Reklama

Łunin w butach Courtois, a Brahim Bellinghama. Lipsk szaleje, Real wygrywa

Dominik Piechota

Autor:Dominik Piechota

13 lutego 2024, 23:05 • 5 min czytania 0 komentarzy

Żeby przypomnieć sobie tak imponujący występ bramkarza, pewnie trzeba byłoby wrócić pamięcią do Thibauta Courtoisa i finału Ligi Mistrzów z Liverpoolem. Andrij Łunin naoglądał się go z bliska i naśladował Belga w najlepszym wydaniu, bo to Ukrainiec został największym bohaterem rywalizacji w Lipsku. Obronił aż dziewięć strzałów, dzięki czemu Real Madryt wyjeżdża z Niemiec ze skromnym zwycięstwem 1:0. Młodzież z Red Bulla latała, a Królewscy po swojemu serwowali konkrety. 

Łunin w butach Courtois, a Brahim Bellinghama. Lipsk szaleje, Real wygrywa

Mocno rozpoczęli Niemcy jak przystało na ekipę ze stajni Red Bulla. Dynamicznie, odważnie, chcąc dorwać królów tych rozgrywek. I cieszyli się już w 2. minucie gry, ale ostatecznie gol Lipska nie został uznany. – To szaleństwo. Anulowanie takich bramek zabija futbol – mówił w Movistar Mateu Lahoz, który w ostatnich miesiącach zostawił gwizdek i został ekspertem w telewizji.

Ale przepisy to przepisy: gdy Andrij Łunin chciał wracać do bramki, został wypchnięty przez Benjamina Henrichsa. I to nam zamyka temat. Wystarczyło nie ingerować rękami, nie popychać Ukraińca i rzeczywiście Lipsk cieszyłby się z szybkiej bramki. Od początku mogliśmy odnieść wrażenie, że nabuzowane Byki mogą coś ugrać, ale z każdą mijającą minutą wracała logika – Real się rozbudzi i zrobi swoje.

Reklama

Nie brakowało jednak nerwów pod bramką Łunina. Co psuł Nacho Fernandez, to ratował doskonałymi interwencjami Ukrainiec. To naprawdę paradoks, że Carlo Ancelotti ma do dyspozycji tylko jednego zdrowego środkowego obrońcę. I głupio go do składu nie wstawiać, w końcu kapitan, legenda, zapracował latami solidności, no jedyny stoper, a jednak dzisiaj największy elektryk w defensywie Królewskich. Ani koncentracja nie na tym poziomie, ani dynamika ruchów nie przypomina tej co kiedyś. Od kilku miesięcy Nacho nie jest sobą i po raz pierwszy od dawna nie dojeżdża na tym poziomie.

Ale na Lipsk to wystarczyło. Kupi Andrijowi Łuninowi butelkę dobrej cavy i wszyscy zapomną o sprawie.

Zawody na Red Bull Arenie dały nam jednak do zrozumienia, że Lipsk się nie zatrzymuje i na taśmie produkcyjnej zawodników ruch jest taki jak zwykle. Dopiero co latem wypuścili w świat kilku kozaków: Josko Gvardiol za 90 baniek wzmocnił Manchester City, Dominik Szoboszlai za 70 mln poszedł do Liverpoolu, a Christopher Nkunku za 60 mln do Chelsea. Jeszcze Timo Wernera zimą posłali na wypożyczenie do Tottenhamu. Najbogatsi mają kartę na stałe zakupy w Red Bullu i z pewnością wrócą nabić trochę punktów, patrząc na to jak grają chłopcy Marco Rose.

Wiemy jedno: Benjamin Šeško będzie kozakiem. Ma wszystko, by zrobić dużą karierę. Z Salzburga wypłynął Erling Haaland, kolejny był Karim Adeyemi, a teraz 20-letni napastnik będzie kontynuatorem tej historii. Mimo że marnował na potęgę, przegrywał pojedynki oko w oko z Łuninem, to samymi ruchami pokazywał, że ma papiery na topowe granie. Nawet jeśli będzie chciał zapomnieć o tym wieczorze. Dobrze wyglądał Xavi Simons, energetyczny był Xaver Schlager, mogło się podobać, ile odwagi mieli gracze Lipska.

Reklama

Konkrety jednak zaserwował lider ligi hiszpańskiej. I to zaraz po przerwie, gdy pewnie panowie przypomnieli sobie w spokojnych słowach, że to już nie faza grupowa, tylko poważne granie, więc trzeba brać się do roboty. Real ma to do siebie, że wiele rzeczy jest u niego kwestią motywacji albo po prostu momentem włączenia wyższego biegu. W porównaniu do wrażeń z weekendu z Gironą (4:0) to w Lipsku był bardzo śnięty. Ale wszyscy rozbudzili się, gdy do akcji wszedł w końcu Brahim Diaz.

Miało być: no Bellingham, no party. A Brahim urządził konkretną imprezę, gdy zatańczył między rywalami, uwolnił się spod pressingu, prześlizgnął się w tłoku i przymierzył kapitalnie pod poprzeczkę „rogalem” z lewej nogi. Patrzysz na takie zagrania i zapominasz, kim był Marco Asensio, bo Brahim naprawdę dojrzał i daje mnóstwo drużynie Carletto w trudnych chwilach. To idealny zmiennik dla gwiazdora Bellinghama – nie marudzi, nie podkopuje autorytetu, ciężko haruje, a kiedy przychodzi jego moment, dowozi rezultaty. Tym golazo ustawił spotkanie Realowi.

I to był ten moment, kiedy inicjatywę całkowicie przejęli gospodarze. Scenariusz po trafieniu Brahima był już jasny: Lipsk ciśnie, Real kontruje. I mogli to Hiszpanie wygrać wyżej, bo choćby kapitalnym szybkim atakiem popisał się Vini i zabrakło tam tylko wykończenia, kiedy po położeniu przeciwnika trafił w słupek. Ale oddajemy gospodarzom – obijali przeciwnika dziesiątkami ciosów, tylko nie zrobili mu żadnej krzywdy.

Ekipa z Red Bulla miała co najmniej trzy takie konkrety, które musiały się skończyć golem. Do tego mnóstwo innych ataków, które… lądowały w rękawicach Andrija Łunina. To był najpiękniejszy wieczór Ukraińca w barwach Realu Madryt, jeśli chodzi o indywidualny występ, bo dosłownie wszedł w buty Thibauta Courtois, zaczarowując bramkę. Aż dziewięć udanych interwencji zanotował Łunin! Łapał dośrodkowania, parował trudne uderzenia, chwytał w zęby lecące piłki, naprawdę zaśmiał się tym występem wszystkim tym, którzy przez kilka miesięcy zadawali sobie w publicznej debacie pytanie: on czy Kepa?

Wracając jednak do samego meczu, gdyby to było starcie bokserskie to młody, ambitny, energiczny młodziak poszalał i pogroził staremu mistrzowi, po czym zebrał decydującego gonga i wrócił do domu jako przegrany. Lipsk pokazał charakter i postraszył Królewskich, lecz kończy porażką na własnym obiekcie. Z taką postawą ma prawo myśleć o fajerwerkach w rewanżu, jednak tarywalizacja to potężna nauka, ile jeszcze dzieli kandydatów na światowe gwiazdy i najlepszych zawodników świata.

Strzały celne 9 – 3 pokazują, że Lipsk naprawdę się wyszalał. Ale Andrij Łunin poleci do Madrytu z poczuciem, że lepszego spotkania w tym klubie jeszcze nie zagrał. Pewnie nasłucha się wielu komplementów od kolegów, a może i nawet od wstrzemięźliwego Carletto, który tego wieczoru do samego końca wstrzymywał się z jakimikolwiek zmianami. Nie chciał burzyć sytuacji, w której jego drużyna prawie bez defensorów niemal nie traci goli z Lipskiem (1:0), Gironą (4:0) czy Atletico (1:1).

Courtois wraca powolutku na boisko po poważnej kontuzji, ale potrzeba kreuje nowe gwiazdy. Łunin zagrał w Champions League na miarę czołowych występów swojego starszego, doświadczonego kolegi. Na tym poziomie bramkarz musi robić różnicę.

RB LIPSK – REAL MADRYT 0:1 (0:0)

Brahim Diaz 48′

Fot. Newspix

Kiedy tylko może, ucieka do Ameryki Południowej, żeby złapać trochę fantazji i przypomnieć sobie, w jak cywilizowanym, ułożonym świecie żyjemy. Zaczarowany futbolem z krajów Messiego i Neymara, ale ciągnie go wszędzie, gdzie mówią po hiszpańsku albo portugalsku. Mimo że w każdym tygodniu wysłuchuje na przemian o faworyzowaniu Barcelony albo Realu, od dziecka i niezmiennie jest sympatykiem wielkiej Valencii. Wierzy, że piłka to jedynie pretekst, aby porozmawiać o ważniejszych sprawach dla świata, wsiąknąć w nową kulturę i po prostu ruszyć na miejsce, aby namacalnie dotknąć tego klimatu. Przed ołtarzem liga hiszpańska, hobbystycznie romansuje z polskim futbolem.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...