Dużo mówi się o tym, że Stal Mielec umie trafić z napastnikiem, bo ma Szkurina, a wcześniej miała Hamulicia czy Piaseckego, natomiast warto ją pochwalić również za to, że potrafi trafić sensownie także po drugiej stroną boiska. Wcześniej w jej barwach wypromował się Mrozek, a teraz dobrą robotę robi Mateusz Kochalski.
Postawienie na tego golkipera nie było oczywistością – w barwach Radomiaka na poziomie Ekstraklasy rozegrał ledwie jedno spotkanie, poza tym siedział na ławce, nie przebił się w Legii. Całe jego doświadczenie to pierwsza i druga liga, a że potrafi być to spory przeskok, widać było już po wielu zawodnikach.
Po Kochalskim – nie.
23- latek broni w tym sezonie ze skutecznością na poziomie 70%. To ligowa czołówka. Z tych regularnie grający golkiperów wybija się Leszczyński (84%, dane za Statsbomb), Cojocaru 76%, a potem jest kilku ze skutecznością w okolicach wspomnianych 70%. To naprawdę solidny wynik, wcale nie tak łatwy do osiągnięcia – na przykład Tobiasz ma ledwo 52%, czyli właściwie jeden strzał puści, a drugi obroni.
Kochalski, którego w przeciwieństwie do Tobiasza zespół ze stolicy tak nie promował, daje swojej ekipie zdecydowanie więcej.
Gdyby nie on, nie byłoby w tej kolejce wygranej ze Śląskiem, również z Puszczą musiał się dwa razy wyjątkowo zebrać i albo lecieć pod poprzeczkę, albo bronić sam na sam. Ten gość naprawdę nie ma przed sobą obrony a’la Milan za najlepszych lat, więc wciąż musi być w pogotowiu i momentami uwijać się bardzo intensywnie.
Często wychodzi z tego obronną ręką. I brawo, jak mawia Zbigniew Boniek.
W badziewiakach chcemy natomiast „wyróżnić” trzech piłkarzy. Po pierwsze – Burcha. Z jego przyjściem można było wiązać spore nadzieje. Trafiał do Legii z dobrą pozycją w Szwajcarii, kompilacje z jego zagraniami – przede wszystkim wyprowadzenie piłki – robiły wrażenie. Natomiast w Warszawie jest głównie albo przeciętny, albo marny.
Z Puszczą był akurat marny. Przy golu dla beniaminka dał się przeskoczyć tak, jakby usiadł do nowej gry wideo i jeszcze nie odkrył, czym odbija się sterowanego bohatera od ziemi. A przecież chwilę wcześniej to umiał – gdy zmasakrował Cholewiaka i miał szczęście, że nie wyleciał z boiska.
Drugie „wyróżnienie” to Kramer, który z Puszczą po raz pierwszy grał w piłkę nożną. Albo przynajmniej takie sprawiał wrażenie – że nie wie, do czego służy ten okrągły przedmiot, co się robi w polu karnym i dlaczego te prostokąty są takie ważne. Dramatyczny występ, wpisujący się w ogólną formę napastników Legii.
Po trzecie – Jordao. Jego krycie Ulvestada przy golu na 1:0 dla Pogonii to kryminał i całkowite zlekceważenie swoich obowiązków. Jeśli nie ma ochoty, to niech nie gra, naprawdę nikt za nim płakać nie będzie. Może chciał być elegancki jak jakiś Pirlo, skanować przestrzeń, dreptać niczym panisko, ale serio – nie był nawet obudzonym Włochem w środku nocy po wielogodzinnej imprezie.
Aczkolwiek głowa bolała, gdy się go oglądało.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Twardy chłop z Chorzowa. Helik błyszczy w Championship i przypomina się Probierzowi
- Rok trudnych meczów. W Lidze Narodów będą ciężary
- Lewandowski zmęczył Polaków. Co stoi za stratą wizerunkową?
- Santiago Hezze – czy może zbawić środek pola reprezentacji?
- Krzysztof Mączyński zakończył karierę. Był liderem Wisły i reprezentantem Polski
- De Laurentiis bardzo nie lubi Michała Probierza
- Rumak: Brak mistrzostwa? To nie byłaby porażka, tylko niezrealizowany cel [WYWIAD]
Fot. Newspix