22 lata. Tyle czekali polscy hokeiści na to, by znów zagrać w mistrzostwach świata Elity. Na najwyższy poziom dostali się w zeszłym roku, teraz – w czeskiej Ostrawie, tuż przy granicy – zmierzą się z najlepszymi reprezentacjami świata. Jakie mają z nimi szanse? Na co liczą? I czy ten występ może rozwinąć cały polski hokej?
Reprezentacja Polski w hokeju i MŚ Elity. Historia, nadzieje i szanse na utrzymanie
Dwie dekady rozczarowań
Dawno, dawno temu. Choć to nie bajka i nie za siedmioma górami. Wręcz przeciwnie. Tutaj, na polskiej ziemi, mieliśmy reprezentację w hokeju na lodzie zdolną rywalizować z zespołami ze światowej czołówki. Oczywiście, te najlepsze występy – dwa czwarte miejsce na MŚ – to lata 30. poprzedniego wieku. Czasy na tyle odległe, że niewiele zostało osób, które mogą je pamiętać. Ale nawet w latach 70. był krótki okres – w przerwach od spadania i powracania do Elity – gdy trzy razy z rzędu byliśmy piątą ekipą świata.
Brzmi nieźle, co?
Dziś takie miejsce jest dla nas absolutnie poza zasięgiem. Od początku lat 90. tylko dwukrotnie zagraliśmy w Elicie. W 1992 roku pojechali na mistrzostwa do Czechosłowacji i w grupie pięć razy mocno oberwali. Na otwarcie 0:7 od Szwecji, potem 2:11 z Finami, powalczyli za to z Włochami, ale zawiodła defensywa – skończyło się 5:7, potem wyszło, że to był mecz na wagę utrzymania, jego zwycięzca został w Elicie, przegrany spadł. Ze Stanami Zjednoczonymi Biało-Czerwoni w sumie nie zagrali tak źle, przegrali tylko 0:5. Ale już Niemcy wbili nam 11 bramek. A że stracili jedną, to marne było to pocieszenie.
ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!
Po spadku trzeba było czekać na powrót na najwyższy poziom. Polacy zagrali tam znowu po dekadzie. Znów zaliczyli gładką porażkę z Finlandią (0:8), o bramkę mniej wbiła im Słowacja (0:7), a do tego dorzuciła się Ukraina (0:3). I tak wyglądała faza grupowa. Zero punktów, tyle samo strzelonych bramek, 18 straconych.
Ale to nie był koniec mistrzostw. Nikt jeszcze nie mówił do widzenia.
Polacy trafili bowiem do kolejnej grupy, w której walczyli o miejsca 13-16. W starciach ze Słowenią, Włochami i Japonią zgarnęli cztery punkty, pokonując dwie ostatnie ekipy. Ostatecznie zajęli 14., trzecie od końca, miejsce. I gdyby przepisy były normalne, dałoby im to utrzymanie. W tamtych latach w mistrzostwach zapewnione miejsce miał jednak reprezentant Azji. Przez to Japonia, która w MŚ przegrała wszystkich sześć rozegranych meczów, została na tym poziomie. A Polacy spadli.
Czy losy polskiego hokeja potoczyłyby się inaczej, gdybyśmy wtedy utrzymali się w Elicie? Nie wiadomo. Jest to jednak możliwe. Biało-Czerwoni mieli wtedy całkiem mocną ekipę. Co prawda nie byli w stanie awansować na powrót na najwyższy poziom, ale kilkukrotnie byli o krok od osiągnięcia tego celu. Jak w 2003 roku, gdy lepszy był tylko Kazachstan. Albo dwa lata później, kiedy z naszej grupy Dywizji I do Elity weszli Norwegowie, z którymi w meczu bezpośrednim przegraliśmy po walce, 2:3.
Dobre czasy skończyły się dla polskiego hokeja na początku poprzedniej dekady. W 2011 roku spadliśmy na trzeci poziom mistrzostw. Trzy lata zajął powrót na zaplecze Elity, ale napędzić tym sukcesem się nie udało – w 2018 roku Polacy znowu znaleźli się o szczebel niżej. Zaczęła się przebudowa, mozolne wyszukiwanie zawodników, namawianie do gry w reprezentacji tych, którzy kadrę sobie odpuścili (w dużej mierze ze względu na konflikt z Polskim Związkiem Hokeja na Lodzie) i wprowadzanie młodych.
Efekty były. Już w 2019 roku mogliśmy wrócić na zaplecze, ale pechowo przegraliśmy z Rumunią. W 2020 i 2021 roku szansy nawet nie dostaliśmy – mistrzostwa się nie odbyły z powodu pandemii. Gdy wróciły, Polacy byli już inną reprezentacją. Wygrali wszystkie mecze (w tym jeden po karnych – z Ukrainą) i pewnie weszli na drugi poziom mistrzostw.
A sezon później cieszyli się z awansu na sam szczyt.
Magiczne Nottingham
Już przed turniejem o awans do Elity, wszyscy przekonywali, że Polskę stać na awans. Co prawda na przykład w PZHL się nieco krygowali i mówili, że cel minimum to utrzymanie. Ale nie było wątpliwości, że Polacy mogą powalczyć o więcej. Tym bardziej, że właściwie wszystko im sprzyjało.
W związku z wykluczeniem Rosji i Białorusi z rozgrywek – z powodu inwazji na Ukrainę – zrobiło się w najwyższej dywizji nieco luźniej. Rok wcześniej w dodatku spadły z niej Wielka Brytania i Włochy, ekipy zdecydowanie w zasięgu Polaków, z którymi walkę nawiązywali już w przeszłości. Dobrze ułożył się też terminarz. Na start łatwy mecz z Litwą, potem dwa kluczowe starcia, na które trzeba było rzucić wszystkie siły, a na końcu łatwiejsze pojedynki – Korea Południowa i Rumunia.
Polakom wszystko wyszło dokładnie tak, jak tego chcieli. Gładko wygrali z Litwą. Urwali punkt Wielkiej Brytanii, potem pokonali Włochów – po raz pierwszy od 21 lat. Z Koreą Południową nie przeszkodziło to, że było mało czasu na odpoczynek, a z Rumunią – mimo 0:1 po pierwszej tercji – wygrali bardzo pewnie.
– Panowie, co ja mogę powiedzieć. Po 21 latach wykonaliście wielką rzecz. Dziękuję za zaangażowanie, determinację, poświęcenie i to, co zrobiliście dla polskiego hokeja. Mam nadzieję, że dzięki wam to ruszy do przodu w końcu. Wyście swoją pracę wykonali i za to się wam kłaniam panowie w pas – mówił prezes Mirosław Minkina w szatni Biało-Czerwonych, tuż po awansie.
Co zadecydowało wtedy o awansie? Wszyscy zgodnie mówili, że dwie rzeczy: atmosfera w zespole, team spirit, ale też umiejętność wykorzystania gry w przewadze. Pytamy więc trenera Polaków, Roberta Kalabera, czy to znów będą nasze atuty. A Słowak człowiekiem jest takim, że nie owija w bawełnę.
– Rok temu dużo dała nam gra w przewadze, tak. Ale w tym roku to nie wystarczy. Co do drużyny, to pomysł był taki, by w większości zostawić tych samych zawodników, którzy wywalczyli awans. Doszliśmy do wniosku, że są w stanie grać na poziomie Elity. W czasie turnieju będą małe korekty w taktyce, na pewno, nad wszystkim będziemy pracować. To jedna rzecz. Druga – było duże ciśnienie na zawodnikach, walka o skład. Atmosfera była przez to nieco napięta. Teraz kilku odpadło, będziemy to wszystko budować już w składzie, który wystąpi na mistrzostwach. Tak, aby to wszystko funkcjonowało jak najlepiej – mówił.
Nieco zaprzecza mu jednak… jego własny zawodnik, Paweł Zygmunt, jeden z przedstawicieli młodszego pokolenia, syn olimpijczyka, też związanego z łyżwami, ale szybkimi – Pawła Zygmunta seniora.
– Praktycznie są wszyscy chłopacy, którzy awansowali w Nottingham. Mamy dobrą drużynę, widać u nas ten kolektyw – mówi nam. To ważne, bo przez lata w polskim hokeju z atmosferą było różnie. Wspomnieliśmy już, że część zawodników w ogóle nie chciała na kadrę przyjeżdżać, była w konflikcie ze związkiem. Atmosfera w końcu się oczyściła i stworzono kadrę, która ostatecznie awansowała na mistrzostwa świata Elity. Duża w tym zasługa też trenera Kalabera (ale że on sam oddaje zasługi, wspomnijmy, że świetną pracę wykonywał przed nim Tomasz Valtonen), którego nominacja na stanowisko była przecież niespodziewana. Ale on od początku miał jasny cel.
– Gdy podpisałem kontrakt, mówiłem, że Polska nie należy do Dywizji A2. Od razu chcieliśmy awansować do A1, a potem walczyć o Elitę – mówi. I kontynuuje: – Wiadomo jednak, że to wielka sprawa, jechać na mistrzostwa Elity po 22 latach. Każdy mecz, każda jedna akcja da tym zawodnikom bardzo dużo. Mamy graczy, którzy będą walczyć o to, by ktoś ich zauważył, mamy też takich, którzy mają już dużo lat na karku, a na takiej imprezie jeszcze nie występowali. Jest to niesamowita sytuacja dla tych chłopaków. Wszyscy się na to bardzo cieszymy i sami jesteśmy ciekawi, jak będziemy się prezentować i na co nas stać. Turniej zweryfikuje nas i nasze marzenia. Na razie zrobiliśmy kawał dobrej roboty, mieliśmy świetne warunki do pracy w trakcie przygotowań, niczego nam nie brakowało.
No to pogadajmy właśnie o przygotowaniach.
Porażka za porażką, ale to nic złego
Dwa razy z Węgrami. Potem dwukrotnie ze Słowenią, dwa razy też z Wielką Brytanią i po jednym meczu ze Słowacją oraz Danią. Tak prezentował się plan przygotowań Polaków do mistrzostw świata Elity. Wygrali tylko dwa pierwsze spotkania – potem notowali wyłącznie porażki. Czy jednak może nas to zaniepokoić? Nie powinno.
– Graliśmy z ekipami z potencjałem na naszym poziomie lub wyższym – zwłaszcza w końcówce tego okresu, gdy mieliśmy naprawdę mocnych rywali i zderzaliśmy się z zespołami na poziomie nawet fazy pucharowej mistrzostw świata Elity. Mam tu na myśli Słowację czy Danię. My na tle tych naprawdę mocnych rywali nie wyglądaliśmy źle – mówi Michał Ruszel, współzałożyciel portalu NHLwPL i komentator hokeja na antenie Viaplay. Po czym uzupełnia:
– Ze Słowacją straciliśmy szybko bramki, mecz był właściwie przegrany po pierwszej tercji, ale kolejne dwie nie przynosiły nam wstydu. To było spotkanie na poziomie Elity, tak to wygląda, gdy w mistrzostwach słabsza drużyna gra z mocniejszą. Z Danią mecz był w naszym wykonaniu całkiem niezły, wyrównany, a przecież Duńczycy potrafią robić niespodzianki na poziomie Elity, mają do tego odpowiednich zawodników. Ogółem wynik w tych sparingach był kwestią drugorzędną, bardziej chodzi o to, że utwierdziliśmy się w przekonaniu, że jesteśmy mniej więcej w takiej formie, w jakiej byli beniaminkowie na mistrzostwach w poprzednich latach. Można nas porównać na przykład do Wielkiej Brytanii z 2019 roku, która zresztą zdołała się wtedy utrzymać.
***
MECZE TOWARZYSKIE REPREZENTACJI POLSKI
12.04 Polska 5:2 Węgry
13.04 Polska 6:2 Węgry
18.04 Polska 0:2 Słowenia
19:04 Polska 1:3 Słowenia
26.04 Wielka Brytania 3:1 Polska
27.04 Wielka Brytania 1:1 (2:1 w karnych) Polska
03.05 Słowacja 6:1 Polska
07.05 Polska 1:3 Dania
***
Nad czym Polacy szczególnie pracowali? W sumie nad oczywistościami.
– Nad grą defensywną – mówi Paweł Zygmunt. – Nie oszukujmy się, będziemy się więcej bronić niż atakować. Myślę, że wszystko w tym elemencie będzie dobrze, pokażemy charakter. Tak samo z przodu, gdzie powinniśmy zdobyć tych kilka bramek.
Wtóruje mu trener Biało-Czerwonych, który dodaje – ważne było zgranie chłopaków. Bo część jeszcze niedawno grała w play-offach, głównie w Polsce, niektórzy też jednak – jak Zygmunt – w Czechach czy innych krajach.
– Sparingi dały kilka rzeczy. Byli zawodnicy, którzy nie grali miesiąc przed zgrupowaniem. Inni przyjechali z play-offów, gdy odpadli. A byli i tacy, którzy grali w finale. Musieliśmy ich wszystkich utrzymać na odpowiednim poziomie. To jedna rzecz. Druga – zgranie. Dopasowanie do systemu, którym chcemy grać. Mieliśmy wymagających rywali, staraliśmy się w meczach z nimi wypracować taktykę na mistrzostwa, przetestować różne rozwiązania. Doszła też selekcja, kilku zawodników musieliśmy na ostatniej prostej odrzucić i tak się stało.
Mieszanka na… utrzymanie?
Już podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata Dywizji I mówiono, że skład Polski to właściwie zlepek dwóch pokoleń. Jednego – starszego, które od lat grało w kadrze, ale nigdy nie miało okazji wystąpić na najwyższym poziomie. I drugiego – młodszego, wychowanego już w innych hokejowych realiach, po części poza granicami kraju.
To pierwsze przez lata zwało się „straconym”. Zawodnicy urodzeni w latach 80. byli tak określani, bo choć grać potrafili naprawdę dobrze, to z kadrą niczego nie byli w stanie osiągnąć. Nie wykorzystano ich możliwości, potencjału, przez lata nie zlepiono z nich drużyny na poziomie. Krystian Dziubiński, Marcin Kolusz (kiedyś wybrany nawet w drafcie NHL, choć w drugiej setce), Paweł Dronia. To przede wszystkim o nich mowa, bo grali w Nottingham i zagrają też w Ostrawie.
Dziubiński przed rokiem był najlepszym napastnikiem turnieju. W wieku 35 lat. Kolusz jest jeszcze starszy, Dronia urodził się wraz z końcem PRL-u – w 1989 roku. Sami mówili, że nie podejrzewali, by jeszcze kiedyś mieli zagrać w Elicie. A jednak udało się im tam awansować. A teraz – pojechać. Ale to też zasługa młodszych zawodników, Robert Kalaber dopasował do siebie dwa pokolenia, jakby układał puzzle.
I był w tym naprawdę dobry, bo ostatecznie wszystkie elementy pasowały do siebie idealnie.
***
SKŁAD REPREZENTACJI POLSKI NA MŚ ELITY
Bramkarze: Tomas Fucik (GKS Tychy), John Murray (GKS Katowice), David Zabolotny (EHC Freiburg).
Obrońcy: Mateusz Bryk (GKS Tychy), Bartosz Ciura (GKS Tychy), Paweł Dronia (Ravensburg Towerstars), Kamil Górny (JKH GKS Jastrzębie), Marcin Kolusz (JKH GKS Jastrzębie), Arkadiusz Kostek (JKH GKS Jastrzębie), Maciej Kruczek (GKS Katowice), Patryk Wajda (JKH GKS Jastrzębie), Jakub Wanacki (GKS Katowice).
Napastnicy: Krystian Dziubiński (Re-Plast Unia Oświęcim), Bartosz Fraszko (GKS Katowice), Filip Komorski (GKS Tychy), Patryk Krężołek (Zagłębie Sosnowiec), Alan Łyszczarczyk (GKS Tychy), Krzysztof Maciaś (Prince Albert Raiders), Mateusz Michalski (GKS Katowice), Grzegorz Pasiut (GKS Katowice), Dominik Paś (JKH GKS Jastrzębie), Maciej Urbanowicz (JKH GKS Jastrzębie), Kamil Wałęga (HC Ocelari Trzyniec), Patryk Wronka (PZU Podhale Nowy Targ), Paweł Zygmunt (HC Litvinov).
***
Z młodszego pokolenia do kadry weszli i już z niej nie wychodzą gracze tacy jak Paweł Zygmunt, Alan Łyszczarczyk (próbował swoich sił w USA, choć na trzecim „poziomie” tamtejszej drabinki ligowej), Krzysztof Maciaś (gra za Oceanem, w kanadyjskim Prince Albert Raiders) czy Kamil Wałęga. Wszyscy oni mają zagraniczne doświadczenia, zresztą – poza Łyszczarczykiem, obecnie zawodnikiem GKS-u Tychy – aktualnie grają w klubach spoza polskiej ligi.
To równocześnie zawodnicy, którzy rozumieją, że już nie są tylko młodzieżą, a stają się liderami kadry. – Oczywiście, staramy się jak najlepiej reprezentować nasz kraj. Staramy się być liderami na lodzie i tam to właśnie pokazywać. Mam nadzieję, że to widać – mówi Paweł Zygmunt. Czy faktycznie widać? No widać. W Nottingham wszyscy to pokazali, teraz liczą, że uda im się to zrobić ponownie. Jeszcze ze „starszakami” w składzie, ale wiedzą, że za kilka lat tych już w kadrze nie będzie.
Paweł Zygmunt. Fot. Newspix
Rozumieją też, że dla nich mistrzostwa to ogromna szansa. Na pokazanie się, złapanie lepszych kontraktów, wyjazd do najlepszych lig i klubów. Elitę obserwują przecież skauci z całego świata, wiele można tam ugrać.
– Każdy ma swoje marzenia. Ktoś kończy karierę najlepszą imprezą w życiu, a ktoś może tę poważną karierę tak rozpoczynać. Za występem tam może pójść coś więcej. To niesamowita okazja dla wszystkich – mówi Robert Kalaber.
Główna motywacja jest jednak u wszystkich taka sama – utrzymanie się dla Polski i polskiego hokeja. Ale by to zrobić, trzeba będzie wygrać co najmniej jeden mecz, a może i więcej. Czy nas na to stać?
Rywale, czyli gdzie szukać szans?
Na mistrzostwach Polacy rozegrają siedem spotkań. Kilka z nich w teorii z góry można spisać na straty. To między innymi mecze ze Słowacją, Niemcami czy USA, mimo że Amerykanie na MŚ – już tradycyjnie – wysyłają raczej drugi garnitur, bo większość ich gwiazd nadal gra w play-offach NHL lub dopiero co z nich odpadła.
A dlaczego użyliśmy sformułowania „w teorii”? No bo w kadrze zapewniają, że to nie tak, że te mecze odpuszczą.
– Te spotkania postaramy się rozpocząć od stanu 0:0 w głowach i jak najdłużej utrzymać ten wynik na lodzie. Może jakimś sposobem wbijemy też gola tak uznanym rywalom. Nie oszukujmy się, to nie są hokejowi przeciwnicy, których możemy zaskoczyć i w ten sposób wygrać. Będzie bardzo trudno, ale na pewno będziemy z nimi walczyć. Spojrzymy im w oczy z odwagą, mimo że to zawodnicy z najwyższej światowej półki, którzy mają mnóstwo jakości. Oni mają walczyć o medale. Jestem ciekaw, jak te mecze będą wyglądać – mówi Kalaber.
Robert Kalaber. Fot. Newspix
Oczywiście, w kadrze równocześnie wszyscy wiedzą, o co walczą. A walczą o to, żeby nie być ostatnią ekipą w grupie i w ten sposób pozostać w Elicie na kolejny rok. – Dla nas już to, że w ogóle możemy zagrać w tych mistrzostwach jest wyróżnieniem. Naszym celem będzie utrzymanie i zaprezentowanie się z jak najlepszej strony – twierdzi Zygmunt.
A jakie Polacy faktycznie mają szanse na utrzymanie? O wyliczenia pokusił się AbsurDB. No i wyszło, że nieprzesadnie duże, ale też nie jesteśmy w beznadziejnym miejscu.
„Według rankingu Elo Polska w ostatnim czasie ma najsilniejszą reprezentację od 1992 roku, gdy graliśmy na mistrzostwach w Czechosłowacji. Niestety – rywale też robią ciągły postęp. Na szczęście nie trafiliśmy na żaden z zespołów czołowej trójki rankingu światowego. Kanada i Finlandia grają w grupie w Pradze z Czechami, a Rosja nie gra w ogóle. Mamy jednak aż pięciu rywali z pierwszej dziesiątki: USA, Szwecję, Słowację, Niemcy i Łotwę. Jeżeli dwa ostatnia kraje wydają się wam najsłabsze z tego grona, to warto zaznaczyć, że na poprzednim turnieju zdobyły odpowiednio srebrny i brązowy medal!
Sprawdziłem co mówi o naszych szansach ranking Elo, który w najlepszym stopniu oddaje siłę drużyn. Otóż jesteśmy zdecydowanie najsłabszą drużyną tych mistrzostw, nawet przy uwzględnieniu najsłabszych w grupie A: Wielkiej Brytanii i Austrii. Nasze szanse w dzisiejszym meczu z Łotwą wynoszą 8%. Ze Słowacją i Niemcami (środa i kolejna sobota) – 5 %. A brak porażki ze Szwecją w niedzielę bądź z USA w piątek byłby sensacją na skalę światową, bo mamy w tych meczach 1% szans.
Szanse Polski na zajęcie w rozpoczynających się Mistrzostwach Świata Elity w hokeju na lodzie miejsca w grupie:
1⃣0%
2⃣0%
3⃣0,2%
4⃣1%(awans do ćwierćfinału)
—
5⃣3%
6⃣11%
7⃣27%
8⃣57% (spadek do I Dywizji)
Szanse na ćwierćfinał:
🇸🇪91%
🇺🇸90%
🇸🇰77%
🇩🇪75%
🇱🇻54%
🇰🇿6%
🇫🇷5%
🇵🇱1%— AbsurDB (@DbAbsur) May 10, 2024
Najważniejsze będą zatem spotkania we wtorek z Francją oraz w poniedziałek 20 maja z Kazachstanem. W obu meczach nasze szanse wynoszą około 30%.
Zrobiłem 10000 symulacji przebiegu mistrzostw i oto wyniki. W uproszczeniu prognozowałem jedynie zwycięzcę meczu bez wchodzenia w szczegóły związane z punktami za wygrane i porażki po dogrywce. Mamy 0,2% szans na zajęcie trzeciego miejsca w grupie oraz 1% na zajęcie czwartego. Piątego? 4%. W 9% przypadków zajęliśmy samodzielnie bezpieczne szóste miejsce, a w 7% wygraliśmy tyle samo spotkań, co dwie inne drużyny – prawie zawsze są to Kazachstan i Francja. O tym, który z trzech zespołów spadnie zdecyduje wówczas bilans spotkań bezpośrednich. 24% scenariuszy to Polska wyprzedzająca dokładnie jednego rywala. W połowie zdarzeń jest to Kazachstan, a w połowie Francja. W aż 55% scenariuszy zajmujemy w grupie samodzielne ostatnie miejsce.
Ze względu na fakt, że trzy najsłabsze zespoły w naszej grupie mogą stracić punkty w meczach między sobą, a mało realne są ich wygrane z pozostałą piątką drużyn, nasze szanse na utrzymanie wynoszą 40%, co nie jest wynikiem katastrofalnym”.
***
TERMINARZ MECZÓW POLAKÓW W CZASIE MŚ ELITY
11 maja 2024 (sobota) Polska — Łotwa (16:20)
12 maja 2024 (niedziela) Szwecja — Polska (20:20)
14 maja 2024 (wtorek) Polska — Francja (20:20)
15 maja 2024 (środa) Słowacja — Polska (20:20)
17 maja 2024 (piątek) Polska — Stany Zjednoczone (20:20)
18 maja 2024 (sobota) Niemcy — Polska (16:20)
20 maja 2024 (poniedziałek) Kazachstan — Polska (20:20)
***
Polakom może – a wręcz powinien – pomóc widoczny powyżej terminarz. Dwa mecze, na które trzeba się szczególnie nastawiać, to spotkania z Francją i Kazachstanem, to po prostu najsłabsi grupowi rywale. Ale Robert Kalaber twierdzi, że nie można mistrzostw podporządkować wyłącznie tym spotkaniom.
– Widzę to inaczej – każdy mecz będzie ważny. Nie patrzę tylko na Francję czy Kazachstan. Tam też są bardzo dobrzy zawodnicy, w Kazachstanie grają hokeiści z mocnych drużyn. Oni są w stanie zrobić świetny wynik w mistrzostwach. Myślę, że musimy do każdego meczu przystąpić tak, jakbyśmy grali o utrzymanie… bo właśnie o nie gramy. Może ktoś nas zlekceważy, komuś nie wyjdzie konkretne spotkanie, ktoś będzie chciał się oszczędzić na inny mecz. Nie możemy liczyć tylko na te dwa mecze – mówi trener Biało-Czerwonych.
Wspomnieliśmy jednak, że pomaga terminarz. Ale jak to robi? Cóż, mistrzostwa zaczniemy od meczu z Łotwą. Nie to, że to ekipa z całą pewnością w naszym zasięgu, ale pierwsze mecze w sporych turniejach potrafią zaskoczyć. Zresztą brązowi medaliści poprzednich mistrzostw (rozgrywanych częściowo w Rydze) w zeszłym roku w grupie mieli nieco problemów. Stąd Michał Ruszel zwraca uwagę na to właśnie spotkanie.
– To może być dla nas nawet najważniejszy mecz. Mamy realne szanse, by pograć w hokej z Francuzami i Kazachami, ale z Łotwą – dlatego, że to pierwszy mecz turnieju – dostajemy niesamowitą okazję. To nie jest hegemon światowego hokeja. Owszem, mieli bardzo udany poprzedni turniej, ale ich potencjał nie sięga kosmicznych wartości. To jest poziom Białorusi, może gorszej Francji czy nieco lepszych Włochów. Jesteśmy w stanie zagrać z nimi dobry mecz, jeżeli nasi bramkarze i obrona wytrzymają wszystko nerwowo w pierwszej tercji. Przeskok nie będzie duży od tego, co zagraliśmy w sparingach, po prostu trzeba jak najdłużej wytrzymać bez straconego gola. Pewnie go w końcu stracimy, ale jeśli nasi chłopcy zobaczą, że mogą grać wyrównaną tercję, to mogą być w stanie uszczknąć punkt. A ten punkt w późniejszej perspektywie może znaczyć naprawdę dużo.
John Murray i Tomas Fucik – dwóch z trzech bramkarzy kadry Polski na MŚ. W Ostrawie w dużej mierze od nich będzie zależeć walka o utrzymanie. Fot. Newspix
Idąc dalej z terminarzem – w pewnym momencie istnienia MŚ światowa federacja stwierdziła, że czasem pod koniec fazy grupowej brakuje emocji. I stąd zaczęła ustawiać na ostatnią kolejkę grupową mecze bezpośrednie dwóch najsłabszych ekip według rankingu. W naszej grupie to starcie Polski z Kazachstanem. Jeśli wszystko wcześniej wydarzy się zgodnie z oczekiwaniami – będzie to mecz o utrzymanie. Możliwe więc, że faktycznie czekają nas emocje do samego końca.
A czy Polacy sobie poradzą? W kadrze wierzą, że tak. I przypominają, że powinni mieć dodatkowy atut. Mecze odbywają się w końcu w Ostrawie, zaraz za polsko-czeską granicą.
– Liczymy bardzo, że na naszych spotkaniach pojawią się polscy kibice i mam nadzieję, że będą naszym siódmym zawodnikiem. Chcemy ich słyszeć na lodzie, niech głośno dopingują – mówi Zygmunt.
Mistrzostwa. Niepowtarzalna okazja
– Na pewno na mistrzostwach każdy będzie chciał się zaprezentować z jak najlepszej strony. Pierwszy raz możemy się pokazać w tym prawdziwym hokejowym świecie, żeby ktoś nas zauważył. Mobilizacja będzie bardzo duża. A jeżeli chodzi o igrzyska – nie udało nam się niestety wejść na turniej, ale wierzę, że za cztery lata będzie lepiej i postaramy się o awans.
To słowa Pawła Zygmunta. Turniej prekwalifikacyjny do igrzysk – rozgrywany początkiem tego roku – faktycznie Biało-Czerwonym się nie udał. Mieli spokojnie wejść do kolejnej fazy kwalifikacji, a przegrali dwa z trzech meczów i szybko dowiedzieli się, że w 2026 roku igrzyska obejrzą sprzed telewizorów. I to marzenie trzeba odłożyć o co najmniej cztery lata. Dlatego tym bardziej zależy im na tym, by świetnie zaprezentować się na MŚ Elity.
Dla polskich hokeistów to niepowtarzalna okazja. Jak mówił Robert Kalaber – każdy ma swoje marzenia. Mogą wśród nich być wyjazd na Zachód, do najmocniejszych klubów. Może nawet za Ocean, choć im starszym się jest, tym o to trudniej. Mistrzostwa świata to okno wystawowe. Jeśli ktoś zagra tam świetny turniej – choć wiadomo, Polacy będą się głównie bronić – to może dostać szansę „awansu” i w karierze klubowej.
Ale o awans walczy tak naprawdę cały polski hokej.
Już po ubiegłorocznych mistrzostwach Dywizji I mówiono, że to szansa, jakiej ten sport w kraju nie miał od dawna. Szansa na wydostanie się z kłopotów, jakie namnożyły się przez lata. PZHL ma 20 milionów złotych długu (spłatę ma rozpocząć w przyszłym roku), meczom ligowym brak transmisji w telewizji (a przecież w polskiej lidze gra większość naszych reprezentantów), z obiektami też bywał różnie. To ostatnie nieco się zaczęło zmieniać. Po Nottingham pozyskano też kilku sponsorów. Ale to tylko początek drogi. Opcjonalne utrzymanie w Elicie bardzo by pomogło w postawieniu kolejnych kroków.
– Nie będę tu przesadnie czarować – mówi Michał Ruszel. – Ten awans do Elity zaliczyliśmy i brawo za to. Ale nie mylmy tego z wielkimi postępami w skali ogólnej, jeśli chodzi o nasz hokej, bo na razie ich nie ma. Fajnie, że pojawiła się ostatnio nowa hala w Sosnowcu czy obiekt w Bytomiu. I dobrze, obyśmy nie grali już w obiektach, które się sypią i właściwie nie nadają do niczego. W planach jest też chyba nowy obiekt w Nowym Targu. Sponsorzy? Też jest jakiś plus, bo coś w tej kwestii zaczęło się dziać. Ale gdy popatrzymy na najważniejsze – przynajmniej dla mnie – kwestie, czyli postęp w organizacji rozgrywek ligowych, dbanie o młodzież, rozwój programów dla zdolnych polskich hokeistów, to tu właściwie nie pojawiły się rozwiązania.
– Natomiast powiedzmy sobie – kontynuuje – że nie wszystko da się rozwiązać w rok. Jasne, wszyscy mówiliśmy, że nie można tego czasu po awansie do Elity zmarnować, ale też nie można zakładać, że tak szybko całkowicie odmienimy nasz hokej. Nie wszystko da się zrobić od razu. Trochę już się udało, na pewno był to ciekawy okres. Teraz hokeiści muszą zawalczyć o to, byśmy na kolejny rok zadomowili się w Elicie. I ten rok byłby wyznacznikiem tego, czy działacze nie przespali tej krótkiej prosperity polskiego hokeja.
Pozostaje więc trzymać nam kciuki. Najpierw za trenera i jego zawodników, a potem – za działaczy. Niech zrobią wszystko, żeby polski hokej postawił kolejny krok do przodu.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix
Czytaj też: