Podczas igrzysk olimpijskich w Tokio cały świat żył historią Krysciny Cimanouskiej, którą białoruskie władze chciały uprowadzić do kraju. Biegaczka nie dała zmusić się do powrotu, a kilka państw zaproponowało jej pomoc. Cimanouska zdecydowała się na przyjęcie polskiej wizy humanitarnej. Obecnie Kryscina jest już po odbyciu dwuletniej karencji, która uniemożliwiała jej starty na arenie międzynarodowej, posiada obywatelstwo naszego kraju, reprezentowała Polskę na mistrzostwach świata, a teraz marzy o występie na kolejnych igrzyskach, w Paryżu. – Czasami na Instagramie ludzie piszą do mnie, że nie mogę startować na igrzyskach, bo nie urodziłam się w Polsce i nie jestem Polką – mówi w rozmowie z Weszło Cimanouska. – Wydaje mi się nawet, że to nie są żywi ludzie, tylko boty. Otrzymuję takie wiadomości z dziwnych kont…
O tym, jak wygląda trening na Białorusi oraz co tamtejsze media mówią na jej temat. O walce z bulimią i depresją, która pojawiła się u niej kiedy przez dwa lata nie mogła startować poza granicami Polski. Co najbardziej podoba jej się w naszym kraju, a czym w Polsce była najbardziej zaskoczona? Jak przyjęły ją w kadrze inne biało-czerwone biegaczki? I dlaczego nie poczuła ulgi po ostatnim wyroku komisji ds. uczciwości w lekkoatletyce, która skazała trenera białoruskiej kadry biegaczek na pięć lat zawieszenia? Zapraszamy do rozmowy.
SZYMON SZCZEPANIK: Jesteś bardzo aktywna w mediach społecznościowych. Udzielasz tam różnych porad treningowych, odpowiadasz na pytania związane z ćwiczeniami biegowymi. Z czego wynika taka aktywność?
KRYSCINA CIMANOUSKA: To takie moje hobby. Od 2017 roku posiadam profil na Instagramie. To miejsce, w którym lubię dzielić się z ludźmi swoim doświadczeniem na temat sportu, treningów, żywienia. Ale jak nad tym myślę, może to już nawet jest moja praca jako influencer? (śmiech)
Chciałabyś w przyszłości spróbować się jako trenerka lub trenerka personalna? Widzisz się w takich zawodach?
Jeszcze o tym nie myślałam. Na razie bardzo lubię prowadzić treningi biegowe. Otrzymałam nawet zaproszenie od jednego klubu, aby przygotować grupę zawodników do przebiegnięcia półmaratonu. Napisała do mnie również pewna firma z branży IT, abym zrobiła dla ich pracowników kilka treningów biegowych. A jak będzie w przyszłości? Zobaczymy, może też otworzę swój klub biegowy lub małą siłownię. Albo zostanę influencerką i będę pracowała na Instagramie jako vloger, jeździła po różnych krajach, pokazywała ciekawe miejsca. To też mnie interesuje. Byłam nawet na krótkim kursie dotyczącym współpracy z markami hotelowymi. Nawet niedawno miałam współpracę reklamową z jednym miejscem położonym pod Warszawą.
Kształcisz się już w kierunku trenerskim czy na razie bazujesz na swoim doświadczeniu jako zawodniczki?
Na razie udzielam rad bazując na swoim doświadczeniu, ponieważ dużo czasu zajmują mi własne treningi. Przygotowuję się do igrzysk olimpijskich. Zobaczymy, jakie wyniki będę osiągała w sezonie letnim. Chciałabym wtedy zrobić swoje życiówki, ale by tego dokonać muszę mocno trenować.
Twój trening w Polsce różni się od tego, który miałaś na Białorusi? Masz do porównania dwie szkoły.
Nawet trzy. Z białoruskim szkoleniowcem skończyłam treningi w 2019 roku, a przez ostatnie dwa lata przed igrzyskami w Tokio współpracowałam z trenerem z Austrii. To były bardzo mocne treningi, po których czasami czułam, że nie mam na nie siły. One odbiły się na moich wynikach. Z kolei trening białoruski może jest nieco podobny do polskiego, ale tam miałam jeden problem. Mój ówczesny trener nie chciał próbować nowych rzeczy. Jeżeli jakieś nowinki w treningu przychodziły do nas na przykład z USA, to on i tak chciał żebyśmy ćwiczyli tak, jak na Białorusi trenowało się trzydzieści lat temu.
W Polsce panuje przekonanie, że na Wschodzie pokutuje radziecka myśl szkoleniowa. Czyli ma być jak najwięcej i jak najciężej. Ale udowodniono, że taki model pracy nie do końca działa.
Nie działa i ja już tak nie pracuję. Obecnie bardzo skupiamy się nad mobilnością, stabilnością stóp, a także moimi plecami, z którymi miałam problemy jeszcze od czasów pracy z białoruskim trenerem. Dlatego nie robię dużo siłowni, ale za to kiedy już wykonuję na przykład przysiady, to zakładam na nich wielkie ciężary. W tygodniu staramy się za to przeprowadzać sporo jednostek biegowych. Jednak wciąż jest to mniejsza liczba jednostek od tych, które wykonywałam ze szkoleniowcami z Białorusi czy Austrii. To daje mi świeżość, którą widać w zawodach. W ubiegłym roku w sezonie letnim zrobiłam swoją życiówkę na 200 metrów – 22.75. Byłam też bardzo blisko poprawy swojego najlepszego czasu na 100 metrów. W tegorocznym sezonie halowym wyrównałam życiówkę na 60 metrów – 7.21 – oraz poprawiłam 200 metrów. Obecnie wynosi 23.41.
Wyniki w hali godne uznania tym bardziej, że początek tego roku był w twoim przypadku naznaczony problemami zdrowotnymi.
Wypadł mi cały miesiąc treningu. Przez długi czas byłam chora, nawet nie rozumieliśmy z trenerem, co dzieje się z moim organizmem. Było tak, że na przykład od poniedziałku do środy miałam gorączkę, przez resztę tygodnia było dobrze, mogłam robić mocny trening, po czym następny tydzień znowu zaczynałam od choroby. I tak przez cztery tygodnie. A kiedy robiłam badania, wszystko dobrze na nich wychodziło. Może ten stres, który miałam dwa lata temu, teraz przyszedł do mojego organizmu? Z moim zdrowiem jeszcze nie wszystko jest w porządku. Akurat w poniedziałek ponownie miałam gorączkę. Chcę jeszcze raz pójść na badania, muszę wiedzieć co dzieje się z moim organizmem. Do igrzysk pozostało mało czasu, nie mogę mieć problemów ze zdrowiem.
Czy w związku z treningiem stosujesz też specjalną dietę? Jak wyglądają u ciebie kwestie odżywiania?
Na razie nie stosuję żadnej diety, ponieważ w 2019 roku cierpiałam na bulimię. Po tym dużo pracowałam z dietetykiem oraz psychologiem. Dzięki tej pracy przestałam zadawać sobie pytania, co mogę zjeść. Staram się jeść wszystko, żeby bulimia nie wróciła. Jem dużo warzyw, owoców, ale też mięso, kaszę – tak, aby nie chodzić głodna. Moje najważniejsze posiłki dnia to śniadanie oraz obiad po treningu. Na kolację wystarczy mi tylko sałatka albo twaróg.
Ciężko było wyjść z bulimii? To choroba, która dotyka wiele osób, przede wszystkim kobiet.
Nie wiem, czy udało mi się z niej go końca wyjść. Czasami mam jej nawroty. Od kiedy jestem w Polsce, miałam taki epizod – na szczęście tylko jeden. Jednak na razie jest w porządku i mam nadzieję, że tak dalej będzie.
Czy uzupełniasz swoją dietę o odżywki, jak kreatyna czy białko?
Kreatyna źle na mnie wpływa, nie mogę po niej trenować. Z kolei odżywek proteinowych po prostu nie lubię. Regularnie robię badania krwi i na ich podstawie dobieram witaminy. Obecnie są to między innymi kwasy Omega czy witamina D3.
Na swoich mediach społecznościowych sprawiasz wrażenie energicznej osoby. Masz wybuchowy charakter?
Tak. Mam w sobie dużo energii, którą muszę wydobyć z siebie. Albo skumulować, jeżeli jestem przed zawodami.
Partner czasami musi cię uspokajać w codziennych sytuacjach?
Czasami tak, ale staramy się znaleźć takie aktywności, żebym mogła uwolnić tę energię. Na przykład w Dzień Kobiet byliśmy na koncercie, trochę potańczyliśmy, więc było fajnie
28 lutego zamieściłaś na swoim Instagramie ważny post. Chodziło w nim o trenera białoruskiej kadry biegaczek, Jurija Majsiewicza, który otrzymał wyrok pięciu lat zawieszenia wszystkich pełnionych funkcji w lekkoatletyce. Poczułaś ulgę po tej decyzji komisji ds. uczciwości w lekkoatletyce?
Nie. Jestem niezadowolona z tego, że tylko Majsiewicz otrzymał karę. Białoruski Komitet Olimpijski czy tamtejszy związek lekkoatletyczny nie ponieśli żadnych konsekwencji. On tylko robił to, co mu kazali. Ale ktoś te nakazy mu dawał.
Można powiedzieć, że znaleźli sobie kozła ofiarnego.
Tak.
W tym samym wpisie napisałaś, że przez całą tą sytuację straciłaś dwa lata kariery. Ale startowałaś.
Startowałam tylko w Polsce, nie mogłam występować poza granicami kraju. W pierwszym roku jeszcze nie miałam aż tak dobrych wyników. Ciążył na mnie duży stres, który przeżyłam. Zmieniłam też trenera, więc potrzebowałam trochę czasu, aby nowe metody szkolenia u mnie zadziałały. W następnym roku miałam już dobre wyniki, ale nie mogłam startować. Na bieżni wystąpiłam tylko w kilku zawodach.
W ostatnim sezonie letnim, kiedy biegałam po 22.80 s, moje życiowe wyniki na 200 metrów, w tym samym czasie odbywała się Diamentowa Liga i inne zawody wysokiej rangi. Ale z powodu karencji nie mogłam tam wystąpić. Gdybym mogła tam wystartować, to już zbierałabym punkty na igrzyska olimpijskie. Wyszło na to, że spośród zawodniczek biegających 200 metrów, miałam najlepsze wyniki w Polsce, a w rankingu światowym jestem na dalekim miejscu, bo nie zbierałam w tym czasie punktów.
Kryscina Cimanouska podczas konferencji prasowej po przylocie do Polski w 2021 roku.
Zakładam zatem, że skoro będziesz musiała zbierać punkty, to czeka cię napięty sezon, będziesz musiała zaliczyć wiele startów.
Najlepiej byłoby zrobić minimum [11.07 na 100 i 22.57 na 200 metrów – dop. red].
W tym czasie korzystałaś z pomocy psychologa?
Tak. Było mi ciężko, bo chciałam startować, a nie mogłam. Na treningu sama siebie pytałam, po co to robię. Przecież i tak nie pokażę się na zawodach. Każdy sportowiec trenuje po to, aby startować, a nie pokazać na Instagramie „hej, patrzcie jak ćwiczę”. Ja miałam życiówki na treningach, ale nie mogłam tego pokazać w normalnym starcie. Ciężko było mi się z tym pogodzić. Na kilka miesięcy wpadłam w depresję… ale jakoś to już przeszło.
Ciężko było ci przekonywać rodzinę, przyjaciół czy znajomych, którzy żyją na Białorusi, żeby nie wierzyli w to, co mówią o tobie tamtejsze media?
Rodzina i znajomi wiedzą, że to nieprawda, co mówią o mnie na Białorusi. Z ich strony nigdy nie miałam z tym problemu. Ale moja mama pracuje w banku w małej miejscowości, gdzie wszyscy się znają. Niektórzy ludzie przychodzili do niej i mówili, że jestem nienormalna i zrobiłam coś złego. Nie jest to miłe z ich strony, bo nie wiedzą, co dzieje się w moim życiu i co wydarzyło się w Tokio. Powiedziałam mamie, żeby nie zwracała uwagi na to, co mówią ludzie. Oni znają sprawę tylko z telewizji, a tam mówili że jestem nienormalna, że muszę trafić do szpitala psychiatrycznego. Dziwne, że człowiek, który jest chory psychicznie, pojechał na igrzyska jako ich reprezentant. Najwyraźniej mnie wtedy nie przebadali. (śmiech)
Zaaklimatyzowałaś się w Polsce?
Tak. Nie widzę różnicy pomiędzy Warszawą a Mińskiem, w którym mieszkałam przez dziesięć lat. Dla mnie to podobne miasta, tylko język trochę się różni.
Co podoba ci się najbardziej tutaj?
Ludzie!
A co najmniej?
Pogoda. Jest mało słońca, czasami chce mi się przez to płakać.
Jest coś, co cię najbardziej zaskoczyło w naszym kraju? Nie mówię, że pozytywnie czy negatywnie. Po prostu – rzecz, która zdziwiła Kryscinę Cimanouską po zamieszkaniu w Polsce.
(Kryscina chwilę się zastanawia) Kiedy przyjechałam, to w ogóle nie znałam języka polskiego, porozumiewałam się po angielsku. Byłam zdziwiona tym, jak wielu ludzi w Polsce zna ten język. Nawet starsza kobieta, która pracowała w supermarkecie, potrafiła porozumieć się ze mną po angielsku. To mnie zdziwiło, bo na Białorusi mało ludzi – także z mojego pokolenia – potrafi mówić w tym języku. Rozmawiają tylko po rosyjsku, niewielu zna nawet białoruski. W Polsce niektórzy mówią w trzech językach – po angielsku, polsku i w języku regionalnym, bo słyszałam, że pewne regiony mają swoje języki.
To znaczy, że w białoruskiej szkole nie uczą języka angielskiego?
Uczą, ale bardzo słabo. Niby uczniowie mają lekcje angielskiego, ale nic na nich nie mówią, tylko słuchają tego, co mówi nauczyciel.
ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!
Skoro o językach mowa, ty już bardzo dobrze mówisz po polsku. A potrafisz pisać w naszym języku?
Średnio mi to wychodzi, często popełniam błędy. Kiedy piszę posty na Instagramie, to później zawsze sprawdzam je przez tłumacza, by wszystko było poprawnie. Ale robię błędy także podczas rozmowy. Staram się uważniej słuchać, jak inni ludzie mówią. Zwracam też uwagę na końcówki i odmiany słów, tego było mi się najtrudniej nauczyć.
Jestem ciekaw, czy zdarza ci się czasami myśleć po polsku. Wiele osób tak ma, że kiedy większość czasu komunikują się w danym języku, to zaczynają w nim myśleć.
Nie, na razie myślę po rosyjsku, bo tego języka też używam na co dzień. Po polsku komunikuję się z trenerem, przyjaciółmi, zawodnikami z mojej grupy. Po rosyjsku rozmawiam z rodzicami czy babcią, więc może nawet tego języka używam więcej niż polskiego. Ale kiedy rozmawiam z mamą czy babcią, to czasami odruchowo odpowiadam im po polsku. Wtedy jednak one nawet nie pytają mnie, co powiedziałam, bo też rozumieją ten język.
Jak się ma twoja rodzina na Białorusi? W związku z twoją decyzją o pozostaniu w kraju i reprezentowaniu Polski coś im grozi, czy mogą żyć swoim życiem?
Mogą normalnie żyć, ale mają dużo problemów ze zdrowiem. Mój ojciec ma schorowane serce, mama też była bardzo chora. Miała raka, niedawno przeszła operację. Więc nie mają żadnych problemów w związku z moją decyzją, tylko te zdrowotne.
Starasz im się w jakiś sposób pomóc?
Wysyłam im pieniądze, ale nie bezpośrednio od siebie. Przesyłam je przez innych ludzi. Gdybym ja je wysłała, mógłby być z tego problem. Staram się robić tak, że mam znajomych, którzy mogą jeździć do Białorusi. Przekazuję im złotówki, a oni już w kraju przesyłają do moich rodziców białoruskie ruble.
Po tym jak przyjechałaś do Polski, miałaś sporo nieprzyjemności związanych z groźbami w Internecie. Teraz to się uspokoiło, czy dalej je dostajesz?
Teraz już nie otrzymuję wiadomości z pogróżkami. Mam za to inny problem. Czasami na Instagramie ludzie piszą do mnie, że nie mogę startować na igrzyskach, bo nie urodziłam się w Polsce i nie jestem Polką. Ale ja ich blokuję. (śmiech)
To chyba jedyna słuszna metoda.
Wydaje mi się nawet, że to nie są żywi ludzie, tylko boty. Otrzymuję takie wiadomości z dziwnych kont, które nie mają żadnych zdjęć czy innych wpisów. Więc może ktoś specjalnie tak robi, myśląc, że mnie zdenerwuje.
Przejdźmy do tegorocznych tematów. Wyrównałaś swój rekord życiowy na 60 metrów w hali – 7.21 s. To dobry prognostyk przed zawodami na stadionie.
Na pewno, choć chcieliśmy z trenerem, żebym pobiegła poniżej 7.20. Ale kiedy analizowaliśmy nasze treningi to widać było, że to będzie ciężkie do osiągnięcia. Starałam się tego dokonać, ale mi się nie udało. Co poradzić, mam 27 lat, jestem już trochę stara. (śmiech)
Czujesz, że regeneracja przychodzi ci trudniej, niż jeszcze dziesięć lat temu?
Przeciwnie, nawet lepiej. Ale to też zależy od tego, nad czym pracuję podczas treningu. Kiedy robię więcej ćwiczeń związanych z mobilnością, to regeneruję się szybciej.
Bardziej preferujesz bieganie na stadionie czy w hali?
Na stadionie, ja nie lubię hali. 60 metrów to dla mnie za krótki dystans. Z kolei na 200 metrów w hali biega się po stromych wirażach, po których nie umiem dobrze się poruszać.
Jak ogólnie mogłabyś podsumować pierwszy kwartał roku olimpijskiego?
Jestem zadowolona ze swoich wyników, widzimy ten progres, ale wiemy też, nad czym musimy popracować. Głównie dotyczy to startu i wyjścia z bloków. Dobrze, że w tym sezonie halowym w ogóle biegałam, bo myślałam, że skoro zabrakło mi dużo treningów, to może lepiej będzie całkiem go odpuścić. A tak, mieliśmy okazję w tych startach sprawdzić moje błędy.
Jako kibice polskiej lekkoatletyki możemy być zadowoleni z tego, że wraz z twoją osobą zyskaliśmy kolejną mocną zawodniczkę do sztafety 4 x 100 metrów kobiet. Zapewne sama będziesz chciała powalczyć o to, by znaleźć się w jej składzie.
Tak, ale w Polsce jest dużo szybkich sprinterek, konkurencja do sztafety jest spora. Żeby trafić do sztafety, trzeba wygrywać biegi, albo być w pierwszej trójce podczas mityngów. Więc to nie jest tak, że przybyłam i nagle będę mieć miejsce w sztafecie. Trzeba je wywalczyć.
To rok olimpijski, wszyscy przygotowujecie się do Paryża. Ale pozostając w temacie sztafet, przed wami ważny start – nieoficjalne mistrzostwa świata tychże sztafet na Bahamach. Z 16 miejsc na igrzyskach w każdej konkurencji, aż 14 będzie do wywalczenia właśnie w Nassau.
Tak. Przed startem na Bahamach udajemy się na obóz do USA. Jedziemy tam wszyscy razem i wydaje mi się, że po treningach na tym obozie będzie wiadomo, kto znajdzie się w składzie sztafety 4 x 100 metrów.
Ile biegaczek do sztafety 4 x 100 m uda się na ten obóz?
Nie wiem dokładnie, ale na pewno pojadą tam dziewczyny, które znalazły się w finale halowych mistrzostw Polski na 60 metrów. Czyli Ewa Swoboda, ja, Martyna Kotwiła, Magda Stefanowicz, może też Monika Romaszko. Nie wiem co będzie z Pią Skrzyszowską. Trener Jacek Lewandowski mówił, że chce aby ona też pojechała na ten obóz, jednak Pia ma swoje plany, ponieważ biega głównie przez płotki. Ostateczny skład sztafety to będzie decyzja trenerów, ale podczas obozu w USA postaram się pokazać z dobrej strony, by móc się w nim znaleźć.
Skład finału biegu na 60 metrów kobiet podczas tegorocznych Halowych Mistrzostw Polski w Toruniu.
Jak w kadrze przyjęły cię inne polskie biegaczki? Z jednej strony, zyskały kolejną mocną zawodniczkę, ale z drugiej doszła im spora konkurencja do miejsca w składzie.
Konkurujemy ze sobą na zawodach, tam każdy czuje presję i chce wygrać. Ale kiedy byłyśmy razem na obozie, atmosfera była bardzo fajna. Chodziliśmy na plażę, wspólne kolacje i było w porządku.
Z którą złapałaś najlepszy kontakt?
Z Ewą Swobodą. Biegamy ze sobą już od 2017 roku, czyli od kiedy Ewa wygrała w Bydgoszczy młodzieżowe mistrzostwa Europy, a ja wtedy byłam druga. Długo się znamy i często kontaktujemy ze sobą. Ewa prywatnie jest też w związku z Krzysiem Kiljanem, który trenuje razem ze mną. Więc zawsze gdzieś się widujemy, bo ona często przyjeżdża do Warszawy.
Podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata w Budapeszcie dotarłaś do półfinału biegu na 200 metrów. Półfinał to jest realny cel także na igrzyska olimpijskie w Paryżu?
Myślę, że tak. Jeżeli pobiegnę czas w okolicach 22.70 albo nawet 22.60 to wydaje mi się, że to wystarczy na półfinał. Tylko nie chciałabym żeby w półfinale w Paryżu było tak, jak w Budapeszcie. Tam nie spodziewałam się, że słońce przygrzeje mi tak, że będą mnie musieli wynosić ze stadionu [Kryscina zasłabła po starcie – dop. red]. W tamtym półfinale chciałam zrobić życiówkę. I mogłam tego dokonać, ale cóż, może zjadł mnie stres, że długo nie startowałam na takiej imprezie i za bardzo chciałam się pokazać. Dużo rzeczy działo się wtedy w mojej głowie, stąd wyszło jak wyszło. Ale i tak byłam blisko życiówki w pierwszym biegu, dzięki czemu weszłam do półfinału. Szkoda, że tam już zabrakło sił.
Wciąż mówimy o półfinale mistrzostw świata, a była to twoja pierwsza impreza międzynarodowa od dwóch lat. Trudno było się nie stresować.
Tak, w ogóle nie startowałam za granicą, a tu w pierwszym starcie poza Polską od razu pojechałam na mistrzostwa świata. Na początku nawet nie uwierzyłem, kiedy mi powiedzieli, że pojadę.
Twój główny cel na ten sezon to występ na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Tam bardziej skupiasz się na starcie na 100 czy 200 metrów?
Bardziej chciałabym wystartować na 200 metrów, a także we wspomnianej sztafecie. Ale zobaczymy, może gdzieś pobiegnę 11.00 i wystartuję na 100 metrów. (śmiech)
ROZMAWIAŁ SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix
Czytaj więcej o lekkoatletyce: