Reklama

KSW – trampolina do UFC czy wylęgarnia lokalnych gwiazd?

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

29 stycznia 2024, 16:15 • 14 min czytania 8 komentarzy

Konfrontacja Sztuk Walki to bez wątpienia największa federacja MMA w Polsce, a także jedna z większych w Europie. Jej włodarze często porównywali się nawet do UFC. I choć zestawienie organizacji Macieja Kawulskiego i Martina Lewandowskiego z amerykańskim molochem Dany White’a nie ma większego sensu, to postawiliśmy sprawę inaczej. Postaramy się odpowiedzieć na pytanie, czy droga do największej federacji MMA na świecie rzeczywiście wiedzie przez KSW? Ilu polskich zawodników, którzy walczyli w USA, wcześniej występowało w rodzimej federacji? I dlaczego ich liczba jest tak niewielka?

KSW – trampolina do UFC czy wylęgarnia lokalnych gwiazd?

ZNAMY TO Z FUTBOLU

Z pewnością obracając się w środowisku piłkarskim nie raz słyszeliście debatę dotyczącą tego, kiedy zawodnik powinien wyjechać na Zachód? Jeden obóz głosi, że piłkarz powinien powoli pokonywać kolejne szczeble na polskim podwórku. Zagrać X meczów w Ekstraklasie, zapracować na transfer do czołowej marki w kraju, zaliczyć z nią przygodę w europejskich pucharach i powalczyć o mistrzostwo Polski. Wtedy, już z w miarę wypracowaną pozycją w naszej piłce (może nawet podpartą powołaniem do kadry) taki piłkarz może myśleć o spróbowaniu swoich sił w silniejszej lidze zagranicznej.

Zwolennicy drugiego obozu mówią na odwrót. Że w polskiej kopanej po kilku latach można zgnuśnieć. Bezsensownie kisić się we własnym sosie. Marnować czas w imię wygody, bo piłkarz jest w swoim kraju i dobrze zarabia. Ale nie idzie za tym rozwój, więc może lepiej od razu wyrwać się za granicę? Bez szczególnej pozycji w polskiej piłce, bo cóż ona znaczy na obczyźnie? Lepiej od razu spakować manatki i wyjechać. W końcu nawet będąc w drugim szeregu, zawodnik poznaje specyfikę danego miejsca. I to w nim wyrabia sobie nazwisko.

Taką dyskusję postaramy się przenieść na grunt sportów walki, aby odpowiedzieć na pytanie, czy KSW to dobre miejsce dla zawodnika, który w przyszłości marzy o podbiciu Premier League sportów walki – czyli Ultimate Fighting Championship.

Reklama

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

UFC A KSW. LICZBY MÓWIĄ JASNO – NIE MA CZEGO PORÓWNYWAĆ

Na początku skupimy się na zawodnikach z polskim paszportem. W końcu KSW to polska organizacja, więc najbardziej interesującą kwestią jest, ilu naszych zawodników zdołało się przez nią wypromować. Chociaż sam Maciej Kawulski zapewne byłby niepocieszony przedstawieniem sytuacji w ten sposób. W wywiadzie dla Sport.pl ze stycznia 2022 roku włodarz polskiej federacji głosił:

– Żyjemy w kraju, w którym jeszcze zanim ktokolwiek zasługiwał na to, żeby bić się o trofea innych organizacji, bo jeszcze nie był nawet mistrzem swojej rodzimej, już polska publiczność wysyłała sportowców za granicę. Trochę wynika to z naszego charakteru narodowego, że jak mamy kogoś dobrego, to nie będzie nam wystarczało, że on jest dobry tutaj. Chcemy, żeby reprezentował nas i wygrywał dla nas gdzieś dalej. Dlaczego? Dlatego, że nie posiadamy ligi, standardów i platformy, w której zwycięstwa tutaj dadzą taki sam splendor Polsce za granicą, jak zwycięstwa tego człowieka za granicą.

– Otóż, w MMA jest nieco inaczej. Można być gwiazdą KSW i być rozpoznawalnym na całym świecie. Mamed [Chalidow] jest tego przykładem. Można tu zacząć i zakończyć karierę. Bardzo w to wierzę. Oczywiście nie jestem zdania, że jesteśmy lepsi i więksi niż Amerykanie, a UFC jest w dupie. Uważam po prostu, że świat MMA nie jest zbudowany na jednej organizacji, chociaż ich wspaniały marketing powoli głowy ludzi kieruje właśnie w taki wniosek – że to jest jedyne i docelowe miejsce. […] Jest wiele takich milestone’ów w KSW, które pokazują, że niekoniecznie trzeba trafić do UFC, żeby być wielką gwiazdą. I bardzo chciałbym wierzyć w swoją teorię – mówił Kawulski.

Maciej Kawulski.

Reklama

Trudno nie zgodzić się z właścicielem KSW, że marketing Amerykanów napędza hype na ich organizację. Ale do marki UFC przyczynia się także jej poziom sportowy, wielkość i pieniądze, które mogą zarobić najlepsi. Zresztą niech o rozmiarach obu organizacji powiedzą liczby zrzeszonych zawodników. Obecnie na stronie KSW wypisanych jest 139 nazwisk wojowników, których zrzesza federacja. Z kolei jeżeli wierzyć danym z rozbudowanego wpisu na temat federacji na Wikipedii, w całej historii KSW walczyło ogółem 305 zawodników – 122 Polaków i 183 obcokrajowców. Baza UFC obecnie składa się z ponad 2900 nazwisk… tylko aktywnych sportowców.

To przepaść, nawet jeżeli lista polskiej federacji miałaby się okazać odrobinę niedoszacowana. I owszem, można być gwiazdą MMA bez UFC. Można robić furorę w KSW, czy też innych organizacjach większych od naszej rodzimej – jak ONE lub Bellator. Jednak Amerykanie kreują najwięcej globalnych gwiazd mieszanych sztuk walki. W pozostałych federacjach na to miano zasługują wyłącznie jednostki.

POLACY W UFC – JAK WIELU Z NICH MIAŁO PRZESZŁOŚC W KSW?

Choć KSW bardzo chce konkurować z UFC, może to robić tylko w sferze lokalnej, środkowoeuropejskiej. Dlatego też trudno dziwić się, że część polskich zawodników stawia na wyprawę za Ocean. Ilu dokładnie? I czy KSW było dla nich trampoliną do największej organizacji MMA na świecie? Zobaczmy na zestawienie Polaków, którzy obecnie funkcjonują w strukturach UFC.

Jak się okazuje, zaledwie troje z nich przed przystąpieniem do federacji z USA miało okazję walczyć pod egidą KSW. Są to kolejno Jan Błachowicz, Mateusz Gamrot i Karolina Kowalkiewicz-Zaborowska. Jak na dużą federację w Europie, przepływ jej zawodników do UFC jest zaskakująco niski. Dość powiedzieć, że taka sama liczba fighterów wcześniej związana była z federacją FEN, uznawaną za o wiele mniejszą od KSW. Jej twarzami byli Michał Oleksiejczuk, Mateusz Rębecki i Robert Bryczek. Ten ostatni zadebiutuje w UFC w połowie lutego.

Poza dziesiątką Biało-Czerwonych, która aktualnie walczy w UFC, w historii tej organizacji mieliśmy też osiemnastu zawodników, którzy w przeszłości występowali w Stanach. Z dwóch powodów warto spojrzeć i na tę listę. Po pierwsze, polscy wojownicy nie występują w UFC od wczoraj. Pierwszym reprezentantem Polski, który wszedł do oktagonu największej organizacji MMA na świecie, był Tomasz Drwal w 2007 roku. Z kolei Konfrontacja Sztuk Walki powstała w 2004 roku, zatem istnieje na rynku od dwudziestu lat.

Można by pomyśleć, że dwie dekady to wystarczająco dużo czasu, by wypromować do UFC wielu zawodników… lecz w przypadku KSW prawda jest inna. Poza trójką Błachowicz, Gamrot, Kowalkiewicz-Zaborowska, która obecnie bije się w USA, tylko jeden zawodnik walczący w przeszłości w UFC jeszcze wcześniej występował w polskiej federacji. Tym rodzynkiem na liście jest Daniel Omielańczuk. Wojownik z wagi ciężkiej zaprezentował się w KSW podczas głośnej gali w której walką wieczoru było starcie Mariusza Pudzianowskiego z Marcinem Najmanem. Pierwszy polski freak fight poprzedził między innymi ośmioosobowy turniej wagi ciężkiej, w którym Polak stoczył dwie walki. W pierwszej przegrał z Konstantīnsem Gluhovsem. W drugiej zastąpił kontuzjowanego Dawida Baziaka. Został pokonany przez Davida Olivę.

Zatem na 28 nazwisk Polaków w UFC, tylko 4 pojawiały się wcześniej na galach KSW. A przecież mowa o największej polskiej federacji MMA. Mało tego, paradoksalnie to KSW częściej sprowadzało do siebie naszych rodaków z przeszłością w UFC, niż odwrotnie. Wymienić tu można Bartosza Fabińskiego, Damiana Stasiaka, Pawła Pawlaka, Tomasza Drwala, Marcina Wrzoska, Damiana Grabowskiego, Macieja Jewtuszko czy też ostatnio Marcina Helda. Niektórzy z nich zrobili w KSW niezłe kariery, choć od UFC odbili się raczej szybko. Jak Paweł Pawlak, który zakończył amerykański sen po trzech walkach, ale w polskiej federacji odnalazł się na tyle, że w ubiegłym roku zdobył mistrzowski pas wagi średniej.

CO Z OBCOKRAJOWCAMI?

Musimy przyznać, że jeśli chodzi o przepływ polskich zawodników z KSW do UFC, byliśmy bardzo zaskoczeni powyższymi danymi. W końcu na 28 Polaków występujących w amerykańskiej organizacji, zaledwie 4 miało jakiś związek z federacją zarządzaną przez duet Kawulski-Lewandowski. A przecież mowa o organizacji, która lubi określać się mianem największej w Europie. Lecz może skoro jej włodarze używają tak mocnych stwierdzeń, to my też powinniśmy podejść do kwestii promocji zawodników z KSW nieco szerzej, nie ograniczając się tylko do polskich nazwisk? Przecież spośród 305 zawodników którzy występowali pod jej szyldem, 183. pochodziło zza granicy.

Tak też zrobiliśmy i cóż, rezultaty naszych poszukiwań nie świadczą o tym jakoby KSW miała być wylęgarnią zagranicznych talentów. Doszukaliśmy się kilkunastu nazwisk wojowników z zagranicy, którzy przed występami w UFC walczyli w polskiej federacji. Lecz w przeważającej większości przypadków trudno mówić o tym, by KSW szczególnie przyczyniła się do ich wypromowania. W większości przypadków ich występy ograniczały się do jednego-dwóch pojedynków w polskiej federacji. I często tyle też walk dali w UFC, gdzie prędko rezygnowano z ich usług. Stąd poniżej skupimy się tylko na zawodnikach, którzy później zaistnieli w UFC na trochę dłużej.

Należą do nich chociażby Alexander Gustafsson. Szwed w UFC stoczył aż 18 walk (rekord 10-8). Bił się z największymi kozakami wagi półciężkiej, jak Jon Jones, Daniel Cormier czy nasz Jan Błachowicz. Ale wcześniej, dokładnie w 2008 roku, zawalczył na gali KSW Extra, podczas której pokonał po decyzji sędziowskiej Krzysztofa Kułaka.

Innym przykładem jest Aleksiej Olejnik. Rosjanin o ukraińskich korzeniach to weteran MMA. I to taki przez duże „W”, bowiem jego rekord wynosi 61 wygranych 18 porażek i 1 remis. Pomimo 46 lat na karku wciąż tłucze się zawodowo, a swego czasu występował też w UFC (rekord 9-8). Jeszcze wcześniej wystąpił na dwóch galach KSW. Podczas tej oznaczonej numerem „8” wygrał trzy pojedynki w turnieju kategorii do 85 kilogramów. Z kolei na następnej gali KSW 9: Powrót Mistrzów poradził sobie z Danielem Dowdą.

Na parę lat w UFC zagościł też Igor Pokrajac, który zawalczył w tej organizacji aż 13 razy. Chorwacki Książę miał okazję walczyć w Polsce podczas czwartej edycji KSW, zatem w samych początkach funkcjonowania polskiej federacji. Ale nie zaznał tu słynnej polskiej gościnności, bowiem przed czasem pokonał go nie kto inny jak Łukasz Jurkowski. Innym obcokrajowcem, który mógłby nieco poopowiadać o początkach KSW jest Francis Carmont. Francuz wygrał turniej zorganizowany podczas KSW 5. Rok później pokonał go Karol Bedorf, z kolei w 2008 roku Carmont poradził sobie ze wspomnianym już Jurasem. Carmont w UFC dał 9 walk.

Oczywiście trudno nie docenić tego, że Kawulski i Lewandowski zwrócili uwagę na wyżej wymienionych wojowników zanim zyskali globalną rozpoznawalność. Jednak przesadą byłoby stwierdzenie, że polska federacja w znaczący sposób przyczyniła się do rozwoju ich karier. To nie przypadki Roberto Soldicia czy Salahdine’a Parnasse’a, którzy jednoznacznie są kojarzeni z Konfrontacją Sztuk Walki. Pojawienie się w polskiej federacji było zaledwie epizodem ich karierach. Ot, dostali kontrakt, przyjechali, stoczyli walkę (lub turniej) i poszli w swoją stronę. W ich kontekście to trochę tak jakby powiedzieć, że ŁKS Łódź przyczynił się do wypromowania Paulinho. Że tak pozwolimy sobie na kolejne piłkarskie porównanie.

Znajdziemy jednak trzy przykłady obcokrajowców, którym KSW istotnie pomogła się wypromować. Co ciekawe, w dwóch przypadkach chodzi o zawodników z polskimi korzeniami. Mowa o Davidzie Zawadzie, Niemcu o polskich korzeniach, który wychodził zwycięsko z trzech pojedynków stoczonych w KSW. W UFC Zawada nie zrobił zawrotnej kariery, choć utrzymał się tam na pięć walk. Nie tak mało zważywszy na fakt, że wielu wojowników kończyło swoją przygodę z organizacją Dany White’a po maksymalnie dwóch starciach.

Dużo większą furorę za Oceanem zrobiła natomiast Ariane Lipski. Brazylijka której dziadek był Polakiem, była bez wątpienia jedną z większych kobiecych gwiazd KSW. Pod jej szyldem stoczyła aż pięć pojedynków. Wygrała wszystkie oraz została mistrzynią federacji w kategorii muszej. Pokonywała przy tym niezłe zawodniczki – na przykład Dianę Belbitę, która… obecnie występuje w UFC. Podobnie jak Lipski, która bezpośrednio po występach w KSW związała się z amerykańską federacją. I radzi sobie w niej naprawdę nieźle. Posiada rekord 6-5, ale wrażenie może zrobić jej ostatnia passa trzech kolejnych triumfów. Następną walkę Brazylijka stoczy 27 kwietnia. Rywalką będzie jej rodaczka, Karine Silva.

Ariane Lipski UFC MMA 12.2023

Ariane Lipski.

Ostatnim głośnym przykładem jest Dricus du Plessis. Afrykaner do tej pory nie znalazł pogromcy w UFC, a stoczył tam już 7 walk. W styczniu tego roku zdobył nawet mistrzowski pas tej federacji w wadze średniej. Rywale du Plessisa w UFC jeszcze nie znaleźli na niego patentu, ale w KSW walczył kozak, który zdołał go pokonać. Mowa o Roberto Soldiciu, który w 2018 roku udanie zrewanżował się wojownikowi z RPA za wcześniejszą porażkę. Może dwa pojedynki to niedużo, ale jednak du Plessis stoczył je z wielką gwiazdą federacji. Zatem możemy uznać, że starcia w jakiś sposób pomogły we wzbudzeniu zainteresowania jego osobą ze strony UFC.

DLACZEGO KSW TAK MAŁO PROMUJE DO UFC?

Przeanalizowanie karier wszystkich 305 zawodników, którzy występują lub występowali w Konfrontacji Sztuk Walki, prowadzi do jednego wniosku. Ta organizacja promuje zaskakująco mało nazwisk do potentata branży, jakim jest UFC.

Zanim jednak chwycicie za klawiatury by napisać, że czyn ten dobitnie świadczy o przeszacowaniu polskiej federacji, spójrzmy na tę kwestię od drugiej strony. Bo równie dobrze brak exodusu najlepszych wojowników z KSW za Ocean, organizacja może odbierać jako sukces. W końcu sam Maciej Kawulski, którego wypowiedź już cytowaliśmy mówił, że chce wierzyć w teorię jakoby można było zacząć i skończyć karierę w Polsce. I trzeba przyznać, że rodzimi włodarze długo potrafili utrzymać w strukturach swojej federacji największe nazwiska. Takie jak Mamed Chalidow, Michał Materla czy Borys Mańkowski.

Bo owszem, za występami w UFC idą wielkie pieniądze. Jednak system płac w organizacji Dany White’a wciąż jest patologiczny. Zawodnicy z dalszych miejsc w rankingu zarabiają stawki, przez które po odliczeniu kosztów przygotowań do walki wychodzą na zero, albo co najwyżej na delikatny plus. Postawcie się zatem na miejscu przykładowego Chalidowa. Gościa będącego gwiazdą w kraju, który jest jego drugim domem. Posiadającego polski paszport, znającego język, który tu założył rodzinę, a za każdy pojedynek kasuje minimum setki tysięcy złotych. Naprawdę trudno dziwić się Mamedowi, że nie chciał tracić kilku walk na zarobek rzędu 30-40 tysięcy dolarów, z czego lwią część pochłonęłoby przygotowanie do samego starcia.

CZYTAJ TEŻ: LEPIEJ PRZEGRAĆ W BOKSIE, NIŻ ZWYCIĘŻYĆ W MMA

W tym momencie możemy skupić się kolejnym punkcie, przemawiającym za KSW. Owszem, wypromowało ono do UFC niewielu zawodników. Przypomnijmy, że spośród 28 Polaków zaledwie 4 przed przejściem do UFC miało związek z polską federacją. Z kolei listę zagranicznych zawodników, którzy po KSW zrobili karierę w UFC, moglibyśmy ograniczyć do dwóch nazwisk – Lipski oraz du Plessis. Jednak ta krótka lista prowadzi do innego spostrzeżenia. Kiedy zawodnik poradzi sobie w polskiej federacji, stoczy w niej dużo walk, zdobędzie pas, a może nawet zaliczy kilka udanych obron, można wówczas założyć, że i w UFC nie będzie kelnerem.

W końcu Jan Błachowicz, pomimo zawirowań na pewnym etapie kariery w UFC, ostatecznie pokazał swoją wartość i został mistrzem kategorii półciężkiej. Obecnie mistrzem w średniej został du Plessis. Mateusz Gamrot cały czas znajduje się w pierwszej dziesiątce rankingu wagi lekkiej. Wśród pań Lipski ma aktualnie trzy wygrane z rzędu, zaś Kowalkiewicz legitymuje się jeszcze dłuższą serią czterech zwycięstw. Obie cieszą się ogromnym szacunkiem kibiców, organizacji oraz samego Dany White’a. Innymi słowy, jeżeli zawodnik odnosi sukces w KSW, to istnieje spora szansa na to, że będzie w stanie namieszać też w UFC. Dlatego też długo żywe będą dyskusje o tym, co za Oceanem zdziałaliby Chalidow czy Materla. I z tego względu szkoda, że nie zaryzykowali.

Jan Błachowicz sesja dla KSW w 2012 roku.

Jan Błachowicz podczas sesji dla KSW w 2012 roku.

ANGAŻ W UFC TO DOPIERO POŁOWA SUKCESU

Z drugiej strony, spójrzmy na tych Polaków, których droga do UFC nie wiodła przez KSW. Najznamienitszą reprezentantką tej znacznie liczniejszej grupy jest Joanna Jędrzejczyk, która bez wątpienia zasługuje na miano legendy amerykańskiej organizacji. Niezłą karierę za Oceanem zrobił Krzysztof Jotko, obecnie związany z PFL. Spośród Polaków walczących obecnie w UFC, w na miano solidnych marek zapracowali Marcinowie Tybura i Prachnio czy Michał Oleksiejczuk, a Mateusz Rębecki powolutku przebija się do mainstreamu.

Trudno jednak nie dojść do wniosku, że większość wojowników z polskim paszportem UFC może potraktować tylko jako przygodę. Fajny wpis do CV. Ale amerykańskiej organizacji bynajmniej nie zawojowali. Dość powiedzieć, że Tomasz Drwal, który przecierał innym Polakom szlaki za Oceanem, odniósł w UFC trzy wygrane. Spośród byłych polskich zawodników w organizacji Dany White’a, zaledwie troje pobiło jego wyczyn. Byli to Joanna Jędrzejczyk, Krzysztof Jotko i Daniel Omielańczuk. Wśród obecnych reprezentantów Polski w UFC jest nieco lepiej… ale w dużej mierze to zasługa byłych twarzy z KSW.

Zatem marka wyrobiona w innej dużej federacji może nie jest gwarantem sukcesu w UFC, ale z pewnością pomaga. W końcu idą za nią doświadczenie oraz umiejętności. I to nie tylko te czysto sportowe. Bycie gwiazdą uczy radzenia sobie z presją czy nawet pozwala łatwiej związać się z odpowiednim menadżerem czy teamem. Dobry menago może wpłynąć na wybór odpowiedniego rywala dla swojego klienta. Trening w topowym zespole – jak na przykład w American Top Team – znacznie ułatwia przygotowania do walki Jak widać bez tego wszystkiego bardzo łatwo przepaść w amerykańskim molochu. Samo wejście do świata UFC to zaledwie początek do zrobienia wielkiej kariery. To organizacja tak wielka, że nie musi roztaczać nad początkującymi zawodnikami specjalnej opieki i po dwóch-trzech słabszych walkach może ich po prostu odpalić.

Stąd owszem, można zarzucać Konfrontacji Sztuk Walki, że wypromowała do amerykańskiej federacji zatrważająco mało zawodników. Ale zarazem trudno nie zgodzić się z tym, że większość twarzy KSW później sporo znaczyła na amerykańskim rynku. W przeciwieństwie do wielu polskich zawodników, którzy w UFC zagościli tylko na chwilę.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj więcej o MMA:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Michał Kołkowski
0
Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

MMA

MMA

Od krwawego sportu do Conora. Najważniejsze momenty w historii UFC

Szymon Szczepanik
2
Od krwawego sportu do Conora. Najważniejsze momenty w historii UFC
MMA

Nie lubię Donalda Trumpa. O brudnych związkach Republikanów ze światem sportu

Bartek Wylęgała
51
Nie lubię Donalda Trumpa. O brudnych związkach Republikanów ze światem sportu

Komentarze

8 komentarzy

Loading...