Reklama

Madrid Open: Hurkacz odpada, Świątek odwraca losy meczu

Szymon Szczepanik

Opracowanie:Szymon Szczepanik

30 kwietnia 2024, 15:50 • 6 min czytania 0 komentarzy

Organizatorzy zawodów ATP i WTA w Madrycie zafundowali dziś polskim kibicom bardzo intensywne popołudnie. Oto bowiem o godzinie 12:30 w rywalizacji mężczyzn swój mecz w 4. rundzie grał Hubert Hurkacz, którego przeciwnikiem był Taylor Fritz. Z kolei 40 minut po rozpoczęciu spotkania Polaka, na sąsiednim korcie kompleksu Caja Magica pojawiła się Iga Świątek, która w ćwierćfinale singla pań zmierzyła się z Beatriz Haddad Maią. I cóż, do pewnego momentu wydawało się, że 30 kwietnia 2024 roku będzie smutnym dniem polskiego tenisa. Ostatecznie jednak mamy jakieś powody do radości. Bo choć Hurkacz mecz przegrał, to Świątek potrafiła odwrócić losy swojego spotkania i zwyciężyła 2:1.

Madrid Open: Hurkacz odpada, Świątek odwraca losy meczu

HURKACZ GORSZY W SERWISOWEJ WYMIANIE

Polak i Amerykanin do tej pory spotkali się w tourze cztery razy, z czego trzykrotnie triumfował Fritz. Jednak to Hubert obecnie znajdował się na 9. miejscu w rankingu ATP – o cztery oczka wyżej od Taylora. W dodatku w tym sezonie gra na mączce po prostu Hubertowi wychodzi. Stąd można było mieć nadzieję na to, że nasz rodak po raz drugi w karierze ogra amerykańskiego tenisistę.

Gdybyśmy mieli skrócić wam to spotkanie, to napisalibyśmy: serwis, serwis i jeszcze raz serwis. Co poradzić, skoro na korcie zmierzyło się ze sobą dwóch gości, którzy w tym elemencie tenisowego rzemiosła są absolutnie wybitni? Wystarczy wspomnieć, że najszybsze z piłek posyłanych przez Hurkacza latały z prędkościami ponad 230 kilometrów na godzinę!

Jednak i Amerykanin pokazał niezwykłą jakość serwisu, przez co w pierwszym secie wszystko zmierzało do tie-breaka. Tak też się stało, ale niestety, tam 13. zawodnik rankingu ATP zagrał koncertowo: pokonał Polaka aż 7:2, w dodatku zakończył seta asem serwisowym.

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

Reklama

Niestety, drugą partię Polak zaczął od tego, że dał się przełamać Fritzowi. A że okazji do breaków w tym spotkaniu mieliśmy jak na lekarstwo, należało uznać taki obrót spraw za ogromny atut Amerykanina. Hubert starał się jakkolwiek zagrozić na returnie Taylorowi, ale dziś serwis Fritza był wręcz bezbłędny. W dodatku po wspomnianym breaku, na korcie zaczęła zarysowywać się przewaga psychologiczna Amerykanina. Fritz był agresywniejszy, więcej ryzykował, częściej szedł na piłkę. Hurkacz nie potrafił znaleźć odpowiedzi na taki styl gry rywala.

Koniec drugiego seta nastąpił po dziesięciu gemach. Polaka można pochwalić za to, że wcześniej dzielnie wybronił trzy piłki meczowe przy własnym podaniu. Ale kiedy Fritz zaczynał grę to Hubi, jak przez cały mecz na returnie, nie miał za wiele do powiedzenia. I tym sposobem odpadł z Madrid Open.

Hubert Hurkacz – Taylor Fritz 0:2 (6:7, 4:6)

ŚWIĄTEK Z PROBLEMAMI, ALE ZWYCIĘSKA

Nie trzeba nikomu mówić tego, że kiedy Iga Świątek gra na ziemnej nawierzchni, to zawsze jest faworytką w takim spotkaniu. Najlepsza tenisistka świata w drodze do ćwierćfinału zawodów w Madrycie z łatwością pokonała trzy kolejne rywalki. Jednak dziś zapowiadało się na to, że Świątek na korcie może się trochę pomęczyć. W końcu Beatriz Haddad Maia w stolicy Hiszpanii także imponowała formą. Podobnie jak Iga, Brazylijka w tym turnieju jeszcze nie straciła seta. A w poprzedniej rundzie okazała się lepsza od szóstej rakiety świata – Marii Sakkari (6:4, 6:4).

Zacznijmy od pozytywów po stronie Brazylijki. To ona zdobyła dwa pierwsze punkty w meczu, grając na returnie. I choć nie przełamała Igi, to dała jej znać, że Polka nie będzie miała z nią łatwo. W dodatku później obroniła własne podanie, choć było już 40:0 dla Świątek i wydawało się, że Iga od razu postawi ją w nieciekawej sytuacji. Ba, przy serwisie Świątek Haddad Maia sama miała okazję do przełamania.

Iga jednak zdołała wyjść z opresji obronną ręką, po czym ponownie doprowadziła do stanu 40:0 kiedy grała na returnie. Ale tym razem już tego nie wypuściła. Rzecz w tym, że pomimo niepowodzenia, Beatriz czuła, że jest w tym meczu blisko najlepszej rakiety świata. W siódmym gemie zaliczyła nawet przełamanie powrotne, a następnie obroniła trzy break pointy. Reprezentantka Kraju Kawy w zadziwiający, tylko sobie samej znany sposób wygrzebywała się w tym secie z opresji.

Reklama

Mało tego, Haddad Maia później ponownie zdołała przełamać Świątek i tym sposobem od stanu 1:4 doprowadziła do wyniku 5:4 i własnego gema serwisowego. Którego zresztą wygrała, pokazując, że niczego nie robi sobie z komputerowych wyliczeń, które dawały jej zaledwie 12% szans na wygraną. My zaś mogliśmy wołać do ekranu telewizora: halo, pani Igo, obudzi się pani!

A Iga chyba to usłyszała. Najpierw udała się na przerwę toaletową – to niemalże tradycja Polki w przypadku niepowodzeń. A później wróciła na kort z miną, niczym Mike Tyson wychodzący do ringu w swoich złotych czasach. To był wyraz twarzy, który mówił Haddad Mai: ten set cię zaboli.

Po 25 minutach Świątek wygrywała 4:0 w gemach. Tylko w przeciwieństwie do pierwszej partii, tym razem nic nie wskazywało na to, że Brazylijka zdoła tu nawiązać walkę. Świątek zamieniła się w przybyszkę z kosmosu, grała jakby pochodziła z innej planety. Ta sama Haddad Maia, która jeszcze parę chwil temu wyrwała Idze całą partię, tym razem nie zdołała ugrać nawet gema. Owszem, rywalka popełniała sporo błędów w porównaniu do pierwszego seta. Ale naszym zdaniem to Świątek bardziej pokazała, że w tym meczu wszystko zależy od niej. Że jeśli tylko utrzyma swój najwyższy poziom, to z brazylijskiej tenisistki nie będzie czego zbierać.

 

W trzecim secie Świątek nie grała już na aż tak wybitnym poziomie, jak w drugiej partii, gdzie wychodziło jej wszystko. Ale za to grała do bólu konsekwentnie. Polka nie spieszyła się z wykończeniem akcji, jakby czekała na ten najlepszy moment, który da jej pewność zdobycia punktu. Z kolei zawodniczka z Brazylii często naradzała się ze swoim sztabem szkoleniowym, jakby z gema na gem starając się dostosować do rywalki. Co poniekąd się udało, bo po ośmiu kolejnych gemach które zgarnęła Iga, Haddad Maia wreszcie coś ugrała. I to zaliczając przełamanie powrotne.

Polska mistrzyni na wiele więcej jednak jej nie pozwoliła. Pokazała mistrzostwo. Podniosła się w wielkim stylu po secie, który wielu sportowcom nie wyszedłby z głowy. Tymczasem Iga od zakończenia pierwszej partii pozwoliła ugrać oponentce zaledwie dwa gemy. I to najdobitniej świadczy o jej klasie.

Następną rywalką Świątek będzie zwyciężczyni spotkania Madison Keys-Ons Jabeur.

Iga Świątek – Beatriz Haddad Maia 2:1 (4:6, 6:0, 6:2)

Fot. Newspix

CZYTAJ WIĘCEJ O TENISIE:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Polecane

Komentarze

0 komentarzy

Loading...