Reklama

Inne spojrzenie na stawianie na młodzież w Ekstraklasie

Michał Trela

Autor:Michał Trela

06 marca 2024, 14:35 • 12 min czytania 5 komentarzy

Kto nie ma problemów z wypełnieniem limitu minut młodzieżowców, niekoniecznie stawia na młodzież. Kto może nie wypełnić limitu, niekoniecznie nie będzie miał kogo drogo sprzedać. Średnia wieku czy kwestia młodzieżowców to tylko część prawdy o polityce polskich klubów. Więcej może o niej powiedzieć struktura wiekowa kadr. Jak wygląda w Ekstraklasie?

Inne spojrzenie na stawianie na młodzież w Ekstraklasie

Kilka sezonów obowiązywania przepisu o młodzieżowcu w Ekstraklasie sprawiło, że brak problemów z wypełnieniem limitu utożsamia się często ze stawianiem na młodzież. Zwykle idzie to w parze, ale nie musi. Zdarzały się bowiem przypadki, że klub bezproblemowo osiągał limit 3000 minut, wystawiając jednego młodego zawodnika, otaczanego przez samych doświadczonych. Poza tym przepis o młodzieżowcu służy zabezpieczeniu interesów federacji, której zależy, by po ekstraklasowych boiskach biegali Polacy. Można więc mieć w kadrze wielu młodych zawodników i kompletnie nie wyrabiać limitu młodzieżowców.

Gdy jednak przychodzi do sprzedawania młodych piłkarzy, paszport ma drugorzędne znaczenie. Legia właśnie pobiła klubowy rekord transferowy, sprzedając młodego Albańczyka. Kilka lat wcześniej drogo sprzedała też młodego Słowaka. Górnik skasował zimą sporo pieniędzy za młodego Japończyka, a Stal Mielec rok wcześniej za rozwojowego Bośniaka. Jakkolwiek brutalnie to brzmi dla polskiej piłki, w interesie klubów jest patrzenie na wiek zawodników, których mają w kadrze, ale nie na ich paszport. Ten interesuje bardziej federację. Wypełnienie limitu minut młodzieżowców to więc nie najlepszy miernik tego, czy dany klub stawia na młodzież.

Dobrze widać to nawet na przykładzie obecnego sezonu. Wśród pięciu klubów, w których młodzieżowcy uzbierali najwięcej minut, są Piast Gliwice, Lech Poznań i Jagiellonia Białystok. Żadnego z nich nie ma jednak wśród pięciu klubów z najniższą średnią wieku zawodników biegających po boisku. Raków jest na szarym końcu pod względem minut młodzieżowców, a jednocześnie tylko trzy kluby wystawiają w tym sezonie młodsze składy. Oczywiście, skoro przepis obowiązuje, kluby powinny się starać, by nie musieć płacić kar. Ale znacznie ważniejsze powinno być dla nich zbudowanie kadr o odpowiedniej strukturze wiekowej.

Według danych Transfermarktu, w bieżących rozgrywkach Ekstraklasy najmłodsze drużyny wystawiają Śląsk Wrocław (średnio 25,2) oraz Cracovia (25,3). To jedyne zespoły, których średnia wieku podstawowych jedenastek w skali całego sezonu wynosi mniej niż 26 lat. Kolejne miejsca zajmują Warta Poznań, Raków Częstochowa i Łódzki KS. Na przeciwległym biegunie znajdują się Radomiak, Pogoń Szczecin i Ruch Chorzów, które w tym sezonie grają składami o przeciętnej wieku powyżej 27 lat.

Reklama

W dużej mierze to one wystawiały też najstarsze jedenastki w pojedynczych meczach. Pogoni trzykrotnie pod koniec jesieni zdarzyło się wyjść na mecz składem o średniej wieku 30 lat. Z trzynastu najstarszych wyjściowych składów w tym sezonie Ekstraklasy, dwanaście należy do Portowców. Incydentalnie tylko Stali Mielec zdarzyło się w grudniu zagrać w meczu z Cracovią równie starym składem. Pasy to z kolei zespół, który grywał w tym sezonie najmłodszą jedenastką. W jesiennych meczach z Górnikiem i Lechem Jackowi Zielińskiemu zdarzyło się zejść poniżej 25 lat (24,5 i 24,7). Nikt inny nie miał takiej sytuacji, choć Waldemar Fornalik w Zagłębiu i Jacek Magiera w Śląsku też posyłali czasem składy o średniej wieku 25 lat.

Średnia to nie jest jednak idealne narzędzie, bo może ją łatwo zaburzać pojawienie się kogoś wyjątkowo młodego albo bardzo zaawansowanego wiekowo. Dlatego najwięcej o rzeczywistym wieku wystawianych zawodników powie rozkład wiekowy wszystkich piłkarzy, którzy w tym sezonie zagrali w lidze. Całą kadrę można umownie podzielić na pięć kategorii: gracze U-21, czyli młodzi także w skali europejskiej, wiek rozwojowy (pomiędzy 21 a 24. rokiem życia), wiek dojrzały, szczytowy (25-28 lat), poszczytowy (29-31 lat) i wiek weterana (+32 lata). Analizując, ile minut na boisku spędzają w tym sezonie zawodnicy z każdej z grup, można łatwo zobaczyć, kto zbudował kadrę tak, że ma niezłe perspektywy rozwojowo-sprzedażowe, kto zbudował stabilny kręgosłup z graczy mających przed sobą lata gry, ale już niekoniecznie rozchwytywanych na rynku transferowym, a kogo lada moment czeka wymiana pokoleniowa.

PRAWDZIWA MŁODZIEŻ

Piłkarze, których dziś nazywamy młodzieżowcami, a więc zawodnicy urodzeni w 2002 roku, mają już 22 lata, więc dla klubów z zachodniej Europy wcale nie są już młodymi kupowanymi za potencjał. To wciąż jeszcze gracze rozwojowi, ale tacy, od których będzie się oczekiwać określonych umiejętności już tu i teraz. Za prawdziwie młodych można uznać zawodników, którzy nie ukończyli jeszcze 21 lat. Patrząc na Ekstraklasę pod tym kątem, otrzymuje się zupełnie inny krajobraz. W Piaście Gliwice prowadzącym w klasyfikacji minut młodzieżowców, zawodnicy U21 uzbierali… mniej niż 1% możliwych minut, co jest najniższym wynikiem w stawce. Nastolatkowie najwięcej znaczą w ŁKS-ie i Puszczy Niepołomice, w których uzbierali ponad 10% możliwych minut. To w dużej mierze zasługa bardzo młodych bramkarzy. Aleksander Bobek, czyli numer jeden ŁKS-u, ma 19 lat. Oliwier Zych z Puszczy jest od niego jeszcze kilka miesięcy młodszy. Jeśli chodzi o graczy z pola, najwięcej minut wśród nastolatków uzbierali Tomasz Pieńko z Zagłębia i Łukasz Gerstenstein ze Stali. Wysoko jest też Ante Crnac z Rakowa, który dopiero w grudniu skończył 20 lat.

ROZWOJOWE KADRY

Najwięcej sensu nie ma jednak ściganie się na to, czy ktoś wystawia 18, czy 20-latków, bo w gruncie rzeczy chodzi jedynie o to, by mieć jak najwięcej zawodników z potencjałem sprzedażowym. Umowna granica między w pełni ukształtowanym piłkarzem a takim, co do którego można jeszcze mieć uzasadnione nadzieje, że uda się go dobrze sprzedać, przebiega około 24. roku życia. Mniej więcej w takim momencie kariery wyjechał właśnie z Polski Bartosz Slisz. Nie ma reguły, ale często to ostatni dzwonek, by nie zasiedzieć się w Polsce i mieć jeszcze szansę na pogranie za granicą przez długie lata.

Pod tym kątem na pierwszy plan wybija się kadra Stali Mielec, która przecież nie bryluje pod względem stawiania na młodzieżowców i musiała się ratować w zimie wypożyczeniami Igora Strzałka oraz Maksymiliana Pingota, by wypełnić limit. Jednocześnie jednak jej kadra w aż 50% składa się z zawodników, których jak najbardziej będzie można w przyszłości sprzedać. Ilja Szkurin? 24 lata. Mateusz Kochalski, Koki Hinokio po 23. Kai Meriluoto 21, Gerstenstein 19. Łącznie piłkarze z dwóch najmłodszych grup uzbierali w drużynie Kamila Kieresia blisko 11 tysięcy minut. To zresztą chyba najbardziej osobliwie skonstruowana kadra w Ekstraklasie. Jest w niej wielu względnie młodych piłkarzy i… więcej weteranów niż gdziekolwiek indziej. 38% możliwych minut uzbierali w Stali gracze starsi niż 32 lata – Maciej Domański, Krystian Getinger, Piotr Wlazło czy Mateusz Matras. Stabilny, bardzo doświadczony kręgosłup otoczony piłkarzami, których można spieniężyć. Brzmi jak przepis na regularne zarabianie przy zachowaniu choćby przyzwoitego poziomu zespołu.

Reklama

Podobnie jest zresztą we Wrocławiu, gdzie gra niewielu bardzo młodych piłkarzy, ale wielu, którzy najlepsze wciąż mogą mieć przed sobą. Gracze młodsi niż 25 lat uzbierali w ekipie lidera Ekstraklasy 43% możliwych minut. A weterani, w przeciwieństwie do Stali, tylko 8%. Patrząc na samą strukturę wieku, Śląsk ma naprawdę dobre perspektywy. Wielu z jego zawodników ma szansę stać się jeszcze lepszymi albo przynajmniej przynieść klubowi pieniądze z transferów. Pod tym względem można jeszcze wyróżnić Górnik Zabrze, w którym gracze w wieku rozwojowym rozegrali 39% możliwych minut. Sprzedażowa taśma śląskiego klubu wkrótce pewnie znów wypromuje piłkarzy, na których będzie można zarobić.

MOCNI TU I TERAZ

Polskie kluby dość szybko zorientowały się jednak, że zbudowanie bardzo młodej kadry może zadziałać tylko krótkofalowo. Po wypromowaniu i sprzedaniu kilku wyróżniających się zawodników czeka je kryzys sportowy, który w bardzo wyrównanej lidze może skończyć się zamieszaniem w walkę o utrzymanie. Przeżywał to Górnik w czasach Marcina Brosza. Kto chce sprzedawać, ale jednocześnie w miarę stabilnie stać sportowo, potrzebuje zbudować kręgosłup z graczy, po których kluby zachodniej Europy nie będą przyjeżdżać po każdym udanym kopnięciu piłki. Jednocześnie jednak, mając taką kadrę, trzeba myśleć o sukcesie tu i teraz. Czas nie stoi w miejscu. Jeśli go się nie odniesie, zawodnicy znajdujący się w szczycie formy mogą nagle zacząć obniżać formę, łapać kontuzje, czy popadać w stagnację.

Najbardziej z myślą o zawodnikach już dojrzałych, ale jeszcze niewiekowych kadrę zbudował Raków Częstochowa. Aż 57% ligowych minut u mistrzów Polski uzbierali zawodnicy w wieku 25-28 lat. Tacy w rodzaju Frana Tudora, Vladana Kovacevicia czy Władysława Koczergina. Już doświadczeni, ale mający przed sobą jeszcze lata karier. W Rakowie niewielki udział mają grupy skrajne. Ani minuty w lidze nie rozegrał tam w tym sezonie zawodnik starszy niż 31 lat, co jest ewenementem w skali Ekstraklasy. Najstarszy w szerokiej kadrze Milan Rundić urodził się w 1992 roku i dopiero pod koniec marca skończy 32 lata. Jednocześnie jednak gracze U21 uzbierali tylko 7% minut, co w lwiej części należy do Crnaca oraz Dawida Drachala. Zawodnicy ekipy Dawida Szwargi w znacznej mierze mieszczą się w przedziale wiekowym 21-31 lat. To sprawia, że jeden z najmłodszych trenerów w lidze jest starszy od każdego piłkarza swojego zespołu.

Bardzo zbliżona jest pod tym względem kadra Cracovii, w której gracze w wieku 25-28 lat uzbierali 54% możliwych minut. Od Rakowa Pasy różnią w strukturze detale. Mniej występują tam zawodnicy bardzo młodzi, za to więcej weterani. Z kolei Jacek Zieliński wystawia więcej graczy w wieku rozwojowym (21-24) niż poszczytowym (29-31). To wszystko sprawia jednak, że struktura kadry Cracovii wygląda dość bezpiecznie. Z jednej strony wydaje się, że będzie kogo spieniężać, a z drugiej kręgosłup powinien móc grać ze sobą jeszcze przez wiele lat.

Mniej perspektywicznie wygląda kadra Pogoni. Tam też ponad połowę minut uzbierali zawodnicy, którzy tu i teraz powinni osiągać szczytowy moment karier. W przeciwieństwie jednak do Rakowa i Cracovii, w pozostałych grupach wyraźniejszy przechył jest na graczy starszych. Tylko 14% możliwych minut uzbierali zawodnicy, których można uznać za rozwojowych, czyli do 24. roku życia. Gracze starsi niż 29 lat spędzili na boisku ponad 1/3 możliwego czasu gry w ekipie Portowców. Trudno wyciągać tylko na tej podstawie jakieś kategoryczne wnioski, ale struktura kadry Pogoni jednak sugeruje, by z ukoronowaniem tego projektu, czyli wstawieniem jakiegoś trofeum do gabloty, nie czekać w nieskończoność, bo w Szczecinie raczej prędzej niż później będzie musiało dojść do odmłodzenia składu. A 36-letni Kamil Grosicki niekoniecznie będzie w takiej formie w nieskończoność.

KADRY PO DRUGIEJ STRONIE RZEKI

W ostatnich latach zaskakująco udaną, jak na klub ze środka tabeli, historię sprzedażową udało się zbudować Radomiakowi. Patrząc jednak na to, jak zbudowana jest obecna kadra zespołu, można mieć obawy, czy prędko znajdą się kolejni, którzy, jak Pedro Henrique, Edi Semedo czy Albert Posiadała, przyniosą klubowi przyzwoite pieniądze. Radomiak jest jedynym klubem, który źle wypada w kwestiach wieku drużyny, niezależnie od tego, jakiej miary do tego użyć.

Ma problem z wypełnieniem limitu minut młodzieżowców – po 23 kolejkach wyrobił niespełna 56% normy; by nie musieć płacić żadnej kary, musiałby do końca sezonu wystawiać młodzieżowców przez 120 minut na mecz, a w ostatnich dwóch kolejkach od pierwszej minuty nie grał żaden. Pod względem średniej wieku piłkarzy na boisku ustępuje tylko Pogoni. Jest jednym z trzech klubów, obok Stali i Pogoni, które wystawiły w tym sezonie najstarszą wyjściową jedenastkę. Zawodnicy do lat 21, którzy wciąż pozostali w klubie, uzbierali tam tylko 2% możliwych minut, a najwięcej już ma Luka Vusković, należący do Tottenhamu i niemający szans przynieść Radomiakowi żadnych pieniędzy w przyszłości. Zawodnicy między 21 a 24. rokiem życia grają tam niewiele więcej. Rekordzistą w tej grupie wiekowej jest 24-letni Filip Majchrowicz, przez większość sezonu rezerwowy bramkarz, a wśród graczy z pola Daniel Pik, który tylko trzy razy pojawił się na boisku. 2/3 czasu gry w ekipie Macieja Kędziorka, wcześniej prowadzonej przez Constantina Galkę, mają na koncie zawodnicy 29-letni i starsi. Tylko 6% minut zaliczyli zawodnicy w wieku rozwojowym, których kluby kupują najchętniej.

Jeśli w Radomiu liczą, że za pół roku znowu kogoś atrakcyjnie sprzedadzą, muszą liczyć, że mocno wystrzeli wiosną któryś z zawodników ze szczytowej grupy – 25-letni Bruno Jordao, 26-letni Leonardo Rocha, Jardel czy Luizao, rok starszy Lisandro Semedo, albo dobrą formę znów osiągnie względnie młody Majchrowicz. Po ostatnich sprzedażach znaczną część kadry Radomiaka stanowią już gracze zaawansowani wiekowo – 32-letni Dawid Abramowicz i Mateusz Cichocki, 31-letni Rafał Wolski, 33-letni Raphael Rossi, 29-letni Jan Grzesik, czyli zawodnicy, którzy ani nie będą już wiele lepsi, ani raczej nikt ich za dobre pieniądze nie kupi. Kadrę Radomiaka lada moment po prostu musi czekać przebudowa. A to zawsze niebezpieczny moment.

Oprócz Radomiaka i opisywanego już przypadku Pogoni, niewiele minut rozwojowym graczom daje też Widzew. W jego przypadku najczęściej grają zawodnicy w okolicach szczytowego wieku albo już po szczycie. Piłkarzom starszym niż 25 lat przypada aż 86% minut w ekipie z Łodzi. Antoni Klimek, czy Dawid Tkacz, którzy miewają w tym sezonie niezłe momenty, to rodzynki. Spowolnił się też rozwój Ernesta Terpiłowskiego. Nadzieją na poprawę w tej kwestii może być zimowe pozyskanie Noaha Diliberto. Jeśli 22-latek będzie częściej nawiązywał do występów takich, jak w końcówce meczu z Górnikiem, Widzew może mieć szansę kontynuowania historii sprzedażowej, zapoczątkowanej tej zimy przez Henricha Ravasa. Kandydatów, by przynosić klubowi niezłe pieniądze na rynku transferowym, nie zostało jednak w obecnej ekipie Daniela Myśliwca wielu. Jeśli klub chce realnie myśleć o regularnym sprzedawaniu, powinien zmienić proporcje w kadrze.

RÓWNOWAGA JEST NAJWAŻNIEJSZA

Ilu dyrektorów sportowych, tyle odpowiedzi na pytanie, jaka kadra jest najlepiej zbudowana. Niektórzy trenerzy lepiej czują się w roli Pigmalionów, samemu lepiąc młodych zawodników. Inni wolą otaczać się gotowymi, ukształtowanymi piłkarzami. Jedne kluby są bardziej nastawione na sprzedaż, inne na odnoszenie sukcesów sportowych tu i teraz. Można więc próbować odpowiedzieć, która kadra będzie ułatwiała albo utrudniała sprzedawanie zawodników, albo rozwijanie tych, którzy są, ale nie można kategorycznie powiedzieć, że jakaś jest zbudowana dobrze albo źle. Być może najlepiej zachować w tej kwestii zdrowy umiar. Stworzyć mieszankę rutyny z młodością. Mieć doświadczony kręgosłup i młode wilczki, które można spieniężyć. Wypełniać bez problemów limit przepisu o młodzieżowcu, ale nie brylować w statystykach średniej wieku. Taką równowagę między wszystkimi grupami udało się osiągnąć w Puszczy oraz Jagiellonii. Różnica między najmniej i najbardziej reprezentowanymi grupami wynosi tam tylko 20 i 22 punkty procentowe. To oznacza, że w jednym i drugim klubie sporą rolę odgrywają zarówno zawodnicy bardzo młodzi, jak i bardzo doświadczeni oraz wszyscy pomiędzy tymi skrajnościami.

Pracę dyrektora sportowego ocenia się często przez pryzmat transferów, dlatego Łukasz Masłowski z Jagiellonii Białystok w ostatnich miesiącach odbierał wiele pochwał. Jeśli jednak spojrzeć na sposób, w jaki zbudował na Podlasiu kadrę czołowego zespołu ligi, też trudno mieć zastrzeżenia. Weterani, jak Jesus Imaz, Taras Romanczuk czy Zlatan Alomerović wnoszą doświadczenie i znajomość ligi. Adrian Dieguez, Nene czy Michal Sacek zapewniają razem z nimi stabilny, regularny kręgosłup. Bartłomiej Wdowik czy Mateusz Skrzypczak, jeszcze mający potencjał sprzedażowy, ale już doświadczeni, pokazują, że wciąż mogą szybko się rozwijać. A zupełnie młodzi Dominik Marczuk czy Jakub Lewicki teraz dorzucają cegiełkę do dobrych wyników, ale jutro, po oszlifowaniu, mogą być jeszcze lepsi. I za tę różnorodność i zachowanie proporcji między różnymi grupami, a nie tylko za wprawne oko do piłkarzy, też można dyrektora sportowego pochwalić.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

5 komentarzy

Loading...