Reklama

Futbol kontra AfD. Dlaczego niemieckie środowisko piłkarskie przestało milczeć

Michał Trela

Autor:Michał Trela

28 stycznia 2024, 08:48 • 10 min czytania 135 komentarzy

Przez ulice niemieckich miast kolejny weekend z rzędu przetaczają się masowe demonstracje przeciwko skrajnej prawicy. Tamtejsze środowisko piłkarskie, zamiast chować się za tradycyjnymi formułkami o niemieszaniu sportu z polityką i skupieniu na najbliższym meczu, przestało udawać, że nie widzi, co się dzieje. Tylu jasnych politycznych deklaracji ludzi świata piłki, co w ostatnich dniach, nie było jeszcze nigdy.

Futbol kontra AfD. Dlaczego niemieckie środowisko piłkarskie przestało milczeć

Kto teraz nie wstaje, niczego nie zrozumiał. To nie podlega dyskusji. Jest za pięć dwunasta. Kto teraz siedzi albo wybiera AfD w ramach protestu, niech potem się nie skarży. Niech nie narzeka, że żyje w kraju rządzonym przez narodowo-prawicowe ugrupowanie. Kto dotąd nie zrozumiał, już nie zrozumie. Nie zrozumiał niczego w szkole na lekcjach historii. Każdy w tym kraju jest zobowiązany, w gronie rodziny, w pracy, gdziekolwiek, wstać i bardzo jasno się opowiedzieć. Jeśli podstawowe wolności, które ciężko wypracowaliśmy po katastrofie 1945 roku, zostaną porzucone, każdy będzie odpowiedzialny”.

Przemowa Christiana Streicha na konferencji prasowej przed niedawnym meczem Bundesligi z TSG Hoffenheim, nie była pierwszą, na której trener SC Freiburg odnosił się do tego, co go niepokoi w niemieckim społeczeństwie i polityce. Ale tym razem, inaczej niż w przeszłości, w jego ślad poszli inni. Przez ulice niemieckich miast już kolejny weekend z rzędu przetaczają się masowe protesty przeciwko skrajnej prawicy. A przedstawiciele świata futbolu wypowiadają się wyraźniej niż kiedykolwiek. Bzdurne hasło o niemieszaniu sportu z polityką, za którym lubią się chować sportowcy pod każdą szerokością geograficzną, na chwilę jakby przestało w niemieckim futbolu obowiązywać.

TAJNE SPOTKANIE W POCZDAMIE

Lont pod aktualnymi protestami został zapalony po publikacji Centrum Badawczego Correctiv z 10 stycznia. W artykule można przeczytać szczegółową relację z tajnego spotkania, do którego doszło 25 listopada ubiegłego roku w hotelu pod Poczdamem. Wzięli w nim udział wpływowi politycy partii Alternative fuer Deutschland (Alternatywa dla Niemiec): m.in. Roland Hartwig, prawa ręka Alice Weidel, liderki partii, Gerrit Huy, posłanka do Bundestagu, Ulrich Siegmund, lider grupy parlamentarnej w Saksonii-Anhalt, czy Tim Krause, zastępca przewodniczącego okręgu poczdamskiego. Oprócz nich w hotelu pojawili się prawicowi działacze ekstremistyczni i sympatyzujący ze skrajną prawicą przedsiębiorcy. Nie samo spotkanie wywołało jednak ogólnokrajową burzę, a to, o czym tam dyskutowano.

Reklama

Martin Sellner, były szef ruchu prawicowego w Austrii, wyłożył zebranym koncepcję remigracji. Zgodnie z nią, po przejęciu przez skrajną prawicę władzy w Niemczech, miałby zostać wdrażany w życie plan oczyszczenia narodu niemieckiego z osób o migracyjnej przeszłości. Objęte remigracją miałyby zostać trzy grupy. Osoby oczekujące na azyl w Niemczech, obcokrajowcy z prawem pobytu w tym kraju oraz „niezasymilowani obywatele Niemiec”. Mieliby oni zostać wywiezieni do specjalnie przygotowanego obszaru w północnej Afryce, który może pomieścić dwa miliony ludzi. „Dla tych, którzy wstawialiby się za uchodźcami, też znalazłoby się miejsce” – podkreślał Sellner.

Jak wynika z relacji, propozycja nie napotkała głosów krytyki. Dyskutowano jedynie o logistycznych szczegółach wcielenia jej w życie. Wykreowaniu odpowiedniego nastroju w społeczeństwie, czy dostosowaniu przepisów w taki sposób, by wszystko dało się przeprowadzić w białych rękawiczkach. Jak zaznaczał działacz, „to byłby proces rozpisany na dziesięciolecia”. Według Niemieckiego Urzędu Statystycznego do Niemiec przywędrowało po 1950 roku około dwudziestu milionów ludzi z innych krajów.

ALTERNATYWA DLA NIEMIEC SILNIEJSZA NIŻ KIEDYKOLWIEK

Publikacja ujrzała światło dzienne w momencie, gdy AfD zaczęła rosnąć bardziej niż kiedykolwiek. W ogólnokrajowych sondażach jest drugą siłą, za CDU/CSU. W Brandenburgii, Saksonii i Turyngii, gdzie we wrześniu odbędą się wybory do Landtagów, AfD jest sondażowym liderem z wyraźną przewagą nad konkurencją. Bjoern Hoecke, w marcu 2020 uznany przez Federalny Urząd Ochrony Konstytucji za prawicowego ekstremistę, ma wielkie szanse, by zostać premierem Turyngii. W świetle nienotowanego od II wojny światowej wzrostu poparcia dla partii skrajnie prawicowej, dla pozostałej części społeczeństwa doniesienia grupy Correctiv okazały się zapalnikiem do podjęcia działań. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych podało, że łącznie w obronie demokracji w poprzedni weekend demonstrowało w całych Niemczech ponad 900 tysięcy osób. Pod petycją o zdelegalizowanie AfD podpisało się czterysta tysięcy osób. A Marco Wanderwitz, polityk CDU, zbiera w Bundestagu wsparcie dla stosownego wniosku.

Środowisko piłkarskie, za namową Streicha, tym razem wyjątkowo nie udawało, że nie widzi, co wokół niego się dzieje. „Nigdy więcej jest teraz. Chodźcie wszyscy” – FSV Mainz zachęcało w kanałach społecznościowych do wzięcia udziału w lokalnej demonstracji. A FC St. Pauli wysyłało pismo ogólne do wszystkich członków, by przypomnieć im o inicjatywie „Hamburg powstaje”. Po ulicach Fryburga w imię obrony demokracji maszerował naturalnie Streich, który miał okazję przemówić jeszcze raz. „Kibice są też obywatelami. Trenerzy są obywatelami. Działacze też. Każdy w kraju powinien jasno się opowiedzieć. Od 58 lat żyję jako wolny człowiek w demokracji. Jestem za to nieskończenie wdzięczny. To, jakiego słownictwa zaczyna się używać, jest niewyobrażalne” – mówił, nawiązując do quasi nazistowskiej retoryki przebijającej z treści spotkania w Poczdamie.

Reklama

ANONIMOWE GŁOSY NIEZADOWOLENIA I GŁOŚNE WSPARCIE

Nie jest tak, że trener SC Freiburg zebrał za aktywną postawę same pochwały. Jak podał „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, w zeszłym tygodniu otrzymał około 60 anonimowych maili pełnych złości. Czytał, że powinien „zamknąć mordę, skupić się na futbolu i skończyć opowiadać bzdury”. Ktoś zadzwonił do siedziby klubu, żądając spotkania z nim twarzą w twarz. Jeden z 65 tysięcy członków klubu zagroził, że przestanie opłacać składki. A jednak tym razem ten charczący głos sumienia Bundesligi dostał ze środowiska bezprecedensowe wsparcie.

W trakcie uroczystości związanych z uczczeniem zmarłego Franza Beckenbauera, na wypełnionej Allianz Arenie przemawiał Uli Hoeness, honorowy prezydent Bayernu Monachium. Nawiązywał do klimatu, jaki panował w kraju w 2006 roku w trakcie mundialu, którego organizację Niemcy w dużej mierze zawdzięczali „Cesarzowi”. Tamten czas nazywa się „Letnią Bajką” i wspomina z rozrzewnieniem jako moment, w którym Niemcy sami byli zaskoczeni własną otwartością na świat i innych ludzi oraz odkrytą w sobie pogodą ducha. „To czas, w którym wszyscy byliśmy dumni z naszego kraju. Do tego stanu musimy wrócić, szanowni panowie i panie, żeby wszyscy byli dumni. Ale chcę bardzo wyraźnie zaznaczyć, że nie chciałbym, by częścią tego procesu była AfD” – stwierdził, zbierając owacje.

Timo Huebers, obrońca FC Koeln, w wypowiedzi dla mediów po jednym z treningów, rzucił spontanicznie, że „super akcja to była wczoraj na rynku”. Nawiązał do marszu w Kolonii, który był jednym z największych w całym kraju. „Tu wszyscy raczej jesteśmy zgodni. Nie trzeba być specjalnie odważnym, by być przeciwko skrajnej prawicy. Gdy zgłoszonych jest tysiąc osób, a przychodzi trzydzieści tysięcy, gdy widzi się, ilu ludzi w tak krótkim czasie potrafiło się uaktywnić, wywołuje to uśmiech na twarzy. Jeśli chodzi o delegalizację AfD, nie chcę wchodzić w debatę, bo nie jestem fachowcem. Ale przeciwko skrajnej prawicy każdy powinien się ustawić” – stwierdził.

ŚRODOWISKOWA FALA

Dalej poszła już fala. Dziennikarze na praktycznie każdej konferencji prasowej, oprócz pytań o nieobecnych i taktykę na najbliższy mecz, zaczęli ciągnąć trenerów za język w kwestiach społecznych. „Apelów na ten temat nigdy dość. Jesteśmy na tysiąc procent przeciwko. Nie ma żadnych wątpliwości w kwestii potępiania ekstremizmów. Zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń i w kontekście naszej historii. Każdy głos jest tu ważny” – mówił Thomas Tuchel, trener Bayernu Monachium.

Silny głos napłynął także z Werderu Brema. Jego prezydent, Hubertus Hess-Grunewald, zażądał głośnego, wyraźnego sygnału przeciwko jakiejkolwiek formie wykluczenia, nietolerancji i dyskryminacji. Pracownicy jego klubu posłuchali. Clemens Fritz, dyrektor działu piłkarskiego, podkreślał, że futbol ma siłę, więc podoba mu się, że jego klub jasno się opowiada. Trener Ole Werner zaznaczał natomiast, że w społeczeństwie więcej osób powinno docenić, co ma. „Sygnał trzeba wysyłać przede wszystkim na demonstracjach. To w obecnych czasach ważniejsze niż kiedykolwiek. Żyjemy w kraju, w którym panuje wolność słowa i można korzystać z wielu swobód. To ważne, by to zachować, bo to, jak wygląda nasze życie, traktujemy jako coś oczywistego. Ale aktualne debaty pokazują, że jest coraz więcej osób, którym nie pasuje taki porządek. Dlatego społeczeństwo obywatelskie musi interweniować” – mówił.

Jedną z najdalej idących odpowiedzi wygłosił Marco Rose, trener RB Lipsk, który wprost nawiązał do delegalizacji AfD. „Myślę, że to ważne, by zaprotestować przeciwko głupocie i skrajnej prawicy w każdej formie. Dobrze, że ludzie to robią, wychodzą na ulice, jasno pokazują sprzeciw. Jest jedno czy drugie ugrupowanie i AfD do nich zaliczam, które, nawet gdy próbują przedstawiać się inaczej, ciągle wysyłają jednoznaczne sygnały. Mają frakcje, których nie da się ukryć. Nie można tego tolerować i akceptować. Zbyt długo od głupoty odwracano głowy, a to może być niebezpieczne. Dlatego ważne jest, by nie tylko o tym mówić, ale też podjąć jasne prawne kroki”.

ODWAGA RANGNICKA

O pewnej odwadze można mówić w przypadku Ralfa Rangnicka, Niemca, ale pracującego w roli selekcjonera reprezentacji Austrii. W tym kraju nastroje polityczne nie są skrajnie różne. Tam też często dyskutuje się o działaniach FPOe, Wolnościowej Partii Austrii, czyli odpowiedniku AfD. Ale tamtejsze środowisko sportowe i piłkarskie zwykle chowa się za formułkami apolityczności, neutralności i skupienia na najbliższym meczu. Rangnick mógł więc bezpiecznie uznać, że nie będzie dołączał do chóru kolegów po fachu z Niemiec.

Zachował się jednak zgoła przeciwnie. Tyle że w wypowiedzi wyszedł ze szczebla krajowego na ponadnarodowy. „Nienawiść i nagonka przeciwko mniejszościom nie powinny mieć w naszym społeczeństwie miejsca. Skoro teraz w Europie skrajnie prawicowe siły otwarcie mówią o deportowaniu ludzi ze względu na ich pochodzenie, widać, jak mocno nasz liberalny i otwarty porządek jest zagrożony. To naprawdę najwyższy czas, byśmy wszyscy wysłali sygnał: dla demokracji, a przeciwko każdej formie rasizmu i wykluczenia”.

Do tego, że problem nie dotyczy tylko Niemiec, nawiązywał Xabi Alonso, hiszpański trener Bayeru Leverkusen. „Żyjemy w otwartym społeczeństwie i wszyscy powinni mieć prawo tutaj przyjechać, tak jak ja to zrobiłem. Powinniśmy mieć jasną postawę co do naszych wartości, co do demokracji. Nie powinniśmy akceptować tego, co się dzieje. Musimy wierzyć, że żyjemy w otwartym świecie, w którym wszyscy mają prawo przyjechać tutaj i wnieść do społeczeństwa najlepsze, co posiadają. Nie ma tu miejsca na wątpliwości. Ja też przyjechałem do Niemiec, aby wnieść dodatkową wartość i pracować. Nie chodzi jednak wyłącznie o mnie, tylko każdego na świecie, kto chce zaadaptować się do tego społeczeństwa. To samo dzieje się w Hiszpanii, Włoszech czy Niemczech. Musimy silnie chronić tych wartości w całej Europie. Nie ma miejsca na akceptację takiej skrajnej nietolerancji. Futbol powinien być narzędziem do zajmowania stanowiska w tej sprawie – mówił trener lidera Bundesligi.

ZANIEPOKOJONY MATS HUMMELS

Choć tak zmasowana i zdecydowana reakcja piłkarskiego środowiska na bieżące wydarzenia polityczne jest w Niemczech bezprecedensowa, warto zaznaczyć, że były bardzo znane i będące na świeczniku postaci, które już wcześniej jasno wypowiadały swoje zdanie. Mats Hummels, mistrz świata i wieloletni lider obrony Borussii Dortmund, już w 2020 roku otwarcie mówił w „11Freunde”, co myśli.

Argumentacja AfD i jej sposób zniesławiania politycznych przeciwników, niepokoi mnie już od dłuższego czasu. Wcześniej myślałem, że to paru szaleńców, którzy nie mają żadnego wpływu. Ale obecnie AfD zasiada już w zbyt wielu Landtagach. Myślę, że to urosło za bardzo, to już samo się nie rozwiąże. Musimy politycznie zmierzyć się z tą partią. Ludzie powinni iść głosować, jakkolwiek mało spektakularnie to zabrzmi. Zupełnie nie chodzi mi o to, by za kimś agitować. Jedynie o to, na kogo, z mojego punktu widzenia, nie powinni głosować. Czyli na AfD. Jestem przekonany, że im więcej osób chodzi na wybory, tym mniejszy będzie odsetek głosów na obóz prawicowy” – zaznaczał, jeszcze zanim to było wśród kolegów po fachu powszechne.

SPOŁECZNA ODPOWIEDZIALNOŚĆ FUTBOLU

Biorąc pod uwagę sondażowe wyniki AfD i fakt, że także na niemieckich trybunach nie brakuje osób o skrajnie prawicowych sympatiach, każdy taki akt jasnego wygłoszenia opinii przez piłkarza, trenera czy działacza wymaga pewnej odwagi. Naraża go bowiem na krytykę, także ze strony własnych fanów. Jednocześnie jednak w tych dniach niemieckie środowisko piłkarskie, jako całość, zdaje obywatelski egzamin. Na każdym kroku podkreśla się, że niemieckie kluby, z racji specyficznej formy własności, mają większe niż w innych krajach umocowanie w lokalnych społecznościach. A skoro tak, mają też większą odpowiedzialność, by od ważnych dla społeczności kwestii, nie odwracać wzroku.

Znane nazwiska, potężne kanały komunikacyjne, medialne zainteresowanie, jakie wywołuje futbol, pewnie nie zamkną dżina z powrotem w butelce. Ale może przynajmniej zachęcą by, jeśli kogoś niepokoi kierunek, w którym zmierza debata publiczna w Niemczech, głośno o tym powiedział. Christian Streich, nagrodzony w 2017 roku tytułem Człowieka Roku w niemieckim futbolu w dużej mierze za aktywność wykraczającą daleko poza futbol, wreszcie ma w środowisku konkurencję. I pewnie jest zachwycony, że w końcu doczekał się naśladowców.

WIĘCEJ O NIEMIECKIM FUTBOLU:

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Koszykówka

Czy Warriors zeszli już na dobre z parkietu? O przyszłości Golden State

redakcja
0
Czy Warriors zeszli już na dobre z parkietu? O przyszłości Golden State

Niemcy

Komentarze

135 komentarzy

Loading...