Barcelona czekała na taki wieczór w Lidze Mistrzów od dawna. Przez dobre kilka lat trapiona była blamażami na arenie europejskiej, a wcześniej, jeszcze w erze Messiego, kompromitowała się w ćwierćfinałach i półfinałach. Gdy z Paryża – tego samego Paryża, z którym miała niemiłe wspomnienia po ostatniej potyczce w 2021 roku – wywiozła zwycięstwo, było pewne, że w szeregi Dumy Katalonii wrócił duch rywalizacji z najwyższej półki. Ale nie znamy Barcy od wczoraj. Wiemy, że potrafi zmarnotrawić w połowie dobrze wykonaną robotę. Dopiero dzisiejszy rewanż miał dać odpowiedź, czy ekipa w innym składzie osobowym pozbędzie się cienia porażek klubu z przeszłości, czy jednak podtrzyma status quo.
Odpowiedź z 12. minuty wskazywała, że uda się przełamać passę nieszczęśliwych rewanżów. Kapitalną akcję przeprowadził Yamal. Skręcił Mendesa na prawym skrzydle. Złamał do prawej nogi. I dał ciasteczko, z którego skorzystał Raphinha.
Ale odpowiedź z 29. minuty rzuciła nowe światło na sprawę. Araujo wybił z rytmu biegu Barcolę wbiegającego w pole karne i zarobił czerwoną kartkę. Bardziej dramatycznego wydarzenia Barcelona w takim momencie nie mogła sobie wyobrazić, nawet jeśli miała przewagę dwóch bramek. W normalnych okolicznościach mogła przecież spokojnie wyczekiwać swoich okazji, robić to, co zrobiła na początku meczu. Ale przez jeden błąd indywidualny zepsuła własny plan, który właściwie zamienił się w grę o przetrwanie.
Nie oszukujmy się – Barcelona grająca w dziesiątkę przeciwko PSG z i tak lekko zawyżonym statusem faworyta wyłącznie po starciu w Paryżu stała się zespołem, który musiał liczyć na nieskuteczność Mbappe i spółki. Ekipa Luisa Enrique to za dobra jakościowo drużyna, żeby nie wykorzystać przewagi jednego zawodnika.
W 40. minucie dramat Barcelony zaczął się realizować. Czerwona kartka okazała się prologiem, a nie ostatnią wpadką, jak mogli zakładać tylko najwięksi optymiści. Vitinha do Barcoli, Barcola dośrodkowaniem do Dembele, Dembele dokłada nogę i zdobywa bramkę. Pach, pach, szybka akcja i wróciliśmy do punktu wyjścia z różnicą tylko jednego trafienia na korzyść Barcy.
Sęk w tym, że na drugą połowę punkt wyjścia dla Barcelony przyjął inny obraz niż pierwotnie. Araujo, który rozpoczął akcję bramkową, wylądował na trybunach. Yamal, który potrafi wyczarować coś z niczego, został zdjęty z boiska na rzecz wprowadzenia rezerwowego stopera. No i tylko jedna bramka przewagi z grą w osłabieniu. Jeśli ktoś wierzył, że gospodarze dadzą radę to ogarnąć, byli to chyba wyłącznie ich kibice.
W 54. minucie stało się to, czego można było się spodziewać. PSG uderzyło po raz drugi. Zaspali de Jong z Lewandowskim. Zamiast iść jak do pożaru, dali Vitinhi czas, żeby spokojnie przymierzył z dystansu. Może właśnie wtedy zabrakło dodatkowego piłkarza, który mógłby doskoczyć w tej sytuacji. Może, może nie. Moglibyśmy co najwyżej pogdybać.
A po godzinie gry stadion, wyłączając kibiców z Francji, zamarł. Nie wiemy, co miał w głowie Cancelo, kiedy faulował Dembele w polu karnym, ale Portugalczykowi totalnie odcięło prąd. Miał wszystko pod kontrolą, rywala obróconego względem bramki, a i tak w niego wjechał. Kryminał i kolejne samobójstwo. Bo co jak co, ale Mbappe od jedenastek jest specjalistą, a na Montjuic dobitnie o tym przypomniał.
Po tej bramce Barcelona potrafiła jeszcze odzyskać rezon, miała swoje okazje. Sam Robert Lewandowski dwukrotnie mógł odmienić losy meczu: raz przed szesnastką oddał strzał, który wybronił Donnarumma. Potem, gdy Barca wychodziła kontrą 4 na 2, zepsuł akcję, po której padł gol dla PSG. Dwoił się i troił też Raphinha, sam obił poprzeczkę, a Gundogan słupek. Ale co z tego, skoro dla Barcy każda taka sytuacja wymagała potrójnego wysiłku, była być może jak ta ostatnia, a PSG miało pełen komfort z graniem w przewadze.
I z tego komfortu paryżanie w końcu skorzystali. W samej końcówce wbili gwóźdź do trumny, zabili marzenia o półfinale dla Barcelony. Nawet Ter Stegen, który był dziś świetnie dysponowany, nie potrafił wybronić drugiej dobitki w akcji rywali i powstrzymać Mbappe. I tak ostatecznie dokończyło się dzieło, na którym Duma Katalonii trafia z nieba do piekła.
A zatem Barca nie zmieniła swojej najnowszej historii i kontynuuje serię porażek w najważniejszych fazach Ligi Mistrzów. Ale nie będziemy ukrywać, że mamy zgrzyt. Wszystko do góry nogami wywróciła czerwona kartka Araujo. To trochę tak, jakby Barcelona weszła na egzamin z jedynym długopisem, który przestał pisać po kilkunastu minutach. Była dobrze przygotowana, miała wiedzę i umiejętności, ale potem musiała liczyć na fart, że to, co zdążyła napisać na kartce, wystarczy.
Oczywiście nie wystarczyło. Blamaż jest blamażem. Nie wszyscy będą chcieli pamiętać, że do momentu grania 11 na 11 Barcelona była lepszym zespołem. Że to właśnie czerwona kartka zmieniła wszystko. A za kilka lat taki fakt w dziejach futbolu będzie tylko wspomnieniem nielicznych.
FC Barcelona – PSG 1:4 (dwumecz: 4:6)
Raphinha 12′ – Dembele 40′, Vitinha 54′, Mbappe 61′ i 89′
Fot. Newspix