Reklama

Wilk w owczej skórze. Prezes Pohlak trzęsie Estonią

Autorzy:Jan Mazurek AbsurDB

20 marca 2024, 16:17 • 14 min czytania 22 komentarzy

Nie używa dezodorantu. Chodzi w kamizelkach z owczej skóry. Bił i więził żonę. Sędziował mecze własnego klubu. Kręcił przy podatkach i transferach. Krytyków zastrasza. Aivar Pohlak to prezes Estońskiego Związku Piłki Nożnej. Mówią, że to Ojciec Chrzestny. Brent Lepistu, trzynastokrotny reprezentant kraju, w rozmowie z „Estonian Football Podcast” porównywał go nawet do Kim Dzong Una i Władimira Putina. 

Wilk w owczej skórze. Prezes Pohlak trzęsie Estonią

Selekcjoner Thomas Häberli powołał kadrę na baraże o udział w Euro 2024. Dawid Czemko pisze na specjalistycznym profilu Estoński Futbol, że nominacje Szwajcara budzą kontrowersje. Niezrozumiale pominięci zostali bowiem Michael Lilander z Bohemians i Georgi Tunjov z Pescary. Pada sugestia, że niechęć do tej dwójki żywi Aivar Pohlak, a Szwajcar jest tylko marionetką w jego rękach. W Estonii tak to właśnie jest postrzegane.

Ekscentryk w owczej skórze

Dziennikarz Angelo Palmeri w rozmowie z portalem „Footballski” opowiada, że Pohlak jest kolorowym ptakiem Estonii. W kraju skromnych ludzi wyróżnia się fantazją i ekstrawagancją. Bryluje na galach, ludzi ze środowiska zawstydza niewybrednymi żartami i raczy kombatanckimi historiami. Trwa w niezmiennym przekonaniu, że bez niego nie istniałby futbol w Estonii po upadku ZSRR.

Trzydzieści narodowości i kapitan z Polski. Brat włoskiego dziennikarza rozkręca klub w Estonii

W 2012 roku dziennik „Eesti Päevaleht” zebrał pięćdziesiąt pokręconych faktów z jego życia. Nie używa dezodorantu. – Jak pies, który przed polowaniem tarza się w gównie świni – argumentował. Nie uznaje okularów przeciwsłonecznych. Ponoć szkodzą oczom. Swojego czasu w kieszeni nosił szkło powiększające, które wyjmował, żeby przyjrzeć się czemuś z bliska. W szafie ma trzy kamizelki z owczej skóry. Zakłada je wymiennie. Nie cierpi garniturów i krawatów. Pisze książki i wiersze dla dzieci. Niektórym ze swoich dzieci zakazywał chodzenia do szkoły po dwunastym roku życia. – Klasyczny system edukacji tworzy pacanów – tłumaczył. Boi się latać samolotem, po Europie podróżuje samochodem, na terenie Estonii porusza się zaś głównie rowerem.

Reklama

Czasami porównuje się do Jezusa Chrystusa.

Koszmar w domu Pohlaka

Opisywałem tę historię w „(Nie) bój się Estonii”, ale to sprawa na tyle szokująca, że wymaga powtórzenia. 2005 rok, Signe Pohlak dłonią podpiera głowę. Upięte blond włosy. Zmęczona twarz. Przypomina Więcławską z serialu „Ranczo”. Wyznała właśnie policji, prokuratorze i światu, że mąż znęcał się nad nią przez dwadzieścia lat. Poznali się jako nastolatkowie. Po urodzeniu pierwszego dziecka z czterech przenieśli się na wieś. Tam zamknął ją w domu. Żadnych spotkań z rodziną, bliskimi, przyjaciółmi. Zabraniał jej się śmiać. Śmiech to wyraz idiotyzmu i zepsucia. Nigdzie nie mogło być luster. Przeciwdziałanie próżności. Seks zawsze brutalny. Przemoc na porządku dziennym. – Mówiłam, że mimo wszystko go kocham. Słyszał to i lał mnie na piętrze – opowiadała kobieta. Kiedyś próbowała uciec. Polną drogą biegła z dziećmi. Dogonił ich samochodem. Podobno mało jej nie przejechał.

Chwalił się publicznie, że nigdy nie nazwałby jej „kobietą”. „Kobieta” brzmi obraźliwie. „Matka moich dzieci” tak jest poważniej. Swojego czasu zabujał się w sekretarce. Zaoferował żonie sześć milionów koron za wykupienie pociech, które usłyszały, że tatuś znalazł nową mamusię, a stara mamusia od tego dnia będzie pokojówką. Signe się nie zgodziła, Aivar wpadł w szał. Policja ustaliła, że Pohlakowi udowodnić można dwa akty przemocy – jeden z 1998 roku, drugi z 2000 roku. Z obrażeniami pojechała wówczas do szpitala. Obdukcja potwierdziła jej zeznania.

Prokuratorka rozkładała jednak ręce. To było za mało, żeby postawić mężowi kobiety zarzuty o znęcenie się nad rodziną. Tłumaczyła, że to bardzo typowy przypadek: ofiara latami nikomu nie zgłaszała nękania, bo wierzyła w przemianę ukochanego. Sprawa się przedawniła. Signe złościła się, że całymi latami policja ją lekceważyła i stąd brak mocniejszych poświadczeń. Kilka dni przeleżała w wysokiej gorączce. – Koszmar się skończył. Człowiek żyje tylko raz. Więc po co męczyć się z potworem, nawet dla wydumanego dobra dzieci? – relacjonowała z ulgą.

Aivar Pohlak, który za dwa lata obejmie rządy w Estońskim Związku Piłki Nożnej, ripostował, że tak naprawdę to on był w tej całej sprawie poszkodowany. Na łamach jednej z tamtejszych gazet pisał, że „matka jego dzieci” dźgnęła go nożem, gdy dotknął ją może znienacka, ale na pewno w „czuły i przyjazny sposób”. Ranę trzeba było zabandażować, jedno z dzieci pobiegło za nim, a „ta baba” cisnęła nożem w ich kierunku, „na drodze do katastrofy stanęły tylko drzwi”. Innym razem zaatakowała go kulą do kręgli, prezentem z jakiejś starej imprezy. Mało tego, w przed-intymnej sytuacji dostał w pachwinę, a jego „penis stał się ciemnofioletowy”.

Reklama

Furiat

Nie ma grama przesady w stwierdzeniu, że Aivar Pohlak w estońskiej piłce robił wszystko. Dziennikarze Josimar w artykule „A Question of Ethics” pisali, że „to człowiek, który wypłynął na niepodległości uzyskanej przez Estonię w 1991 roku, kiedy jako pierwszy w całym kraju zrozumiał, że w nowej rzeczywistości piłka nożna będzie stanowić połączenie sportu i biznesu”. Założył Florę Tallinn, której był też pierwszym trenerem. Ukonstytuował Meistriliigę, w której jego klub stał się potentatem. Jednocześnie wykorzystywał biegłość w rosyjskim i angielskim, zarabiając jako pośrednik przy transferach piłkarzy z krajów upadłego ZSSR na Zachód, pośredniczył chociażby w przejściu Georgiego Kinkladze z Dinama Tbilisi do Manchesteru City. Niedawno przyznawał, że wciąż czerpie korzyści z działalności agencji menadżerskiej Sport&Net Grupp, która zrzesza dużą część piłkarzy Flory. 

Na początku lat dziewięćdziesiątych pełnił też rolę asystenta selekcjonera reprezentacji Estonii. Z funkcji zrezygnować musiał bardzo szybko, bo skonfliktował się z kapitanem zespołu Urmasem Hepnerem. Do starcia doszło w 1992 roku przed meczem eliminacji mistrzostw świata z Maltą. Pohlak indywidualnie rozgrzewał bramkarza Martena Pooma, gdy reszta drużyny „Sinisärgid” czekała w autokarze. Hepner miał zwrócić Pohlakowi uwagę, że zespół się niecierpliwi, na co Pohlak napluł piłkarzowi w twarz, doszło do szamotaniny, padły ciosy z pięści. – Młodsi piłkarze zazwyczaj mu się podlizywali, bo płacił lepsze pensje niż inni. Nikt nie szanował go jako trenera, ale przychylność chłopaków kupował sobie pieniędzmi. W tej sytuacji jednak cała kadra głosowała za wyrzuceniem go za burtę – relacjonował Hepner na łamach „Eesti Päevaleht”.

Pohlak niewiele sobie z tego skandalu robił. Założył FC Kuressaare, w którego barwach na krótko przed czterdziestką zdążył zadebiutować w Meistriliidze. Nawet to romantyczne w swojej przaśności, tym bardziej że w kolejnych latach nazwa klubu z wyspy Saaremaa w przestrzeni publicznej pojawiać będzie się przeważnie w bardziej szemranych okolicznościach. Pohlak – jakby role właściciela, prezesa, działacza, agenta, trenera i piłkarza mu nie wystarczały – przez lata realizował się jako sędzia. Na przykład w 2013 był liniowym podczas meczu Pucharu Estonii. Po drugiej stronie boiska z chorągiewką jego córka Anna. Arbiter główny? Tomi Rahula, przyszły mąż Anny. Na murawie? FC Kuressaare i w jego składzie… syn Aivara, Pelle Pohlak.

Od 1993 roku Pohlak był członkiem zarządu Estońskiego Związku Piłki Nożnej. W 2003 roku został wiceprezesem Eesti Jalgpalli Liit, a od 2007 roku w EJL rządzi jako prezes. Dekadę później klub Maardu Linnameeskond wygrał drugi szczebel rozgrywkowy, czyli Esiliigę. Ogłosił jednak, że w kolejnym sezonie nie zagra w Meistriliidze z powodu problemów finansowych. Trzecie miejsce w tabeli Esiliigi zajęło Rakvere Tarvas, czwarte – rezerwy Flory Tallinn. Decyzją Estońskiego Związku Piłki Nożnej do Meistriliigi awansowało więc… piąte FC Kuressaare. – To klub, który przez połowę z ostatnich dwudziestu sezonów występował w Meistriliidze, więc jego przywódcy wiedzą, dokąd zmierzają i jak osiągnąć sukces – tłumaczył Pohlak.

Bonus 600 zł za zwycięstwo Polski z Portugalią w Lidze NarodówBonus 600 zł za zwycięstwo Polski z Portugalią w Lidze Narodów

Bonus 600 zł za zwycięstwo Polski z Portugalią w Lidze Narodów

  • Postaw kupon singiel za min. 2 zł zawierający zakład na zwycięstwo Biało-Czerwonych w starciu z Portugalczykami
  • Jeśli kupon okaże się wygrany, to na twoje konto bonusowe wpłyną dodatkowe środki w wysokości 600 zł
  • Tylko dla nowych użytkowników. Rejestracja zajmuje 30 sekund!

Kod promocyjny

SUPERWESZŁO

18+ | Graj odpowiedzialnie tylko u legalnych bukmacherów. Obowiązuje regulamin.

W 2023 roku tygodnik „Eesti Express” ujawnił, że Aivar Pohlak, już jako prezes Eesti Jalgpalli Liit, wciąż miesza się w sprawy Meistriliigi. Znaczy, tak, to oczywiste, problem jest inny: promuje Florę Tallinn, z którą przez dwadzieścia sześć lat rządów zdobył dziesięć mistrzostw i uczynił najbardziej utytułowanym klubem w Estonii, a następnie namaścił następcę – wspomnianego już Pelle Pohlaka, swojego syna. W 2012 roku – jako jednoczesny zarządca EJL i Flory – zdążył jednak dograć umowę między związkiem a klubem. Ta napompowała stołeczną drużynę strumieniem olbrzymich pieniędzy. Przedmiotem niejawnego i niejasnego „dealu” był stadion A. Le Coq Arena.

Dziennikarze „Eesti Express” pisali: „Rozwój Flory po transakcji z 2012 przebiega w mistrzowski sposób. Wcześniej w klubie brakowało ciepłej wody, piłkarzom i pracownikom nie wypłacano pensji, spłaty długów dopominały się firmy windykacyjne, sytuacją interesował się urząd skarbowy. Nowa rzeczywistość to zaś: podwojona liczba zatrudnionych ludzi, cztery razy wyższa średnia pensja, brak długów, zdrowy budżet, kolejne lata zakończone z zielonym Excelem”. 

W tym samym roku Aivara Pohlaka przesłuchiwała policja z Norwegii. Osiem lat wcześniej sprzedał środkowego obrońcę Raio Piiroję z Flory do Fredrikstad. Transfer ten odbył się w dziwnych okolicznościach, opatrzony został szemranymi fakturami, opleciony podejrzanymi umowami. Chodziło oczywiście o jakieś sprawy podatkowe. Przy wszystkich kontrowersyjnych historiach prezes EJL zachowuje spokój. Nie sądzi się, nie wojuje, nie szermuje, nie kontestuje pracy mediów i śledczych. Niemal nigdy nie ma sobie nic do zarzucenia. Wychodzą brudy, spada na niego krytyka, przyjmuje ją, robi swoje.

Najdłuższe kadencje prezesów w Europie

Kiedyś obliczano, ilu szefów piłkarskich federacji w Europie rządzi dłużej od niego, a Pohlak rzucał coś o „syndromie Breżniewa”. I powiedział, że „futbol w Estonii jest młody i wymaga spokojnego procesu”. A proces to on. Sprawdźmy więc, ile trwają kadencje szefów związków na Starym Kontynencie.

Prezydentami angielskiej Football Association od 1939 roku są członkowie brytyjskiej rodziny królewskiej. Faktyczna władza w związku należy do jej przewodniczącej Debbie Hewitt. Przez piętnaście lat, od 1981 do 1996 roku, przewodniczącym był Bert Millichip. Jego kadencja naznaczona jest tragediami z Heysel i Hillsborough oraz pożarem stadionu w Bradford. Od 1890 do 1937 roku przez prawie pół wieku stanowisko to piastował Charles Clegg, który od 1923 roku łączył je z funkcją Prezydenta FA. Za jego kadencji angielski związek dwukrotnie przystępował do FIFA i z niej występował, nie mogąc dogadać się najpierw w kwestii wykluczenia państw centralnych po I wojnie światowej, a potem w kwestii definicji statusu amatora. Nie wywołał w trakcie swojej kadencji żadnych skandali. Był człowiekiem bardzo religijnym, nie akceptował papierosów, alkoholu i hazardu. Lord Kinnard był prezydentem FA od 1890 do 1923 roku. Przed karierą działacza był świetnym piłkarzem. Jego rekord dziewięciu zdobytych Pucharów Anglii pobił dopiero w 2010 roku Ashley Cole. Tworzył duet z wiceprezydentem Charlesem Crumpem. Obaj zmarli w 1923 roku, Crump na dwa tygodnie przed otwarciem stadionu Wembley.

W Hiszpanii kadencje prezesów federacji były krótkie, najdłuższa trwała tylko dziewięć lat, aż do nastania ery Angela Marii Villara. Rządził RFEF od 1988 roku. Za jego przywództwa kraj zdobył mistrzostwo świata i dwa mistrzostwa Europy. W 2015 został ukarany przez FIFA za brak współpracy w śledztwie dotyczącym przyznania organizacji mundialu 2018, a w 2017 aresztowany za defraudację środków publicznych. Kilka dni później zrezygnował z wszystkich stanowisk.

We Włoszech prezesi federacji zmieniają się za to prawie tak często jak premierzy kraju. Przez 120 lat było ich czterdziestu dwóch. Od 1905 do 1926 roku stanowisko to piastowało siedemnaście osób w ciągu dwudziestu jeden lat. Po dojściu faszystów do władzy szefem związku został jeden z nich – Leandro Arpinati. Utworzył on Serie A oraz doprowadził do organizacji w Italii mistrzostw świata w 1934 roku. Partia oskarżyła go jednak o zaplanowanie zamachu na Mussoliniego. Stracił stanowisko prezesa związku w 1933 roku i trafił do aresztu domowego. Dzień po wyzwoleniu został zabity w Bolonii przez partyzantów komunistycznych. Nieco lepiej, choć też kiepsko, skończył najdłużej panujący prezes włoskiego związku Antonio Matarrese. Rządził od 1987 do 1996 roku, ale dwa lata temu wszczęto śledztwo w sprawie bankructwa kilku spółek o wartości dziesięciu milionów euro i udziału w nim Matarrese.

Hermann Neuberger był prezesem niemieckiego związku piłkarskiego od 1975 aż do śmierci w 1992 roku. Za jego kadencji Niemcy zdobyli mistrzostwo świata i kontynentu. Był postacią kontrowersyjną. W 1978, dzień przed meczem z Argentyną, dowiedział się o śmierci niemieckiej studentki Elisabeth Käsemann zamordowanej po torturach przez argentyńską juntę. Mimo tego ukrył tę informację przed wszystkimi i nie odwołał meczu. W tym samym roku bronił wizyty w ośrodku niemieckiej kadry Hansa-Ulricha Rudela oskarżanego o zbrodnie wojenne popełnione na terenie Polski. Zarzucano mu także, że szybko zrezygnował z kandydatury Berlina Zachodniego do organizacji meczów podczas Euro 1988, aby zyskać poparcie krajów zza żelaznej kurtyny.

Najdłużej urzędującym prezesem francuskiej federacji był Jules Rimet, pomysłodawca mistrzostw świata i wieloletni szef FIFA. Louis Wouters był prezesem belgijskiej federacji w latach 1967-1987. Opisywany jest jako niezwykle konserwatywny autokrata i despota, niemogący się pogodzić z istnieniem w światowym futbolu krajów afrykańskich. Jego kadencja zakończyła się fatalnie – najpierw ujawnieniem w 1984 przez Guya Bellemansa afery korupcyjnej w belgijskiej lidze, a rok później doszło do tragedii na stadionie Heysel. Jego wieloletni współpracownik, sekretarz generalny federacji Albert Roosens został w związku z nią skazany za nieumyślne spowodowanie śmierci.

Rumuński związek miał rekordowo krótkie kadencje – w 1945 miał pięciu różnych prezesów w ciągu dwóch i pół miesiąca. Miał też jednak prezesa wieloletniego. Mircea Sandu rządził tam od 1990 roku, w 2013 roku został oskarżony o korupcję w związku z aferą dotyczącą rozwiązania klubu Universitatea Craiova, a w 2020 roku o prowadzenie zorganizowanej grupy przestępczej i pranie brudnych pieniędzy.

Joe Wickham został sekretarzem generalnym irlandzkiego związku piłkarskiego w 1936 roku. W 1955 roku odmówił spełnienia prośby Arcybiskupa Dublina, by nie rozgrywać meczu z Jugosławią ze względu na konieczność stawiania oporu komunizmowi. Irlandczycy przegrali 1:4, a Wickham został potępiony z ambony przez swojego proboszcza. Klątwa chyba zadziałała, bo prezes irlandzkiej federacji zmarł w 1968 roku w szpitalu w… Katowicach po tym, jak doznał ataku serca w przerwie meczu Polska – Irlandia na Stadionie Śląskim, w którym jedynego gola strzelił Lubański. Następca Wickhama – Peadar O’Driscoll rządził kolejne 20 lat, zatem przez 52 lata między 1936 a 1988 rokiem Zielona Wyspa miała tylko dwóch prezesów związku piłkarskiego.

Ruben Hayrapetyan 14 lat był prezesem federacji Armenii. Zasłynął tym, że spuścił lanie piłkarzom Pjuniku po jednym z meczów, a w jego restauracji śmiertelnie pobito żołnierza armii Armenii po tym, jak wszedł do restauracji w nieodpowiednim stroju. Torleif Sigurðsson był szefem związku piłkarskiego Wysp Owczych w latach 1981-2002. Wywalczył możliwość przystąpienia reprezentacji do eliminacji Euro 1992, co zaowocowało jedną z największych sensacji w historii światowego futbolu, jaką było zwycięstwo Farerów nad Austrią w 1990 roku.

Prezesem związku Irlandii Północnej w latach 1914-1945 był James Wilton. Zasłynął nieudanymi staraniami o utrzymanie jednej wspólnej reprezentacji po odzyskaniu przez południową część wyspy niepodległości. Jego rekord pobił w latach 1958-1994 Harry Cavan, którzy przez 30 lat funkcję szefa krajowego związku łączył z byciem wiceprezydentem FIFA. Był inicjatorem powstania młodzieżowych mistrzostw świata, a w USA pamiętają go jako tego, który ogłosił decyzję o organizacji Mundialu w 1994 roku. Cavan był zatem najdłużej urzędującym prezesem piłkarskiej federacji w Europie, biorąc pod uwagę, że Anglik Clegg i Szkot McDowall piastowali nieco inne stanowiska (przewodniczącego oraz sekretarza generalnego).

Jedyną przerwą Gustave’a Jacquemarta w pełnieniu przez niego funkcji prezesa luksemburskiej federacji w latach 1921-1950 był jego pobyt w obozie koncentracyjnym za niemieckiej okupacji. Obecnie od dwudziestu już lat, jego następcą jest Paul Philipp. Jeszcze dłużej, bo od 2002 roku szefem albańskiego związku jest Armand Duka. Z rozmowy nagranej w 2023 wynika, że z prezesem Kuleszą są dobrymi przyjaciółmi. I co by się nie działo, zawsze będą bliscy sobie sercem (tu następuje przyjacielskie klepnięcie w część ciała, którą prezes zawsze będzie złączony z naszym bałkańskim przyjacielem).

Rekordzistą pod względem trwającej kadencji jest natomiast słynny niegdyś piłkarz Dejan Savićević. Szefuje on czarnogórskiej federacji od 2001, a zatem przez cały okres jej przynależności do FIFA i UEFA, który rozpoczął się w 2007 roku.

Jednostki bez wartości

Najdłuższe kadencje prezesów PZPN wynosiły dziewięć lat. Przez taki czas polskim futbolem rządzili: Władysław Bończa-Uzdowski (1928-1937), Michał Listkiewicz (1999-2008) i Zbigniew Boniek (2012-2021). Pierwszy był generałem Wojska Polskiego. Juliusz Rómmel wystawił mu następującą opinię:

„Jednostka bez wartości. Nie posiada żadnych zalet dowódczych. W roku 1939 „odłączył się” od swojej 28 dywizji i znalazł się w Warszawie, skąd potem był przeze mnie odesłany do Modlina – gdzie jednak niczym nie dowodził. Do wojska nie nadaje się. Nie nadaje się.”

A Stefan Rowecki pisał o nim tak:

„Dowodzi ponad dziesięć lat dywizją, z czego już pięć lat niczym się już nie zajmuje poza polowaniem, piciem i grą w karty. Podobno kiedyś był niezłym dowódcą liniowo-bojowym. Obecnie nerwus, przykry dla otoczenia, widać, że czas mu na emeryturę.”

Michał Listkiewicz, którego kadencja upłynęła pod znakiem dostrzegania tylko jednej „czarnej owcy” w środowisku piłkarskim, wypada na jego tle nader pozytywnie, podobnie jak Boniek, któremu udało się odbudować marketingową pozycję PZPN.

Podobne przypadki do Aivara Pohlaka można mnożyć. Jest Borisław Michajłow, który w listopadzie minionego roku po incydentach rasistowskich zrezygnował z funkcji prezesa Bułgarskiej Federacji Piłkarskiej, którą piastował od 2005 roku. Był nieżyjący już Vlatko Marković, szef Chorwackiego Związku Piłki Nożnej, w latach 1998-2012, a także autor słów: „Jak długo będę prezesem, tak długo gej nie zagra w reprezentacji Chorwacji”. Na Węgrzech od czternastu lat panuje Sandor Csanyi, kolega Viktora Orbana, wymieniany w aferze Panama Papers.

Wilk w owczej skórze

Piłkarze reprezentacji Estonii nie chcą wypowiadać się na temat Aivara Pohlaka. Nic w futbolu tego nadbałtyckiego kraju nie dzieje się bez jego zgody. A rzadko jest jego zgoda na cokolwiek, co nie powstało w jego głowie. Ostatnio na przykład Maksims Krivunecs, prezes łotewskiej Virsligi, zaczął coraz śmielej lobować wokół powstania Ligi Bałtyckiej, w której mogłyby grać kluby z Łotwy, Litwy i Estonii. Angielski „Guardian” projekt ten przedstawia w taki sposób:

UEFA zdaje się nie mieć nic przeciwko. Klubom Meistriliigi, Virsligi czy A Lyga też byłoby to na rękę, bo rozgrywki stałyby się bogatsze i ciut bardziej konkurencyjne względem innych lig z rankingu UEFA. Jest tylko jeden poważny problem. Najwięcej do powiedzenia w tym rejonie piłkarskiej Europy ma Aivar Pohlak, któremu Liga Bałtycka jest nie w smak. Ponoć dlatego, że niewystarczająco dużo zyskałaby na niej sama Estonia.

Brent Lepistu, trzynastokrotny reprezentant kraju, w rozmowie z „Estonian Football Podcast”: – To żadna tajemnica, że piłka w Estonii kręci się głównie wokół grymasów Pohlaka. Nie jestem jedyną osobą, którą skreślił, bo nie chciała wchodzić z nim w interesy, podpisywać z nim kontraktów i umów menadżerskich, grać według jego zasad. U niego jest prosto: albo jesteś z nim, albo jesteś na aucie. Jak Putin, Kim Dzong Un albo ktoś im podobny. 

Czytaj więcej o Estonii:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Kocha sport, a w nim uwielbia wyliczenia, statystki, rankingi bieżące i historyczne, którymi się nałogowo zajmuje. Kibic Górnika Wałbrzych.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

22 komentarzy

Loading...