Reklama

Set pełen walki, a potem krecz. Świątek awansowała do półfinału Indian Wells

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

14 marca 2024, 22:15 • 3 min czytania 0 komentarzy

Iga Świątek wyszła dziś na główny kort Indian Wells, by rozegrać mecz z prawdziwą legendą. I to legendą, która w dodatku rozgrywała najlepszy turniej od powrotu z emerytury na korty – w Kalifornii Caroline Wozniacki zaliczyła pierwszy ćwierćfinał po wznowieniu kariery i pokazywała naprawdę świetny tenis. Ale w starciu z Igą Świątek przegrała po części z Polką, a po części z urazem. I ostatecznie skreczowała przy stanie 1:0 dla Igi w drugim secie.

Set pełen walki, a potem krecz. Świątek awansowała do półfinału Indian Wells

Z Wozniacki Świątek już raz grała – w 2019 roku, swoim pierwszym w seniorskim tourze. Wygrała wtedy 2:1, mimo wysoko przegranego pierwszego seta. Więcej okazji by się zmierzyć nie miały, co nie może dziwić – kilka miesięcy później Caroline zakończyła karierę i nie wychodziła na zawodowe korty przez ponad trzy lata. Wróciła dopiero w sierpniu ubiegłego roku, ale nie grała dużo. Dwa mecze w Montrealu, jeden w Cincinatti, cztery w US Open, jeden w Auckland, dwa w Australian Open (gdzie pokonała Magdę Linette), jeden w San Diego, no i wreszcie właśnie w Indian Wells, gdzie już przed spotkaniem z Igą zaliczyła cztery spotkania. W połączeniu z dzisiejszym meczem – takiej dawki gry w krótkim okresie nie zanotowała od powrotu na korty.

I może to właśnie ostatecznie ją pokonało.

Ale omówmy sprawy po kolei. Bo w I secie Dunka grała naprawdę świetnego tenisa. Inna sprawa, że to spotkanie zaczęło się tak jak większość meczów Igi w ostatnim czasie. Polka wolno się rozkręcała, przeciwniczka przejmowała inicjatywę i uzyskiwała przewagę. Caro też to zrobiła, choć sama mogła stracić serwis już w pierwszym gemie spotkania – Świątek miała trzy break pointy, ale Dunka dwa razy świetnie zagrała z backhandu, a raz obroniła się serwisem. Taki gem najwidoczniej ją nakręcił, bo niedługo potem sama skorzystała z wypracowanej szansy i przełamała Igę. Wciąż też trzymała swoje podanie, przez co wyszła na prowadzenie 4:1.

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

Reklama

No i to był mniej więcej ten moment seta, gdy i w poprzednich spotkaniach Iga się budziła. O ile w pierwszych pięciu gemach brakowało jej regularności, popełniała sporo błędów i nie znajdowała recepty na świetną pracę Caroline w defensywie, o tyle od stanu 4:1 dla Dunki nagle wszystko zaczęło Polce wychodzić. Uspokoiła własną grę, zagrywała dokładniej, świetnie rozrzucała Wozniacki po korcie i nie dawała jej ani chwili oddechu, a sama znacząco poprawiła grę w obronie. Utrzymała własne podanie, przełamała serwis Caroline, po czym jeszcze raz wygrała swojego gema serwisowego.

Zrobiło się 4:4. A potem przyszedł dziewiąty gem, najlepszy w tym spotkaniu. Iga wypracowała sobie w nim aż cztery break pointy, Caro też zresztą miała – choć jedną – możliwość, żeby zapisać gema na swoje konto. Ostatecznie jednak to Polce udało się wygrać tę małą partię, a kilka chwil później kolejną, przy własnym podaniu. W ten sposób triumfowała w pierwszym secie, 6:4.

Już w przerwie między partiami Wozniacki skorzystała z pomocy medycznej. Nie wiedzieliśmy jednak, czy to poważny uraz, czy drobna dolegliwość. Kilka minut później jednak, gdy Świątek po raz kolejny przełamała jej podanie i zapisała na swoim koncie szóstego gema z rzędu, Caroline zdecydowała, że nie jest w stanie kontynuować gry. I po 65 minutach rywalizacji skreczowała, tym samym “wprowadzając” Igę do półfinału. W nim Polka zmierzy się już jutro z Ukrainką Martą Kostiuk. Obie nie grały ze sobą od Roland Garros 2021, ich jedynego starcia, kiedy lepsza po dwóch setach okazała się Polka.

Iga Świątek – Caroline Wozniacki 6:4, 1:0 (krecz) 

Reklama

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Bartosz Lodko
0
Uczestnik Ligi Mistrzów osłabiony. Reprezentant Niemiec nabawił się kontuzji

Tenis

Komentarze

0 komentarzy

Loading...