Reklama

Małysz: Dziś zawodnicy mają bardzo duży problem psychiczny

Szymon Szczepanik

Opracowanie:Szymon Szczepanik

21 stycznia 2024, 09:54 • 10 min czytania 8 komentarzy

Czemu uważa, że Polacy nie potrafią ze sobą rozmawiać. Jakie są aktualnie relacje Jakuba Wolnego z trenerami kadry B. Czy jest zadowolony z „planu naprawczego” wdrożonego przez Thomasa Thurnbichlera w trakcie sezonu. I wreszcie czy PolSKI Turniej, kończący się dziś w Zakopanem, może wrócić do kalendarza Pucharu Świata w kolejnych sezonach. Rozmawiamy z prezesem Polskiego Związku Narciarskiego, Adamem Małyszem. – Zawodnicy musieli przełknąć pewne rzeczy, uświadomić sobie, że co było, to było i należy robić wszystko by w przyszłości nie popełniać pewnych błędów – mówi Orzeł z Wisły.

Małysz: Dziś zawodnicy mają bardzo duży problem psychiczny

Czy podczas indywidualnych zawodów w niedzielę Dawid Kubacki może przełamać złą serię Polaków i wejść czołowej dziesiątki?

ADAM MAŁYSZ: Na pewno tak. Myślę, że odwołane zawody w Szczyrku mogły być takim krokiem do przodu. Niestety, to się nie udało. Na pewno Dawid może to zrobić, na dużo stać Kamila Stocha, ale ja liczę na czarnego konia – Pawła Wąska, który zaczął skakać naprawdę stabilnie.

Piotr Żyła znalazł się poza konkursem drużynowym. W Zakopanem Piotr zawsze ma problemy, tym razem była to belka, na którą narzekał. O co z nią chodzi?

Mówiąc szczerze, nie mam pojęcia. Zazwyczaj był taki problem, że za belką była tablica reklamowa. Skoczkom często zdarzało się o nią zahaczyć – chociażby Wolfgang Loitzl zahaczył butem i się wywrócił na najeździe. Piotr nie jest niskim zawodnikiem, takim jak ja. Ja czasem musiałem wręcz wyskakiwać z belki, by dostać się do torów.

Reklama

Ale Piotr mówił o tym, że belka jest… za wysoka.

W jego przypadku to akurat dziwne. Jak mówię, nie jest niskim zawodnikiem więc powinien dawać sobie radę. Ale po to zawodnicy trenują na różnych skoczniach, żeby zapoznać się z różnymi belkami.

Podobno ta belka z Pucharu Świata jest inna niż na treningach. Piotr mówił, że zakładają ją tylko na zawody.

Nie wiem, czy tutaj tak jest, ale często belka, która jest przygotowywana na zawody, jest podpinana pod wyrzynarkę – czyli maszynę, która ustawia wysokość najazdu. Może tutaj jest tak samo, ale byłem dziś na górze i wydawało mi się, że belka jest taka, jak zwykle. Ale w Wiśle też tak jest, że na treningach jest inna belka, a na zawodach inna. Może w tym jest problem, jednak Piotrek jest doświadczonym zawodnikiem. Powinien wiedzieć, że ten element tak tutaj wygląda.

Dziś przyszedł historyczny sukces dla polskich skoków – Łukasz Łukaszczyk wywalczył brązowy medal młodzieżowych igrzysk olimpijskich. Co zrobić, żeby nie zmarnować tego nowego pokolenia zawodników? Poza Łukaszem, jest też kilku innych utalentowanych skoczków.

Pamiętajmy, że gdyby  się nie przewrócił, to wygrałby z dużą przewagą. Fajnie, że znów mamy kolejny etap, do którego dochodzą nasi młodzi zawodnicy. Przypomnijmy, że ci skoczkowie, którzy dziś są w dorosłych kadrach, kiedyś też zdobywali medale na mistrzostwach świata juniorów. Od jakiegoś czasu w juniorach nie mieliśmy aż takiego sukcesu, ale co zrobić, by go nie zmarnować? Trudno powiedzieć, bo każdy z zawodników jest inny. Stąd choćby trener czynił cuda, wszystko zależy głównie od zawodnika.

Reklama

Zauważyliśmy, że dziś zawodnicy mają bardzo duży problem psychiczny. Na treningu wszystko u nich bardzo fajnie funkcjonuje. Ale przychodzą zawody i ich nie ma. I nikt nie jest w stanie wytłumaczyć, co się dzieje. To dotyczy także starszych zawodników, którzy zazwyczaj chcą bardzo szybko wrócić do optymalnej formy. Stwierdził to nawet Kamil Stoch. Z kolei młodym brakuje doświadczenia, jednak jest jakiś problem z presją. Dalej mamy możliwość pracy z psychologami, ale to bardzo indywidualna rzecz. Przerabialiśmy na przykład to, że kiedy każdemu zawodnikowi zlecimy pracę z psychologiem kadrowym, to on jeden nie zawsze jest w stanie sprostać oczekiwaniom każdego zawodnika. Pomagamy im na tyle, że sami mogą znaleźć sobie własnego psychologa, a jako kadra korzystamy z usług doktora Daniela Krokosza.

Może u nas na zawodników nakładana jest za duża presja?

To kolejna rzecz. Chyba nigdzie na świecie nie ma tak rozwiniętych mediów wokół skoków. Nie tylko społecznościowych, ale ogólnie. Stąd faktycznie presja jest bardzo duża. Mam porównanie, bo jednak skakałem w innych czasach, więc było mi trochę prościej. Ale za to na obecnym stanowisku jest mi trudniej, bo muszę sprostać opiniom nie tylko wtedy, kiedy są sukcesy, ale też wtedy, kiedy ich nie ma i pojawiają się pytania: dlaczego? A odpowiedź nie jest prosta.

Wyobraża pan sobie, co by było, gdyby media społecznościowe były obecne w 2001 roku?

Nie. Z jednej strony byłoby o tyle fajnie, że miałbym materiały, które mógłbym wykorzystać do treningów. Wtedy miałem tylko kasety wideo. Jak ktoś nie nagrał skoku na VHS, to nie miał w zasadzie nic. Ale z drugiej strony też nie żałuję. To, że była tak zwana małyszomania do której nigdy nie mogłem się przyzwyczaić, w dobie social mediów mogłoby być jeszcze bardziej nasilone. A wiemy, że w mediach społecznościowych nie zawsze wszyscy są przychylni. Są tak zwani hejterzy, którzy dla przyjemności potrafią sprawić ci ból. Nie zdają sobie sprawy z tego, że zawodnik też ma granicę wytrzymałości psychicznej.

Czy doszło już do spotkania Jakuba Wolnego z Davidem Jiroutkiem? Powiedział pan, że jeżeli takie spotkanie się odbędzie, to Kuba może wrócić do kadry.

Nie powiedziałem, że może wrócić do kadry, tylko że w pierwszej kolejności powinien zapytać trenera, czy może go dopuścić do zawodów w Pucharze Kontynentalnym. Bo wniosek był taki, by przesunąć go do FIS Cupu, który jest w Szczyrku i jeżeli Kuba chce, to może trenować z trenerami kadry B. Ale jeżeli im nie ufa, to żeby wrócił do trenerów klubowych.

W Szczyrku ogólnie spotkaliśmy się z zawodnikami kadry B i stało się dla mnie jasne to, co przypuszczałem. Nie chodzi tylko o naszych zawodników, ale my jako Polacy mamy problem z tym, że nie rozmawiamy. Reagujemy dopiero, kiedy sytuacja jest już podbramkowa. Okazało się, że grupa bardzo ciężko dogadywała się z trenerami już od lata. Ale nie poszli do trenera, nie dali znać, że coś im nie pasuje i chcieliby coś zmienić. Dusili to w sobie, aż wszystko pękło. Oczywiście ja też otrzymywałem jakieś informacje, ale one nie powinny być kierowane bezpośrednio do mnie. Ja wiem, że chłopakom jest łatwiej, bo jestem też ich kolegą. I to też mi powiedzieli, że traktują mnie bardziej jak kolegę. Ale wytłumaczyłem im, że nie tędy droga, bo ja i tak muszę porozmawiać z trenerami, zanim podejmiemy jakąkolwiek decyzję. Wiem, że najlepiej uderzyć od razu do „góry”. Jednak uświadomiłem zawodników, że pierwsza rozmowa z trenerem powinna wyjść od nich. A kiedy widzą, że nie mogą dogadać się z trenerem, mają jeszcze dyrektora sportowego.

Co do Kuby, on przeprosił za swoją wypowiedź. Powiedział, że była w emocjach. Myślał, że nie dostanie się do konkursu i był na tyle sfrustrowany, że musiał to wygadać. Zaraz po odejściu od mikrofonu stwierdził „co ja zrobiłem? To nie byłem ja”. My też byliśmy zaskoczeni, że taką opinię powiedział akurat Kuba. Są zawodnicy wygadani, którzy potrafią coś palnąć, ale on jest spokojnym człowiekiem. Jednak potoczyło się, jak się potoczyło. Kuba wie, że decyzja którą podjęliśmy tam, na miejscu, była naszą wspólną, razem z trenerami. I była jednogłośna. Trenerzy czescy, ale też austriaccy stwierdzili, że u nich to byłoby niedopuszczalne. Tam zawodnicy mają zapis w kontrakcie, zgodnie z którym nie mogą oczerniać związku czy trenerów. Bo po to są rozmowy, by pewne sprawy rozwiązywać. Nie przez media.

Czy w relacji pomiędzy Jakubem Wolnym i trenerem Jiroutkiem nastąpiła jakaś pozytywna zmiana?

Tak. Kuba rozmawiał ze mną telefonicznie, pytał czy jest szansa, by jednak pojechał ze mną na zawody. Odpowiedziałem mu to, co na zebraniu – że w pierwszej kolejności zawodnicy muszą rozmawiać z trenerami, bo to oni decydują. Ja też nie chciałbym żeby doszło do sytuacji, w której zarząd wyznacza, kto pojedzie na konkretne zawody. Mamy zaufanie do swoich sztabów. Ja w tym momencie mam bardzo dobrą relację choćby z Thomasem Thurnbichlerem. Ostatnio przyszedł do mnie i zapytał, czy nie jestem zły na to, że Piotrka zabraknie w konkursie drużynowym. Odpowiedziałem, że to była słuszna decyzja. Wszystko odbyło się bardzo fair, klarownie. Byli lepsi zawodnicy od Piotrka, więc to oni skaczą.

Przed sezonem dużo mówiło się o zmniejszonych kwotach startowych dla najlepszych kadr, w tym Polski. Tymczasem w Zakopanem nie wypełniamy nawet limitu i w konkursie indywidualnym będzie skakać siedmiu Polaków.

Nie, ponieważ mamy inne zawody. Ja też apelowałem, by może jako ósmego wystawić juniora. Jednak wielu naszych zawodników wyjechało, a pozostali nie są na takim poziomie, by wystąpić w Pucharze Świata. Trzeba słuchać trenerów i też nie dopuścić młodego skoczka za szybko do takich zawodów, bo przez to zawodnik może więcej stracić, niż zyskać.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Porozmawiajmy o PolSKIm Turnieju. Czy dostał pan już jakieś informacje zwrotne od FIS czy też Sandro Pertile na temat na przykład organizacji zawodów w Szczyrku?

Wszyscy przepraszali za zaistniałą sytuację, ale my, FIS czy jury nie ponosiliśmy za nią winy. Oczywiście moglibyśmy mieć pretensje do tego, że zostało 10 zawodników i można było dociągnąć konkurs. Nawet jak rozmawiałem z Borkiem Sedlakiem, to stwierdził że akurat kiedy zarządziliśmy 10 minut przerwy, warunki się uspokoiły. Ale takich sytuacji nikt nie jest w stanie przewidzieć. Nie była to dla nas łatwa decyzja, ale niestety jesteśmy zależni od pogody. Trochę wzięliśmy na siebie pewne ryzyko, bo mogliśmy rozpocząć konkurs o wcześniejszej porze. Ale ze względu na to, że odbywał się on w środku tygodnia, chcieliśmy go rozegrać o porze dogodnej dla kibiców. I atmosfera była fajna, kibice dopisali.

Szkoda, że tak się skończyło, ale musimy z tym żyć. Póki co, PolSKI Turniej jest bardzo dobrze odbierany. Wszyscy są pod wrażeniem Wisły, gdzie skocznia zmieniła się diametralnie i dziś można na niej dalej skakać. Choć myślę, że skok Wellingera na 144,5 metra będzie już ciężko pobić. Ale z drugiej strony to pokazuje, jak daleko można skakać i wylądować.

Jakie są szanse na to, że PolSKI Turniej powróci do kalendarza Pucharu Świata?

Na pewno zasiądziemy z FIS-em do takich rozmów, bo odzew zawodników i sztabów jest bardzo pozytywny. Mam nadzieję, że was jako dziennikarzy również. Jest to dosyć dynamiczny turniej, w którym nie ma dnia odpoczynku. Ta drużynowa formuła to też coś innego. Zawodnicy sami byli zaskoczeni, że nie wygrywa najlepszy, ale nagrodę otrzymuje cały team. Przez to jeszcze bardziej starają się jako cały zespół – nie tylko skoczkowie, ale sztaby, serwis i tak dalej. Każdy musi być do końca skupiony, by jego kadra wygrała.

PolSKI Turniej pokazuje też, że początek sezonu był ciężki dla wielu reprezentacji – między innymi Słowenii. Dziś oni wracają do gry, za to trochę osłabli Niemcy. Nasi skoczkowie zaczynają do nich dobijać. Może już w tym sezonie nie starczy czasu, ale ja też nie będę osobą, która zacznie ich naciskać, bo to wywoła jeszcze gorszy efekt. Oni też muszą dojść do pewnych spraw. Na pewno po sezonie siądziemy i przeanalizujemy to, dlaczego w obecnej edycji tej formy nie było. Przypomnijmy, że za chwilę mamy mistrzostwa świata w lotach, więc może wtedy nadejdzie błysk.

Czy satysfakcjonuje pana plan naprawczy wdrożony przez Thomasa Thurnbichlera? Widać jego efekty, ale są powolne.

Oczywiście wszyscy chcieliby, żeby te efekty były zdecydowanie szybsze. Było dużo dyskusji na ten temat. Kiedy rozmawiałem z Thomasem, to sam byłem za tym, by nawet cała kadra odpuściła jeden konkurs i poszukała stabilizacji formy. Dlatego też efekt jest zdecydowanie wolniejszy, bo nie było czasu na treningi w trakcie sezonu. Zawodnicy nie mają kiedy oddać 10, 15 czy nawet 50 skoków, by wszystko zostało ustabilizowane. Ale skoczkowie nie panikują. Na początku rzeczywiście było nerwowo, bo wszyscy byli nastawieni na to, że będzie super. Stało się inaczej. Musieli przełknąć pewne rzeczy, uświadomić sobie, że co było, to było i należy robić wszystko by w przyszłości nie popełniać pewnych błędów. Więc przeanalizujmy ten sezon na tyle dobrze by wiedzieć, co było przyczyną naszej słabszej postawy.

Fot. Newspix

Czytaj więcej o skokach:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Skoki

Polecane

Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Sebastian Warzecha
1
Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Komentarze

8 komentarzy

Loading...