Reklama

PSG i jego brudna wojna o własny dom

Bartek Wylęgała

Autor:Bartek Wylęgała

15 stycznia 2024, 09:19 • 8 min czytania 22 komentarzy

Parc des Princes wcale nie należy aktualnie do PSG. Obiekt, na którym klub znajdujący się w rękach Katarczyków rozgrywa swoje mecze, znajduje się bowiem w rękach miasta. Nasser Al-Khelaifi od lat próbuje przekonać władze miejskie, by odsprzedały mu stadion. Ostatnio jednak doszło do załamania relacji między stronami. Mer Paryża musiała wysłuchać oskarżeń o ksenofobię i brak kompetencji, a prezydent PSG przestał odbierać telefon.

PSG i jego brudna wojna o własny dom

Tajemnicą poliszynela jest, że katarskie PSG już od dłuższego czasu próbuje nabyć Parc des Princes. 48-tysięczny stadion, choć stanowi obiekt domowy dla podopiecznych Luisa Enrique, to należy oficjalnie do miasta Paryża. Nie w smak to Nasserowi Al-Khelaifiemu. Dlaczego, skoro już katarskie pieniądze miliardami spłynęły do stolicy Francji, dalej musi on znosić uczucie „bycia w gościach”?

Jak do tej pory, w Park Książąt jego aktualny gospodarz (choć nie właściciel) zainwestował 85 milionów euro.

Co też dość ważne, pomimo dotychczasowych inwestycji, obiekt potrzebuje remontu. Władze PSG już od stycznia ubiegłego roku noszą się z zamiarami odnowienia obiektu. Głoszą chęć rozbudowania stadionu do 60 000 miejsc siedzących, zamontowania rozkładanego dachu oraz kilku innych usprawnień. Jednak dlaczego ktoś miałby remontować nieswoje mieszkanie – zwłaszcza, gdy jego właściciel wyraźnie daje lokatorom znać, że nie są tam mile widziani?

Jak popchnąć (znowu) domino

Tym razem wszystko zaczęło się od wypowiedzi Davida Belliarda, zastępcy mer Paryża Anne Hidalgo. Polityk zabrał głos na łamach „Sud Radio”, sporej rozgłośni radiowej, która nadaje na całym terytorium Francji. Zapytany, czy miałby jakieś obiekcje wobec sprzedaży największego w stolicy stadionu w ręce Katarczyków, wyraźnie zaznaczył swoje stanowisko w sprawie.

Reklama

– Tak, to byłby dla mnie problem, gdyby Parc des Princes trafiło w katarskie ręce. Będę się sprzeciwiał jakiejkolwiek próbie sprzedaży stadionu. […] Jak PSG chce, niech sobie stadion remontuje. Mają wystarczająco dużo zasobów.

Jeżeli spojrzymy na szerszy kontekst sprawy, nie jest to wyskok zbuntowanego urzędnika. Niemal słowo w słowo to samo mówiła przecież jego przełożona jeszcze w styczniu, w rozmowie z „Le Parisien”: – Parc des Princes nie zostanie sprzedane. To zdecydowane i ostateczne stanowisko, bo obiekt stanowi dziedzictwo paryżan. 

To był dość ostry zwrot w relacjach miasta z klubem, bo wcześniej mer mówiła o „niezamykaniu się na opcję sprzedaży”.

Nasser Al-Khelaifi niemal z furią zareagował na oba wystąpienia. Rok temu wspominał o „finansowym samobójstwie ze strony miasta”, sugerując, że utrzymanie stadionu jest zbyt kosztowne dla jednej z największych europejskich stolic i apelował do paryskiego ludu, by wywarł presję na wybranych przez siebie polityków. Tym razem przeszedł jednak samego siebie.

Działacz zaatakował Belliarda, bazując na retoryce, jakby właśnie odmawiano niewinnemu imigrantowi prawa do wynajęcia mieszkania ze względu na pochodzenia. Mówił o nieakceptacji względem Katarczyków, czy szerzej: świata arabskiego, chyba zupełnie zapominając, że na francuskiej ziemi pojawił się przede wszystkim jako polityk.

[Dlaczego odmawiają nam kupna Parc des Princes?] Bo jesteśmy z Kataru? Bo jesteśmy Arabami? To nie jest dobre. Myślę, że Belliard nie mógł udzielić tej wypowiedzi choćby z prawnego punktu widzenia. To poważna sprawa. Nie wiem, co powiedzą prawnicy, ale sprawa jest poważna. […] Tak naprawdę nie wiem, kim jest ten zastępca. Ale jeżeli słyszę takie słowa jako człowiek, to nie jest dobrze. Zrobiliśmy tak wiele dla Paryża. Ile osób przyjeżdża tu, by zobaczyć PSG? Myślę, że dużo. Kocham to miasto i jestem dumny, że w nim jestem. Ale chcę szacunku, zrobiliśmy kilka dobrych rzeczy dla miasta.

Reklama

Najważniejsza jest chyba jednak końcówka wywiadu: – Z finansowym fair-play i wymaganiami naszych inwestorów, naprawdę nie mamy wyboru. Jeżeli nie chcą nam sprzedać stadionu, odejdziemy. A to najgorsze dla wszystkich rozwiązanie.

Anne Hildago, pierwsza kobieta-mer w historii Paryża i centralna postać konfliktu miasta z PSG

Sztuka wywierania presji

Jego słowa stanowią potwierdzenie czegoś, o czym mówiło się od bardzo dawna: PSG chce zmienić stadion. Ma dość rozgrywek z miastem, a Katarczycy, których ego urosło już do niebotycznych rozmiarów, nie mają zamiaru tolerować konieczności akceptowania zwierzchnictwa władz miejskich. Zarzucają im chciwość, czy jak przed chwilą widzieliśmy, irracjonalne uprzedzenia i zaniedbywanie mieszkańców stolicy.

Czy to jednak prawda? Cóż, ostatni zarzut nie do końca nam oceniać. „Miasto Zakochanych” z całą pewnością ma swoje mroczniejsze strony, a jego administracja nie funkcjonuje idealnie. Ciężko jednak wplątywać w ten świat urbanistyki rozgrywki polityczne, które prowadzone od lat przez Katar mają zmieniać jego postrzeganie w publicznej świadomości. Drugi stanowi bezsprzeczny absurd, zwłaszcza, gdy spojrzymy na przynależność polityczną zarówno Hidalgo jak i Belliarda. Ale jest to absurd kontrolowany.

Katar wyspecjalizował się bowiem w wywieraniu presji. Jeżeli spojrzymy na zarzuty kierowane wobec władz miasta – zaniedbywanie mieszkańców i ksenofobię – naprawdę trudno nie zauważyć, jaki jest ich cel. Hidalgo od 2014 roku, kiedy to mer rozpoczęła swoją kadencję, wybierają wyborcy Partii Socjalistycznej, na ogół kojarzonej z progresywizmem. Oskarżenia o nietolerancję i niewywiązywanie się ze swoich obowiązków mają więc podkopać autorytet gabinetu pierwszej kobiety-mer w historii stolicy Francji i zmusić ją do przyjęcia oferty Arabów, poprzez zagrożenie jej spadkiem poparcia wśród swoich wyborców. Taktyka niemal skrojona pod osobę Hidalgo, zwłaszcza, że polityczka jest wyjątkowo ambitna, skoro była nawet kandydatką swojej partii w poprzednich wyborach prezydenckich. Al-Khelaifi wyspecjalizował się w tego rodzaju grach.

Beyonce, Neymar i Jordan. Jak PSG korzysta z ulicznego soft-power

Co więc z pierwszym zarzutem? Czy naprawdę władzami miasta kieruje zwykła chciwość?

Wydaje się, że to zdecydowanie przesadzona teoria. Paryżanie twierdzą, że miasto pragnie ośmiokrotnie wyższej kwoty za odsprzedaż stadionu, niż wynika to z wyceny wartości dokonanej przez klub. Nie wiadomo jednak, na ile poważnie możemy brać zdanie PSG. Wiemy natomiast, że organizacja Qatar Sports Investments, fundusz stanowiący portfel Kataru, zadeklarowała dodatkowo gotowość wyłożenia pół miliarda euro w renowację Porte de Saint-Cloud, ważnej paryskiej stacji metra.

Czy więc naprawdę chodzi tu o chciwość? Każdy przecież wie, że szejkowie mogą w każdej chwili zasypać swojego kontrahenta pieniędzmi. Jednak przyjęcie tych setek milionów oznaczałoby oddanie pola szejkom, którzy już zupełnie bez wstydu panoszą się po scenie futbolu. Co więcej, wyremontowanie Porte de Saint-Cloud byłoby idealnym argumentem dla Nassera Al-Khelaifiego, gdy ten będzie mówił o swoim zżyciu z lokalną społecznością i zbawiennym wpływie Kataru na krajobraz stolicy.

nicolas sarkozy, były prezydent Francji, dziś negocjator na linii Paryż – PSG

Gdzie PSG może się wynieść?

Mer Paryża wydaje się, że przejrzała ten fortel na wylot i nie ma najmniejszego zamiaru ustąpić. Jednak rozdrażniona duma Katarczyków to ogromna i niemal niezatrzymywalna siła. Chcą mundial? Mają mundial. Chcą Neymara, Mbappe i Messiego? Mają Neymara, Mbappe i Messiego. Chcą własny stadion? Będą mieli własny stadion.

Gdzie mogą znaleźć swój nowy dom? Cóż, „L’Equipe” w styczniu ubiegłego roku raportowało o czterech możliwościach rozwiązania konfliktu z miastem. Pierwszym oczywiście był odkup Parc des Princes.

Drugą możliwością byłoby nabycie największego stadionu Francji – Stade de France. Stanowiłoby to dość ciekawą klamrę w nowożytnej historii paryskiego klubu, bo aktualny stadion kadry narodowej został wybudowany właśnie jako następca wysłużonego Parc des Princes. Różnica między Stade de France a Parkiem Książąt zawiera się we właścicielstwie. Ten drugi nie należy do Paryża (zresztą, i tak leży na przedmieściach, delikatnie poza granicami miasta), a do skarbu państwa, który nim zarządza za pośrednictwem odpowiednio stworzonej spółki. Negocjacje z organami państwowymi wydają się w tym wypadku prostsze, bo wystarczy postawić przed nimi walizkę złota, by obie strony usiadły do stołu. Mówi się o kwotach rzędu 600 milionów euro, jednak wydatki pogłębią się, skoro trzeba będzie zainwestować więcej pieniędzy w rozbudowę stadionu.

Dwie pozostałe opcje to budowa swojego własnego obiektu. Obie wersje różni jednak lokalizacja. O ile jedna miała by się znajdować w zachodniej części Paryża, to druga miałaby rywalizować z Parc des Princes w jego bezpośrednim sąsiedztwie.

Jak poważny w swoich deklaracjach gotowości zmiany obiektu jest Al-Khelaifi? Dzięki opatrzności wszechmocnego Qatar Investment Fund z całą pewnością nie musi się martwić o finanse. Nie jest także wykluczone, że klub opuści Kylian Mbappe, co wymusiłoby na Katarczyku dostarczenie światu piłki jakiegoś „wow”, czym mogłoby być na przykład ogłoszenie nowego, najbardziej wydziwionego projektu stadionu niewidzianego jeszcze przez europejską piłkę, albo nabycie legendarnego Stade de France. Ta druga opcja wydaje się najbardziej kusząca. Wysłałaby jasny sygnał w kierunku przeciwników jego projektu, że PSG zwyczajnie może więcej – nawet kupić sobie stadion państwowy.

Na ten moment po prostu prowadzi wojnę na wyniszczenie z gabinetem Anne Hildago. Francuska polityczka na stanowisku mera pozostanie do 2026 roku, kiedy to skończy się jej druga kadencja. PSG może ten okres przeczekać, to prawda, ale nie wiadomo, czy specjalnie może sobie wyrabiać nadzieję. Od 23 lat to właśnie reprezentanci Partii Socjalistycznej wygrywają w najważniejszych wyborach Paryża.

Co więcej, Khelaifi także znajduje się pod presją czasu. W 2025 roku wygaśnie umowa łącząca aktualnych zarządców Stade de France ze skarbem państwa. W tym wąskim okienku „Paryżanie” muszą zasiąść do negocjacji, inaczej stadion w zarząd prawdopodobnie zostanie powierzony kolejnemu podmiotowi, co uniemożliwi na najbliższe kilka, może nawet kilkanaście lat, nabycie areny. W takim wypadku pozostałaby jedynie opcja budowy własnego obiektu, co jednak byłoby mniej prestiżowym, a równie czasochłonnym rozwiązaniem.

Khelaifi wydaje się tym jednak nie przejmować, gdy odrzuca kolejne połączenia ze strony władz miasta. Jak ognia unika kolejnej konfrontacji z panią mer, czym chce sugerować, że naprawdę jest w stanie odpuścić walkę o Park Książąt. Doszło do tego, że Hildago poprosiła o pośrednictwo w sprawie byłego prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego. Ten jest zadeklarowanym kibicem PSG i regularnie pełni rolę łącznika między szczytami francuskiej administracji a władzami katarskiego klubu. Może wreszcie od niego w katarskich gabinetach ktoś odbierze?

Niezależnie od rozwoju sytuacji, bitwa o stadion będzie stanowić idealny przykład polityki Kataru w europejskim futbolu. Pełna nieuczciwej presji, kłamstw, niedomówień i często oszczerstw. Szefowie Al-Khelaifiego nigdy dotąd nie musieli znosić gorzkiego smaku słowa „nie”. Ale może we Francji wreszcie nadchodzi zmiana?

Czytaj więcej związkach polityce w sporcie:

Fot. Newspix

Nie Real, nie Barcelona, a Jordan-Sum Zakliczyn. Szczerze wierzy, że na około stumiejscowy stadion z atrakcyjnym dojazdem zawita jeszcze kiedyś Puchar Mistrzów. Do tego czasu pozostaje mu oglądanie hiszpańskiej i portugalskiej piłki. Czasem lubi także dietę wzbogacić o sporty walki, a numerowane gale UFC są dla niego świętem porównywalnym z Wielkanocą. Gdyby mógł, to powiesiłby nad łóżkiem plakat Seana Stricklanda, ale najpierw musi wymyśleć jak wytłumaczy się z tego znajomym.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
1
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Francja

Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
1
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Komentarze

22 komentarzy

Loading...