Idealny balans. Mecz, w którym wygrywa delikatny faworyt, tak akurat, by bukmacherzy nie rozpoczęli nagle masowego strajku. I jednocześnie jedno, wielkie zaskoczenie – dla kibiców, żeby mieli o czym rozmawiać przez najbliższe tygodnie.
Zacznijmy od tego pierwszego. Konfrontacja Fiorentiny z Club Brugge pewnie nie przyciągnęła w tym kraju wielu telewidzów, pomimo udziału Michała Skórasia od pierwszej minuty.
A szkoda. Bo to było świetne spotkanie, gdzie obie ekipy miały zamiar spróbować wyszarpać zwycięstwo. Nie wygrać, nie poszukać przewagi. Wprost wyszarpać. Jasny gwint, ledwie pięć minut po rozpoczęciu wynik otworzył Riccardo Sottil. 24-latek jest ostatnio pod formą i zatracił skuteczność, a tu nagle taki ważny gol. Spójrzcie jak uderzył.
Jak on to przymierzył! Riccardo Sottil w kapitalny sposób rozpoczął mecz dla Fiorentiny! pic.twitter.com/WXl5Dtli5x
— Viaplay Sport Polska (@viaplaysportpl) May 2, 2024
Chwilę później wyrównał Hans Vanaken, gwiazda belgijskiej drużyny. I cholera, jeżeli ktoś choćby pobieżnie, przy okazji nadrabiania poczynań Michała Skórasia, zerkał na tę drużynę, doskonale wiedział, że Vanaken trafi z jedenastego metra. Nie mogło być inaczej i inaczej nie było.
Potem trafił Andrea Belotti. Potem nadrobił Igor Thiago. W międzyczasie druga żółta kartka Raphaela Oneydiki. Zwykle byśmy poświęcali każdej z tych akcji osobny akapit, ale dziś? To były zwykłe momenty w meczu. Cios za cios, ząb za ząb… Skóraś za Nielsena. W tym chaosie Polak nie wyróżnił się niczym konkretnym i opuścił boisko w 65. minucie.
🇪🇺 Goal: Andrea Belotti | Fiorentina 2-1 Club Bruggepic.twitter.com/lzktaAIFnA
— FootColic ⚽️ (@FootColic) May 2, 2024
Idealnym podsumowaniem tego meczu jest trafienie M’Bali Nzoli w ostatniej minucie. Jak u Hitchcocka, rozpoczęliśmy trzęsieniem ziemi, a potem napięcie nieustannie rosło.
Fiorentina 3:2 Club Brugge
R. Sottil 5′, A. Belotti 37′ M. N’Zola 90’+1 – H. Vanaken 17′, I. Thiago 63′
Gdy we Włoszech odbywała się uczciwa, bokserska wymiana, to w Anglii oglądaliśmy walkę Muhammada Alego z Arturem Szpilką. No i cóż, czasem bywa i tak, ktoś musi przegrać, żeby ktoś mógł wygrać. Ale w tym wypadku – to sympatyczny “Szpila” brutalnie oklepywał Cassiusa Claya.
Zwykle sukces ma wielu ojców, ale trzeba przyznać, że cała ekipa Olympiakosu znakomicie powstrzymywała zapędy Aston Villi, pracując wspólnie na końcową wiktorię. Tyle że to tylko pomniejsze cegiełki. Prawdziwe laury powinny trafić do Ayouba El Kaabiego. Marokańczyk szalał dziś w Birmingham… Ostatecznie jego licznik zatrzymał się na trzech bramkach.
Jasne, dużo było tutaj pomocy ze strony defensywy gospodarzy. Jedyne, co broni Matty’ego Casha, to to że nie był nawet blisko akcji przy żadnej ze straconych bramek, chociaż nie wiemy czy to coś co działa na jego plus. Polak starał się grać wyżej, oferować więcej opcji z boku boiska. Zamiast tego był po prostu poza tokiem boiskowych wydarzeń.
Aston Villa z początku starała się wrócić do rywalizacji, ale cztery minuty po wyrównaniu Moussy Diaby’ego nadeszła odpowiedź – a jakże – El Kaabiego. W 62. minucie coup de grace zadał Santiago Hezze. Argentyńczyk, który łączony jest z powołaniem do polskiej reprezentacji, został autorem tej śliczności.
Jeżeli zaoferuje takie gole i nam – zapraszamy z otwartymi ramionami.
🇪🇺 Goal: Santiago Hezze | Aston Villa 2-4 Olympiacospic.twitter.com/7oHIUEzxfS
— FootColic ⚽️ (@FootColic) May 2, 2024
Aston Villa 2:4 Olympiakos
O. Watkins 45+1′, M. Diaby 52′ – A. El Kaabi 16′, 29′, 56′, S. Hezze 57′
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Handel narkotykami, próba zabójstwa i miłość do Rosji. Kryminalna ścieżka Promesa
- Tryb: minimalizm. Czy Jacka Zielińskiego można winić za sytuację Legii?
- “VAR zabija futbol. Sędziować mogłaby nawet moja teściowa”
- Sprzedał auta, założył fundację. Jak od 12 lat Subotić pomaga tysiącom osób
- Inne spojrzenie na stawianie na młodzież w Ekstraklasie
Fot. Newspix