Reklama

Wayne Rooney jest słabym trenerem

Piotr Rzepecki

Autor:Piotr Rzepecki

03 stycznia 2024, 11:14 • 8 min czytania 24 komentarzy

„Katastrofalna kadencja”. „Rozczarowujący okres”. „Wayne, wynoś się z naszego klubu!”. Nie brzmi pozytywnie, co? I tak nie jest. Ostatnie tygodnie z perspektywy kibiców Birmingham City nie były usłane różami. Raczej obgryzali oni paznokcie, przewracali oczami, łapali się za głowę. Ich klub wygrał zaledwie dwa spośród ostatnich piętnastu meczów i jest na odległym dwudziestym miejscu w Championship. Co się działo Birmingham? Dlaczego klub Krystiana Bielika wygląda tak źle? Wszyscy są w tej kwestii nad wyraz zgodni: powodem jest Wayne Rooney. 

Wayne Rooney jest słabym trenerem

Fani klubu z niebieskiej części Birmingham w końcu mogą odetchnąć. Wayne Rooney został zwolniony. Dlaczego jednak jego trenerska kariera wygląda tak mizernie? Dlaczego tak znakomity piłkarz jest tak słabym trenerem?

Kibice mają prawo bronić swojego ukochanego klubu, krytykować piłkarzy, szkoleniowca, mogą obrzucać go gównem, gdy ich zespół gra poniżej oczekiwań i wygląda katastrofalnie. I w zasadzie to robili pod koniec jego kadencji.

– Wayne, wynoś się z naszego klubu! – skandowali fani Birmingham City po porażce z Leeds 0:3. Ich apel został wysłuchany. Po piętnastu meczach pod wodzą Anglika, włodarze Birmingham City podjęli jedyną, słuszną decyzję. W zasadzie pierwszą słuszną po zatrudnieniu Wayne’a Rooneya. Podziękowali mu za pracę.

Co zepsuł Wayne Rooney? 

Kiedy legenda Manchesteru United i reprezentacji Anglii obejmowała Birmingham City, klub plasował się na szóstym miejscu. Lokata dająca udział w barażach o Premier League to miejsce wręcz wymarzone, aby rozpocząć pracę. Wystarczy kilka rzeczy usprawnić, znaleźć rezerwy i obrać kurs na rozpalającą marzenia najlepszą ligę świata. W zasadzie drzwi do Premier League były lekko uchylone. Wystarczyło iść prosto i za kilka miesięcy w nie zapukać. Nie da się tego zepsuć, prawda?

Reklama

Wayne Rooney pokazał nam wszystkim, że nie ma rzeczy niemożliwych.

I wielka szkoda, bo drużyna z St Andrew’s Stadium może nie była potworem na zapleczu angielskiej ekstraklasy; zespół prowadzony przez Johna Estace’a po jedenastu meczach miał na koncie pięć zwycięstw, trzy remisy i trzy porażki. Bramki? Piętnaście strzelonych, jedenaście straconych. Tak naprawdę to każda statystyka poza miejscem w tabeli, nie była wcale imponująca. Ot, taki sobie start.

Trzeba przyznać, że w tabeli wówczas był duży ścisk. Trzeci Preston z piętnastym Millwall dzieliło tylko pięć punktów, wszystko szło na żyletki. Już pierwsze tygodnie pracy Anglika pokazały jednak, że za wielkim nazwiskiem nie kryje się taktyczny geniusz, szkoleniowiec, który potrafi wstrząsnąć szatnią czy – najprościej – dobrze pokieruje już przyzwoicie wyglądający projekt.

Porównanie Rooneya-piłkarza z Rooneyem-trenerem jest jednak jak obejrzenie odcinka National Geographic w telewizji i całodniowa wycieczka na safari. Ta sama kategoria, dwa inne światy.

Stworzenie potęgi

Zastanawiając się, dlaczego Wayne’owi Rooneyowi nie poszło w Birmingham City, najpierw należy zadać inne pytanie: po co w zasadzie zdecydowano się na zmianę trenera?

Latem 2023 roku Birmingham City, klub z tradycjami sięgającymi lat 70. XIX wieku, przejęła amerykańska firma Shelby Companies Limited. Spółka wykupiła blisko 50% akcji, została także właścicielem stadionu St Andrew’s Stadium. Szefem firmy jest finansista Tom Wagner, któremu marzy się budowa potęgi w niebieskiej części miasta Peaky Blinders.

Reklama

Pieniądze, wiedza, umiejętne zarządzenie funduszami, stawianie na duże nazwiska. W teorii miało to wypalić. W lipcu, wraz z przejęciem klubu, Wagner napisał list do kibiców Birmingham City: Na drodze będą wyboje, ale proszę, abyście stanęli za zarządzającymi klubem, byli częścią sojuszu i nadal dawali każdemu, który nosi tę koszulkę, pełne wsparcie.

11 października. Mimo obiecującego początku sezonu z pracą żegna się John Eustace. W jego buty wchodzi Wayne Rooney, który nie awansował do play-offów z DC United i kończy pracę za oceanem. I mimo, że jest trenerem na dorobku, otrzymuje szansę poprowadzenia szóstej drużyny Championship. Właścicielowi właśnie ktoś taki jest potrzebny. Facet z nazwiskiem, który ma być twarzą jego projektu i który ma wprowadzić Birmingham City do elity. Fundamenty wylane, teraz trzeba coś zbudować.

Nazwisko to nie wszystko

Widzę jak bardzo ambitny jest to projekt. Jak ambitni ludzie pracują w Birmingham City. To mnie nakręca. Kiedy usłyszałem o ofercie, podjęcie decyzji było dla mnie bardzo proste. Jestem podekscytowany i cieszę się, że wróciłem do angielskiej piłki – mówił Rooney podczas pierwszej konferencji prasowej.

– Jestem już po pierwszym treningu, ale widzę że mamy dużo pracy do wykonania. Cel? Wywalczyć awans, wrócić do Premier League – dodawał świeżo upieczony trener Birmingham City.

Na głowie niebieska czapka, opinający klubowy dres, uśmiech od ucha do ucha.

Tego samego dnia Garry Cook, dyrektor generalny Birmingham City, zapowiadał „futbol bez strachu”. Piłkę ofensywną, z polotem, w której zgadzają się i punkty, i gra. Przecież nie ma nic piękniejszego niż to, jak drużyna, która swoją grą porywa tłumy i bije rywali.

Na obietnicach się tylko skończyło. Wayne nie potrafił dotrzeć do piłkarzy.

Myślę, że będzie dobrym trenerem – powiedział z kolei Mateusz Klich w rozmowie z kanałem Foot Truck, który trenował pod okiem Anglika w DC United. – Jest super gościem, masz u niego dużo swobody, ale musisz na boisku dawać z siebie maksa. A poza boiskiem? Nie interesowało go za bardzo, co robisz. Jest młodym trenerem, dopiero się uczy. Filozofię futbolu ma fajną, widać, że jest takim „Sir Alex Fergusonem 2.0”. Nie prowadzi treningów, stoi z boczku i dogląda.

Porównanie do legendarnego trenera Manchesteru United na miejscu może i nie było, ale każdy musi mieć jakiś wzór, do którego będzie dążył. I być może za kilkanaście lat o Rooneyu będziemy mówić, że był wybitnym piłkarzem i wybitnym szkoleniowcem. Ale zejdźmy na ziemię, jest początek 2024 roku i nawet najbardziej poprawni optymiści nie mogą powiedzieć, że obecnie miejsce Wayne’a Rooneya jest na ławce trenerskiej dobrego klubu.

Jak grało Birmingham Rooney’a? Anty-poradnik dla amatorów 

Pod jego wodzą drużyna zagrała piętnaście meczów. Tylko dwukrotnie cieszyła się z kompletu punktów. Do tego cztery remisy, dziewięć porażek. Klub zaliczył spektakularny zjazd. W momencie zatrudnienia Rooneya, Birmingham City znajdowało się na dającym nadzieję szóstym miejscu. Kiedy Anglik żegnał się z fanami, klub plasuje się na dwudziestej lokacie. Żadna drużyna występująca w Championship w czasie jego kadencji nie uzbierała mniej punktów. To wręcz katastrofalna statystyka.

Wykres przedstawiający bramki oczekiwane i oczekiwane gole stracone pokazuje coś jeszcze innego: od momentu zmiany szkoleniowca, Birmingham City wyróżniało się rozhulaną defensywą (na różowo zaznaczono oczekiwane bramki stracone na mecz). Niebieska kreska z kolei to moment przyjścia Wayne’a Rooneya. Strzelone gole oczekiwane wiele się zmieniły – utrzymywały się na poziomie jednej bramki na spotkanie.

źródło: Wyscout

Tylko trzykrotnie ekipa Krystiana Bielika zagrała na zero za kadencji Rooneya. W 15 meczach straciła aż 30 goli. Dużo za dużo.

Analiza gry defensywnej to tylko wierzchołek góry lodowej. Rooney zaczął przygodę w Birmingham od trzech porażek, a przecież dostał na początku sporo czasu: został zatrudniony podczas październikowej przerwy reprezentacyjnej. Na pierwszą wygraną czekał ponad miesiąc – ze znajdującym się w strefie spadkowej Sheffield Wednesday. Drugie – i ostatnie – zwycięstwo przyszło w połowie grudnia na wyjeździe z Cardiff.

Później podopieczni byłego napastnika Manchesteru United przeplatali remisy z porażkami. Gwoździem do trumny była przegrana 1 stycznia z Leeds. Walczące o powrót do Premier League „Pawie” z łatwością rozprawiły się z drużyną Rooneya, a Anglikowi dzień po meczu podziękowano.

To było do przewidzenia, bo mający i tak bardzo dużo cierpliwości do Rooneya kibice, po gorzkiej porażce w Leeds dali o sobie znać. – Wynoś się z naszego klubu, wynoś się z naszego klubu, Wayne Rooney, wynoś się z naszego klubu! – niosło się z trybuny gości na Elland Road.

Jaśniej się nie dało. Następnego dnia stało się to, co nieuniknione. Statek pod batutą kapitana Wayne’a niebezpiecznie zbliżał się w kierunku League One, a kiedy obwieszczono 39-latka nowym szefem, to na horyzoncie majaczyła przecież bajkowa Premier League.

Co dalej z Rooneyem? Do… czterech razy sztuka?

Zwolenników Rooneya jednak nie brakuje. Jak to zwykle bywa, wraz z jego odejściem pojawiły się głosy, że powinien otrzymać więcej czasu i zaufania. – Mam nadzieję, że dostanie kolejną szansę, ponieważ trzy miesiące w piłce nożnej to niewiele czasu, aby coś zmienić w klubie – bronił swojego rodaka Gary Lineker w podcaście „Rest in Football”.

Trzeźwym okiem spojrzał na kadencję Rooneya Micah Richards. – Myślę, że najlepsi menadżerowie wiedzą, jak się dostosować we właściwych momentach. Wiele osób mówi: Poczekaj do stycznia, nie sprowadził jeszcze swoich zawodników, czy naprawdę sprawiedliwie jest go oceniać? Szczerze mówiąc, drużyna radziła sobie dobrze przed jego przyjściem. Nie powinno być teraz wymówek.

– Wciąż ma szansę zostać bardzo dobrym trenerem – ciągnął Richards. – W Derby wykonał niezłą robotę, patrząc na sytuację finansową klubu, utratę piłkarzy, a i tak prawie wywalczył utrzymanie (prowadzona przez Anglika drużyna spadła na trzy kolejki przed końcem sezonu, a klub został ukarany odjęciem aż 21 punktów za niewypłacalność finansową – red.).

Jak zostanie zapisana kolejna karta w trenerskiej przygodzie Wayne’a Rooneya? Obecnie chce odpocząć, spędzić czas z rodziną, ale liczy, że wkrótce dostanie szansę i wróci na ławkę. Tak przekazał w oświadczeniu.

Być może będzie warto czekać, ale przede wszystkim na lepszą wersję byłego napastnika „Czerwonych Diabłów”. Jeśli chce być menadżerem w starym, angielskim stylu, to nie powinien wskakiwać na zbyt głęboką wodę. Sporo jest klubów w League One czy nawet Championship, które pewnie widziałyby Rooneya na ławce. To nazwisko cały czas budzi duże emocje, ale średnio udane przygody, jak w Derby County czy DC United i kompletnie nieudane, jak w Birmingham City, w żadnym stopniu nie pomagają. Są jak kłujące w oczy rysy na pomniku wzniesionym podczas kariery zawodniczej.

Być może świat wkrótce usłyszy o wschodzącej trenerskiej gwieździe, Wayne’a Rooneya. Jesteśmy jednak pewni, że do tego daleka droga. Cholernie daleka. Jak z Waszyngtonu do Birmingham i z powrotem.

WIĘCEJ O ANGIELSKIEJ PIŁCE:

Fot. Newspix

Urodził się dzień po Kylianie Mbappe. W futbolu zakochał się od czasów polskiego trio w Borussi Dortmund. Sezon 2012/13 to najlepsze rozgrywki ever, przynajmniej od kiedy świadomie śledzi piłkarskie wydarzenia. Zabawy z kotem Maurycym, Ekstraklasa, powieści Stephena Kinga.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
1
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Anglia

Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
1
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Komentarze

24 komentarzy

Loading...