Reklama

Żurkowski: Miałem kryzys mentalny, ciągle byłem wkurzony

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

16 lutego 2024, 13:20 • 9 min czytania 2 komentarze

Szymon Żurkowski w pierwszej części sezonu nie odgrywał znaczącej roli w drugoligowej Spezii, która po relegacji… broni się przed kolejnym spadkiem. Dużym zaskoczeniem był więc fakt, że polski pomocnik zimą wrócił do Serie A, a jeszcze większym jest jego postawa w barwach Empoli. Pierwszy mecz: gol. Drugi mecz: hat-trick i przejście do historii. „Zupa” jest jednym z tych, od których zaczyna się ustalanie składu. Rozmawiamy z nim o tych wydarzeniach.

Żurkowski: Miałem kryzys mentalny, ciągle byłem wkurzony

Jak wyjaśnić to, że we włoskiej ekstraklasie idzie mu lepiej niż na drugim froncie? Na czym polega fenomen Empoli w polskim kontekście? Czy miał świadomość skali swojego wyczynu z Monzą? Dlaczego tak często łapał drobne urazy? W którym okresie miał kryzys mentalny i dlaczego? Czy liczy na rychły powrót do reprezentacji? Zapraszamy.

*

Oswoiłeś się z myślą, że jesteś pierwszym Polakiem w historii z hat-trickiem w Serie A?

Już to do mnie dotarło, kilka osób zdążyło o tym napisać (śmiech). Zaraz po meczu nie miałem tej świadomości, bo raczej nie interesuję się takimi rzeczami, ale gdy wszystko sobie uświadomiłem, poczułem się bardzo szczęśliwy. Już zawsze moje nazwisko gdzieś tam będzie zapisane. Postarałem się o pamiątki, żeby mieć co wspominać. Dostałem piłkę z tego spotkania, zebrałem na niej podpisy od całej drużyny. Zrobiłem też sobie zdjęcie z trzema palcami w górze.

Reklama

Na czym polega fenomen Empoli, że Polakom tak dobrze się tu gra? Ty w tym klubie odżywasz, ale wypromowali się w nim także Piotr Zieliński, Łukasz Skorupski czy Bartłomiej Drągowski. 

Trudno to jednoznacznie wyjaśnić. W powietrzu unosi się tutaj jakaś pozytywna aura, każdy ci to powie i każdy stwierdzi, że bardzo dobrze czuł się w Empoli. Zawsze jest dobra atmosfera w drużynie i wokół klubu na mieście. Masz tu odpowiednie warunki, żeby się rozwijać i iść do przodu. Wielu zawodników wypromowało się poprzez Empoli i nie chodzi mi jedynie o Polaków.

Czyli szatnia jest bardziej rodzinna niż gdzie indziej, a presja nie jest przytłaczająca?

Nie można powiedzieć, że tu nie ma presji. Dla każdego klubu sezon trwa tyle samo i każdy ma swoje ambicje, chce wygrywać, ale gdy tu jesteś, czujesz swego rodzaju spokój. Wiesz, że na ciebie postawią, że dostaniesz szansę, w Empoli znają się na rozwijaniu zawodników. Jeśli masz dodatkową presję, to raczej związaną z samorozwojem, z tym, żeby nie zmarnować czasu.

Czeka was trudna walka o utrzymanie, ale w ostatnich czterech meczach zdobyliście osiem punktów i wyszliście ze strefy spadkowej.

Gdy teraz przychodziłem, wiedziałem, jak wygląda sytuacja i o co będziemy walczyć. Nie miałem jednak wrażenia, że w klubie panuje chaos, że zaczynają się nerwowe ruchy i nikt nie wie, co trzeba robić. Zobaczyłem nastawienie na spokojną, ale ciężką pracę, która zaczyna przynosić efekty. Na pewno jednak nie zadowalamy się tym, bo do końca jeszcze 14 kolejek, w trakcie których wiele może się wydarzyć.

Reklama

Zimą miałeś inne realne opcje transferowe czy jak tylko usłyszałeś o Empoli, nic innego cię nie interesowało?

O paru rzeczach słyszałem, ale tak naprawdę jedynym wariantem, który naprawdę brałem pod uwagę, było Empoli.

Przychodziłeś, gdy trenerem był jeszcze Aurelio Andreazzoli, u którego rozwinąłeś skrzydła podczas pierwszego pobytu w Empoli. A tu jeden przegrany mecz z Veroną i zwolnienie. Nie zaniepokoiło cię to?

Nie ukrywam, że osoba trenera Andreazzoliego miała wpływ na mój powrót do Empoli. Bardzo mu za to dziękuję. Jako piłkarze o pewnych rzeczach jednak nie decydujemy i skoro doszło do zmiany, musieliśmy nadal skupiać się robocie. Davide Nicola to też świetny fachowiec, mogę mówić o nim w samych superlatywach. On i jego sztab zawsze są chętni do pomocy.

Nicola z boku sprawia wrażenie „pozytywnego wariata”, który zaraża drużynę swoją energią.

Coś w tym jest. Gdy zaczyna się mecz i trener staje przy linii bocznej, zamienia się w wulkan energii. Nam to może tylko pomóc. Na co dzień jest spokojny, potrafi wszystko dokładnie – i co najważniejsze – z sensem wytłumaczyć.

To też szkoleniowiec mocno przywiązany do taktyki?

Tak, pod tym względem nie odbiega od włoskich standardów. Taktyki w gierkach zawsze jest dużo, ale na niej się nie kończy. Trener potrafi z każdym normalnie pogadać, również poza boiskiem, i sprawić, że poczujesz się mocniejszy.

Jak wyjaśnić to, że jesienią byłeś zawodnikiem do rotacji w cieniującej w drugiej lidze Spezii, a teraz wyrosłeś na pierwszoplanową postać Empoli w Serie A? To nie jest logiczny obrót wydarzeń.

Pewnie to też kwestia zaufania ze strony trenera. Oprócz tego dochodzi ciężka praca i duża motywacja. Chciałem ponownie wjechać na właściwe tory i znowu grać w Serie A. To było dla mnie niezwykle ważne po tym, co działo się przez ostatni rok, a nawet półtora. Moja głowa w końcu wróciła do równowagi i normalnego nastawienia. Kontuzje przestały mnie prześladować i wreszcie mogę patrzeć do przodu. W Empoli jestem szczęśliwy, regularnie gram, mam dobre liczby. To najważniejsze.

Robiłeś sobie jakiekolwiek nadzieje, że możesz teraz wrócić do Serie A?

Na pewno chciałem i miałem taki cel, zwłaszcza że moja sytuacja w Spezii nie była komfortowa. Ktoś może powiedzieć, jak w takich okolicznościach mogłeś myśleć o Serie A, ale wierzyłem, że mogę wrócić na ten poziom i pokazać, że do niego pasuję.

Generalnie Serie A bardziej ci służy, bo nawet w Empoli więcej pokazałeś w elicie niż na drugim froncie. Chyba jesteś przykładem, że nie zawsze niższy poziom rozgrywkowy oznacza łatwiejsze granie.

Serie B to naprawdę wymagająca liga. Indywidualności jest w niej mniej, więc kwestie fizyczne i taktyczne mają jeszcze większe znaczenie. W Empoli w czasach drugiej ligi trochę pograłem, ale miałem wtedy swoje problemy, czyli głównie kontuzje. To był też okres covidowy, co chwila wychodziły mi pozytywne wyniki testów i musiałem pauzować. Jak już zacząłem regularnie trenować – a to jest najważniejsze, z marszu nigdy nie wejdziesz do pierwszego składu – coraz częściej grałem od początku. A że działo się to już pod koniec sezonu, to mało istotne. Najważniejsze, że wtedy awansowaliśmy i później w Serie A występowałem już tydzień w tydzień.

Co do kontuzji, nigdy nie wypadałeś na kilka miesięcy, ale mniejszych urazów miałeś we Włoszech wiele. To tylko kwestia pecha czy może musiałeś coś zmienić w regeneracji lub odżywianiu się?

Jestem takim piłkarzem, że jeśli coś mnie boli, to raczej nie odpuszczam i biorę jakiś środek przeciwbólowy. Tak też robiłem w Polsce. W Górniku Zabrze miałem w sztabie Bartka Spałka, który bardzo szybko wyciągał mnie z takich problemów. We Włoszech Bartka nie było, w pewnym momencie wszystko się skumulowało i ciało nie wytrzymało. Na szczęście zawsze udawało mi się wychodzić na prostą. Z Bartkiem jestem na łączach do dziś. Jeśli ma wolne, mogę liczyć na jego pomoc.

W ubiegłym roku miałem trochę poważniejsze kontuzje, musiałem pauzować dłużej niż przez mecz czy dwa, ale po tej burzy wszystko się na nowo ułożyło i już jest okej z moim zdrowiem.

Pytasz o jakieś przyczyny. Do regeneracji i odżywiania zawsze przywiązywałem dużą wagę, dlatego nie tutaj szukałbym powodów.

Twój styl gry miał jakieś znaczenie? Grasz na dużej intensywności, notujesz wiele sprintów i zrywów w trakcie meczu. 

Heh, nadal lubię przytrzymać piłkę, a to zawsze zwiększa ryzyko, że zaraz ktoś cię na boisku „upoluje”. Taki jest mój styl, lubię to, więc muszę się liczyć z faulami. I tak od czasów Górnika poprawiłem się, częściej gram szybciej, na mniej kontaktów, ale pokaż mi zawodnika, który nie lubi sobie potrzymać piłki przy nodze.

Jak ktoś jest techniczny, to lubi.

Ci mniej techniczni też lubią (śmiech).

Co sprawiło, że Spezia po spadku do Serie B broni się przed tym, żeby nie zlecieć na trzeci poziom? 

Sporo osób mnie o to pyta, a ja szczerze odpowiadam, że nie mam pojęcia. Patrząc na to, jak ten klub jest ułożony, jakich ma zawodników  i kibiców, powinno być znacznie lepiej. Teoretycznie nie było niczego, co wykluczałoby obecność Spezii w Serie A.

Po dobrym sezonie w Empoli wróciłeś do Fiorentiny i… jesień 2022 praktycznie straciłeś. Z dzisiejszej perspektywy bardziej cieszysz się, że w takich okolicznościach w ogóle pojechałeś na mundial czy jednak żałujesz, że ani razu nie zagrałeś w Katarze?

Odczuwam… A w zasadzie odczuwałem, bo już to zostawiłem za sobą, wiele złości, był to dla mnie bardzo trudny okres. Ciągle byłem wkurzony. Te dwa letnie miesiące miały kluczowe znaczenie, żeby pójść za ciosem i wypracować sobie taką pozycję, by jechać na mundial jako zawodnik do grania. Niestety, tak się nie wydarzyło i byłem z tego powodu mocno sfrustrowany. Myślę, że moje otoczenie wyraźnie to odczuwało. Taki stan przekładał się później na moją grę i stan mojego ciała. Gdy masz takie nastawienie, wszystko wokół cię irytuje, co wpływa na twoją kondycję fizyczną i psychiczną, a więc finalnie na twoją grę.

Czyli można powiedzieć, że przeżywałeś wówczas kryzys mentalny?

Zdecydowanie tak. Na szczęście go przezwyciężyłem i dziś już nie chciałbym wracać do tamtych chwil.

Przed którymś z mundialowych meczów miałeś rozbudzone nadzieje, że zagrasz? Pojawiłeś się nawet na konferencji prasowej przed Argentyną, co często sugeruje wyjście na boisko.

Wiadomo, że skoro już pojechałem na turniej, to chciałem wystąpić i pomóc drużynie. Nie udało się, ale nie mam jakiegokolwiek żalu do trenera Michniewicza. To była tylko i wyłącznie moja wina, nikogo innego.

Masz poczucie, że prezentując formę z pierwszego sezonu w Serie A w barwach Empoli, byłbyś podstawowym zawodnikiem na mundialu?

Decyzja należałaby do selekcjonera, ale z pewnością wtedy patrzyłby na mnie jak na piłkarza, który jest gotowy do takiego wyzwania. Skoro jednak zagrałem dwa mecze przez całą rundę, nie było takiej możliwości.

Jak postrzegałeś postawę naszej reprezentacji w Katarze? Udało się wyjść z grupy, ale styl gry prawie wszyscy krytykowali. 

Cóż, lepiej zagrać mecz brzydki dla oka i mieć pozytywny wynik, niż przegrać w ładny sposób, zwłaszcza na takich turniejach, gdy w zasadzie każde spotkanie jest kluczowe. To nie liga, w której masz w razie czego dziesięć kolejnych meczów na odrobienie strat. Wiem, że coś takiego źle brzmi w uszach kibiców, bo najlepiej grać super futbol i wygrywać, ale gdy masz mało czasu, a musisz punktować, czasami lepiej pójść taką drogą.

Jeśli chodzi o wielkie turnieje, w marcu czeka nas coś w tym kontekście. Z nadziejami wyczekujesz powołań na baraże?

Wiem, że trener Michał Probierz ostatnio był na naszym spotkaniu z Salernitaną. Wielkich nadziei sobie nie robię, ale oczywiście bardzo bym chciał wrócić do reprezentacji. Robię wszystko, żeby selekcjoner zwrócił na mnie uwagę.

Z perspektywy czasu: przejście bezpośrednio z Górnika Zabrze do Fiorentiny nie było rzuceniem się na zbyt głęboką wodę?

Początki za granicą zawsze są trudne, zwłaszcza że była to tak naprawdę moja pierwsza zmiana klubu w seniorskiej karierze. Przez pierwsze pół roku praktycznie w ogóle nie grałem, potem zszedłem ligę niżej na wypożyczenie i zacząłem iść do przodu. Nie uważam, żeby Fiorentina była złym wyborem na start. Większe znaczenie miały późniejsze losowe wydarzenia w klubie.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

CZYTAJ WIĘCEJ O POLAKACH ZA GRANICĄ:

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Jastrzębski potwierdził, że jest najlepszy. Drugie mistrzostwo Polski z rzędu!

Sebastian Warzecha
0
Jastrzębski potwierdził, że jest najlepszy. Drugie mistrzostwo Polski z rzędu!
Anglia

Walec Arsenalu jeździł tylko w pierwszej połowie, ale na Tottenham wystarczyło

Paweł Wojciechowski
1
Walec Arsenalu jeździł tylko w pierwszej połowie, ale na Tottenham wystarczyło

Piłka nożna

Anglia

Walec Arsenalu jeździł tylko w pierwszej połowie, ale na Tottenham wystarczyło

Paweł Wojciechowski
1
Walec Arsenalu jeździł tylko w pierwszej połowie, ale na Tottenham wystarczyło

Komentarze

2 komentarze

Loading...