Reklama

Iga Świątek rozpoczęła granie na mączce od zwycięstwa

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

18 kwietnia 2024, 19:21 • 3 min czytania 2 komentarze

Można sobie wyobrazić łatwiejsze mecze na otwarcie sezonu na kortach ziemnych od starcia z Elise Mertens. Trudno za to wyobrazić sobie – bo aktualnie takich po prostu nie ma – lepsze tenisistki od Igi Świątek na tej nawierzchni. Ostatecznie więc Polka pokonała Belgijkę w dwóch setach i w ten sposób rozpoczęła grę w turnieju w Stuttgarcie. 

Iga Świątek rozpoczęła granie na mączce od zwycięstwa

Świątek się z niemiecką imprezą bardzo lubi. Porsche, które dostaje się za zwycięstwo w niej, prowadziła już dwukrotnie – w 2022 i 2023 roku. W obu przypadkach pokonała zresztą w finale Arynę Sabalenkę i… całkiem możliwe, że taki sam mecz dostaniemy przy okazji starcia o tytuł i w tym sezonie. Zanim jednak do niego dojdzie, trzeba wygrać kilka innych spotkań. A wszystko w przypadku Igi – która niedawno, jeszcze na kortach twardych, wprowadzała Polskę do finałów Billie Jean King Cup – zaczęło się od starcia z Mertens.

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

Belgijka to definicja solidności. Zawodniczka od lat utrzymująca się w TOP 50 rankingu (najwyżej była 12.), w przeszłości grała co najmniej w czwartej rundzie w każdym turnieju wielkoszlemowym (w Australian Open doszła nawet do półfinału). Z Igą jeszcze nie rywalizowała, dla obu było więc to zupełnie nowe doświadczenie. I trzeba przyznać, że Elise bardzo starała się pokazać na tle liderki rankingu z jak najlepszej strony. Doskonale się broniła, kontratakowała, często była w stanie wygrać dłuższe wymiany, szukała rozwiązań i na różne sposoby próbowała zaskoczyć Polkę.

Bywało, że jej się udawało.

Reklama

Choć potrzebowała nieco czasu, by faktycznie wejść w mecz. W pierwszym secie Iga rozpoczęła bowiem świetnie – mimo konieczności obrony dwóch break pointów już w otwierającym spotkanie gemie – i wyszła na prowadzenie 5:1, wyraźnie nad Belgijką dominując. I dopiero wtedy Elise zaczęła swoje granie. Zdołała przełamać Igę, wygrała też swój serwis, zrobiło się 3:5, z perspektywy Mertens patrząc. Ale w decydującym gemie Iga nie dała jej odrobić strat i zamknęła seta.

Druga partia? Bardziej zacięta. Gdy Mertens straciła podanie w trzecim gemie, od razu ruszyła do ataku. Dosłownie – zaczęła grać znacznie bardziej ofensywnie, przypierała Igę do muru, uderzała mocniej i szybciej. Efekt był taki, że wywalczyła cztery break pointy i ostatniego z nich faktycznie wykorzystała, a potem poszła za ciosem i własnego gema serwisowego wygrała do zera. Dobrą grę utrzymywała przez jakiś czas, jednak siódmy gem kompletnie jej nie wyszedł, był za to popisem Igi.

Przy własnym podaniu Elise nie ugrała wtedy nawet punktu, Świątek przełamała ją do zera i tym razem nie pozwoliła na powrotnego breaka. Zrobiło się 5:3, Mertens ugrała jeszcze gema, ale finalnie – przy czwartej piłce meczowej – Iga zamknęła całe spotkanie i udanie rozpoczęła sezon gry na mączce, a także próbę zdobycia trzeciego z rzędu tytułu w Stuttgarcie. – Grałam tu wiele trudnych meczów, ale dziś nie liczyła się przeszłość. Starałam się przywyknąć do kortu, bo to pierwszy mecz od zeszłego roku na mączce. Jestem szczęśliwa, że wygrałam w dwóch setach – mówiła Polka po spotkaniu.

W trzeciej rundzie turnieju (w pierwszej Iga miała wolny los, zaczynała od drugiej) zagra albo z Emmą Raducanu albo z Lindą Noskovą, która w tym sezonie pokonała ją w Australan Open i sprawiła spore problemy w Miami. W Indian Wells Świątek ograła ją za to gładko.

Reklama

Iga Świątek – Elise Mertens 6:3, 6:4

Fot. Newspix

Czytaj więcej o tenisie:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Tenis

Komentarze

2 komentarze

Loading...