Reklama

Zdemolowani. Piłkarze Girony bez szans w hicie z Realem

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

10 lutego 2024, 20:34 • 4 min czytania 9 komentarzy

W 2002 roku świat oglądał film “Podkręć jak Beckham”. W 2024, dokładnie 10 lutego, ukazały się dwa inne dzieła – “Podaj jak Modrić” i “Strzel jak Cristiano Ronaldo”. W obu główną rolę grał Vinicius Junior. W pierwszej połowie meczu Brazylijczyk właściwie w pojedynkę odarł dzielnych piłkarzy Girony z marzeń o zdobyciu Santiago Bernabeu. W drugiej Królewscy utrzymali wysoki poziom, w efekcie rozbili dziś podopiecznych Michela 4:0, wykonując tym samym całkiem pokaźny krok w stronę odzyskania mistrzowskiego tytułu. W tym sezonie La Ligi rewelacyjna drużyna z Katalonii nie była jeszcze tak bezradna, jak dziś w Madrycie. 

Zdemolowani. Piłkarze Girony bez szans w hicie z Realem

Militao, Alaba, Nacho i Rudiger. Z tych środkowych obrońców nie mógł dziś skorzystać Carlo Ancelotti. Do nieobecności pierwszej dwójki zdążyliśmy się przyzwyczaić, absencja trzeciego, który gra w tym sezonie kiepściutko, mogła wręcz ucieszyć kibiców Królewskich. Ale już brak Niemca zapewne zmartwił niejednego z nich. Antonio jest w tym sezonie jeszcze większym bossem niż jego imiennik Banderas w kultowym filmie “Desperado”.

Fani Realu mogli się obawiać, że pod jego nieobecność Girona nie raz i nie dwa rozmontuje obronę gospodarzy. Szczególnie, że przecież potrafi to robić jak mało kto – w tym sezonie w ligach top 5 tylko Manchester City i Bayern Monachium strzelały więcej goli od niej. Nie trzeba było mieć wyobraźni “Ani z Zielonego Wzgórza”, żeby pomyśleć, że dziś Real może mieć we własnym polu karnym ciężary. Szczególnie, że w środku obrony grało dwóch zawodników, którzy zazwyczaj na tej pozycji nie występują, czyli Dani Carvajal i Tchouameni. Ancelotti uważa, że Aurelien jest wręcz skrojony warunkami pod grę w centrum defensywy, dziś Francuz tylko potwierdził jego słowa. Dla zawodników gości był murem nie do przebicia, bardziej niż pomocnika cofniętego z konieczności pod własną bramkę, przypominał swojego rodaka Raphaela Varane’a z najlepszych lat w Realu.

Skoro wymieniamy już dawne gwiazdy klubu, musimy nadmienić, że w 6. minucie meczu Vinicius Junior zamienił się na chwilę w  Cristiano Ronaldo. Piłkarze Girony zostawili mu przed polem karnym zdecydowanie za dużo miejsca, co Brazylijczyk spuentował strzałem z gatunku “klękajcie narody”. Uderzenie godne Portugalczyka, zdecydowanie! 

Niespełna pół godziny później Vini “stał się” Luką Modriciem. Będąc przy linii bocznej podał piłkę zewnętrzną częścią stopy do Jude’a Bellinghama w taki sposób, że nie mamy wątpliwości co do tego, iż siedzący na ławce Chorwat aż cmoknął wówczas z zachwytu. Anglik nie zmarnował tego ciasteczka i strzelił pierwszego od 53 dni gola z gry. 

Reklama

Zaprzysięgli fani Girony mogli w tym momencie pocieszać się tym, że ten zespół umie gonić wynik. W siedmiu meczach tego sezonu, w których przegrywał, zdobył łącznie 19 punktów! Dziś zamiast remontady mieliśmy jednak coś innego na r: rozjazd rywali. 

W drugą połowę goście weszli tak, jak w pierwszą – mając dużo wyższe posiadanie piłki. I tak jak w premierowej odsłonie bardzo szybko otrzymali potężny cios, oczywiście znowu od Viniciusa. Brazylijczyk brutalnie złomował dziś swojego rodaka Yana Couto. Co i raz wrzucał go na skrzydle na totalną karuzelę, po jednej z takich sytuacji wpadł w pole karne i oddał strzał, który Gazzaniga co prawda obronił, ale cóż z tego, skoro dobitka Bellinghama była tylko formalnością. 

Po tej sytuacji Jude zszedł z boiska. Chwilę wcześniej doznał kontuzji. Wydawało się, że nie będzie mógł kontynuować gry. Zacisnął jednak zęby, trafił po raz drugi, po czym zasygnalizował, że na dziś ma dość. Kibicom Realu pozostaje mieć nadzieję, że to nic poważnego. Bez tego gladiatora ciężko będzie spełnić sny o wygraniu zarówno La Ligi, jak i Ligi Mistrzów.

Wróćmy na murawę: tam Vinicius nadal miażdżył Couto. W niegroźnej wydawałoby się sytuacji odebrał mu w środku pola piłkę, którą przejął Rodrygo. Brazylijczyk poszedł na przebój, strzelił efektownego gola, bardziej niż jego rajd zdziwiło nas jednak to, że Yan był jeszcze wtedy na boisku. Czemu Michel nie zdjął go dużo wcześniej? Odpowiedź na to pytanie interesuje nas nawet bardziej od tego, czy gość z Jeden Osiem L w końcu zapomniał.

Trener Girony mógł się nad tym zastanowić w końcówce meczu, w której Couto… sprokurował rzut karny. Tak, tak drodzy państwo, jeśli myśleliście, że nie da się zagrać gorzej, Yan powiedział „sprawdzam” i wykosił w szesnastce Ardę Gulera. Joselu nie wykorzystał co prawda jedenastki – trafił w słupek – ale nie zmienia to faktu, że Brazylijczyk przeżył chyba najstraszniejszy wieczór w piłkarskim życiu. Po wszystkim po prostu się popłakał, był kompletnie zdruzgotany. Podobnie jak pozostali zawodnicy Girony, którzy zagrali dziś najgorszy mecz w sezonie. Pocieszeniem (marnym, ale zawsze) może być dla nich to, że ciężko sobie wyobrazić, aby w jakimś spotkaniu La Ligi w najbliższych miesiącach zaprezentowali się słabiej, niż dziś w stolicy…

Real Madryt – Girona 4:0 (2:0)

Vinicius 6′, Bellingham 35′ i 54′, Rodrygo 61′

Reklama

Fot. Newspix.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

9 komentarzy

Loading...