We wtorek GKS Tychy sprawił prezent swoim kibicom, ogłaszając podpisanie nowego kontraktu z Dariuszem Banasikiem. Obowiązuje on do 2026 roku, a jeśli w tym czasie uda się wywalczyć awans do Ekstraklasy, nastąpi jego automatyczna prolongata o kolejne 12 miesięcy. W środę trener wraz z Nemanją Nediciem i Maksymilianem Stangretem spotkał się z dziennikarzami na konferencji prasowej.
Najwięcej uwagi poświęcono oczywiście wyjaśnionej przyszłości trenera.
– Bardzo się cieszę, że klub docenia naszą pracę. Rozmowy na temat przedłużenia kontraktu były już dużo wcześniej. Zastanawialiśmy się, co będzie dobre dla klubu i dobre dla mnie. Powiem szczerze, że w ogóle się nie wahałem jeśli chodzi o chęć dalszej współpracy. Bardziej chodziło o jakieś małe szczegóły. Bardzo mi się podoba wizja władz klubu, podejście właścicieli. To plan kilkuletni. Rzadko się zdarza w polskiej piłce, żeby ktoś patrzył tak perspektywicznie i wykazywał takie zaufanie do trenera. W naszym zawodzie zmiany następują dość często, ale tutaj po rozmowach z Maxem Kothnym i zarządem ustaliliśmy, że chcemy dalej współpracować – zaczął Dariusz Banasik.
– Wiele rzeczy już dobrze funkcjonuje, a może jeszcze lepiej. GKS jako klub i Tychy jako miasto zasługują na Ekstraklasę. Moją rolą jest wzniesienie zespołu na wyższy poziom. Znajdujemy się w takim momencie, że prędzej czy później chcemy znaleźć się w elicie. Nie mówię, że koniecznie w tym roku, być może dopiero w następnym. Jest tu wszystko, żeby była Ekstraklasa: piękny stadion, ładne miasto, kibice, można też powiedzieć, że piłkarze i sztab. Również dlatego pojawił się temat mojego nowego kontraktu i kontraktów czołowych zawodników naszej drużyny. Władze profesjonalnie podchodzą do tematu – podkreślił.
Zapytany o szczegóły, które należało doprecyzować, a co najwyraźniej trochę trwało, Banasik ujawnił, że parafki na dokumentach nie zostały złożone we wtorek.
– Kontrakt podpisaliśmy trochę wcześniej, natomiast dopiero wczoraj to ogłosiliśmy. Sama rozmowa z zarządem finalnie trwała 1-2 minuty, bardzo szybko się dogadaliśmy. Więcej zajęło ustalenie, kiedy ogłosimy podpisanie nowej umowy. Z różnych przyczyn, też moich osobistych, wolałem zrobić to później. Myślę, że klub wybrał dobry moment, żeby tuż przed startem rozgrywek pokazać, że wiąże przyszłość ze swoim trenerem. Co do tych szczegółów, wiadomo, że gdy mówimy o przedłużeniu kontraktu na tak długi czas, każdy punkt trzeba przeanalizować. Trochę zmian było, ale naprawdę chodzi o kosmetykę. Mam nadzieję, że wypełnię ten kontrakt – powiedział Banasik.
I dodał: – To przede wszystkim kwestia rozmowy i zaufania. Pracowałem już w kilku klubach i pewien ogląd sytuacji mam. Nie wiem, czy państwo wiecie, ale jeszcze kilka lat temu średnia długość pracy trenera na szczeblu centralnym w Polsce wynosiła 6-7 miesięcy. Rzadko trener dostaje tak długi kontrakt. Jeśli w tym czasie awansujemy, będzie to umowa 3,5-letnia. To dla mnie bardzo dobra perspektywa. Ja sam spodziewałem się, że jeśli przedłużymy współpracę, to tylko o rok. Podoba mi się wizja właścicieli, ich podejście. W ostatnim półroczu rzadko mieliśmy kryzysy, ale w tych słabszych chwilach zawsze czułem pełne wsparcie. W pewnym momencie przegraliśmy trzy mecze z rzędu: z Legią w Pucharze Polski oraz z Lechem… Przepraszam, przyzwyczajenie, z Lechią i GKS-em Katowice w lidze. Zostałem wezwany i spodziewałem się, że będzie trochę mocniej, ostrzej. Zamiast tego usłyszałem pytanie, co klub może zrobić i jak pomóc, żeby zespół lepiej funkcjonował. Takie rzeczy pokazują, że warto tu pracować.
Za Banasikiem murem stoją kibice, ze świecą szukać kogoś, kto kwestionowałby jego zasługi. Jest to jednocześnie pewna odpowiedzialność, bo nadzieje na awans stają się w Tychach najsilniejsze od lat i tak mocne nie były chyba nawet w sezonie zakończonym przegranym barażem z Górnikiem Łęczna.
– Chciałbym móc jednoznacznie powiedzieć, że uda się przełamać niemoc związaną z awansem, ale wszyscy wiemy, jak nieprzewidywalna jest piłka. O wyniku decyduje wiele aspektów, na które czasami kompletnie nie mamy wpływu. Naszym zadaniem jest jak najlepsze przygotowanie zespołu i jak najlepsze zmotywowanie – a chwilami uniknięcie przemotywowania, co jesienią mogło mieć miejsce przed meczem z Legią. Myślę, że jesteśmy na tyle doświadczeni i mamy już na tyle zbilansowany zespół, że będziemy walczyć. Nie zadeklarujemy, że na pewno awansujemy, ale w szatni powiedzieliśmy, że to nie jest tak, że zadowolimy się samymi barażami. Celujemy jak najwyżej. Jeżeli jest możliwość awansować bezpośrednio, to trzeba do tego dążyć – poruszył ten wątek Dariusz Banasik.
Kontrakt Banasika, transfery, odrzucone oferty. Max Kothny przed wiosną GKS-u Tychy
W tym kontekście ciekawie wygląda jego grudniowa wypowiedź – zwłaszcza iż zimą nie doszło do rewolucji kadrowej – że na tu i teraz ta szatnia nie wydaje się gotowa do udźwignięcia presji związanej z walką o awans.
– Szatnia mimo wszystko trochę się zmieniła. Uważam, że tych trzech zawodników, których teraz sprowadziliśmy, da na nam odpowiednią jakość. Wtedy odnosiłem się do tego, że jesienią dwa czy trzy razy mogliśmy zostać liderem, graliśmy z niżej notowanymi przeciwnikami i za każdym razem było rozczarowanie. Dlatego stwierdziłem, że może nie ma co stawiać poprzeczki za wysoko. Gdy w grudniu wygraliśmy na koniec trzy mecze z rzędu, w ogóle nie rozmawialiśmy o miejscu w tabeli czy celach i zespół świetnie sobie poradził. O to mi wtedy chodziło. Teraz piłkarzy znam jeszcze lepiej i myślę, że oni mentalnie też rosną. Chłopaki coraz lepiej się integrują, atmosfera jest bardzo dobra. Jeśli dojdą do tego pozytywne bodźce w postaci dobrych wyników na początku, myślę, że wiosną mental będzie naszym atutem. Robiłem już awanse do Ekstraklasy i I ligi, wiem, czego zawodnicy w takich okolicznościach potrzebują. Naprawdę chcemy awansu, ale nie ma tu nic na siłę. Nie mamy takie presji jak Wisła Kraków czy kilka innych klubów, które chcą jak najszybciej wrócić do Ekstraklasy – stwierdził trener.
Padło pytanie, co go najbardziej cieszy po zimowych przygotowaniach, a co może być powodem do niepokoju.
– Optymizmem napawa bardzo dobra atmosfera w drużynie. Same przygotowania przepracowaliśmy optymalnie. No i nie mamy za dużo kontuzji. Jeden zawodnik wypadł nam na 2-3 tygodnie, reszta jest zdrowa i gotowa do gry. Jeżeli chodzi o jakieś negatywy, początek rundy znów zapowiada się na bardzo wymagający. Latem zaczynaliśmy od trzech wyjazdów, a pierwszy domowy mecz rozgrywaliśmy z Wisłą Kraków. Teraz w pierwszych pięciu spotkaniach mierzymy się z rywalami, którzy obecnie są przynajmniej w strefie barażowej lub tuż za nią. Ale jeśli przebrniemy przez trudny terminarz, to później może być łatwiej. Ten początek będzie kluczem, musimy wtedy zdobyć jak najwięcej punktów. Generalnie widzę więcej plusów niż minusów. O kwestiach sportowych, co poprawialiśmy i nad czym pracowaliśmy, nie chcę mówić – podkreślił.
– Najważniejsze, że zespół został wzmocniony. Ci, którzy przyszli, albo od razu będą grać w wyjściowym składzie, albo mają duże szanse, żeby wkrótce się w nim znaleźć. Gdyby do końca okienka udało się dokonać jeszcze jednego transferu, to na pewno będziemy mieli silniejszy zespół niż na początku sezonu, kiedy nie od razu byli z nami Marko Dijaković i Norbert Wojtuszek, a inni musieli się jeszcze zgrać z kolegami. Obecnie takich zmartwień nie mamy – dodał Dariusz Banasik.
Szef klubu Max Kothny podkreślał, że w Chorwacji wszystko było super, poza sędziowaniem. Banasik pociągnął ten temat.
– Zaczynam doceniać polskich sędziów, są parę półek wyżej. W Chorwacji działy się niesamowite rzeczy. W jednym z meczów tylko w jednej połowie odgwizdano nam chyba 11 spalonych, raczej żadnego nie było. Karnych powinniśmy dostać z 5-6, ale musiałoby komuś urwać nogę, żeby sędzia gwizdnął. Organizator powiedział, że tam takie sędziowanie to standard, więc przestaliśmy się tym przejmować, mimo że dochodziło do naprawdę kuriozalnych scen. Bartosz Śpiączka zdobył bramkę, wszyscy się cieszymy, sędzia główny i liniowy wskazują na środek boiska. Cały zespół rywali podbiegł do bocznego, dyskutowali i po paru minutach stwierdzono, że był spalony. Mogliśmy zejść z boiska w ramach protestu, ale sam mecz był dla nas ważniejszy – opowiada.
Nemanję Nedicia zapytano, jak przedstawia się sytuacja z jego kontraktem. Obecny wygasa latem. Czarnogórzec nie miał jednak do przekazania żadnych konkretów i szybki uciął temat. Zapytany, czy to najmocniejszy zespół podczas jego pobytu w GKS-ie, odpowiedział: – Wydaje mi się, że pod względem jakości zespołowej i atmosfery, to najlepsza drużyna, odkąd jestem w Tychach.
Banasik: – Poprzedni sezon mieliśmy po prostu dograć, przyjrzeć się niektórym zawodnikom i od lata budować nowy zespół. Takich piłkarzy jak Wołkowicz, Czyżycki czy Dominguez nadal z chęcią miałbym w kadrze, mogło się nawet wydawać, że się osłabiliśmy, ale myślę, że teraz dobrze funkcjonujemy jako zespół, choć nie mamy takich indywidualności jak wtedy. Chcemy promować młodzież, mamy bardzo młody skład jak na I ligę, ale to procentuje. Wielu obiecujących zawodników z różnych klubów, takich jak Maks, chce u nas grać.
Maksymilian Stangret został sprowadzony z drugiej drużyny Legii Warszawa. 18-letni napastnik nieco szerszej publiczności przedstawił się w pucharowych meczach rezerw “Wojskowych” z Ruchem Chorzów i Koroną Kielce. Z Ruchem udało mu się nawet trafić do siatki.
– Uważam, że pewność siebie mam i zawsze ją miałem. Najważniejszą kwestią był tutaj przeciwnik. Zawsze dużo łatwiej mi się grało z rywalami z wyższego szczebla niż drużynami grupy pierwszej III ligi. To bardzo fizyczne rozgrywki, a gdy rywal ma wyższą kulturę gry, teoretycznie powinno mi się z nim grać łatwiej – tłumaczy Stangret.
Nie należy od razu oczekiwać, że stanie się on kluczowym ogniwem GKS-u, choć sam zainteresowany zostawia sobie do tego furtkę. – Takie były zamiary, żeby dać sobie pół roku na rozpęd i oswoić się z ligą. Wiele osób mówiło mi, że to będzie wprowadzająca runda, ale ja nie nastawiam się ani na to, że mam być od razu kluczowym zawodnikiem, ani na to, że to na pewno będę musiał się oswajać. Staram się jak najlepiej trenować, żeby dobrze wypaść w meczach i dawać podstawy sztabowi, żebym dostawał coraz więcej szans. Zobaczymy, jak wyjdzie – podsumował.
Wiosna dla GKS-u Tychy zacznie się już w piątek domowym meczem z Odrą Opole.
CZYTAJ WIĘCEJ O I LIDZE:
- Rafał Collins: Obronię liczbę 0,74%. W Zagłębiu nie upadli na głowy [WYWIAD]
- Uryga: Brzmię jak boomer, ale, panowie, mniej lansowania się [WYWIAD]
- Albert Rude: Nie mogłem odmówić Wiśle Kraków. Mam tu wszystko, czego szukałem [WYWIAD]
- Sztylka: Moje zwolnienie ze Śląska? Zero klasy i profesjonalizmu [WYWIAD]
Fot. GKS Tychy/Accredito/Newspix