To była piękna przygoda. Trzy tytuły mistrzowskie z rzędu, wiele fantastycznych spotkań na drodze do nich. Ale teraz się zakończyła – Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, rozłożona przez problemy zdrowotne, nie potrafiła pokonać Halkbanku Ankara na terenie rywala. I mimo zwycięstwa w pierwszym meczu barażów o 1/4 finału (3:2), odpadła z rywalizacji. Dziś przegrała bowiem do zera.
Kluczowy moment? Końcówka pierwszego seta. Mecz zaczął się dla ZAKS-y wręcz fantastycznie, w pierwszej partii prowadzili nawet sześcioma punktami. Z czasem zaczęli jednak tracić przewagę i nikogo nie mogło to dziwić – w polskim zespole fatalnie funkcjonowało przyjęcie, a i atak radził sobie średnio. Zresztą to też nie zaskakiwało – Bartosz Bednorz rozpoczął co prawda mecz w wyjściowej szóstce, ale zmagał się z bólem pleców, który zaatakował go rano. Grał na lekach przeciwbólowych, a im dalej w spotkanie, tym mniejszą rolę pełnił. Aż w końcu zszedł z parkietu.
Wróćmy jednak do wspomnianej końcówki. ZAKSA prowadziła w niej 24:21, miała trzy piłki setowe. Dwie pierwsze zmarnowała, przy trzeciej… nawet nie zagrała akcji. Nieporozumienie pomiędzy Bednorzem a (zwłaszcza) Danielem Chitigoiem w przyjęciu sprawiło, że lekko posłana zagrywka, wpadła w parkiet. Zrobił się remis, ale polska ekipa nadal była w stanie dobrze na niego zareagować. Dwoma blokami niemal zamknęła seta. Niemal, bo Turcy wzięli challenge, sędziowie dopatrzyli się dotknięcia siatki i zamiast 26:24 zrobiło się 25:25. Kilka zepsutych ataków, złych zagrywek i – o dziwo – niezłych zagrań, którymi obronili piłki setowe, później okazało się, że to gospodarze wygrali tę partię, 32:30.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
W drugim secie z kolei długo nie było czego zbierać. ZAKSA jakby się poddała, dopiero pod koniec nie tyle się obudziła, co Turcy po prostu grali słabo. Tak jakby dostosowali się do poziomu rywali, niemniej wciąż więcej mieli indywidualnej jakości – zwłaszcza Nimir Abdel-Aziza, który grał dziś świetne zawody. Dobrze wyglądali też między innymi Micah Ma’a czy John Perrin. I tyle wystarczało, bo siatkarze z Kędzierzyna-Koźla po prostu nie byli w stanie na dłużej wejść na taki poziom, by słabości rywali wykorzystać.
Na moment zrobili to jeszcze w trzecim secie, wyszli nawet na prowadzenie 16:15. Ale to trwało chwilę, a potem znów kilka razy przyłożył Nimir i choć ZAKSA walczyła do końca, to ostatecznie mecz zakończył się po trzech setach. Trudno odmówić gościom zaangażowania, próbowali, starali się, ciągnęli to wszystko Łukasz Kaczmarek, David Smith, momentami też przywoływany już Chitigoi. Niezłe zmiany dawali rezerwowi – Andreas Takvam, Bartłomiej Kluth i inni. Tyle że ostatecznie na niewiele się to zdało, ZAKSA po prostu nie miała prawa tego wygrać. Nie w tym sezonie, gdzie jej sytuacja zdrowotna komplikuje się coraz bardziej właściwie co mecz.
Zresztą już ostatnio – w ligowym starciu z Asseco Resovią – na parkiecie wystąpili pracownik urzędu (grający na co dzień w rezerwowym zespole ZAKS-y) i członek sztabu drużyny, czyli Krzysztof Zapłacki i Justin Ziółkowski. Ten pierwszy na parkiet wszedł i dziś. Co tylko obrazuje skalę problemów, z jakimi mierzą się w Kędzierzynie. I trzeba przyznać, że wobec niej nawet wyjście z grupy – rzutem na taśmę, odrabiając w ostatnim meczu straty od stanu 0:2 – było już pewnym wyczynem.
Dziś jednak o takim odrabianiu nie było mowy. I tak Królowie Europy już wiedzą, że na koniec sezonu stracą koronę. A my możemy co najwyżej liczyć na to, że pozostanie ona w Polsce – o to zadbać może Jastrzębski Węgiel, ubiegłoroczny finalista rozgrywek.
Halkbank Ankara – Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 3:0 (32:30, 25:21, 25:22)
Fot. Newspix