Wokół tego meczu nie trzeba było nam dodatkowych kontekstów, żeby czuć, jak ciekawa jest to rywalizacja. Jedni i drudzy walczą o medale, są sąsiadami w tabeli, co przed sezonem w życiu nie przyszłoby nam do głowy. Tak jak widok Dusana Kuciaka w koszulce Rakowa, który mógł mieć miejsce chyba tylko w grze komputerowej. Ale, jak się okazało, nie tylko tam.
I to właśnie ten dodatkowy kontekst, który mistrz Polski wrzucił do ekstraklasowego kotła zdarzeń nieprzewidywalnych. 38-letni Słowak z takim bagażem doświadczeń w takim klubie? Tuż obok jednego z najlepszych bramkarzy w lidze, Vladana Kovacevicia? No nie, tego byśmy nie wymyślili, nawet gdyby okoliczności wymagały nieoczywistych rozwiązań. A one, w rzeczy samej, są niecodzienne, bo Rakowowi wypadło dwóch golkiperów z powodu kontuzji, co pozwoliło na dokonanie “transferu medycznego”. Raków nie musiał, ale z tej opcji skorzystał i wziął z rynku właściwie jedynego wolnego piłkarza obeznanego z realiami polskich rozgrywek. Nie powiemy, że to była okazja rynkowa, bo przecież Kuciak ma swoje lata i skończył ostatni sezon w Lechii w lipcu. Ale gdy masz do dyspozycji tylko Kacpra Bieszczada, któremu totalnie nie ufasz, powinieneś uzupełnić kadrę. Inna sprawa to pytanie, jak słaby jest dzisiaj 21-latek, skoro od razu wygryzł go podstarzały gość pierdzący w fotel od dziewięciu miesięcy?
To bezrobocie dało się dzisiaj we znaki, tego nie da się oszukać. Dość powiedzieć, że po 30 minutach Kuciaka mogło już nie być na boisku, gdyby nie miał trochę farta. W pierwszym starciu z Ennalim bezsprzecznie wygrał, zatrzymał jego szarżę, ale w drugim naraził się na czerwoną kartkę. Ba, Kuciak pierwotnie ją zarobił, bo sytuacja z boiska wyglądała tak, jakby po wyjściu z pola karnego staranował skrzydłowego Górnika, ale powtórki zmieniły zdanie zarówno nasze, jak i sędziego Musiała. Kontakt był, owszem, ale raczej nie taki, który dyskwalifikował Słowaka w porę uciekającego przed kontaktem z przeciwnikiem.
Było więc wesoło, ale w Częstochowie nikt się raczej nie śmiał ani po pół, ani po godzinie gry, kiedy Papanikolau wyleciał z boiska za drugą żółtą kartkę. Ale nawet grając jeszcze w jedenastu, Raków miał problemy. Nie potrafił przede wszystkim zamienić stuprocentowych okazji na gole, bo gdy już doszedł do jakiejś sytuacji, to albo Svarnas trafiał w słupek, albo Crnac kilkukrotnie raził nieskutecznością. Z kolei Górnik wydawał się groźny w fazach przejściowych przez cały mecz i potrzebował tylko kilku podań do stworzenia zagrożenia, co w połączeniu z błędami gospodarzy było oczywistym przepisem na sukces. Tutaj warto dodać, że przy odwołanej czerwieni dla Kuciaka to Papanikolau podał do nikogo, sabotując swój zespół. A później okazał się już sabotażystą pełną gębą, z czego Górnik wprost nie mógł nie skorzystać.
Nie mieliśmy jednak wrażenia, że brak jednego zawodnika miał wielkie znaczenie dla przebiegu spotkania. Grek się wygłupił, owszem, ale po tym zdarzeniu ani Górnik nie odważył się przeprowadzić zmasowanych ataków, ani Raków nie przestał liczyć na trzy punkty. Sęk w tym, że w jakiejkolwiek konfiguracji nie rozgrywałby meczu, jest drużyną przeciętną i pod tym względem niewiele się dzisiaj zmieniło. Ale żeby tylko nie czepiać się Rakowa, trener Szwarga zrobił dobre zmiany i podtrzymał dynamikę gry drużyny, zgodnie z którą to Raków nadal spychał rywali do obrony pola karnego. Ba, w końcówce powinien strzelić gola, jednak znów między słupkami popisał się Bielica i tym razem bardziej podkreślimy jego geniusz, niż zmarnowaną patelnię Crnaca. Napastnik “Medalików” może miałby chociaż jedno trafienie, gdyby nie świetna dyspozycja golkipera Górnika.
Jakże nietęgą minę musiał mieć ostatecznie Michał Świerczewski na trybunach, kiedy bramkarz gości ratował im punkty, a jego.. cóż, wyglądał jak człowiek, któremu dziwnym trafem brakuje praktyki meczowej od wielu miesięcy. Tak, to brzmi niepoważnie jak na Raków i tak – Raków przegrał po błędzie defensywy, na który przede wszystkim złożyło się złe wyjście Kuciaka do dośrodkowania z rzutu różnego. Co jak co, ale bramka Musiolika musi wpaść na jego konto, nawet jeśli nie popisali się też defensorzy. Nie będziemy ukrywać, że jakimś babolem śmierdziało nam od początku, to w końcu Kuciak, zresztą trudno było uwierzyć, że po takiej przerwie i po dołączeniu do zespołu dosłownie w dzień meczu, wszystko się powiedzie.
Oczywiście nie powiodło się i o ile nie będziemy zwalać całej winy na Kuciaka, bo Raków i tak by tego meczu nie wygrał, o tyle trzeba przyznać, że bramkarz pod nieobecność Kovacevicia znów jest śmiesznie słabym punktem mistrza Polski. To też znów kosztowało punkty, a w efekcie może pozbawić Raków występu w europejskich pucharach, bo na poprawę się nie zanosi. Ani na tej pozycji, ani ogółem. A dzięki temu zwycięstwu Górnik wyprzedził ekipę trenera Szwargi w tabeli i znalazł się cztery punkty za liderem. To ci dopiero sensacja.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Miał być przełom, wyszło jak zawsze. Zagłębie Lubin straciło kolejny sezon
- Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”
- Zarząd PZPN za nami, decyzji o młodzieżowcu brak. Odpowiedź poznamy w maju
- Matysiak: Nie tylko piłkarze mogą być dziećmi akademii, trenerzy również [WYWIAD]
fot. Newspix