Reklama

Mistrzem będzie Bayer(n). Dlaczego koniec hegemonii wcale nie musi być blisko

Michał Trela

Autor:Michał Trela

12 stycznia 2024, 11:14 • 12 min czytania 8 komentarzy

By bezprecedensowa mistrzowska seria Bayernu Monachium dobiegła kiedyś końca, muszą zostać łącznie spełnione dwa warunki: gdzieś indziej muszą zbudować zespół ocierający się o perfekcję, a obrońca tytułu musi akurat mieć słabszy moment. Tragizm Bundesligi polega na tym, że na przestrzeni lat udawało się czasem jedno i drugie, ale nigdy jednocześnie. I ten sezon wcale nie zapowiada się inaczej. Xabi Alonso ma wszelkie szanse odebrać Thomasowi Tuchelowi tytuł najsilniejszego wicemistrza Niemiec w historii. Ale odebranie mistrzowskiej patery wciąż jest bardzo mgliste.

Mistrzem będzie Bayer(n). Dlaczego koniec hegemonii wcale nie musi być blisko

Stephen Francis, współzałożyciel lekkoatletycznej szkoły MVP, która wychowała wielu światowej klasy jamajskich sprinterów, uchodzi za trenera, który wyjątkowo dobrze potrafi przewidzieć przyszły potencjał młodego biegacza. W książce „Kopalnie talentów” jej autor Rasmus Ankersen pytał go o sekret tak dobrego oka. Okazało się jednak, że sekretu nie ma. Chodzi jedynie o nieprzywiązywanie zbyt dużej wagi do aktualnych osiągów kandydata.

„Wyobraź sobie, że masz przed sobą dwóch 19-letnich sprinterów. Jeden z nich pokonuje sto metrów w 10,2 sekundy, a drugi w 10,6. Na pozór wydawać by się mogło, że powinieneś wybrać tego szybszego, ale jeśli jesteś dobry, będziesz wiedział, że być może tego wolniejszego stać na dużo więcej. Istnieje szansa, że ten, który przebiegł dystans w 10,2 sekundy, trenował w bardzo profesjonalnych warunkach, a ten o niespełna pół sekundy wolniejszy szkolił się samodzielnie. Właśnie dlatego bardzo uważnie studiuję treningową przeszłość zawodników. Im lepsi są bez profesjonalnej opieki, tym większy drzemie w nich potencjał” – mówił.

Jeden z najbardziej spektakularnych przykładów tego podejścia w jego dorobku stanowi Asafa Powell, późniejszy rekordzista świata, który jako 17-latek pokonywał sto metrów w przeciętnym czasie 10,8 sekundy. Pochodził jednak ze słabej szkoły z jeszcze gorszym nauczaniem lekkoatletyki i nigdy nie trenował zbyt dużo. Szkolił się, głównie podglądając ćwiczenia w renomowanej szkole sprinterów, a potem naśladując je na podwórku. „To przekonało mnie, że miał duży, niewykorzystany potencjał” – tłumaczył Francis.

Jeśli jego metodę przewidywania przyszłych rezultatów przystawić do wyścigu o mistrzostwo Niemiec, raczej nie będzie dobrych wieści dla tych, którzy liczą, że w Bundeslidze wreszcie dojdzie do przerwania rekordowej serii Bayernu Monachium. Wszystko, co wydarzyło się jesienią, kazałoby w dniu startu rundy wiosennej trąbić o historycznej szansie, przed którą stanie Bayer Leverkusen i roztaczać wizję rychłej roszady na szczytach niemieckiego futbolu. Ale podejście Francisa, które przecież da się zastosować nie tylko do młodocianych sprinterów, każe wstrzymywać konie. Bo w tym biegu broniący tytułu gigant wygląda jak sprinter, który miał do pokonania bardzo wiele przeszkód. A jego rywalowi wszystko szło dotąd jak z płatka.

Reklama

Zapas najmniejszy z możliwych

Cztery punkty przewagi, z którymi drużyna Xabiego Alonso spędziła zimę na pozycji lidera, sugeruje już jakiś minimalny zapas przed rozpoczęciem drugiej części sezonu. Wydłużonej, bo w Niemczech rozegrano dotąd tylko 16 z 34 kolejek. I to nie jest jednak pełnia prawdy. Jedna z serii gier nie odbyła się bowiem w pełni. Z powodu intensywnych opadów śniegu nad Monachium domowy mecz Bayernu z walczącym o utrzymanie Unionem na początku grudnia nie doszedł do skutku. Bawarczycy mają więc do rozegrania jeszcze dziewiętnaście spotkań ligowych. To zdecydowanie nie jest więc nawet półmetek. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i gracze Thomasa Tuchela pokonają drużynę ze stolicy, z którą nigdy jeszcze nie przegrali, rzeczywista strata do lidera z Leverkusen może stopnieć do najmniejszych możliwych rozmiarów: jednego nędznego punktu.

Bayer ma za sobą rundę marzeń. Drużynie z Nadrenii wychodziło w ostatnich miesiącach wszystko. Rozegrała najlepszą część sezonu w czterdziestoletniej historii występów w Bundeslidze. Niewiele drużyn w dziejach tych rozgrywek wchodziło w sezon równie mocno. Punktowy wynik Leverkusen – 42 po 16 kolejkach – przebija tylko Borussia Dortmund z pierwszego mistrzowskiego sezonu Juergena Kloppa i Bayern z dwóch lat Pepa Guardioli. Ze średnią 2,63 na mecz, Bayer idzie w tempie na 89 punktów w sezonie. W lidze, w której maksymalnie można uzbierać 102, to wręcz absurdalnie dobry wynik. W bieżącej kampanii nie ma w Europie równie nieomylnego lidera. Co więcej, drużyna Alonso była w stanie przenosić to na wszystkie fronty. W Pucharze Niemiec jest jedną z nielicznych drużyn Bundesligi, która dobiła do ćwierćfinału i już teraz wygląda na głównego faworyta. Fazę grupową Ligi Europy przeszła, nie tracąc nawet punktu. Jedyne mecze tego sezonu, których nie wygrała, to rywalizacje z przeciwnikami z najwyższej półki: remisy z Bayernem Monachium, Borussią Dortmund i na wyjeździe z rewelacyjnym w tym sezonie Stuttgartem. Zero ewidentnych wpadek, fałszywych ruchów, rozczarowujących meczów.

Jedenastka na Bundesligę

Ekipa Alonso przez kilka miesięcy obywała się w lidze bez praktycznie żadnych rotacji. Grała jedenastką niemal tak żelazną, jak ta z mistrzowskiego sezonu 1. FC Kaiserslautern. Jeśli sezon faktycznie zakończy się epokowym triumfem Bayeru, żaden kibic nie będzie miał problemu z wyrecytowaniem nazwisk jedenastu bohaterów, bo wrywają się mu w pamięć tydzień w tydzień. Różnica między Edmondem Tapsobą, jedenastym wśród najczęściej występujących w Bundeslidze w drużynie Bayeru, a Robertem Andrichem, dwunastym w tej klasyfikacji, wynosi 845 minut, czyli ponad dziewięć pełnych meczów. Rezerwowi wykazywali się na innych frontach. Praktycznie nie było jesienią grania co trzy dni, bo w mało wymagającej pucharowej grupie trener pozwalał sobie nierzadko na wymienianie połowy drużyny. Sześciu najczęściej grających w fazie pucharowej zawodników Bayeru to głębocy rezerwowi z ligi. Nie było dłuższych kontuzji, kartek, załamań formy, problemów dyscyplinarnych. Runda idealna.

Reklama

To właśnie się skończyło. Victor Boniface, najlepszy strzelec zespołu, autor szesnastu goli w tym sezonie, doznał kontuzji, która eliminuje go z gry do kwietnia. Odilon Kossounou, podstawowy stoper, na początku roku wyjechał na Puchar Narodów Afryki. Jego Wybrzeże Kości Słoniowej będzie gospodarzem i jednym z głównych kandydatów do wygrania turnieju. Ma szansę grać w nim do samego końca, czyli 11 lutego. Jeśli tak się stanie, pozyskany z Belgii zawodnik opuści pięć meczów ligowych, w tym z Bayernem i Lipskiem oraz przedwczesny finał Pucharu Niemiec ze Stuttgartem. Nawet jeśli odpadnie wcześniej, będzie miał prawo wrócić zmęczony i wymagający przynajmniej chwili odpoczynku. Na tym samym turnieju rywalizować będzie również Tapsoba, jego partner z defensywy. Jego Burkina Faso może nie odegrać aż tak istotnej roli, ale i tak na starcie rundy wiosennej Alonso zostanie bez dwóch trzecich bloku defensywnego i podstawowego napastnika. A konieczność zastępowania kogokolwiek to dla jego zespołu sytuacja kompletnie nowa.

Trela: Ale Bayer! Leverkusen Xabiego Alonso „drużyną godziny” w Europie

Trzy wesela jednocześnie

Nawet jeśli jednak dwaj afrykańscy obrońcy wrócą do klubu szybko i w dobrym zdrowiu, a zespół przetrwa jakoś okres ich nieobecności, nawet jeśli Patrik Schick, dojdzie ponownie do dobrej formy i bezboleśni zastąpi z przodu Boniface’a, wydaje się absolutnie niemożliwe rozegranie jeszcze jednej rundy przy kompletnym braku rotacji na najważniejszym froncie. Po pierwsze, skala trudności pójdzie w górę. Rywale w Pucharze Niemiec to już nie, jak jesienią, Teutonia Ottensen, Sandhausen i Paderborn, lecz rewelacyjny Stuttgart. Historyczna szansa, jaka otworzyła się w tych rozgrywkach, sprawia, że Bayer wręcz będzie musiał traktować je śmiertelnie poważnie. Niezdobycie Pucharu Niemiec w takich okolicznościach tylko dołożyłoby paliwa do narracji o Vicekusen.

Liga Europy wchodzi w fazę pucharową, gdzie nie będzie miejsca na żadne potknięcia. Skoro przed rokiem, będąc nieporównanie słabszy, Bayer doszedł do półfinału, ma wszelkie prawo myśleć o przejściu całej drogi aż do finału. Nie będzie już jednak wiosną rywalizował z BK Hacken, Karabachem, czy Molde. Na razie nie wiadomo, z kim zagra w 1/8 finału, ale potencjalni rywale będą z półki Romy, Milanu czy Benfiki. A z każdą kolejną rundą coraz trudniej będzie takich przeciwników omijać. Ewentualnego dwumeczu z Liverpoolem, Atalantą czy Brighton Alonso nie opędzluje już więc rezerwową jedenastką.

To wszystko będzie nieuchronnie coraz bardziej odwracać uwagę zawodników od Bundesligi, na której jesienią mogli się skupić praktycznie niepodzielnie. A to drastycznie zwiększa ryzyko wpadek. Zwłaszcza dla klubu i drużyny nieprzyzwyczajonych do nieomylności. Owszem, Bayer regularnie rywalizuje na trzech frontach, ale w przeszłości rzadko był w stanie skutecznie grać na każdym z nich. Gdy w 2020 roku doszedł do finału pucharu, w lidze dał się wyprzedzić Borussii Moenchengladbach i nie załapał się do najlepszej czwórki. Gdy w 2022 roku finiszował na podium Bundesligi, w pucharze odpadł już w drugiej rundzie, a w Lidze Europy w 1/8 finału. Bayer – jak powszechnie wiadomo — bardzo rzadko doprowadzał sprawy do samego końca, a jeszcze rzadziej potrafił tańczyć równocześnie na kilku weselach.

Nową okolicznością będzie też dla tej drużyny nieuchronny, wraz z zaawansowaniem sezonu i zbliżaniem się okna transferowego, szum wokół najważniejszych postaci, z Xabim Alonso na czele. Im lepiej będzie szło jego zespołowi, tym chętniej będzie się przymierzać go do posad w najważniejszych europejskich klubach. Im bardziej zachwycająco będą się prezentować gwiazdki tej drużyny, tym bardziej wypchane worki pieniędzy zaczną im podstawiać przed nosy ewentualni kontrahenci. W przeszłości zmagała się z tym często Borussia Dortmund, czasem RB Lipsk, gdy nagle w kluczowych fazach sezonu, zamiast rozmawiać o walce o trofea, zawodnicy, trenerzy i dyrektorzy sportowi musieli komentować kolejne doniesienia, odnosić się do najnowszych meldunków, zamieniających się w wielomiesięczne sagi. To w żaden sposób nie ułatwia skupienia na celu. A w Leverkusen akurat tego nie znają. Należą do najrzadziej niepokojonych przez media klubów w Niemczech, rzadko wywołując szum. Wiosną może być go znacznie więcej niż jesienią.

Element szczęścia

Do tego dochodzą jeszcze przesłanki, które oferuje współczesny futbol dzięki dostępnym narzędziom statystycznym. Perfekcyjna runda Bayeru miała w sobie także, nie taki wcale drobny, element szczęścia. Zawodnikom z Leverkusen wychodziło naprawdę wszystko. Tabela punktów oczekiwanych wg UnderStat.com wskazuje, że Bayer zgromadził ich o blisko osiem „za dużo”, względem tego, co sugerowały algorytmy. Czyni go to najbardziej oszczędzoną przez gole oczekiwane drużyną ligi. W przypadku żadnego innego zespołu odchył rzeczywistości statystycznej od boiskowej nie był aż tak wyraźny. Gdyby każda dogodna sytuacja pod obiema bramkami kończyła się golem, Bayer byłby dopiero trzeci. Nie tylko za Bayernem, ale też za Stuttgartem. Tak, Leverkusen grało futbol zapierający dech w piersiach, a kolejne sukcesy tylko napędzały pewność siebie jego piłkarzy. Ale jednocześnie powinno było strzelić trochę mniej, a stracić trochę więcej goli.

Wszystko to nie służy oczywiście ani zdeprecjonowaniu tego, co Bayer już zrobił, ani wróżeniu jakiejś spektakularnej zapaści na wiosnę, a jedynie zwróceniu uwagi, że powtórzenie równie dobrej rundy w przypadku tej drużyny może graniczyć z cudem. Pierwsze w historii mistrzostwo dla Leverkusen byłoby, mimo wszystkich powyższych argumentów, znacznie bardziej prawdopodobne, gdyby akurat – jak to w ogóle brzmi – w jego cieniu Bayern Monachium również nie rozgrywał bardzo dobrego, niemal bezbłędnego sezonu.

Runda bliska ideału

Przy wszystkich zachwytach nad absurdalnymi liczbami Bayeru Leverkusen trzeba zaznaczyć, że Bayern tracił punkty równie rzadko. Jedyne, co różni bilanse oba zespołów, to fakt, że Bayern jeden mecz przegrał, za to jeden mniej zremisował. Strzelił jeszcze więcej goli i stracił tylko minimalnie więcej. Leverkusen ma fenomenalny bilans bramkowy +34, ale Bayern ma identyczny, a jeszcze może go podkręcić zaległym meczem. Bayern również przeszedł suchą stopą przez fazę grupową pucharów i również nie rozdawał głupich punktów – jedyne ligowe remisy zanotował z Bayerem i Lipskiem, czyli najsilniejszymi konkurentami. Postrzeganie rund w wykonaniu obu zespołów dzielą trzy sprawy: pierwsza to porażka Bayernu z III-ligowym FC Saarbruecken w Pucharze Niemiec. Druga to sensacyjna klęska 1:5 we Frankfurcie. A trzecia to pułap oczekiwań: Bayern musi zrobić więcej, by poderwać ludzi z krzesełek.

O ile sytuacja kadrowa w ekipie z Leverkusen raczej będzie się pogarszać względem tej z jesieni, w Monachium powinno być odwrotnie. Fatalna końcówka letniego okna transferowego sprawiła, że Thomas Tuchel musiał sobie jesienią radzić z jeszcze węższą kadrą niż jego poprzednicy w Bayernie. To sprawiało, że Leonowi Goretzce czy Konradowi Laimerowi zdarzało się grać jako stoperom. W meczu ze Stuttgartem środek pomocy tworzyli Aleksandar Pavlović z Raphaelem Guerreiro, a w dwunastu jesiennych meczach bramki bronił Sven Ulreich, 35-letni wieczny rezerwowy.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że teraz będzie lepiej. Wprawdzie Bayernowi też wyjeżdżają na Puchar Narodów Afryki dwaj zawodnicy, ale Noussair Mazraoui i Eric Maxim Choupo-Moting odgrywają znacznie mniejszą rolę niż Tapsoba i Kossounou w Leverkusen, wprawdzie na Puchar Azji wyjeżdża Kim Min-jae, ale za to klub aktywnie działa na rynku transferowym. Sprowadził Erica Diera, by mieć w odwodzie rezerwowego na wszystkie pozycje w obronie i na tym nie zamierza poprzestawać, starając się pozyskać oczekiwanego przez Tuchela defensywnego pomocnika. Christoph Freund, nowy dyrektor sportowy, dla którego będzie to pierwsze okienko po przeprowadzce z Salzburga, będzie mógł się wykazać. Kadrowo więc Tuchelowi powinno być mimo wszystko trochę łatwiej. Nawet jeśli nie uda się rozwiązać wszystkich problemów, bo przecież zimą nawet dla Bayernu rynek wcale nie będzie przyjazny.

Dobra runda bez szczęścia

Wprawdzie tak jak w przypadku Leverkusen, wraz z kolejnymi fazami także od Bayernu Liga Mistrzów będzie wymagała coraz większych nakładów sił, ale po pierwsze, on akurat jest do tego przyzwyczajony jak mało kto, a po drugie losowanie kolejnej rundy wydaje się dość korzystne. Dwumecz z Lazio sam się oczywiście nie wygra, ale jest to zupełnie inny kaliber niż chociażby zeszłoroczna rywalizacja z PSG już na tak wczesnym etapie. Nie grając już w Pucharze Niemiec, Bawarczycy mniej więcej do kwietnia mogą więc znaczną część uwagi poświęcać na występy ligowe. Ich akurat problemy wewnętrzne i medialny szum nie powinny przerażać, bo przecież nie przez przypadek ten klub od trzydziestu lat tytułuje się FC Hollywood. Można być pewnym, że Bayern dostarczy wiosną nagłówków, ale można również zakładać, że nie przełoży się to aż tak mocno na boisko. Bayern posiadł umiejętność, by karawana zawsze jechała dalej, niezależnie od okoliczności.

No i wreszcie algorytmy, według których w rewelacyjnej rundzie Bayeru był element szczęścia. W tylko trochę gorszej jesieni Bayernu nie było go natomiast za grosz. Bayern, według punktów oczekiwanych, zdobył dokładnie tyle samo, ile wynikało z jakości sytuacji podbramkowych. Na 38 punktów, które ma, ze wszech miar zasłużył. Był, według liczb, najlepszą drużyną jesieni. Nawet mimo znakomitego Bayeru i również świetnego Stuttgartu. Być może to nudne, niemal na pewno tak. Ale stosując metodę Stephena Francisa i nie dając się zwieść wynikom, trzeba dojść do wniosku, że Bayer gnał jesienią, nomen omen, ile fabryka dała, podczas gdy obrońca tytułu siedzi mu na ogonie, wcale nie jadąc jeszcze na najwyższym biegu.

Wyśrubowany wyścig

Przy zeszłorocznym Bayernie, który na tym samym etapie miał cztery punkty mniej i który na finiszu omal nie oddał mistrzostwa atakującej z dalszego szeregu Borussii Dortmund, Bayer byłby dziś murowanym faworytem do tytułu. Rywalizuje jednak z Bayernem tegorocznym, od którego tylko maszyna Guardioli zbierała punkty bardziej regularnie. Od lat wiadomo, że do zmiany na tronie w Bundeslidze muszą się złożyć dwa czynniki: ocierający się o perfekcję pretendent i słabość Bayernu Monachium. Tragizm ligi niemieckiej polega na tym, że w poprzednich latach bywały spełnione oba czynniki, ale nigdy jednocześnie. A gdy w końcu gdzieś poza Monachium udało się zbudować zespół niemal kompletny, to akurat Bayern, nawet jak na własne wyśrubowane standardy, wskoczył na najwyższy poziom.

Szykuje się więc w Niemczech sezon podobny do tego sprzed pięciu lat w Anglii, gdy 97 punktów w Premier League dało Liverpoolowi tylko wicemistrzostwo. Tuchel zresztą smak takiego wyścigu już zna. Jego Borussia Dortmund z 2016 roku do dziś dzierży tytuł najsilniejszego wicemistrza w historii Bundesligi. Jej 78 punktów okazało się jednak niewystarczające na Bayern Guardioli. Xabi Alonso potrzebuje wiosną zdobyć „tylko” 37 punktów, by zabrać ten tytuł Tuchelowi. By jednak zamiast niego wznieść w maju mistrzowską paterę, konieczne może być znacznie więcej.

CZYTAJ WIĘCEJ O NIEMIECKIEJ PIŁCE:

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Rumak: Dlaczego było tak mało sytuacji? Sam szukam odpowiedzi na to pytanie

Piotr Rzepecki
6
Rumak: Dlaczego było tak mało sytuacji? Sam szukam odpowiedzi na to pytanie

Felietony i blogi

Niemcy

Łukasz Poręba po derbach Hamburga: Nigdy nie grałem przy takiej atmosferze

Jakub Białek
2
Łukasz Poręba po derbach Hamburga: Nigdy nie grałem przy takiej atmosferze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...