (69A) czy Petera Ankersena (27A). W Broendby stawiał na wielu zawodników, którzy się wybili. Na sprzedaży Anisa Slimane klub zarobił 2,7 mln euro, Morten Frendrup kosztował 3,9 mln euro, Mads Hermansen 7,7 mln euro, Jesper Lindstroem 7 mln euro, do tego kilka mniejszych transferów — to wszystko ludzie, którym szansę dał nowy trener Lecha Poznań.

Jeśli na jakimś polu Duńczyk wyraźnie górował nad konkurencją, to z pewnością na tym.

Pozytywne opinie w środowisku i doświadczenie ekonomisty

Nielsa Frederiksena podobno nie da się nie lubić. Lech Poznań zlecił przygotowanie jego profilu zewnętrznej firmie, która badała nie tylko referencje piłkarskie, ale też feedback ludzi, którzy z nim pracowali. Zresztą — Kolejorz mógł wypytać o Duńczyka nie tylko wspomnianego już Gytkjaera, ale i Kamila Wilczka. Pozytywny charakter nowego szkoleniowca niesie ze sobą pewne ryzyko, bo rozpytując o niego, usłyszeliśmy, że jest wręcz zbyt dobry i zbyt miękki, a w naszym środowisku najlepiej radzą sobie ci, którzy nie dadzą sobie w kaszę dmuchać…

Natomiast dla władz Lecha liczy się to, że skoro każdy świetnie wspomina Frederiksena, niezależnie od swojej roli w zespole, to facet po prostu zna się na rzeczy. Piotrowi Rutkowskiemu trener miał też zaimponować chłodnym, analitycznym podejściem do zawodu, które wiąże się z jego wykształceniem. Nie jest tajemnicą, że Rutkowskiemu bliżej do „zachodniego myślenia” i pod tym kątem Niels podpasował mu wręcz idealnie.

Skandynawskie pochodzenie

Lekceważyć nie można także kontekstu narodowościowego. Lech duńskich zawodników w kadrze nie ma, ale ma czterech Szwedów i Norwega. W dodatku cały czas aktywnie eksploatuje i śledzi północny rynek, więc posiadanie trenera z tych okolic to dodatkowy plus, który może przekonać nowych zawodników do przeprowadzki do Wielkopolski.

Istotne jest także to, że dla Skandynawów praca w Polsce jest bardzo atrakcyjna finansowo. W ojczyznach nie zarabiają źle, jednak muszą płacić wysokie, nawet 50-procentowe podatki. Nad Wisłą mogą liczyć na podobnie lub większe pieniądze, a na ich kontach po odliczeniu należności dla skarbówki, zostaje znacznie więcej pieniędzy.

Dla przybyszy z północy problemu nie stanowi też język, bo angielskim posługują się biegle, więc w szatni szybko będą mogli zbudować pozytywną atmosferę. Pomoże w tym także fakt, że Skandynawowie i Polacy to podobny krąg kulturowy.

Niels Frederiksen według rankingu Elo

***

Niels Frederiksen spełnia wymogi Lecha także w kontekście sztabu szkoleniowego (nie weźmie ze sobą tabunu współpracowników). Duńczyk nie widzi problemu w grze czwórką z tyłu. W międzynarodowych rozgrywkach furory nie zrobił, ale przetarcie w fazie grupowej zaliczył dwukrotnie, więc nie jest też kompletnym nowicjuszem. Lista pozytywów jest więc na tyle długa i konkretna, że na niektóre aspekty faktycznie można było przymknąć oko i stwierdzić, że lepiej wybrać się nie dało.

Damir Rznar, Kosta Runjaić, Daniel Myśliwiec — którzy trenerzy pasują do Lecha Poznań?

Czy aby na pewno się nie dało — każe zapytać wrodzony sceptycyzm? Może jednak nie trzeba było iść na tyle ugód, żeby znaleźć trenera idealnego? Lech Poznań korzystał z doradztwa zewnętrznej firmy, więc i my spytaliśmy „Analytics FC” o to, których szkoleniowców można byłoby polecić klubowi z Wielkopolski na bazie wymienionych wcześniej cech stylu gry pożądanych przez właścicieli Kolejorza.

Alex Stewart prześwietlił rynek i znalazł ciekawych kandydatów. Oczywiście: realistycznych, bo do klubu z Poznania świetnie pasowałby Xabi Alonso, jednak, co tu dużo mówić, ma on obecnie ciekawsze rzeczy do roboty w życiu. Estonia czy Słowenia nie brzmią już jednak jak miejsca, z których nie da się wyciągnąć trenera, więc rozwińmy te wątki.

Styl Damira Krznara odpowiada temu, czego szuka Lech. Co prawda w NK Celje nie jest długo, ale w NK Maribor też wyglądał ok. Ma na koncie sześć mistrzostw Chorwacji z Dinamem Zagrzeb, pracował w tamtejszej akademii, więc wprowadzanie młodzieży nie byłoby dla niego problemem, co jest dodatkowym atutem. Polska liga jest bardziej prestiżowa niż słoweńska, więc mógłby rozważyć zmianę. W kilku poprzednich projektach podobał nam się Juergen Henn, obecnie asystent selekcjonera reprezentacji Estonii. Ma dopiero 36 lat, ale zdobył już cztery mistrzostwa kraju z Florą Tallinn. Jego styl opiera się na wysokim pressingu i fazach przejściowych, więc dobrze się to ogląda. W dodatku potrafi absolutnie zmiażdżyć słabszych rywali i rozwijać młodzież. To ciekawe, nowe nazwisko — wyjaśnia nasz rozmówca.

Krznar właśnie zaklepał mistrzostwo Słowenii z NK Celje, wcześniej wzniósł na wyższy poziom (mowa o rankingu Elo) NK Maribor. Obydwa kluby ochoczo korzystały z jego znajomości bałkańskiego rynku, gdy dokonywały wzmocnień.

Jeśli zaś chodzi o kraje bałtyckie, jeszcze ciekawszą od Henna opcją byłby Valdas Dambrauskas, który profilem pasował także do Wisły Kraków i właśnie wtedy wypłynął w roli kandydata do pracy w Polsce. Biała Gwiazda nie miałaby argumentów, żeby przekonać do siebie Litwina, ale Lech byłby dla niego atrakcyjną opcją. Dambrauskas jeszcze zimą był dostępny na rynku, jednak później zaklepać zdążyła go Omonia Nikozja, gdzie zacznie pracę od nowego sezonu.

47-latek powinien być jednak w notesie każdego właściciela polskiego klubu, zanim na dobre oddali się od naszego poziomu. Zdobywał tytuły na Litwie, Łotwie, w Bułgarii oraz w Chorwacji. Według rankingu Elo notował progres w Goricy, Hajduku Split i OFI Kreta. Jego styl pasuje do Lecha, pracował z młodzieżą w Anglii, jest elastyczny w kwestii ustawienia (grywał i trójką, i czwórką z tyłu).

W książkach telefonicznych naszych działaczy są natomiast Aleksiej Szpilewski oraz Kosta Runjaić. Ten pierwszy w przeszłości już dwukrotnie był rozważany w kontekście pracy w Lechu, ostatnio przed zatrudnieniem Johna van den Broma. Runjaić natomiast był realnym kandydatem już teraz i — jak wyjaśnia nam Alex Stewart — nie był to przypadek, że Niemiec znalazł się na liście Kolejorza.

Jego wpływ na Pogoń Szczecin był pozytywny, bardzo mocny. Na Legię niekoniecznie, ale to może wynikać z tego, że już wcześniej była dobrym zespołem. W Niemczech też szło mu dobrze. Przeciwko drużynom z dołu tabeli przypomina Lecha Skorży, gorzej radził sobie z lepszymi rywalami. Jest elastyczny, lubi operować piłką, ale rzadziej używa kontpressingu. To mniej ekstremalna wersja Macieja Skorży. W Pogoni mógł nie mieć zawodników, którzy byliby w stanie grać w dominujący sposób z silniejszym rywalem albo nie potrafił wprowadzić swojego pomysłu przeciwko lepszym rywalom, ale statystycznie jest to podobny kierunek — wyjaśnia nam ekspert „Analytics FC”.

Rozwój Lecha Poznań za kadencji Dariusza Żurawia, Macieja Skorży, Johna van den Broma i Mariusza Rumaka

Minusem Runjaicia na pewno była kwestia młodzieży — w Pogoni wyglądało to nieźle, w Legii już nie. Mniej logiki z punktu widzenia preferowanego stylu było natomiast w kandydaturze, którą przedstawiły czeskie media. Stewart mówi nam, że Lubos Kozel raczej nie poprawiał wyraźnie swoich drużyn, z wyjątkiem Dukli Praga. To trener zdecydowanie bardziej defensywny, który opiera się na kontratakach, więc nie jest to spójne z profilem pożądanym przez Lecha Poznań.

Co z rynkiem polskim? To temat trudny, bo Kolejorz do polskiej szkoły trenerskiej jest trochę zrażony. Z jednej strony wielbi Macieja Skorżę, ale wydaje się, że rodzina Rutkowskich na pozostałych szkoleniowców patrzy z dużym dystansem i ograniczonym zaufaniem. Na rynku wewnętrznym Lech kandydatów na trenera w zasadzie nie dostrzega. Marka Papszuna skreśla bezkompromisowość, Dawid Szulczek nie pasuje do Kolejorza w zasadzie w żadnym aspekcie: brak doświadczenia, zbyt defensywny styl gry, niewielkie kompetencje w pracy z młodzieżą, a nawet preferowana formacja — to wszystko zupełnie różni się od pomysłu Lecha.

Zdecydowanie bliższym Lechowi trenerem pod tymi wszystkimi względami jest natomiast Daniel Myśliwiec, który zapowiada się na najbardziej rozsądną polską kandydaturę.

Bardzo dobrze radził sobie w Stali Rzeszów. W Widzewie nie jest w stanie dominować rywali tak mocno, ale bardzo dobrze radzi sobie w fazie budowania ataków oraz w kontrpressingu. Zgaduję, że Widzew nie jest po prostu na tyle dobrym zespołem, żeby dominować przeciwników. Ma jeden problem: niezbyt dobrze radzi sobie z utrzymaniem piłki na połowie rywala. Jest też bardziej konserwatywny i defensywny w starciach z lepszymi rywalami. Niemniej to całkiem niezłe dopasowanie — mówi nam Alex Stewart.

Lecha Poznań czeka przebudowa. To szansa dla Nielsa Frederiksena

Jak, mając wszystkie te informacje, rozpatrywać decyzję o zatrudnieniu Nielsa Frederiksena w Lechu Poznań? Trzeba pamiętać, że wsparcie zewnętrznej firmy to nie jest cały arsenał działaczy z Wielkopolski. Kolejorz jest jednym z nielicznych klubów w Polsce, który ma dział data science, co jest już normą w przypadku czołowych drużyn w wyżej rozwiniętych piłkarsko krajach, jak Belgia, Czechy czy Dania.

Co prawda rzeczony dział w Poznaniu to dwie osoby (Bartłomiej Grzelak, szef departamentu, niedawno prowadził nabór; wcześniej w Lechu pracował także Tomasz Piłka) i współpraca z Uniwersytetem Adama Mickiewicza plus dostęp do „StatsBomb” i własne opracowania surowych danych, ale w smutnej rzeczywistości naszego futbolu oznacza to pionierstwo i rolę lidera w dziedzinie — żeby nie było: to zarzut do reszty, nie do Lecha, który przynajmniej coś robi.

Możemy więc zaufać Lechowi, że przy wszystkich zarzutach o czas reakcji i słuszność decyzji o dokończeniu sezonu Mariuszem Rumakiem, faktycznie jednak zrobiono wiele, żeby na końcu wyselekcjonować solidnego fachowca. Być może nie idealnego, ale też całkiem możliwe, że najlepszego spośród dostępnych na rynku trenerów w zasięgu Kolejorza.

Możemy też spodziewać się, że Niels Frederiksen w jakimś stopniu odwzoruje to, jak grał Lech Johna van den Broma — oby ten z najlepszego okresu kadencji Holendra. Kluczem do nakreślenia oczekiwań oraz pomysłu będzie jednak letnie okno transferowe, bo jak wspomnieliśmy na wstępie: nadarza się rzadka okazja, żeby już na wejściu trener mógł dokonać wielu istotnych zmian w składzie zespołu. Raz, że szatnię trzeba przewietrzyć, bo sytuacja ze zwolnieniem van den Broma pokazała, że w niej także leży problem. Dwa, że kilka pozycji i tak nadaje się do gruntownej przebudowy.

Według danych „StatsBomb” Lech ma najstarszy skład w ostatnich czterech sezonach. Więcej niż 1000 minut rozegrało tylko pięciu piłkarzy U-23, ten sam próg minut przekroczyło natomiast sześciu zawodników 30+, przy dwóch kolejnych, którzy zbliżają się do tego wyczynu. Proporcje są więc lekko zachwiane i przyda się lekkie odświeżenie.

Zależy ona także od tego, ilu zawodników Kolejorz pożegna, bo w Wielkopolsce metoda Rakowa, w której niezależnie od tego, jak bolesne może być rozstanie, dopada ono każdego, bez względu na koszty, nie jest stosowana. Lech stara się cokolwiek odzyskać, co czyni wypychanie graczy trudniejszym, ale z drugiej strony potrzeby są tak duże, że tym razem w Poznaniu może panować większy ruch niż zwykle.

Realne zapotrzebowanie zespołu to nowi: lewy obrońca, stoper, ofensywny środkowy pomocnik, dwóch skrzydłowych oraz napastnik, czyli — jeśli każdy wskoczyłby do jedenastki — nawet pół składu. Jeśli letnie okno transferowe skończy się właśnie w ten sposób, Frederiksen z jednej strony będzie miał spory komfort w budowaniu drużyny według swojego pomysłu, ale z drugiej będzie na nim ciążyła większa presja, żeby ten pomysł jak najszybciej objawił się i zaskoczył na boisku.

Sukces na nim jest kluczowy w kontekście tego, czy poznaniacy uwierzą, że Lech robi coś dobrze, bo analizy, dane i tabelki kojarzą im się głównie z „zielonym Excelem”, którego mają — wiadomo co — dosyć.

WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix; dane i grafiki: StatsBomb, Analytics FC

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

44 komentarzy

Loading...