Reklama

Dobre wieści dla Śląska: Ruchu w pucharach nie będzie. Złe: Śląska raczej też nie

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

27 kwietnia 2024, 19:44 • 3 min czytania 48 komentarzy

Ruch Chorzów drugi raz w sezonie urwał punkty Śląskowi Wrocław. Ekipa Jacka Magiery nie przegrała w tym sezonie z żadnym innym beniaminkiem i tak się składa, że pięć „oczek”, które urwali jej Niebiescy to dokładnie tyle, ile WKS traci do liderującej Jagiellonii Białystok. Stwierdzić, że Śląsk w dwumeczu z Ruchem przegrał mistrzostwo, to zbyt wiele, ale oddanie niemal zdegradowanej drużynie z Chorzowa trzech punktów w tej fazie sezonu może skutkować stratą nie tyle tytułu, ile miejsca w pucharach.

Dobre wieści dla Śląska: Ruchu w pucharach nie będzie. Złe: Śląska raczej też nie

Śląsk Wrocław wygrywa w tym roku w zasadzie raz na miesiąc, co czwarty mecz. Dobra wiadomość jest taka, że jeśli ten trend utrzyma, to za tydzień ogra ŁKS. Punktów straconych z Ruchem Chorzów to jednak nie wróci, a trzeba przyznać, że WKS sam włożył sobie kij w szprychy. Jeszcze w ostatniej minucie miał szansę na choć częściowe uratowanie sytuacji, ale Patryk Klimala stwierdził, że w strzelanie bramek idzie mu tak źle, że nawet mając patelnię w piątce lepiej wystawić piłkę koledze.

Przynajmniej mamy nadzieję, że tak pomyślał, bo jeśli chciał strzelać, to wypada jeszcze śmieszniej.

Byłoby jednak głupotą sprowadzać niepowodzenie Śląska tylko do Klimali. W tym meczu najdobitniej dały o sobie znać problemy drużyny Jacka Magiery — kiedy trzeba konstruować atak pozycyjny i dominować, zespół z Wrocławia boi się petard.

Śląsk Wrocław — Ruch Chorzów 2:3

Idealny scenariusz meczu dla Śląska to objęcie prowadzenia i czyhanie na kontrataki. W ten sposób WKS punktował przez całą rundę jesienną, to dlatego nadal jest w grze o mistrzostwo Polski. We Wrocławiu było jednak zupełnie odwrotnie. Pierwszego gola zdobył Ruch. O tym, że gospodarze byli niegramotni, najlepiej świadczy fakt, że Miłosz Kozak w tej akcji zdołał:

Reklama
  • stracić piłkę
  • podać sam do siebie

A następnie dograć na głowę Somy Nowothny’ego. Ostrzegawczy gong wcale Śląskowi nie pomógł. Ruch wyprowadził bowiem drugą kontrę, znów sporo po drodze spartolił i znów na koniec cieszył się z bramki. Reakcja tym razem niby była, ale oprócz Klimali Śląsk ma w kadrze jeszcze jednego ancymona — Mateusza Żukowskiego. Sytuacja, w której do pokonania miał tylko Dante Stipicę ewidentnie go przerosła. Sytuacja, w której w polu karnym trochę bardziej się kotłowało także, bo wtedy na drodze stanął mu Szymon Szymański.

Sam Exposito nie wystarczy

Śląsk w końcu zdał sobie sprawę, jak wielka jest stawka tego spotkania i postanowił powalczyć o wynik, ale zanim Erik Exposito zdołał coś z siebie wykrzesać, Ruch podwyższył prowadzenie. Nie przywykliśmy do oglądania trzech goli w siatce Rafała Leszczyńskiego, ale Michał Feliks z pięciu metrów pomylić się nie mógł, co odróżnia go od Klimali i Żukowskiego. Sytuacja była więc beznadziejna i bardzo trudna do uratowania. Fakt, że Exposito spróbował, pozwala jeszcze bardziej docenić jego rolę w Śląsku.

Najpierw wykończył akcję Klimali. Potem wypracował gola Matsence, świetnie dogrywając do niego piłkę.

No i w końcu miałby też asystę numer trzy, bo to on obsłużył Klimalę, który postanowił pozostać w klubie „zero goli”. Futbolowi bogowie uznali jednak, że jeden Exposito to za mało, żeby w ten sposób dojechać do pucharów. Śląsk musi postarać się bardziej i dołożyć jeszcze kilka atutów. Pytanie, czy takowe posiada?

fot. Newspix

Reklama

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

48 komentarzy

Loading...