Reklama

Kyrgios dalej gada. Ale już tylko poza kortem

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

27 marca 2024, 15:07 • 8 min czytania 0 komentarzy

Nick Kyrgios potrafi budzić zainteresowanie. Kiedy tylko zapowiedział “wielkie ogłoszenie”, media oraz kibice zaczęli przebąkiwać o jego rychłym powrocie do tenisa. Ostatecznie chodziło jednak przede wszystkim o to, że 28-latek zrobił wywiad z Novakiem Djokoviciem. W ostatnich miesiącach rozmawiał też z Gordonem Ramsayem, sprawdził się w roli komentatora i założył… OnlyFans. A tenis? To już może być dla niego przeszłość. Choć nie musi.

Kyrgios dalej gada. Ale już tylko poza kortem

Wpis Kyrgiosa na platformie “X” został już przez niego usunięty, ale poza rozmową z Djokoviciem, zapowiedział też “tenisowy materiał”, czyli być może zobaczymy wkrótce urywek z jego najnowszych treningów na korcie. Jeśli tak faktycznie by się stało, mielibyśmy pierwszy od dawna sygnał, że Australijczyk znajduje się na właściwej drodze do powrotu do gry.

Nick jest naturalnie aktywny poza kortem nie tylko dlatego, że chce, ale poniekąd… ma prawo się nudzić. Jego problemy zdrowotne się przeciągają. W ubiegłym sezonie rozegrał jeden mecz. W tym jeszcze żadnego. Kiedy więc wreszcie wróci na korty? Trudno stwierdzić, choć wiemy, że został wpisany na listę uczestników Ultimate Tennis Showdown, pokazowych zawodów w sierpniu. To oczywiście znaczy niewiele, choć zapewne organizatorzy (w tym Patrick Mouratoglou) nie zaangażowaliby 28-latka w akcję promocyjną imprezy i nie umieściliby go w centrum plakatu, gdyby nie wierzyli, że faktycznie podczas niej wystąpi.

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

Jest jednak jeszcze jeden problem. Tenisiście, który kiedyś uchodził za jeden z największych talentów na świecie, powoli zaczyna brakować motywacji. W jego przeróżnych wypowiedziach często brakuje tego elementu, który charakteryzuje innych wielkich rekonwalescentów w świecie sportu. Ognia, zapału, tęsknoty za rywalizacją. Stwierdził nawet, że sam… za bardzo nie chce wracać do tenisa.

Reklama

I poniekąd trudno mu się dziwić, skoro ból podobno towarzyszy mu cały czas. Wiemy jednak, że Nick Kyrgios poradzi sobie i bez rakiety w ręce. Nie tylko ze względu na swój majątek, ale elementy, którymi cechował się już od lat: czyli charyzmę oraz wygadanie. Trzeba przyznać, że na razie po pozasportowych wodach pływa naprawdę sprawnie.

Do takiego Nicka powinniśmy się przyzwyczaić?

Kyrgios nigdy nie zamykał się na media. Widywaliśmy go w różnych programach, słuchaliśmy w podcastach. Bywało, że rzucał kontrowersyjnymi tezami w social mediach, udzielając się w sprawach nie tylko tenisowych, ale na przykład też swojej ukochanej koszykówki, w tym przede wszystkim meczów Boston Celtics.

W ostatnich miesiącach Kyrgios najwidoczniej wykorzystał jednak wolny czas i dodatkowo uaktywnił się na płaszczyznach poza tenisowych. W grudniu zszokował opinię publiczną założeniem konta na Onlyfans – platformie kojarzonej przede wszystkim z erotycznymi materiałami. Sam jednak zamierzał wykorzystać ją jako przestrzeń, na której może wejść w interakcję z fanami. Zaczął dzielić się swoimi planami czy udostępniać urywki z prywatnego życia. To właśnie na Onlyfans Kyrgios ogłosił też, że nie wystartuje w tegorocznym Australian Open.

Na tym turnieju Nick ostatecznie się pojawił, ale w roli komentatora i eksperta. Zdarzyło mu się nawet wyjść na kort, żeby… przeprowadzić wywiad z Djokoviciem. Przeróżne opinie świadczyły o tym, że dobrze sprawdził się w nowych rolach. Dało się dostrzec, że uwielbia analizować grę i przedstawiać detale dyscypliny, którą uprawia. To całe doświadczenie zresztą nie było dla niego niczym nowym. Raz, że komentował już wcześniej ATP Finals, a dwa, że od lat dzieli się przemyśleniami na temat spotkań tenisa na swoim Twitterze (obecnie “X”).

Największą nowością w życiu Kyrgiosa było chyba jednak zaangażowanie się w świat Youtube’a. Od stycznia prowadzi program”Good Trouble”, w którym jego gościem ma być Djoković. Australijczyk przeprowadzał już jednak wywiady z Gordonem Ramsayem, podcasterem Jayem Shettym, biznesmenem Garym Vaynerchukiem czy znanym z “The Office” (rola Dwighta) aktorem Rainnem Wilsonem.

Reklama

Patrząc na to, jak aktywnie Kyrgios promuje “Good Trouble” w swoich social mediach, bez wątpienia możemy się spodziewać, że pójdzie drogą Draymonda Greena. I nawet kiedy już wróci do gry, to będzie przeplatał mecze z nowymi odcinkami swojego programu. No ale zostawmy tę kwestię i zapytajmy: co z jego tenisem?

Ulatująca motywacja

– Gdyby to zależało ode mnie, to tak szczerze – nie chcę już grać – powiedział Kyrgios w grudniu w programie “On Purpose”. – Muszę się zmuszać. Mam dalej bardzo wiele do zaoferowania, ale sam nie chcę już za bardzo grać w tenisa.

To była ciekawa i dość nietypowa perspektywa. Z jednej strony Kyrgios podkreślił, że nie czuje potrzeby wracania na korty, z drugiej zaznaczył, że musi to zrobić. Zapewne aby nie rozczarować fanów i nie zmarnować potencjału, który posiada. Sporym problemem jest jednak jego zdrowie.

– Jestem wykończony, zmęczony. Miałem już trzy operacje, a mam tylko 28 lat. Zawsze chciałem mieć rodzinę i nie żyć w bólu. A kiedy wstaje, nie potrafię chodzić bez bólu. To trudne do przełknięcia. Chcę grać w tenisa przez jeszcze rok czy dwa, a potem odejść na własnych warunkach. Bardzo nie chciałbym mieć kolejnej operacji albo czegoś podobnego. Więc myślę, że mogę mieć jeszcze jeden czy dwa dobre sezony i to wszystko – opowiadał Australijczyk w tym samym show.


Te słowa mówiły same za siebie. Już w styczniu Kyrgios jednak… nieco się z nich wycofał. W trakcie pracy przy Australian Open stwierdził, że tenis dalej go pociąga.

– To rozmowa, którą trzeba było przeprowadzić. Jestem na zakręcie kariery i dotarłem do momentu, w którym perspektywa życia po tenisie mnie ekscytuje. Mogę podróżować po świecie, komentować ten sport, robić rzeczy, które robię, rozmawiając z ludźmi jak Gordon Ramsay czy Mike Tyson. Tak, ostatni rok był ciężki. Kontuzje. Moje kolano, nadgarstek. Ale [teraz] jestem głodny jak nigdy. Ciągle pracuję na siłowni, przechodzę rehabilitację – powiedział.

– Jednym z powodów, dla których komentuje i robię te wszystkie rzeczy wokół Australian Open, jest to, że wciąż czuję ten ogień i chcę być częścią tego środowiska – kontynuował Kyrgios. – Więc chciałbym dać znać moim wszystkim fanom: wracam. Czekajcie na mnie, mam jeszcze trochę paliwa w baku. Nie przejmujcie się.

Fanom Kyrgiosa zaleca się jednak cierpliwość.

Niespełniony talent?

Trudno przewidzieć, jakie będą dalsze (i czy w ogóle będą) tenisowe losy Nicka. Wiemy jednak, że na jego końcu kariery zwyczajnie straci tenis. Nie ma co ukrywać, że w tourze – poza paroma wyjątkami – nie ma postaci budzących aż takie zainteresowanie jak Australijczyk. W ich promowaniu na pewno nie pomógł netflixowy niewypał – dokument “Break Point”, który miał potencjał, aby przybliżyć kibicom poszczególnych graczy i nakręcić wokół nich zainteresowanie, ale zebrał średnie recenzje, a jego produkcja została już zakończona. W kategorii tenisistów “dla których niedzielny kibic włączy mecz” obok Kyrgiosa znajduje się zatem nie tak wielka grupa zawodników. W przypadku Nicka na jego popularność wpływa zresztą nie tylko charakter – ale styl gry i czysty talent.

Wielki potencjał Nick pokazywał już jako junior – wygrywając wielkoszlemowe Australian Open, a także trzy tytuły w deblu (Roland Garros i Wimbledon w 2012 roku oraz Wimbledon w kolejnym sezonie). Po tych sukcesach trafił oczywiście do seniorskiego touru i tam też szybko narobił zamieszenia, zostając pierwszym od 10 lat zawodnikiem, który jako debiutant dotarł do ćwierćfinału Wimbledonu. Furorę zrobił też chociażby w 2015 roku, ogrywając po pasjonującym meczu swojego idola, Rogera Federera.

To były przebłyski, które miały świadczyć o tym, że wkrótce Australijczyk zawojuje światowe korty. Ale jego kariera nigdy nie nabrała oczekiwanego rozpędu. Kyrgios zyskał łatkę awanturnika, mającego tendencję do tracenia nerwów na korcie. Wielokrotnie kłócił się z arbitrem czy wyładowywał złość na własnym boksie. Australijczykowi było tak daleko do miana dżentelmena, jak to tylko możliwe. Nigdy nie miał też szczęścia do kontuzji, które raz po raz hamowały jego karierę.


W pewnym momencie Nick napotkał również na problemy natury psychicznej. Ujawnił, że w 2018 roku prześladowały go myśli samobójcze, zdarzało mu się samookaleczać. Ujścia szukał w używkach i alkoholu. Po latach zdradził, że wieczorem potrafił wypić od dwudziestu do trzydziestu drinków. I miało to miejsce nawet w lepszych czasach, kiedy wygrywał turnieje.

Jak się okazało: trzynaste miejsce w rankingu, które uzyskał pod koniec 2016 roku, pozostało jego najwyższym w karierze. Ale tak naprawdę niezależnie od tego, o jakim sezonie mówiliśmy, Nick Kyrgios był tenisistą, który mając dobry dzień, potrafił ograć każdego.

Wszystko w całość zaczęło składać się u niego w 2022 roku, kiedy najpierw wraz z Thanasim Kokkinakisem wygrał deblowe Australian Open, a potem niespodziewanie zaszedł aż do finału singlowego Wimbledonu. To był okres, kiedy na grę Kyrgiosa patrzyło się z niebywałą przyjemnością. Z jednej strony serwował jak maszyna, z drugiej było widać, że nic mu nie dolega, bo po korcie też poruszał się niezwykle sprawnie.

– Kyrgios sprawił, że 4 lipca kibicuję przeciwko amerykańskiemu zawodnikowi i nawet nie czuje się z tym źle – pisał o nim wówczas amerykański dziennikarz Bill Simmons. Ostatecznie Nickowi co prawda dopisało w Londynie trochę szczęścia. bo w ćwierćfinale grał ze skazywanym na pożarcie Cristianem Garinem, a przez półfinał przeszedł walkowerem, na skutek kontuzji Rafy Nadala. Ale fakt faktem – odniósł wówczas życiowy sukces. A gdyby nie to, że w finale mierzył się z Novakiem Djokoviciem, to kto wie, czy nie mówilibyśmy o nim jako o mistrzu wielkoszlemowym.

Tamta historia może być też inspirująca dla Huberta Hurkacza. Bo Kyrgios pokazał wówczas, że opierając swoją grę na kapitalnym serwisie można dostać się aż do finału Wimbledonu, i to nie będąc zawodnikiem z najściślejszej czołówki. To jednak wszystko przeszłość, miła historia do wspominania. A co będzie dalej? Kyrgios potrzebuje nie tylko zdrowia, ale też motywacji. Tym, kim miał zostać w świecie tenisa, już raczej nigdy nie zostanie. Szkoda byłoby jednak, gdyby na dobre odpłynął w świat mediów i podcastów, kiedy swojej dyscyplinie ma jeszcze tyle do zaoferowania w roli gracza.

KACPER MARCINIAK

Czytaj więcej o tenisie:

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
0
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakuje centymetrów, ale nie brak pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
2
Usykowi może brakuje centymetrów, ale nie brak pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]
Hiszpania

Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Aleksander Rachwał
3
Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Polecane

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
0
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakuje centymetrów, ale nie brak pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
2
Usykowi może brakuje centymetrów, ale nie brak pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]
Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
11
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...