Reklama

„Szachy na zielonym stole”. Odkrywamy tajemnice snookera z Marcinem Nitschke

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

23 lutego 2024, 11:12 • 19 min czytania 4 komentarze

To elitarna gra, którą zapewne wielu z was miało okazję oglądać i kojarzy jej największe gwiazdy, jednak nie każdy miał okazję w nią zagrać. Snooker, bo o nim mowa, w przeciwieństwie do bilarda cały czas posiada otoczkę trudno dostępnej rozrywki, choć obie gry zdają się być podobne. Ale czy aby na pewno tak jest? By zgłębić tajniki tego sportu, udaliśmy się do Zielonej Góry, gdzie porozmawialiśmy z Marcinem Nitschke. Marcin to prawdziwa legenda polskiej sceny snookera i jeden z największych promotorów tej gry w naszym kraju, który gra już od trzydziestu lat.

„Szachy na zielonym stole”. Odkrywamy tajemnice snookera z Marcinem Nitschke

Jednak aktywność Polaka nie ogranicza się wyłącznie do występów przy stole. Nitschke cały czas rozwija także swoją akademię, która jest jego zawodowym projektem życia. – Klub snookerowy czy bilardowy to nie miejsce, do którego wasze dzieci przychodzą i zapalają cygaro czy piją whisky. To miejsce, w którym dzieciaki mogą miło spędzić czas, uczyć się strategicznego myślenia, koncentracji i oderwać od smartfona – mówi nam zawodnik Orlen Team. Nitschke opowiedział nam także o stanie polskiego snookera, kosztach jego uprawiania, zarobkach oraz oczywiście, o specyfice samej gry.

SZYMON SZCZEPANIK: Jesteś multimedalistą mistrzostw Europy, ale ostatnio zdobyłeś krążek z tych zawodów w konkurencji indywidualnej. Dokładnie w odmianie Shoot-Out.

MARCIN NITSCHKE: Po trzydziestu latach kariery był to mój pierwszy indywidualny medal mistrzostw Starego Kontynentu w tej odmianie. Polega ona na tym, że pierwszą część meczu gramy po 15 sekund na podejście, a później po 10, więc są niezłe fajerwerki. Jestem z tego wyniku bardzo szczęśliwy.

Zanim porozmawiamy więcej o tobie, opowiedz proszę o tym, gdzie się znajdujemy, bo to miejsce robi ogromne wrażenie.

Reklama

Dziękuję, choć ja nie mam takiego poczucia. Znajdujemy się w zielonogórskim klubie Hot Shots, gdzie na co dzień trenuję przy tym pięknym białym stole. Tutaj też prowadzę swoją akademię, czyli kształcę dzieci i młodzież odciągając ich od smartfonów i komputerów, żeby więcej czasu spędzali z rodziną czy też mieli swoją pasję. Głównie trenuję tu w poniedziałek i wtorek, kiedy klub jest zamknięty. Mam też tu zajęcia ze swoim psychologiem sportowym, panem Markiem Lemańskim. To moje królestwo, w którym czuję się najlepiej.

Jestem gościem, który czasami wychodzi pograć w bilarda ze znajomymi. Teraz pierwszy raz na żywo widzę stół do snookera i jestem w szoku. W porównaniu do bilardowych, które mamy obok, ten jest wielki jak pas lotniczy.

Mamy tu stół do snookera o wymiarach 3,60 na 2 metry. Gramy na nim między innymi mistrzostwa Polski. To marka Maestato, posiada ogromną historię, grały na niej największe sławy snookera, takie jak siedmiokrotny mistrz świata Stephen Hendry, który przyjechał kiedyś do Zielonej Góry na moje zaproszenie. Na Maestato grali też Mark Selby, Judd Trump, Ken Doherty, Jimmy White czy Neil Robertson. Cieszę się, że jako reprezentant Orlen Teamu mogę rozsławiać nasze polskie produkty.

Dla ciebie jako snookerzysty to może być bardzo trywialne pytanie, ale wytłumacz mi, czym różni się snooker od bilarda. Widzę już, że wielkością stołu na którym toczy się gra. Ale pewnie istnieje wiele bardziej lub mniej subtelnych różnic.

I to jest dobre pytanie. Zobaczcie na stół do snookera. Mamy na nim ustawione 15 czerwonych i 6 kolorowych bil. Wbijamy je na zmianę, przy czym kolorowe wracają na stół dopóki nie pozbędziemy się wszystkich czerwonych. Za nami rozłożyłem stół do gry w bilarda. Poza układem bil, zwróćcie uwagę na różnicę wielkości kieszeni. Są większe, bo i same bile do tej gry są większe, ale i tak oznacza to, że w snookerze margines pomyłki przy wbiciu jest węższy.

Reklama

Nie dość, że większe odległości, to mniejsze rozmiary kieszeni.

Dokładnie. Na pool bilardzie można się pomylić o jeden-dwa centymetry i bila wpadnie. W snookerze uderzenie wymaga większej koncentracji i skupienia. Ja jeszcze celowo mam pomniejszone kieszenie stołu, żebym podczas treningów miał trudniejsze zadanie. Czyli na pierwszy rzut oka obie gry różnią się wielkością stołu, kieszeni, bil, a także kijami. Te od bilarda mają końcówkę szerokości 13 milimetrów. Kij do snookera w granicach 10.

Nasuwa mi się porównanie, że snooker i bilard to trochę jak szachy i warcaby. Choć mam nadzieję, że nie obrażę tym graczy bilarda.

Wśród snookerzystów mówi się, że snooker to szachy na zielonym stole. Ta gra narodziła się sto lat temu w Indiach. Później żołnierze brytyjscy zapożyczyli ją i zaczęli rywalizować pomiędzy sobą. Rozmawiałem na temat snookera z tenisistami Łukaszem Kubotem czy Jerzym Janowiczem. To trochę tak, jakby porównywać tenisa stołowego do ziemnego. To dwie różne dyscypliny. Obie posiadają genialnych zawodników, bo kiedyś miałem przyjemność zagrać w stołową odmianę tenisa z Lucjanem Błaszczykiem, który autentycznie ograł mnie… patelnią. Ale nie można go porównywać do Kubota, bo to dwa różne sporty. Ktoś czasem mówi mi, że gram w snookera, więc mam prościej w bilardzie. Okej, mam prościej, mogę wbijać bile z zamkniętymi oczami. Jednak na najwyższym poziomie te różnice są ogromne.

Czy zdarzają się takie przypadki, że ktoś gra w bilarda czysto rekreacyjnie, na przykład z kolegami po pracy czy szkole, a później przechodzi do snookera bo „zajara” go ten sport?

Czasami kiedy w klubie nie mamy wolnych stołów do bilarda, kierowniczka sali proponuje ludziom snookera. Taki zawodnik podchodzi, zagrywa, po czym wraca do baru i mówi „dziękuję, ja jednak wolę bilarda”. To jeden typ graczy. Jednak zdarzają się nawet zawodnicy, którzy zaczynają grać w snookera, po czym idą na bilarda i mówią „o kurczę, tam było lotnisko, ale wszystko mi wchodziło.”. Jednak rzeczywiście wielu ludzi zaczyna od bilarda i później przechodzi do snookera. Sam tak zaczynałem.

Właśnie – teraz spotykamy się w warunkach bardzo komfortowych dla ciebie jako zawodnika. Ale jak to było, kiedy zaczynałeś te trzy dekady temu?

Poruszyłeś bardzo fundamentalny temat. Dziś mamy wspaniałych trenerów, w tym szkoleniowca polskiej kadry Marka Zubrzyckiego, czy Mateuszów – Nowaka i Baranowskiego, więc uważam, że Polski Związek Snookera stoi na wysokim europejskim poziomie.

Tylko dopowiem, że z tego co sprawdzałem na liście związku snookera, piętnastu trenerów w Polsce ma licencję szkoleniowca wydaną przez europejską federację. Jeszcze kilka lat temu było ich bodajże sześciu.

Dziś polscy zawodnicy jadą na mistrzostwa Europy i nie są traktowani jak wolny los. W zeszłym roku mieliśmy ogromny sukces, nasi reprezentanci zdobyli historyczny wynik aż osiemnastu medali z mistrzostw Starego Kontynentu, a ponadto Mateusz Baranowski i Tomasz Skalski zdobyli medal drużynowych mistrzostw świata. Odpowiadając na pytanie o moje początki, ja zaczynałem grać tak [Marcin ustawia się przy stole z łokciem ręki uderzającej wyraźnie odchylonym od tułowia – przyp. red.]. Nie miałem trenerów. Jak uczyłem się odpowiedniej postawy przy uderzeniu? Drukowałem zdjęcia treningowe i w domu kultury na Chynowie, gdzie zaczynałem, przybijałem je takerem do ściany.

Dziś stoimy na pięknej, telewizyjnej wykładzinie, nad znakomitym stołem mamy profesjonalne oświetlenie. Wcześniej jak uderzałem bilę do kieszeni, to celowo mogłem się pomylić o dwa centymetry, a ona sama skręcała i wpadała. Bo trenowałem tak ciężko, że wyżłobiłem dziury w suknie stołu do tego stopnia, że na metrze kwadratowym nawierzchni miałem ich z pięćdziesiąt. Przewracaliśmy sukno z jednego miejsca na drugie, bo nie mieliśmy pieniędzy na nowe. Dziś mamy trenerów i najlepsze sale w Europie.

Snooker jest też popularny. Kiedy rozmawiałem z ludźmi z Eurosportu, który transmituje najważniejsze rozgrywki, to mówili mi że roczna oglądalność snookera wynosi osiem milionów widzów. Ostatnie mistrzostwa Polski w peaku oglądało ponad 100 tysięcy ludzi. To pokazuje, jak bardzo snooker jest nośną dyscypliną, przy której warto się reklamować.

Wspomniałeś trochę o swoim backgroundzie treningowym. Wiele osób myśli o snookerze jako sporcie barowym, co pewnie też wynika ze skojarzenia tej gry z bilardem. To już chyba nie do końca jest prawdą.

Tak się przyjęło: cygaro, dobra whisky i zadymione kluby bilardowe. Ale to już minęło. Dziś w Polsce mamy piękne kluby do gier. Ostatnio w Łodzi powstało miejsce na 60 stołów. Mam nadzieję, że nasz wywiad dotrze do rodziców, których mogę zapewnić – klub snookerowy czy bilardowy to nie miejsce, do którego wasze dzieci przychodzą i zapalają cygaro czy piją whisky. To miejsce w którym dzieciaki mogą miło spędzić czas, uczyć się strategicznego myślenia, koncentracji i jak już wspomniałem, oderwać od smartfona. Mało tego, gro rodziców później mi dziękuje, bo w końcu mogą spędzić czas całą rodziną.

Na tym wczesnym etapie nie mówisz o sportowej rywalizacji.

Bo patrzę na to inaczej. Miałem taką historię, że podszedł do mnie jeden z ojców i powiedział, że chce dla syna najdroższy kij. Odpowiedziałem mu „a czy pan wie, czy syn za tydzień będzie jeszcze grał? Niech korzysta z kijów w klubie”. Nie dał się przekonać, bo syn musiał mieć wszystko najlepsze. Po tygodniu nie chciał już grać. Jako propagator snookera w Polsce jestem po to, by edukować dzieci a także rodziców, by ich pociechy bawiły się danym sportem. Niezależnie od tego, czy mówimy o snookerze, tenisie czy innych dyscyplinach. Wtedy sukces sam przyjdzie.

Fot. FB/Nitschke Akademia Snookera Zielona Góra

Kiedy cię słucham, to zaczynam się zastanawiać, czy pomimo tego, że w ubiegłym roku zdobyłeś indywidualny medal mistrzostw Europy, aktualnie snooker bardziej cieszy cię jako zawodnika czy człowieka, który uczy innych a także rozwija ten sport w naszym kraju.

Dziś znajduję się już na tym etapie kariery, w którym nikomu nie muszę niczego udowadniać. Jako sportowiec jestem spełniony, ale też nie stanę do stołu by trenować sześć czy osiem godzin dziennie, bo nie mam na to przestrzeni czasowej. Mam rodzinę, małego syna, wyjazdy. Natomiast po trzydziestu latach gry mój przyjaciel powiedział mi, że cały czas jestem nakręcony. Kocham to, co robię, a moim celem jest propagowanie tej gry i poszerzanie horyzontów. Ustaliłem sobie cele. Dziś jako masters, czyli zawodnik kategorii wiekowej +40, są nimi mistrzostwa świata, Europy czy turnieje w Polsce. Natomiast cały czas rywalizuję z medalistami mistrzostw świata i Europy, którzy trenują codzienne, bo to uwielbiam i nie wiem, kiedy ta zajawka mi minie.

Efekty twojej ciągłej rywalizacji przy stole widzimy na ścianie, przy której już powoli zaczyna brakować miejsca. Ale mogliśmy zobaczyć także efekty twojej działalności szkoleniowej, bo posiadasz kilku słynnych wychowanków, między innymi Adama Stefanówa.

Przede wszystkim nie chciałbym tu umniejszać innym trenerom, natomiast jako klub Hot Shots i Nitschke Akademia Snookera rzeczywiście wyznaczamy kierunki. Z naszego klubu wywodzi się wielu wspaniałych zawodników. Wspomniałeś Adama Stefanówa, wicemistrza świata amatorów, który dwa lata grał w main tourze. Mateusz Baranowski to medalista mistrzostw świata i Europy. Antek Kowalski to mistrz świata do lat 15 i miejmy nadzieję, że za chwilę wejdzie do main touru.

Wytłumaczmy jeszcze dla osób niezaznajomionych z tym sportem, czym jest main tour.

Dziś polska reprezentacja snookera gra w turniejach europejskiej i światowej federacji snookera. Jeździmy na mistrzostwa różnych federacji międzynarodowych. Main tour to rozgrywki najwyższego poziomu, które często oglądamy w Eurosporcie. Tam grają Ronnie O’Sullivan, Judd Trump, Neil Robertson, sama elita. Aby się do niej dostać, musimy przejść szereg przedsionków zawodowego snookera. To takie eliminacje jak Q Tour, czy triumf na mistrzostwach Europy amatorów. Ale to nie znaczy, że poziom na tych zawodach jest niski. W lutym byliśmy na mistrzostwach świata w Albanii. Grali tam zawodnicy, którzy jeszcze niedawno występowali w main tourze. Więc byłbym ostrożny z nazywaniem graczy spoza main touru amatorami, bo czasami ktoś stamtąd wypada po dziesięciu latach występów i jest nazywany amatorem. Reasumując, main tour to taka Formuła 1 snookera.

Porozmawiajmy o pieniądzach w tym sporcie. Na jakim poziomie jako zawodnik musisz się znajdować, by móc utrzymać się z samej gry? Przykład Adama Stefanówa który zakończył karierę, pokazał, że nie wystarczy tylko być w main tourze. Z tego co wiem, system płacowy w tym sporcie jest dość skomplikowany.

O zarobkach w snookerze moglibyśmy zrobić osobny wywiad, ale to prawda, że nie są one największe. W 2011 roku zdobyłem dla Polski na Malcie wicemistrzostwo w drużynowych mistrzostwach Europy. Dostałem za to 300 euro. Przygotowania do tych zawodów w akademii w Sheffield, gdzie trenują największe gwiazdy, kosztowały mnie około 25 tysięcy złotych. Za dwa medale mistrzostw Europy z ubiegłego roku otrzymałem po 250 euro. Największe gwiazdy snookera, jak Ronnie O’Sullivan czy Judd Trump zarabiają wielkie pieniądze. Ale to tylko dziesięciu, może dwudziestu zawodników. Reszta naprawdę nie ma kokosów.

Ja odrobiłem to zadanie domowe, kiedy dwadzieścia lat temu byłem po dekadzie gry w snookera. Zdobywałem już medale mistrzostw Polski, ale równocześnie dorabiałem na budowie. Jako młoda osoba i medalista mistrzostw kraju musiałem chodzić po firmach i prosić o sto-dwieście złotych na wyjazd, co było dla mnie poniżające. Oczywiście rodzice też pomagali mi finansowo. Wtedy bardzo zacząłem pracować w mediach społecznościowych.

Równocześnie powiedziałem do mojego świętej pamięci brata Damiana, abyśmy otworzyli klub bilardowy. To był mój pierwszy biznes, w rozkręceniu którego pomogło mi wielu przyjaciół i wspaniałych ludzi, których miałem wokół siebie, za co do dziś im dziękuję. Później były kolejne projekty, a marka Marcina Nitschke rosła. Następnie pojawiły się medale mistrzostw Europy i inne, lepsze pieniądze, bo zaczęły się do mnie zgłaszać bardzo porządne firmy. Dziś jestem między innymi w Orlen Teamie, obok takich postaci jak Anita Włodarczyk, Paweł Fajdek, Robert Kubica czy Bartosz Zmarzlika, w gronie samych wielkich mistrzów. To też świadczy o tym, że zostałem doceniony za swoje sukcesy.

A jakie są koszty uprawiania tego sportu?

Z kosztami trzeba pogodzić się, jeżeli ktoś znajduje się już na wyższym poziomie. Czyli trenuje 5-10 lat, jeździ na mistrzostwa Europy. Wtedy rodzice muszą zdać sobie sprawę, że wyjazd takiego dziecka na tydzień może kosztować pięć tysięcy złotych, ale może też kosztować dwadzieścia tysięcy. To zależy do jakiej akademii polecimy i czy codziennie bierzemy trenera. Na przykład godzina zajęć z trenerem Terrym Griffithsem kosztuje 200 euro. Do tego nocleg, przeloty, wyżywienie i robi się spora suma. Dziś mogę powiedzieć, że Anglia to kolebka snookera. Natomiast mamy już tak przygotowaną infrastrukturę w Polsce, że moim zdaniem nie trzeba latać do Anglii, tylko skupić się na naszym potencjale. Posiadamy tylu wspaniałych trenerów, że naprawdę staliśmy się przedsionkiem tego zawodowego snookera. I zachęcałbym rodziców, byśmy korzystali z tego, co mamy we własnym kraju.

Co natomiast mogę polecić młodym ludziom, to by nieustannie się edukowali. Zauważ, że nawet wielcy mistrzowie sportu, pięściarze czy inni sportowcy, w zdecydowanej większości przypadków nie potrafią zarządzać swoim majątkiem. Poprzez to, że trafiłem w życiu na fajnych ludzi i chciałem się rozwijać, czytać książki, otworzyłem skromne biznesy, dziś tworzę duże rzeczy, a moja marka jest zauważana na całym świecie.

Podam ci prosty przykład. Miałem w kadrze kolegów, którzy się ze mnie śmiali. Mówili, że Nitschke się lansuje, wrzuca posty na Facebooka, Instagrama, po co mu to potrzebne? Dziś ci sami ludzie przyjeżdżają do mnie i proszą, bym poświęcił im czas. Powiedział, jak zrobić dobrą ofertę dla sponsora, jak pozyskać followersów w mediach społecznościowych. Oni dopiero teraz zaczęli to rozumieć. Marek Lemański, mój psycholog sportowy, powiedział mi żebym zrobił maturę. Później zacząłem studia, które musiałem przerwać ze względu na sytuację rodzinną. Ale dziś jestem na jednych studiach z Anitą Włodarczyk i Pawłem Fajdkiem. I to jest fajne, że cały czas się edukuję.

Inauguracja roku na Wyższej Szkole Edukacji w Sporcie. Fot. Newspix

Porozmawiajmy o projekcie, który zdaje się być twoim oczkiem w głowie – Nitschke Akademii Snookera.

Mam wokół siebie wspaniałych ludzi. Wraz z moimi przyjaciółmi, Gosią i Tomkiem, mieliśmy w głowie stworzenie międzynarodowej akademii snookera. Dziś pokazywałem ci film, który jest dostępny w moich social mediach. Mamy piękne miejsce w centrum Zielonej Góry. Budynek liczy sobie ponad 200 lat i dawniej znajdowała się tam winiarnia, więc to kawał historii dla tego miasta. Tam powstanie siedziba Nitschke Akademii Snookera, w której będzie sześć stołów profesjonalnych z możliwością nagrywania meczów. Mamy w planie robić tam międzynarodowe turnieje, szkolić dzieci i młodzież poprzez gry bilardowe, uczyć ich strategicznego myślenia.

Moim celem jest, aby rocznie przeszkolić tysiąc dwieście dzieciaków. Dlaczego aż taka duża liczba? Uchrońmy tylko dziesięć procent przed głupotami, jak smartfon, papierosy, alkohol i inne rzeczy. Ta akademia ma na celu kształcić młodych ludzi, ale ja już dziś spotykam się z rodzicami, którzy mi dziękują. Pewnego dnia przyszła do mnie matka i powiedziała, że jej córka przeszła załamanie nerwowe. Zapowiadała się na fajną sportsmenkę, ale wykryto u niej problemy kardiologiczne, nie mogła się przemęczać. Ta kobieta powiedziała, że dzięki mnie jej córka odnalazła radość w snookerze. Kolejna sytuacja – sprawny chłopak u którego zdiagnozowano raka. Stracił sens życia. Jego matka rzuciła mi się w ramiona mówiąc, że dzięki mnie ten chłopak ponownie zaczął się uśmiechać. Takie historie dają ogromną motywacje do działania.

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

Ta akademia będzie zapraszała olimpijczyków, psychologów sportowych, a nawet ludzi ze świata biznesu. Bo sport – super, jest ważny. Niech pojawi się kolejny Baranowski czy Stefanów. Ale ja ustawiłbym ten cel na boku. Edukujmy dzieci, by były świadomymi ludźmi. Bo ja odrobiłem zadanie domowe, ale nikt mi nie wskazał drogi.

Twoją misją jest bardziej działalność społeczna, niż tylko sportowa.

Ludzie, którzy mnie znają, mówią że jestem propagatorem snookera w Polsce. I nie zapominam o Polskim Związku Snookera czy europejskiej federacji. Dalej działamy w myśl powiedzenia, że razem możemy wszystko. Oczywiście, wymieniliśmy wielu zawodników do których sukcesu się przyczyniłem, jednak przede wszystkim zawdzięczają swoje osiągnięcia ciężkiej pracy. Ale naszą misją jest głównie edukować. Czy oni będą grali w snookera czy bilarda, to nie jest ważne. Liczy się to, by pokazać im kierunek.

W snookerze jest kraj, z którego możemy brać przykład? Pamiętam, że pod względem potencjału parę lat temu byliśmy porównywani do Belgii. Dziś Belgia posiada kilku graczy main touru, a Luca Brecel zdobył w ubiegłym roku mistrzostwo świata zawodowców.

Uważam, że dziś to my tworzymy historię snookera. Kiedy jestem na mistrzostwach Europy, to podchodzą zawodnicy z Niemiec, Belgii czy Wysp i mówią, że słyszeli o akademii w Zielonej Górze. Cenną promocją było to, że do tego miasta na moje zaproszenie przyjeżdżały już największe gwiazdy, jak O’Sullivan i Hednry. Natomiast swoją obecność podczas otwarcia akademii zadeklarował między innymi Mark J. Williams.

Już na wstępie siedem krajów zadeklarowało swój udział w tym projekcie. Często jest tak, że inne kraje chcą być takie jak my. Jeżeli jedziemy na mistrzostwa Europy i przywozimy z nich 18 medali, to odpowiadając na twoje pytanie, z nas powinni brać przykład. 20 lat temu mogliśmy mieć kompleksy, a polski medal na mistrzostwach Europy to był wielki sukces. Dziś to inne kraje mają się z nami równać. Ale na pewno Wyspy Brytyjskie to region, na którym się wzorujemy. Stephen Hendry, Steve Davis – to na nich często wzorowali się polscy zawodnicy, bo oni posiadali idealne techniki.

Grasz już przez trzy dekady. Zawodnicy w snookerze są bardzo długowieczni. Ale domyślam się, że ten sport też może być kontuzjogenny.

Nie bez kozery w miejscu w którym jesteśmy, mamy wykładzinę. Przed każdym treningiem robimy skłony, pompki. Przed naszą rozmową dziś byłem u fizjoterapeuty. Musimy być w formie, bo bardzo obciążamy odcinek lędźwiowy kręgosłupa.

Zatem zawodnicy z brzuszkiem już powoli odchodzą w niepamięć.

Dokładnie. Zobaczcie na Kena Dohertego, który prywatnie jest moim dobrym kolegą i był u mnie wiele razy. Spójrzcie na Marka Selby’ego, wielokrotnego mistrza świata. Oni cały czas o siebie dbają. Mówisz, że snooker to sport długowiecznych graczy – tak, ale to my o tym decydujemy. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Ale czy wstaniesz o 5 rano i zrobisz te 15 minut treningu? Czy się rozciągniesz, czy wyjdziesz z psem na ten spacer? Polecam, to jest dobra rzecz, żeby się dotlenić. Ludzie często o tym zapominają, sam się na tym łapię. Ale uważam, że przez te dziesięć lat jeszcze pomęczą się ze mną na wysokim, europejskim poziomie. Bo plany mam ogromne, jestem świeżo przed wylotem na mistrzostwa Europy do Sarajewa 17-23 marca. Później będą kolejne mistrzostwa Starego Kontynentu – masters Shoot-Out, gdzie w ubiegłym roku zdobyłem medale.

Ponadto naukowo jest udowodnione, że kolor zielony uspokaja. Mam wiele koleżanek i kolegów, którzy nawet nie wiedzą o co chodzi, ale mówią, że lubią oglądać ten sport. Sam po sobie widzę, że jestem pochłonięty mnóstwem projektów, ale przede wszystkim kocham grać. Wracając do pytania, które mi zadałeś. To jest piękne, że przyjdzie nawet pięćdziesięcioletni facet i może w nim rywalizować. Kiedy robimy mistrzostwa Polski biznesu, artystów i sportu, to grają tam gwiazdy jak Leszek Lichota, Przemysław Sadowski, Bartłomiej Topa, Marcin Wójcik, ale też sportowcy, olimpijczycy jak Radosław Kawęcki. Radek powiedział do mnie, że ma karierę w swoim sporcie, ale snooker tak go wkręcił, że będzie go sobie trenował. Ostatnio umówiłem się z Anitą Włodarczyk, która śmiała się, że chyba połamie te kije, bo ma kobieta krzepę. Ale to jest fajne w tym sporcie, że każdy może zagrać, ale przede wszystkim jesteśmy sami ze stołem i własnymi myślami.

Kiedy tak rozmawiamy, chodzisz wokół stołu i wbijasz kolejne bile. Podejście psychiczne w snookerze też musi odgrywać ważną rolę. Jako twój rywal mógłbym czuć frustrację, że nawet nie mam szansy odmienić losów tej partii.

Każdy sport to głowa. Talent sam nie wygrywa. Uważam, że 80% sukcesu to psychika, a 20% to systematyczny trening. Na najwyższym poziomie stres odgrywa znaczącą rolę, jednak jeżeli nie przerobimy odpowiedniej jednostki treningowej, to od razu obniżamy swoją pewność. To jest temat-rzeka. Od paru miesięcy ponownie współpracuję z psychologiem sportowym. Teraz po mistrzostwach świata mam dwie rzeczy do zmiany w technice, ale one wynikają z głowy. Okazuje się, że przy mocnych strzałach zrywam uderzenie. Po latach doświadczenia mogę też powiedzieć, że ważnym elementem tego sportu jest jakość treningowa. Jeśli ktoś mi mówi, że stał dziennie przez sześć godzin przy stole, to zadaję mu pytanie, co przy nim robił. Kiedy słyszę, że rozrzucił bile i wbijał, to moim zdaniem nie jest dobry trening. Wolę spędzić półtorej godziny na pełnej koncentracji. To jest udowodnione, że mózg może działać na pełnych obrotach przez około godzinę, max półtorej.

Istotny jest też długofalowy plan treningowy. Kiedy rozmawiam z mistrzami świata czy Europy, to mówią mi o swoich celach i ambicjach. Jednak gdy pytam, co będą robili w przykładowy wtorek za dwa tygodnie, to zapada cisza. Zadajmy sobie pytanie, czy to jest profesjonalne i przerzućmy to do Nitschke Akademii Snookera. Powiedz, czy takie dziecko, które będzie u nas trenowało dwa dni w tygodniu o określonej godzinie przez rok czy dwa lata, przez te treningi może stać się bardziej pomocne w domu dla rodziców?

Domyślam się, że tak, to wyrabia w młodym człowieku systematyczność.

I taki jest też nasz cel. Edukacja przez sport. Ostatnio oglądałem „Karate Kid” z Jackiem Chanem. W jednej ze scen Chan pokazywał dziecku, które chciało poznać karate, ruchy ze sztuk walki przez wykonywanie codziennych czynności. Takich, jak podnoszenie i zawieszanie kurtki na wieszaku, czego matka bohatera nie mogła się od niego doprosić. Ja też uważam, że zanim zabierzemy się za poważny trening, zacznijmy od podstaw.

Wspominałem ci o ojcu, który chciał od razu kupić swojemu synowi najdroższy kij do gry. Lepsze dla tego dziecka byłoby, gdyby ten rodzic razem z nim przyszedł do klubu i po prostu spędził godzinę. Podczas mistrzostw Polski artystów, biznesu i sportu podszedł do mnie jeden pan z bardzo poważnego biznesu i podziękował za to, że mógł wreszcie spędzić trzy dni ze swoją rodziną. I w tym kierunku chcę podążać bo uważam, że jeżeli dziecko będzie miało odpowiednią pasję i edukację, to sukces sam przyjdzie.

Gdzie, poza klubem Hot Shots w Zielonej Górze możemy zobaczyć cię w akcji? Na jakich turniejach wystąpisz, a może da się z tobą gdzieś zagrać?

Przede wszystkim jestem z Zielonej Góry i, co istotne, pozostanę w tym mieście, choć miałem już propozycje by grać poza granicami kraju, o czym do tej pory nikt nie wiedział, więc trochę się wam wygadałem. (śmiech) Te namowy trwały od pięciu lat, ale tu mam rodzinę, biznesy i wspaniałych ludzi wokół siebie. Nie powiem, gdzie dokładnie miałem się udać, mogę zdradzić tylko tyle, że było to niedaleko Polski. W każdym razie – można mnie spotkać w klubie Hot Shots. Można przyjść do mnie na zajęcia w ramach Nitschke Akademia Snookera co wtorek o godzinie 17:00. Pierwsza lekcja jest gratis i to niezależnie od wieku. Jeżeli ktoś chce poznać snookera, ja daję tę możliwość. Można mnie także spotkać na turniejach Polskiej Ligi Snookera w Lublinie, Warszawie czy Poznaniu, oraz na drużynowych i indywidualnych mistrzostwach Polski. Zatem możliwości by mnie zobaczyć czy zagrać partię jest naprawdę sporo.

ROZMAWIAŁ SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Weszło

Czytaj też:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Piotr Rzepecki
0
Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Weszło Extra

1 liga

Trenował w Legii, teraz jest wielką nadzieją Lecha. „Rozumie grę lepiej od Linettego”

Jakub Radomski
33
Trenował w Legii, teraz jest wielką nadzieją Lecha. „Rozumie grę lepiej od Linettego”
Polecane

Świetny sportowiec może być kruchy psychicznie. „Szedł na zagrywkę blady jak ściana”

Jakub Radomski
2
Świetny sportowiec może być kruchy psychicznie. „Szedł na zagrywkę blady jak ściana”
Piłka nożna

Niepokonani. Dlaczego nikt nie wierzy, że najlepszy klub świata gra w Turkmenistanie?

Szymon Janczyk
31
Niepokonani. Dlaczego nikt nie wierzy, że najlepszy klub świata gra w Turkmenistanie?

Komentarze

4 komentarze

Loading...