Reklama

(Nie) bój się Estonii

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

23 listopada 2023, 09:49 • 11 min czytania 14 komentarzy

Aivar Pohlak to prezes Estońskiego Związku Piłki Nożnej. Wygląda trochę jak Karol Marks. Bliżej mu jednak do Ojca Chrzestnego. – To bezkarne bydlę – sufluje mi tamtejszy dziennikarz. Prosi o anonimowość. Ze strachu. Nic w futbolu tego nadbałtyckiego kraju nie dzieje się bez wiedzy Pohlaka. Krytyków ponoć zastrasza, żona oskarża go o przemoc, policja przesłuchuje w sprawie kombinowania przy płaceniu podatków, środowisko zarzuca mu niemal jawne faworyzowanie Flory Tallinn, którą założył w latach dziewięćdziesiątych i w której prezesem jest jego syn. 

(Nie) bój się Estonii

2005 rok. Signe Pohlak dłonią podpiera głowę. Upięte blond włosy. Zmęczona twarz. Przypomina Więcławską z serialu „Ranczo”. Wyznała właśnie policji, prokuratorze i światu, że mąż znęcał się nad nią przez dwadzieścia lat. Poznali się jako nastolatkowie. Po urodzeniu pierwszego dziecka z czterech przenieśli się na wieś. Tam zamknął ją w domu. Żadnych spotkań z rodziną, bliskimi, przyjaciółmi. Zabraniał jej się śmiać. Śmiech to wyraz idiotyzmu i zepsucia. Nigdzie nie mogło być luster. Przeciwdziałanie próżności. Seks zawsze brutalny. Przemoc na porządku dziennym. – Mówiłam, że mimo wszystko go kocham. Słyszał to i lał mnie na piętrze – opowiadała kobieta. Kiedyś próbowała uciec. Polną drogą biegła z dziećmi. Dogonił ich samochodem. Podobno mało jej nie przejechał.

Domowy koszmar Aivara Pohlaka

Chwalił się publicznie, że nigdy nie nazwałby jej „kobietą”. „Kobieta” brzmi obraźliwie. „Matka moich dzieci” tak jest poważniej. Swojego czasu zabujał się w sekretarce. Zaoferował żonie sześć milionów koron za wykupienie pociech, które usłyszały, że tatuś znalazł nową mamusię, a stara mamusia od tego dnia będzie pokojówką. Signe się nie zgodziła, Aivar wpadł w szał. Policja ustaliła, że Pohlakowi udowodnić można dwa akty przemocy – jeden z 1998 roku, drugi z 2000 roku. Z obrażeniami pojechała wówczas do szpitala. Obdukcja potwierdziła jej zeznania.

Prokuratorka rozkładała jednak ręce. To było za mało, żeby postawić mężowi kobiety zarzuty o znęcenie się nad rodziną. Tłumaczyła, że to bardzo typowy przypadek: ofiara latami nikomu nie zgłaszała nękania, bo wierzyła w przemianę ukochanego. Sprawa się przedawniła. Signe złościła się, że całymi latami policja ją lekceważyła i stąd brak mocniejszych poświadczeń. Kilka dni przeleżała w wysokiej gorączce. – Koszmar się skończył. Człowiek żyje tylko raz. Więc po co męczyć się z potworem, nawet dla wydumanego dobra dzieci? – relacjonowała z ulgą.

Aivar Pohlak, który za dwa lata obejmie rządy w Estońskim Związku Piłki Nożnej, ripostował, że tak naprawdę to on był w tej całej sprawie poszkodowany. Na łamach jednej z tamtejszych gazet pisał, że „matka jego dzieci” dźgnęła go nożem, gdy dotknął ją może znienacka, ale na pewno w „czuły i przyjazny sposób”. Ranę trzeba było zabandażować, jedno z dzieci pobiegło za nim, a „ta baba” cisnęła nożem w ich kierunku, „na drodze do katastrofy stanęły tylko drzwi”. Innym razem zaatakowała go kulą do kręgli, prezentem z jakiejś starej imprezy. Mało tego, w przed-intymnej sytuacji dostał w pachwinę, a jego „penis stał się ciemnofioletowy”.

Reklama

I inne jego grzechy

2012 rok. Aivara Pohlaka przesłuchuje policja z Norwegii. Osiem lat wcześniej sprzedał środkowego obrońcę Raio Piiroję z Flory do Fredrikstad. Transfer ten odbył się w dziwnych okolicznościach, opatrzony został szemranymi fakturami, opleciony podejrzanymi umowami. Chodziło oczywiście o jakieś sprawy podatkowe. Dziennikarze Josimar napisali wówczas o nim tekst „A Question of Ethics”. Oto jego fragment:

„To człowiek, który wypłynął na niepodległości uzyskanej przez Estonię w 1991 roku, kiedy jako pierwszy w całym kraju zrozumiał, że w nowej rzeczywistości piłka nożna będzie stanowić połączenie sportu i biznesu. Biegle władał rosyjskim i angielskim. Zarabiał jako pośrednik przy transferach piłkarzy z krajów upadłego ZSSR na Zachód. Pośredniczył chociażby w przejściu Georgiego Kinkladze z Dinama Tbilisi do Manchesteru City. Ludzie ze środowiska nazywają go ojcem chrzestnym piłkarskiej Estonii. Nic w tamtejszym futbolu nie dzieje się bez jego błogosławieństwa. Jako prezes Flory słynął z niepłacenia zawodnikom. Ci zaś, którzy próbowali się przeciw niemu buntować, przymusowo przenoszeni byli do jednego z kontrolowanych przez niego klubów. Dziennikarze, piszący nieprzychylne artykuły pod jego adresem, spotykają się z wyzwiskami, a nawet groźbami użycia przemocy”. 

2023 rok. Tygodnik „Eesti Express” ujawnia, że Aivar Pohlak, już jako prezes Eesti Jalgpalli Liit, wciąż miesza się w sprawy Meistriliigi. Znaczy, tak, to oczywiste, problem jest inny: promuje Florę Tallinn. Założył ją w 1990 roku. Przez dwadzieścia sześć lat rządów zdobył dziesięć mistrzostw i uczynił najbardziej utytułowanym klubem w Estonii, a następnie namaścił następcę – 27-letniego Pelle Pohlaka, swojego syna. W 2012 roku – jako jednoczesny zarządca EJL i Flory – zdążył jednak dograć umowę między związkiem a klubem. Ta napompowała stołeczną drużynę strumieniem olbrzymich pieniędzy. Przedmiotem niejawnego i niejasnego „dealu” był stadion A. Le Coq Arena.

Dziennikarze „Eesti Express” pisali: „Rozwój Flory po transakcji z 2012 przebiega w mistrzowski sposób. Wcześniej w klubie brakowało ciepłej wody, piłkarzom i pracownikom nie wypłacano pensji, spłaty długów dopominały się firmy windykacyjne, sytuacją interesował się urząd skarbowy. Nowa rzeczywistość to zaś: podwojona liczba zatrudnionych ludzi, cztery razy wyższa średnia pensja, brak długów, zdrowy budżet, kolejne lata zakończone z zielonym Excelem”. 

Przy wszystkich kontrowersyjnych historiach Aivar Pohlak zachowuje spokój. Nie sądzi się, nie wojuje, nie szermuje, nie kontestuje pracy mediów i śledczych. Niemal nigdy nie ma sobie nic do zarzucenia. Wychodzą brudy, spada na niego krytyka, przyjmuje ją, robi swoje. Kiedyś obliczano, ilu szefów piłkarskich federacji w Europie rządzi dłużej od niego. Niewielu. Pohlak rzucił coś o „syndromie Breżniewa”. I powiedział, że „futbol w Estonii jest młody i wymaga spokojnego procesu”, a proces to on.

Reklama

Kolacja po rosyjsku

Ostatnie chwile 2022 roku. Andrei Stepanov, emerytowany 89-krotny reprezentant Estonii, wrzuca zdjęcie na Instagrama: „Jedna ekipa, dziesięciu przyjaciół, sto wspomnień, tysiąc meczów”. Przy jednym stole siedzą między innymi aktualni gwiazdorzy kadry – Konstantin Vassiljev i Sergei Zenjov. Problem w tym, że ramię w ramię z nimi biesiaduje Walerij Karpin, selekcjoner reprezentacji Rosji, otwarcie popierający krwawą politykę Władimira Putina.

Wybucha skandal. Piret Hartman, ówczesna estońska minister kultury, grzmi, że „choć sport zawsze powinien łączyć, to sytuacja na świecie diametralnie się zmieniła, a tego typu zdjęcia mogą być odbierane jako wsparcie dla agresora wojny na Ukrainy”. Eesti Jalgpalli Liit wydaje komunikat, w którym „przeprasza wszystkich urażonych” i „zapewnia o dalszym wsparciu dla poszkodowanej wojną strony ukraińskiej”.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Andrei Stepanov (@andreistep79)

Aivar Pohlak jest mniej kategoryczny. Stwierdza, że „w tym wszystkim nie można zapomnieć o podstawowych prawach człowieka, w tym prawa do poznawania ludzi o innych poglądach i niekrępowanego zakazami spotykania się z nimi”. – Pielęgnowanie relacji, przyjaźni i miłości jest warunkiem powrotu świata do normalności – mówi. Vassiljev uderza w podobne tony. Puentuje jednak, że „wzniecanie ognia kontrowersji nie leży w interesie estońskiego społeczeństwa”. Dla byłego gwiazdora Ekstraklasy to delikatny temat. Rozmawiałem z nim o tym w długim wywiadzie z 2016 roku. Oto fragment naszej rozmowy pt. „Gdybym na boisku strzelał tak, jak z karabinu, nie zrobiłbym kariery”:

Estonia ma raczej napięte relacje z Rosją, ale na pewno masz sentyment do dawnego Związku Radzieckiego. Twoi rodzice stamtąd pochodzili.

Cała familia stamtąd pochodzi. Bracia mamy mieszkali w Rosji. Szanuję i lubię ten kraj. Kiedy mieszkałem w Estonii często go odwiedzałem i nigdy nie spotkało mnie tam nic złego, a wręcz przeciwnie, bo mam same pozytywne skojarzenia i wspomnienia. Co do rzekomo napiętych relacji między Estonią i Rosją, to sprawa jest rozdmuchana przez polityków. Oni robią raban. Kłócą się, nie potrafią dojść do porozumienia, co uderza w zwykłych ludzi, między którymi nie ma waśni. Na pewno jest wiele do poprawienia na linii polityki zagranicznej obu krajów, ale można to naprawić. Trzeba mieć tylko trochę dobrej woli, a nie tylko gadać, załamywać ręce i mówić, że nic nie da się zrobić.

Długo w Estonii mówiło się po rosyjsku.

Kiedy kraj należał do Związku Radzieckiego, czyli w czasach, kiedy byłem chłopcem i zaczynałem chodzić do szkoły, językiem urzędowym był właśnie rosyjski. Zresztą ja nie miałem z tym problemu. Jestem Rosjaninem, mówię po rosyjsku, ponieważ od zawsze w mojej rodzinie funkcjonuje tamtejsza kultura i nie zamierzam nic w tej kwestii zmieniać. Rdzenni Estończycy nie byli jednak nigdy dyskredytowani. Ich język też był używany w szkołach. Osobiście uważam, że to normalny układ. Jeśli jest to możliwe każdy powinien uczyć się w swoim ojczystym języku. Wszystko się jednak zmienia. Przyszłość dalej jest niewiadomą. Za dziesięć lat może być zmiana, a za dwadzieścia kolejna.

Myślisz w języku estońskim czy raczej rosyjskim?

Na spotkaniach rodzinnych rozmawiamy po rosyjsku. Myślę, tak wszyscy w mojej rodzinie – po rosyjsku. Nie mam problemu z innymi językami, nie wstydzę się wychowania w Estonii lub tego że mam rosyjskie nazwisko, rodzina zawsze pozostaje rodziną.

Estonia jest słaba

Ostatnie dziesięć meczów reprezentacji Estonii to osiem porażek.

  • 0:1 z Węgrami
  • 1:2 z Austrią
  • 1:1 z Azerbejdżanem
  • 0:3 z Belgią
  • 0:5 ze Szwecją
  • 0:5 z Belgią
  • 0:2 z Azerbejdżanem
  • 1:1 z Tajlandią
  • 0:2 z Austrią
  • 0:2 ze Szwecją

Eliminacje do Euro 2024 spektakularnie przerżnęli. Siedem klęsk. Jeden remis. Dwie bramki zdobyte. I aż dwadzieścia dwa gole stracone. Nic nie zapowiadało takiej katastrofy. Przed tą niechlubną serią nie przegrali przecież ośmiu spotkań z rzędu. Zdążyli w tym czasie wygrać z Finlandią czy zremisować z Albanią. Wcześniej pewnie wygrali grupę w Lidze Narodów, dywizji D, gdzie po dwa razy pokonywali Maltę i San Marino. Tak zresztą zapewnili sobie udział w barażach do ME.

Selekcjoner Thomas Häberli, który wcześniej pracował FC Luzern, mówił szwajcarskim mediom, że Estonia nie położy się przed Belgią, Austrią czy Szwedami. W ojczyźnie przyjmowano jego słowa z dystansem, w końcu pół roku wstecz przed meczem z Argentyną wmawiał im, że futbol w tym niewielkim nadbałtyckim znacznie się rozwinął, a skończyło się popisem Leo Messiego i 0:5. Bitka o Euro 2024 okazała się tak samo bolesna.

Estonia nie ma gwiazd. Vassiljev ma trzydzieści dziewięć lat i w lidze estońskiej ciągle wymiata: 32 mecze, 14 goli, 15 asyst. Oglądaliśmy go latem na tle Rakowa Częstochowa w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Momentami wciąż widać jakość, ale to naprawdę momentami. Do defensywy nie wraca już kompletnie. Sergei Zenjov z w miarę poważnym kopaniem pożegnał się w Cracovii. Zabawne trochę, że estońskie media jakąś jego pojedynczą akcję z przegranego 0:2 spotkania z Austrią okrasiły porównaniem do akcji charakterystycznych dla Viniciusa Juniora. Gdzie Rzym, a gdzie Krym.

Tam to jednak norma, niedawno lokalni dziennikarze stworzyli fantasmagoryczną projekcję przyszłości, w której „Süddeutsche Zeitung” pisze o wybitnym występie Karola Metsa z St. Pauli przeciwko Bayernowi i zatrzymanym przez niego Harrym Kanie. Nigdy przeciw sobie oczywiście nie grali, Mets to solidny środkowy obrońca na warunki 2. Bundesligi. Oliver Jürgens grzeje ławę na Węgrzech. Martin Vetkal sam śmieje się, że koledzy z młodzieżówki Romy deprecjonują jego epizody w narodowej kadrze tekstami w stylu: „tam u was to grałby każdy z nas”. Kogo tam jeszcze mamy? Karl Hein to trzeci bramkarz Arsenalu, Georgi Tunjov zbiera szlify w Serie C, Artur Pikk gra w Odrze Opole, Markus Poom w Irlandii, Bogdan Vastsuk w Serbii, Mattias Käit w Rumunii, Maksim Paskotši w Szwajcarii, Joonas Tamm w Bułgarii, Henri Anier w Hongkongu…

Wystarczy zagrać jak z Łotwą

Rozmawiam z Szymonem Góralskim, autor profilu Piłkarska Estonia: – Estonia nie jest tak słaba, jak wskazywałaby na to tabela ich grupy eliminacyjnej do Euro 2024. Bardziej adekwatna wydaje mi się tabela kwalifikacji do mundialu w Katarze. Tam: cztery punkty, dziewięć goli strzelonych i dwadzieścia jeden straconych przy Belgii, Czechach, Walii i Białorusi. Wcale nieprzypadkowo jednak we wrześniu Estonia zanotowała bilans 0:10 ze Szwecją i Belgią, bo jakoś od tego momentu źle się tam dzieje. Wiązałbym to z kontuzją Rauno Sappinena. W eliminacjach strzelał Austrii i Azerbejdżanowi, ale dwa miesiące temu zerwał więzadła krzyżowe. 

Spadła na tę reprezentację duża krytyka?

Kibice chcą odejścia Aivara Pohlaka, ale ten ponoć jest nie do ruszenia. Krytykują też Häberliego. Estończycy zapowiedzieli protest, dopóki obaj panowie nie odejdą. Doping jakby ucichł, widać to było już podczas meczów z Tajlandią i Austrią. 

Jakie Estończycy reagują na perspektywę gry z Polską w barażach?

Myślę, że dostrzegają cień szansy na sprawienie sensacji. Gdyby mieli grać z Chorwacją czy Włochami, to nadziei nie byłoby w ogóle. 

Kto jest tam najlepszym piłkarzem? Wciąż staruszek Konstantin Vassiljev?

Myślę, że aktualnie w najlepszej formie jest stoper Karol Mets z St. Pauli. Vassiljev ostatnio leczył uraz po strzale w chmury z Narvą. Poczuł ból w mięśniu czworogłowym uda. Leczyć będzie się jeszcze jakoś dwa tygodnie. Ciągle jest to jednak wiodący piłkarz tej reprezentacji. Coraz większą rolę odgrywa Markus Poom, syn Marta Pooma. Dobra lewa noga, przegląd pola. Dodałbym do tego kilku młodych i zdolnych – Karla Jakoba Heina, Maksima Paskotsiego, Martina Vetkla, Olivera Jurgensa. Potencjał w nich drzemie, ale muszą ograć się na poziomie seniorskim. 

Estonia jest na poziomie Łotwy?

Polska będzie dominować. Estonia gra innym systemem niż Łotwa. Konkretnie 1-5-3-2 z wahadłami. Nie mają takiego wysokiego napastnika jak Roberts Uldrikis. Kontry napędzają szybcy Jürgens i Zenjov. Nieźle egzekwują stałe fragmenty gry. Będą momenty, gdy będą chcieli utrzymywać się dłużej przy piłce, ale zaczną mieć problemy, jeśli tylko założy się na nich konkretny pressing. Odpuszczenie w tym elemencie może skutkować, że pograją w piłkę. Z Belgią u siebie wyszli wysoko, uzyskali nawet drobną przewagę, ale po dwudziestu czy trzydziestu minutach uwidoczniła się gigantyczna dysproporcja w jakości. Zgadzam się w zupełności z Mateuszem Borkiem, który po Łotwie powiedział, że na Estonię taka gra Polski wystarczy. 

Czytaj więcej o reprezentacji Polski:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Komentarze

14 komentarzy

Loading...