Reklama

Cash stawia klub nad reprezentację? Żadna sensacja!

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

02 stycznia 2024, 14:00 • 5 min czytania 72 komentarzy

Matty Cash z klasycznym dla siebie ogniem w oczach opowiada w „Fubo”, że wolałby wygrać Premier League z Aston Villą niż Euro 2024 z reprezentacją Polski, co teoretycznie można odbierać jako autodestrukcyjną demistyfikację – „farbowany lis” pokazuje prawdziwą twarz. W praktyce jednak Cash nie powiedział nic sensacyjnego. 

Cash stawia klub nad reprezentację? Żadna sensacja!

Szybki strzał 26-letniego piłkarza rozpętał małą burzę, choć sam zainteresowany zabezpieczał się w „Fubo”, że najchętniej wygrałby i Premier League, i Euro 2024, a do tego wystawił laurki kolegom z kadry – Piotra Zielińskiego określił „ballerem”, Wojciecha Szczęsnego nazwał „legendą”, a Roberta Lewandowskiego scharakteryzował jako „spokojnego”. Dobra, to o Lewym nie brzmiało jak wielki komplement, ale o żadnej aferze nie ma mowy, kulek mocy sobie raczej nie podbierają. Zresztą, nieważne.

Przy tym Cash faktycznie zasugerował, że zwycięstwo w Premier League ceni wyżej niż złoty medal Euro 2024. Główne argumenty przeciwko takiej konstatacji streścić można w kilku punktach:

a) w takim razie żaden z niego Polak,

b) gra z „Orzełkiem” na piersi powinna być najwyższym zaszczytem,

Reklama

c) historycznie Euro waży więcej niż jeden wygrany sezon w Premier League,

d) jeszcze raz: w takim razie już na pewno żaden z niego Polak.

Pięknie to brzmi, dumnie, patetycznie, pompatycznie i napuszenie, ale prawda jest taka, że Cash miał całkowite prawo do zhierarchizowania Premier League nad Euro. Bądźmy poważni, reprezentacja Polski ma za sobą katastrofalne eliminacje do mistrzostw Europy. Żeby zagrać na turnieju w Niemczech, musi w marcowych barażach pokonać najpierw Estonię, a następnie Finlandię albo Walię. Do Euro daleka droga, naprawdę daleka, marzenia o jakimś medalu to kompletna fantastyka.

Aston Villa zaliczyła zaś właśnie wyśmienity 2023 rok. Unai Emery stworzył maszynę, która wygrała 32 spośród 52 spotkań i po ponad połowie sezonu zajmuje drugie miejsce w tabeli Premier League, tracąc tylko trzy punkty do liderującego Liverpoolu i wyprzedzając te wszystkie Manchestery City, Arsenale, Tottenhamy czy inne West Hamy. Wygrała też swoją grupę w Lidze Konferencji, gdzie jest jednym z głównych faworytów do sięgnięcia po główne trofeum. Aston Villa się ogląda, bo Aston Villa jest naprawdę kozackim zespołem.

Matty Cash jest ważnym elementem układanki Emery’ego. Zagrał w tym sezonie 26 razy, co złożyło się na 1748 minut. Kiedy jest zdrowy i nie pauzuje za kartki, zazwyczaj wybiega w pierwszym składzie – na prawej obronie, na wahadle lub na skrzydle, zależnie od ustawienia. Jakiś czas temu Hiszpan próbował na stałe usytuować go wyżej, dał mu większą swobodę w bieganiu do przodu, potem trochę się z tego wycofał, ale generalnie Cash w bardzo silnym zespole Premier League może pozwolić sobie na dużo, nie jest tylko planktonem.

Jasne, angielskie media coraz częściej przebąkują, że Aston Villa sprowadzi mu konkurencję, że jeszcze częściej na jego pozycji grywać będzie nominalny środkowy obrońca Ezri Konsa, ale jeśli „The Villans” nie wcisną hamulca i naprawdę ugrają coś poważnego w Premier League, to niemal na pewno będzie w tym duża zasługa Casha. I czy jest coś dziwnego w tym, że chłopak urodzony i wychowany w Wielkiej Brytanii, żyjący od małego w przekonaniu o wielkości i wspaniałości Premier League, a następnie z coraz większymi sukcesami w Premier League się rozpychający, marzy przede wszystkim o zdobyciu mistrzostwa Anglii? Jakby ktoś miał wątpliwości – nie, nie ma w tym nic dziwnego.

Reklama

Zanim zaczniemy więc moralizować, że „już na pewno żaden z niego Polak”, ustalmy sobie pryncypia – powszechnym zjawiskiem w całym piłkarskim świecie jest stawianie gry w klubie wyżej od reprezentowania barw narodowych. Nie każdy musi być jak Gareth Bale, którego w pewnym momencie przestało obchodzić kolekcjonowanie kolejnych zwycięstw w Lidze Mistrzów, ale do samego końca kariery z uśmiechem na twarzy stawiał się na zgrupowaniach reprezentacji Walii. Albo – w mniejszej skali – jak Kamil Grosicki, po którym z miejsca widać, że za „Orzełka” na piersi dałby się pokroić, co polscy kibice nawet w kiepskich czasach nagradzają owacjami na stojąco.

Związek Casha z Polską jest bardzo specyficzny. Stąd pochodzi jego rodzina, ale przecież nie mówi w naszym języku, od weryfikacji postępów w jego lekcjach miga się tekstem „bardzo to trudne”, do tego naturalnie tu nie mieszkał, nie dał się do tej pory poznać też jako gość, który wie o tym kraju cokolwiek więcej niż widać z okien hotelu DoubleTree by Hilton, gdzie podczas zgrupowań stacjonuje reprezentacja Polski. Tym samym wystawia się na strzał, choć… przecież w tę stronę zmierza cała planeta – tylko cztery z trzydziestu dwóch drużyn na katarskich mistrzostwach świata mogły poszczycić się składem w całości złożonym z piłkarzy urodzonych na ojczystej ziemi.

Istotny problem jest zupełnie inny. Matty Cash, który niewątpliwie jest dobrym piłkarzem na miarę Premier League, całkowicie w reprezentacji Polski zawodzi. Słabo wypadł w Katarze. Kompromitująco z Albanią w Tiranie. Za Paulo Sousy i Czesława Michniewicza zwykle bywał przeciętny. Za Fernando Santosa – słabiutki. Za Michała Probierza za to nie pograł, bo w październiku blado wyglądał z Wyspami Owczymi, przesiedział na ławce spotkanie z Mołdawią, a następnie przed ważnym listopadowym starciem z Czechami (17 listopada) wymówił się kontuzją barku, której miał doznać przeciwko Nottingham Forest (5 listopada), co nie przeszkodziło mu jednak przebiegać po dziewięćdziesiąt minut z Alkmaar (9 listopada) i Fulham (12 listopada) oraz połówki z Tottenhamem (26 listopada).

Cash ma więc pełne prawo intensywniej marzyć o mistrzostwie Premier League niż wygraniu Euro 2024, co nie znaczy, że za pierwsze dwa lata w reprezentacji Polski nie należy mu się żółta kartka.

Czytaj więcej o reprezentacji Polski:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Piłka nożna

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

72 komentarzy

Loading...