Reklama

Kochalski: W drugim życiu będę rockmanem

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

09 kwietnia 2024, 10:36 • 14 min czytania 14 komentarzy

Marzy mu się duży dom ze studiem, w którym trzymałby kolekcję gitar. Kiedy był młodszy, przed meczami odpalał ulubione kompilacje z interwencjami Artura Boruca, z którym później spotkał się w Legii. Przy Łazienkowskiej się nie przebił, przez co na poważną szansę w Ekstraklasie czekał dwa lata. W Stali Mielec urósł jednak do miana jednego z najlepszych bramkarzy polskiej ligi. Poznajcie Mateusza Kochalskiego. Zapraszamy. 

Kochalski: W drugim życiu będę rockmanem

Gdybyś nie został bramkarzem, byłbyś rockmanem?

Może w kolejnym życiu!

Czyli tak. 

Śmieję się czasami, że jak już zrobię karierę w piłce, to dopiero pomyślę nad tym rockiem.

Reklama

Jakie zespoły najczęściej zapuszczasz?

Nie ma szans, żebym wybrał tylko jeden ulubiony zespół, ale jeśli już można wyróżnić kilka, to wskażę takie z różnych kątów muzyki rockowo-metalowej: Blink-182, Bullet for My Valentine i Sepultura.

Szanujesz też bardziej mainstreamowe rzeczy? Jakąś Metallicę? Inne Guns N’ Roses?

Jasne, że tak. Czytałem nawet ostatnio autobiografię Slasha i książkę o Axelu Rose, a to liderzy Guns N’ Roses, których lubię sobie posłuchać.

Bywasz czasami na rockowych czy punkowych koncertach? To kapitalny klimat, można się porozbijać, wejść w pogo. 

Kiedy najfajniejsze zespoły przyjeżdżają do Polski, zazwyczaj akurat trwa sezon piłkarski, więc omijają mnie koncerty, na które chciałbym pójść. Generalnie jednak to lubię, można się odstresować, odreagować, oderwać głowę.

Reklama

Niedawno rozmawiałem z Marcinem Budzińskim, który obok grania w piłkę kręci filmy, sam pisze do nich scenariusze, reżyseruje i montuje, do tego komponuje muzykę, gra na trąbce i gitarze. Trochę narzekał, że życie piłkarza bywa nudne, ale można je ubarwić. 

Spotkałem go w Radomiaku. Słyszałem o tych jego zainteresowaniach. Też jestem człowiekiem, który nie lubi marnować czasu, a po treningach jest trochę tego wolnego. Codziennie przed snem próbuję więc zrobić coś pożytecznego. Jasne, zdarza mi się odpalić gierkę na laptopie. Często jednak biorę gitarę i ćwiczę jakiś nowy kawałek. Czasami nawet komponuję coś samemu. Daleko mi jeszcze do miana dobrego gitarzysty. Ba, w ogóle do bycia gitarzystą. To jeszcze nie ten poziom, ale jak spotykam się ze znajomymi, to nie muszę się z tą pasją kryć, coś niecoś potrafię.

Ile masz gitar?

Trzy, ale gram na dwóch. Elektrycznej, którą mam od samego początku. I akustycznej, którą kupiłem niedawno.

Trzecia jest basowa?

Nie, też elektryczna! Moim marzeniem jest duży dom, gdzie jeden pokój będzie studiem muzycznym, w którym ustawię sobie dziesięć różnych gitar. Nie tylko akustycznych i elektrycznych. Taki sposób całkowitego odcięcia się mi się podoba. Mam zresztą ten komfort, że niektórzy moi znajomi i przyjaciele słuchają podobnej muzyki jak ja, a przy tym nie interesują się jakoś specjalnie piłką, więc w wolnych chwilach nie muszą zbyt często rozmawiać o tym, co robię na co dzień.

To prawda, że prawie w ogóle nie oglądasz meczów?

Staram się oglądać skróty wszystkich meczów Ekstraklasy.

A pełne dziewięćdziesiąt minut?

Raczej nie oglądam, chyba że to reprezentacja Polski. Poza nią śledzę najsilniejsze drużyny. No i te, w których grają najlepsi bramkarze, żeby coś od nich podpatrzeć albo zobaczyć, jak zachowują się w konkretnych sytuacjach.

Których bramkarzy Ekstraklasy podglądasz?

Na pewno obserwuję Bartka Mrozka w Lechu. Cieszy mnie, że ciągle się rozwija, podnosi umiejętności i robi swoje, choć na początku sezon musiał zmierzyć się z kompletnie niezasłużoną moim zdaniem krytyką. Podoba mi się też gra innych młodych bramkarzy, czyli Xaviera Dziekońskiego z Korony i Oliwiera Zycha z Puszczy. Ale czy ich „podglądam”? Na skrótach analizuję gole i sam dla siebie wyciągam wnioski, co można było przy tych strzałach zrobić lepiej.

Jak dużo czasu poświęcasz na analizę swoich występów?

Po każdym meczu, najczęściej jakoś w środku tygodnia, analizuję je z trenerem bramkarzy Kamil Beszczyński, który wycina mi wszystkie moje interwencje, reakcje, zachowania, ustawiania, grę na przedpolu i nogami przy wyprowadzaniu piłki. Cały materiał dostaję na własny użytek, więc w każdej chwili mogę go sobie zbadać i prześwietlić.

Potrafisz przyjmować krytykę?

Lubię krytykę, ale tylko taką od ludzi, którzy realnie się na temacie znają. Śmieszy mnie czasami, jak osoby, które w piłce za wiele nie osiągnęły, wypowiadają się w czarno-biały sposób o niektórych piłkarzach, nie wiedząc przykładowo, jaka presja ciąży na młodym zawodniku czy bramkarzu. Albo nawet starszym, który wszedł na wyższy poziom i potrzebuje czasu. Uwag od prawdziwych ekspertów zawsze chętnie za to posłucham. Wtedy na klatę wezmę nawet coś pozornie bolesnego. Nie przepadam przy tym za przesadnymi pochwałami. Miło, jak ktoś mnie gdzieś pochwali, ale nie lubię, gdy robi się tego za dużo.

W 2024 roku jesteś jednak w świetnej formie. Wielu wskazuje cię na najlepszego bramkarza Ekstraklasy. Dociera to do ciebie? A jeśli tak, to potrafisz się od tego na tyle odciąć, żeby ci nie odbiło?

Przyjmuję to ze spokojem. Bardzo fajnie, że jestem chwalony, ale sodówka mi nie grozi. Bliscy potwierdzą, że mi nie odbija. I nie odbije. Nie żyję tak, że jak zacznę zarabiać potężne pieniądze i trafię do wielkiego klubu, to odlecę na inną planetę. Myślę, że nic się w moim zachowaniu nie zmieni.

Bardzo nie lubię, jak coś takiego dzieje się u innych osób. Wśród moich znajomych z piłki zdarzały się przypadki, że nagle przechodzili diametralną transformację. Zmieniali się w innych ludzi niż byli przedtem. Dziwiłem się temu. Zastanawiało mnie, czemu to tak wygląda. Może od początku mieli takie podejście? Że chcieli zajść wysoko, zyskać sławę, sprawić, żeby się o nich mówiło? To im przyświecało? Możliwe, dla mnie najważniejsze jest, żeby piąć się po szczeblach kariery, ale być przy tym sobą. Człowiekiem, którym zawsze byłem.

Wychowywałeś się w Legii. Warszawa kusi i wciąga? 

Nie wiem, czy Warszawa ma na to jakiś szczególny wpływ. Jak byłem dużo młodszy, obserwowałem różnych kolegów i śmiałem się, że po roku czy dwóch w stolicy dość nieudolnie próbowali zachowywać się jak typowi warszawiacy.

Wyobrażam to sobie. 

Tak naprawdę nie mieli pojęcia, kim jest i jak zachowuje się typowy warszawiak, ale modnie było tak się prezentować. Trochę w tym mieście spędziłem, ale do dziś nie wiem, czy miałem okazję spotkać wielu jego rodowitych mieszkańców, a nie tylko tych przyjezdnych.

To nie jest jednak tylko sprawa Warszawy. Wychowywałem się w Lublinie, skąd jeździłem na kadry województwa i tam też było widać, jak zachowują się chłopaki, którzy trafiali z mniejszego do większego klubu. Zaczynało im odbijać, identycznie jak tym w Legii. Niektórzy tak mają.

Łatwo się zachłysnąć pieniędzmi i popularnością?

Odkąd wprowadzony został przepis o młodzieżowcu, zdarzają się przypadki, w których młody piłkarz gra tylko dlatego, że klub jest zobligowany do wypełniania limitu i nie chce płacić kary. Kiedyś na szansę w Ekstraklasie trzeba było zapracować. Jeśli zaś ktoś dostaje coś prawie za darmo, to łatwiej o sodówkę.

Byłbym przy tym nieszczery, gdybym powiedział, że nie czuję się choćby w najmniejszym stopniu beneficjentem tego przepisu. Skorzystałem już na nim, kiedy szedłem na wypożyczenie z Legii do Legionovii, a już na pewno, gdy trafiłem do Radomiaka, który chciał stawiać na młodzieżowca w bramce. Mimo to w II lidze więcej meczów ode mnie rozegrał Artur Haluch, który już wtedy tego statusu nie miał. Potem dopiero pełnym rozegranym sezonem w I lidze i wywalczonym awansem do Ekstraklasy udowodniłem, że nie tylko ten przepis daje mi minuty. Wybroniłem się z takich opinii, jeśli w ogóle takie były.

Nie było. 

Ale przez dwa lata w Radomiaku i Stali siedziałem na ławce. W tym sezonie ciężką pracą wywalczyłem sobie szansę w Ekstraklasie, nie korzystając zupełnie z przepisu o młodzieżowcu, który mojego rocznika nie obejmuje, więc mam w tym jakąś satysfakcję, że na wieku nie jadę.

Przebijałeś się przez szczeble akademii Legii, która jest najbardziej utytułowanym klubem w Polsce. Pewnie wiele razy w tym czasie myślałeś o występach przy Łazienkowskiej. Radomiaka czy Stal mogłeś jako młody chłopak traktować jak rodzaj zesłania?

Ani Legionovii, ani tym bardziej Radomiaka nie traktowałem w kategoriach zesłania, przecież mogłem rozwijać się w piłce seniorskiej, być w szatni, wychodzić na boisku, przyglądać się temu z bliska. W Legii tylko od czasu do czasu trenowałem z pierwszą drużyną, maksymalnie dwa-trzy dni z rzędu, nie pojechałem ani razu z seniorami na obóz, byłem z boku, nie mogłem tego wszystkiego poczuć. Po powrocie z wypożyczeń to się trochę zmieniło, ale wciąż byłem bardzo daleko od gry. Teraz w Stali jestem bardzo szczęśliwy. Mamy fenomenalną atmosferę w szatni. Nie czuję, że jestem w gorszym klubie. Może też dlatego, że z Legią wygraliśmy!

Ano tak. 

To żarcik, też bez łapania za słówka, bo Legia to oczywiście większy klub od Stali. Oni grali w pucharach i mierzą w mistrzostwo, my jeszcze niedawno myśleliśmy przede wszystkim o utrzymaniu. Skoro jednak potrafimy pojechać i wygrać przy Łazienkowskiej, to znaczy, że nie mamy się czego wstydzić.

Myślisz, że gotowy na Ekstraklasę byłeś już w 2021 roku jako wyróżniający się bramkarz I ligi?

Myślę, że tak, po awansie z I ligi i przed pierwszym meczem sezonu 2021/22 czułem się bardzo pewnie. Przepracowałem lato, dobrze wyglądałem w sparingach, szykowałem się na debiut w Ekstraklasie. I wtedy ściągnęła mnie Legia…

W trybie awaryjnym i tylko na miesiąc, co na dwa lata zablokowało rozwój twojej kariery. 

Nie wiem, jakby było, gdyby nie ta decyzja Legii, ale myślę, że już wtedy poradziłbym sobie w Ekstraklasie.

Czesław Michniewicz potrafił ci wytłumaczyć, dlaczego siedzisz na ławce w Legii bez perspektywy na grę, a nie ogrywasz się w Radomiaku?

Nie będę zdradzał szczegółów, bo nie wiem, kto do końca tam mówił prawdę, a kto wprost przeciwnie, ale znalazłem się w rozkroku. Trener Michniewicz tłumaczył mi całą sytuację. W tamtym momencie wcale mnie nie potrzebował. I sprowadzanie mnie to wcale nie była jego decyzja. Tak mi powiedział. Uwierzyłem mu. Wychodziło na to, że nie musieli mnie z powrotem ściągać. Skończyło się tak, że już w sierpniu znowu byłem w Radomiu.

W Legia.net opowiadałeś wiele lat temu, że przed meczami odpalasz sobie kompilacje z interwencjami Artura Boruca. Stara sprawa czy wciąż aktualne?

Nie robię już tego przed każdym meczem. Skupiam się na analizie przeciwnika i samym sobie. Staram się, żeby głowa była jak najbardziej spokojna. Jeśli jednak brakuje mi motywacji czy energii, a tak kilka razy się zdarzyło, to ta kompilacja z interwencjami Artura Boruca pełni rolę lekarstwa. Skutecznie mnie to pobudza.

Mówiłeś, że wałkujesz konkretnie dwa filmiki. 

Kiedyś tak było, ale to już nieaktualne, musiałem ten materiał odświeżyć, bo tamte kończyły się na czasach Fiorentiny, a później miał przecież wiele świetnych interwencji w Southampton, Bournemouth i Legii.

W Legii na chwilę się spotkaliście. Różne chodzą o nim słuchy, że bywa mrukliwy, chodzi własnymi ścieżkami, jak się jest młodym i niedoświadczonym to lepiej nie podchodzić. Jakie było twoje wrażenie?

Trochę się go wstydziłem, bo dla mnie dzielenie szatni z Arturem Borucem to jak dla innych chłopaków spotkanie z Cristiano Ronaldo. Ale wywarł na mnie świetne wrażenie. Nieraz okazał się bardzo pomocny. Ćwiczyłem na przykład zagranie lewą nogą, chciałem dokładniej posyłać dłuższe piłki, a on sam z siebie podchodził i mi tłumaczył, co robić lepiej, żeby to poprawić. Zupełnie się tego po nim nie spodziewałem, bo kompletnie mnie nie znał. Dla niego byłem tylko kolejnym młodym chłopakiem, który z nimi wtedy trenował, a znajdywał dla mnie czas i potrafił doradzić.

Z Borucem naturalnie przez te kilka tygodni nie miałeś szans podjąć rywalizacji, ale przez rok twoim bezpośrednim konkurentem w Stali był Bartosz Mrozek. Ostatnio w Canal+Sport nazwałeś go przyjacielem z boiska. Nie było między wami niezdrowych emocji?

Znaliśmy się wcześniej, polubiliśmy się, kiedy rywalizowaliśmy w młodzieżowych reprezentacjach Polski. Przez rok w Stali jeszcze bardziej się zżyliśmy, ze zwykłego znajomego z piłki stał się moim dobrym kolegą.

Musiałeś schować dumę do kieszeni, żeby rok przesiedzieć na ławce rezerwowych, kiedy Mrozek regularnie grał?

Nie powiedziałbym, że schowałem dumę do kieszeni. Bartek Mrozek zaczął sezon, grał dobrze, rozumiałem hierarchię. Czasami tylko niejasne były dla mnie pewne decyzje, dlaczego na przykład nie zagrałem w jakimś meczu Pucharu Polski albo końcówce sezonu Ekstraklasy. Wiadomo jednak, że do końca graliśmy o utrzymanie, bronić musiał ten lepszy i pewniejszy, na tamten moment nie mogłem mieć do trenera żadnych pretensji. W Radomiaku było inaczej. Nie rozumiałem, dlaczego w okresie gorszych wyników w bramce nie ma rotacji.

Myślałeś, że zaraz trzeba będzie zejść do niższej ligi?

Z każdym kolejnym miesiącem tych dwóch lat przesiedzianych na ławce rezerwowych coraz ciężej było o cierpliwość. Ubiegłej zimy prosiłem klub o wypożyczenie do I ligi, ale trener Adam Majewski był ze mnie zadowolony. Cały czas to podkreślał i Stal nie chciała szukać na moje miejsce innego bramkarza. Latem 2023 roku też dochodziły mnie słuchy, że klub zamierza ściągnąć do bramki młodzieżowca, więc liczyłem się z koniecznością odejścia do I ligi, a nawet niżej, żeby tylko grać.

Po meczu z ŁKS-em w Pucharze Polski powiedziałeś, że lubisz jak dochodzi do serii rzutów karnych.  „Jedenastki” to loteria czy to mit?

Niektórzy mówią, że nie ma obronionych karnych, tylko źle strzelone.

Zgadzasz się z tym?

Trochę tak, a trochę nie.

Dlaczego?

Przed każdym meczem dostaję analizę kilku zawodników rywali, którzy mogą podejść do „jedenastki”. Widzę, że są tacy piłkarze, którzy strzelają tak dobrze, że sztuką byłoby ich uderzenie obronić. Są jednak też tacy, których wystarczy wyczuć albo wyczekać. Nigdy nie oceniam bramkarzy po liczbie obronionych lub puszczonych rzutów karnych. Nie ma to żadnego wpływu na ich klasę, choć zauważyłem ostatnio, że wiele osób łączy jedno z drugim.

Artur Boruc kiedyś w „Playboyu” rozróżniał bramkarzy efekciarskich od bramkarzy skutecznych. Pierwsi odbiją piłkę, którą da się złapać i trafią do skrótów. Drudzy po prostu tę futbolówkę złapią, ale ich interwencja nie będzie w takim stopniu dostrzeżona.  

Czasami śmieszy mnie, jak jakiś bramkarz dostaje strzał nad głowę, a podrzuca nogi, żeby jego obrona wyglądała bardziej spektakularnie. Wiadomo, że to miałoby sens, jeśli byłoby to z bliska i na reakcję, ale takie coś przy uderzeniu z dystansu? Trudno się nie zaśmiać. Ostatecznie jednak jestem zdania, że golkiper musi być skuteczny. Jeśli odbije piłkę i zażegna niebezpieczeństwo, a nie wypluje jej pod nogi przeciwnika, to jest to interwencja skuteczna. Inna sprawa, jak strzał jest lekki, a ktoś się gimnastykuje, żeby to pięknie wyglądało. Przy tym, jeszcze raz: ważne, żeby piłka nie wpadła do siatki.

Bramkarz musi być wariatem?

Poznałem wielu dobrych bramkarzy albo takich z dużym potencjałem…

I?

Nie wszyscy byli świrami.

Więc to nie przeszkadza. 

Każdy na swój sposób coś ma z tego świra. Jeden na boisku, drugi poza nim, trzeci tu i tu, czwarty w ogóle.

Masz coś w sobie ze świra?

Koledzy mówią, że trochę mam. Na ogół jestem spokojnym człowiekiem, ale emocje potrafią mnie ponieść, choć jeszcze staram się z tym walczyć.

Jaki jest sekret Stali Mielec?

Po Lechu ludzie pisali, że w pierwszej połowie byliśmy widocznie lepszym zespołem, przez dużą część spotkania to my graliśmy w piłkę, a nie oni. Wystarczy odpalić jakikolwiek nasz mecz, żeby przekonać się, że dobre wyniki to nie kwestia szczęścia. Niektóre zespoły w Ekstraklasie posyłają długie piłki, bazują na grze fizycznej i stałych fragmentach, w pewnym momencie Stal też była z tego znana, ale w tym sezonie jest inaczej – dużo goli strzelamy po składnych akcjach, na każdej pozycji mamy jakiegoś jakościowego zawodnika, atmosfera też pcha nas do przodu. Widzę czasami, że są drużyny, w których piłkarze na boisku potrafią się ze sobą kłócić, krzyczą na siebie, mają pretensje. W Stali tego praktycznie nie ma, jest wsparcie, nikt do nikogo z awanturą w szatni nie podejdzie.

Odkryciem sezonu jest Ilja Szkurin. Pewnie sporo bramek ci na treningach wpakował, w czym więc leży jego siła?

Jest szybki, silny, dobry piłkarsko, potrafi się znaleźć w polu karnym, ma dobre wykończenie. Czy na treningach strzelił mi dużo bramek? Myślę, że nie.

Śmiejemy się. 

No jakoś nie mogę sobie przypomnieć. Może dlatego, że dzisiaj na treningu tak mało mi strzelił.

Drugim liderem Stali jest Mateusz Matras. Mam wrażenie, że to mocno niedoceniany stoper. 

Nie wiem, czy kiedykolwiek miałem przyjemność grać z lepszym środkowym obrońcą. Chyba nie. Też uważam, że jest mocno niedoceniany. Ale nie tylko on w Stali, bo wielu chłopaków gra tu długo, a niewiele się o nich mówi.

Których ze swoich dotychczasowych meczów w Ekstraklasie uważasz za najlepszy? Podrzucam ci propozycje: ten z Legią, z Górnikiem, a może ze Śląskiem?

Trudno wybrać, dopiero byliśmy z wizytą w szkole i też dostałem podobne pytanie…

To miałeś czas przemyśleć. 

Tam było jeszcze ciężej, bo dzieciaki pytały o najlepszą interwencję, a trochę ich było i pozapominałem. Jak teraz myślę, to najlepszy w moim wykonaniu był mecz ze Śląskiem. Było w nim kilka takich sytuacji, kiedy musiałem się mocno wykazać. Powiem jak niektórzy: najlepsze spotkanie przede mną!

Kończymy!

O siebie w bramce jestem spokojny, ale ostatnio bardzo dużo pracy wkładam w pracę nad grę nogami, więc czuję, że pod tym względem mogę w tym sezonie zagrać jeszcze dużo lepszy mecz niż ten ze Śląskiem. Nie mówię, że jestem w tym tragiczny, ale chciałbym być lepszy. Tego może nie widać w telewizji, ale boiska w Ekstraklasie wcale nie są aż tak wspaniałe i często utrudniają rozgrywanie piłki.

Jak tłumaczyć taki wystrzał formy w 2024 roku?

Skąd wystrzał? Nie wiem. Wydaje mi się, że jesień była wprowadzaniem do regularnej gry. Musiałem złapać pewność siebie. W tamtej rundzie nie byłem dużo gorszy niż teraz. Teraz na pewno podreperowałem liczbę czystych kont. Nie lubię oceniać bramkarzy w tej kategorii, bo w Radomiaku potrafiłem ich mieć dwadzieścia, w Stali mam siedem, a czuję się dużo lepszy niż byłem. Ani rzuty karne, ani czyste konta nie są wykładnikiem, czy ktoś jest bardzo dobry czy średni w tym fachu. Ta forma już jest taka, jaką chciałbym co najmniej utrzymać. Tak jak mówię, do tej wysokiej dyspozycji w bramce chciałbym tylko jeszcze dołożyć coś w ofensywie, pomóc kolegom z przodu.

Czyli jak rzut karny do strzelenia, to jak Boruc kiedyś z Widzewem…

Biorę na siebie!

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Czytaj więcej o Stali Mielec:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

14 komentarzy

Loading...