Reklama

W imię ojca narodu. Ataturk zjednoczył nawet Fenerbahce i Galatasaray

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

30 grudnia 2023, 12:46 • 12 min czytania 29 komentarzy

“Czego się spodziewaliście? Że pokonacie niepokonanego?” – głosi turecki kibic w komentarzu pod informacją o odwołanym Superpucharze Turcji. Fan Fenerbahce lub Galatasaray. Zwykle jest to istotne, ale tym razem bez znaczenia. Arabia Saudyjska zaprosiła gigantów ze Stambułu do siebie licząc na wielkie, jak zwykle gorące, derby. Gospodarze nie docenili jednak tego, jakim echem poniesie się to wydarzenie zanim w ogóle ktokolwiek kopnie piłkę. Podniesienie ręki na Ataturka sprawiło, że 2023 rok w futbolu zakończył się skandalem na politycznym tle.

W imię ojca narodu. Ataturk zjednoczył nawet Fenerbahce i Galatasaray

Sezon życia. W taki sposób zapowiadano nadchodzący sezon Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Co jakiś czas błyskały tam uznane nazwiska. Isfahan wstrzymywał oddech, gdy Juninho Pernambucano przymierzał się do wykonania rzutu wolnego, gdy przez pewien czas zabawiał katarską publikę. Raula Gonzaleza w tym mieście nie uświadczyli, pechowcy. Legenda Realu Madryt wydobrzała dopiero na wyjazd do Awhaz.

Irańskie miasta oglądały więc gasnące gwiazdy europejskich boisk od ładnych paru lat. Nic jednak nie mogło równać się z tym, co przyniosła ze sobą wielka saudyjska rewolucja. Saudi Pro League biło rekordy, a Azja marzyła. Al-Hilal, Al-Ittihad, Al-Nassr. Neymar, Karim Benzema, Cristiano Ronaldo. Irak, Iran, Indie, Tadżykistan, Turkmenistan i Uzbekistan jeszcze nigdy tak mocno nie ściskały kciuków w nadziei na wylosowanie gości z bliskowschodniego królestwa.

Najbardziej poszczęściło się Irańczykom, zebrali hattrick. Szczęście wcale im jednak nie sprzyjało. Gdy Al-Nassr przybyło do Teheranu, ludzie kompletnie oszaleli. Rzucali się pod koła autobusu, szturmowali hotel. Siedemdziesięcioośmiotysięczny stadion Azadi, perła Iranu, przywitał jednak Cristiano Ronaldo i spółkę głuchą ciszą. AFC w brutalny sposób wymierzyła klubowi Persepolis karę. Zamknięcie stadionu na jeden mecz, akurat ten, na który czekał cały Iran. Sprawa sięgała 2021 roku i… wpisu w mediach społecznościowych.

Persepolis grało z indyjskim Goa FC. Przed wyjazdowym spotkaniem irański klub zapostował: podbijemy Indie tak jak Nadir Shah. Krótka lekcja historii — Shah swego czasu wyrżnął trzydzieści tysięcy mieszkańców Delhi w ciągu sześciu godzin. Wystarczyło, że podniósł miecz, dając sygnał do krwawej rzezi na cywilach. Szło znaleźć lepsze porównanie, więc AFC oddała Goa FC sprawiedliwość. Gdy wylosowano grupy Ligi Mistrzów, tysiące kibiców Persepolis zasypało profile indyjskiego klubu komentarzami, błagając o wybaczenie.

Reklama

Bez szans. Polityka była bezlitosna.

Nie dalej jak dwa tygodnie później przekonał się o tym kolejny z tamtejszych gigantów, Sepahan. Drugie podejście do ugoszczenia w Iranie supergwiazd z Arabii Saudyjskiej skończyła się nawet gorzej niż pierwsza. Wcześniej, przez siedem lat, saudyjskie i irańskie drużyny w ogóle się nie odwiedzały. Gdy los kojarzył je ze sobą w międzypaństwowych rozgrywkach, spotkania rozgrywano na neutralnym terenie. Ot, względy bezpieczeństwa, bo obydwa kraje łypały na siebie groźnie, nie dogadując się na wielu polach. AFC nie chciała politycznych prowokacji, ale gdy Arabia Saudyjska i Iran wykonały krok w kierunku zgody, decyzję zmieniono.

Tylko po to, żeby przy pierwszej okazji odbiło się to czkawką. Karim Benzema już szykował się do wyjścia na murawę, gdy saudyjska delegacja zlokalizowała pułapkę zastawioną przez gospodarzy. Na wyjściu z tunelu prowadzącego na boisko postawiono wielkie popiersie generała Ghasema Solejmaniego. Dla Iranu — kluczowa postać polityczna, bohater. Dla Arabii Saudyjskiej — kluczowa postać polityczna, zbrodniarz. Sztuczka polegała na tym, że umieszczenie wizerunku zabitego przez amerykańską armię wojskowego akurat w tym miejscu oznaczało, że Al-Ittihad przemaszeruje obok niego, co uwiecznią kamery na całym świecie.

Fortel nie wypalił. Ittihad zrezygnował z gry, azjatycka federacja znów nie zrozumiała “niewinnych” historycznych wycieczek Iranu. Sepahan przegrał walkowerem. Na koniec Persów dobił Neymar. Al-Hilal, mimo skandalu w Isfahan, nie wrócił do kraju śladem kolegów z Dżuddy. Saudyjczycy gładko ograli Nassaji Mazandaran, a w świat poszedł obrazek Brazylijczyka, który na swoim profilu wyśmiał stan murawy na irańskim stadionie.

Szczęśliwy hattrick zmienił się w serię katastrof.

Superpuchar Turcji w Arabii Saudyjskiej odwołany. Fenerbahce i Galatasaray stanęły w obronie Ataturka

Historia z wyjazdu Al-Ittihad do Iranu jest istotna, bo doskonale obrazuje to, że Arabia Saudyjska jest świadoma wagi pewnych symboli, gestów i czynów. To w zasadzie oczywistość, sami są przecież doktorantami z ukrytego przekazu płynącego pod osłoną sportu. Nie tylko sportu zresztą. W obszernym tekście wyjaśniającym piłkarską rewolucję w królestwie Olivier Jarosz z “LTT Sports” opowiadał nam o tym, od jak dawna Saudyjczycy budują swoją potęgę.

Reklama

Stosują soft power od rządów króla Fajsala w latach 60. i 70. Tyle że do tej pory nie działali tak mocno w sporcie. Przejawiało się to raczej poprzez wykupowanie różnych firm, korporacji czy budowanie meczetów. Na przykład w zamian za budowę stadionu króla Baudoina I w Brukseli, król Fahd dostał ziemię, na której powstał największy wówczas meczet w Europie. To było zapoczątkowanie siły Arabii Saudyjskiej.

Szaleństwo czy wybitny plan? Jak i po co Arabia Saudyjska chce przejąć futbol

W ostatnim czasie skala tych działań nabrała jednak zawrotnego tempa. Riyadh Season, coroczny festiwal niekończącej się rozrywki i promocji Arabii Saudyjskiej, naszpikowany był eventami, które śledził cały świat. W Rijadzie Tyson Fury bił się z Francisem Ngannou, a zaraz po nich w ringu stanęli także Anthony Joshua i Deontay Wilder. Nagrody w e-sportowym turnieju Saudi Games kilkukrotnie przewyższały premie dla laureatów innych zawodów najwyższej rangi. Na MDL Beast Soundstorm zagrali David Guetta, 50 Cent czy Metallica.

Rozumiecie — jeśli Arabia Saudyjska coś organizuje, to tylko z najlepszymi na rynku. Dlatego po ubiegłorocznym “ostatnim tańcu” Leo Messiego i Cristiano Ronaldo, dwóch najlepszych piłkarzy w historii futbolu ponownie przyjedzie do Rijadu, żeby ostatni raz zmierzyć się ze sobą na boisku. Tym razem już na pewno, chyba że za rok uda się podpisać kontrakt na kolejne pożegnanie. Częścią piłkarskiego show w ramach Riyadh Season jest także rywalizacja o Superpuchar Hiszpanii oraz Włoch.

Oraz przystawka: Superpuchar Turcji.

W teorii nic wielkiego. Z całym szacunkiem do gorącej historii rywalizacji Fenerbahce z Galatasaray, kibiców bardziej interesuje przylot do Rijadu Realu Madryt i FC Barcelony. W praktyce jednak był to kolejny krok w stronę odbudowania relacji między obydwoma krajami. Mohammed bin Salman i Recep Tayyip Erdogan raz traktują się tak, że ni to brat, ni swat, żeby chwilę później ściskać sobie dłonie. Mordestwo Dżamala Chaszukdżiego w Stambule podzieliło obu panów. Erdogan nazwał Turcję “przedstawicielem sumienia świata”, nawołując do potępienia Saudyjczyków. Obarczał bliskowschodniego księcia winą, grzmiał o tym w mediach.

Arabia Saudyjska potraktowała Turków z wzajemnością. Sprawa sięgnęła nawet futbolu — kluby Saudi Pro League dostały zakaz kupowania zawodników z Super Lig. Państwowe dolary nie będą wspierać wrogów ojczyzny.

Z czasem Recep Tayyip Erdogan złagodniał. Nie tylko w stosunku do Saudyjczyków, zaczął bratać się z każdym w regionie, zaczynając od Egiptu i Izraela. Futbol znów był w tle: gdy Mohammed bin Zayed, książe ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, przyleciał do stolicy Turcji na finał Ligi Mistrzów z udziałem Manchesteru City, media informowały o pięciu miliardach dolarów depozytu wzmacniającego rezerwy banku centralnego w Ankarze akurat wtedy, gdy lira sięgała dna. Nawiązując ponowną przyjaźń z Saudyjczykami, Erdogan też dbał o interesy. Unieważnił proces w sprawie zabójstwa Chaszukdżiego, a gdy druga strona poprosiła o gest, który pójdzie w świat, stanął do zdjęcia z Mohammedem bin Salmanem, jak gdyby między nimi nic nigdy się nie wydarzyło.

Jak już wspominaliśmy: jedni i drudzy wiedzą, ile znaczą takie symbole.

Tureccy oficjele przyjęci w Arabii Saudyjskiej. Na zdjęciu m.in. Minister Sportu i Młodzieży

Dlaczego Superpuchar Turcji w Rijadzie został odwołany?

Fenerbahce i Galatasaray na wycieczce do Arabii Saudyjskiej miały zarobić fortunę. Samym zainteresowanym pomysł niekoniecznie się podobał. Władze pierwszego z klubów sprzeciwiały się przeniesieniu finału poza Turcję. Decyzja była jednak ponad nimi. Podpisaniem niezwykle korzystnego kontraktu chwalił się Mehmet Buyukeksi, prezydent Tureckiej Federacji Piłkarskiej (TFF), głowa całego przedsięwzięcia. Co poradzić, grać trzeba.

Dwójka gigantów ze Stambułu przybyła do Arabii Saudyjskiej świeżo po burzliwych derbach świątecznych. Na murawie co prawda wiało nudą, ale jak to w przypadku tureckich konfrontacji bywa, działo się poza nią. Galata stoczyła wojenkę o niepodyktowany rzut karny, Fener słusznie odpowiadało, że Mauro Icardi wpadł w słupek, a za to jedenastek się nie gwiżdże. Atmosfera między obiema stronami była napięta i podgrzana, zwiastowała idealną okazję na mecz-promocję dla tureckiej piłki.

Absolutnie nikt nie zakładał, że na koniec dnia obrazkiem będzie zgoda.

Skandal tlił się powoli. Na wiele godzin przed pierwszym gwizdkiem tureckie media informowały o nieporozumieniach pomiędzy organizatorami i uczestnikami. Trzeba wiedzieć, że rok 2023 jest dla Turków wyjątkowy. Sto lat wcześniej Mustafa Kemal Ataturk utworzył Republikę. Fenerbahce i Galatasaray przystąpiły do sezonu uzbrojone po zęby także dlatego. Wygrana sezonu stulecia byłaby wielką chwałą dla każdego z tych klubów; zwłaszcza że obydwa są blisko związane z osobą ukochanego przywódcy. Dość powiedzieć, że przed stadionem Fener niedawno stanął jego pomnik.

Kibice Fenerbahce wykorzystali pandemię i zamknięty stadion do stworzenia trybuny kartonowych fanów. Największy był oczywiście Ataturk

Turcy chcieli wyprawić Superpuchar z pompą godną Ataturka. Obydwa zespoły przygotowały okolicznościowe koszulki z podobizną Mustafy, w których miały wybiec na rozgrzewkę. Portrety założyciela miały ozdabiać stadion, a najsłynniejsze hasła – “Szczęśliwy ten, kto urodził się Turkiem” oraz “Pokój w domu, pokój na świecie” – przywitać piłkarzy na murawie. Wszystko to nie spodobało się Saudyjczykom, którzy wyszli z założenia: w Rzymie zachowuj się jak Rzymianin. Ołtarzyków ku czci obcego bohatera nie chcemy. Pierwotnie TFF obśmiała doniesienia mediów i zdementowała, że doszło do jakichkolwiek niesnasek.

Im bliżej do meczu, tym gorzej szło jednak ukrywanie potężnego krachu.

Stało się jasne, że jedni i drudzy nie ustąpią. Superpuchar Turcji stanął pod znakiem zapytania, w negocjacje zaangażowały się głowy państw, ale interwencja Mohammeda bin Salmana i Recepa Tayyipa Erdogana nie przyniosła skutku. Spotkanie odwołano w atmosferze ogromnego skandalu, który szybko podchwyciły media z całego świata. Obydwie strony przerzucały winę niczym gorącego kartofla. Turcy informowali, że gospodarze nie chcieli nawet odegrać państwowego hymnu, co mocno biło w Saudyjczyków, którzy przecież za dekadę zorganizują mistrzostwa świata.

Perła w koronie. Arabia Saudyjska zorganizuje mistrzostwa świata – co to oznacza?

Ci odpowiadali, że dali Turkom palec, a ci chcieli całą rękę. Zgodzili się na flagi i portrety Ataturka, a wtedy goście zażyczyli sobie jeszcze banerów ze wspomnianymi wyżej hasłami. W obliczu wojny Izraela z Palestyną kojarzyły się one jednoznacznie, tymczasem Arabia Saudyjska za wszelką cenę unika łączenia jej z którąś ze stron konfliktu. Sytuacja jest dla niej wyjątkowo niezręczna. Symbole, gesty i czyny mają znaczenie. Pokazanie stadionu w Rijadzie z takim przesłaniem nie różniłoby się zbytnio od przemaszerowania obok popiersia generała Solejmaniego. Zostałoby odebrane politycznie.

A jak powtarza Gianni Infantino, który niedawno obdarował Bliski Wschód kolejnym mundialem, polityki i sportu mieszać nie należy.

Więcej niż mecz. Jak skandal z Ataturkiem wpłynie na relacje Arabii Saudyjskiej z Turcją?

Dwa godzące się kraje nagotowały sobie bigosu w okolicznościach nieco kuriozalnych. Dało się przecież przewidzieć, że Turcy będą chcieli upamiętnić Ataturka na stulecie państwowości. Dało się także przewidzieć, że granie symbolami narodowymi i ukrytym przekazem nie spodoba się gospodarzom. Pytanie więc, czy to, co stało się w Rijadzie, było fatalnym nieporozumieniem, czy jednak elementem przemyślanej gry?

Wygląda na to, że jedni chcieli drugich przechytrzyć. Turcy nie powiedzieli wcześniej Saudyjczykom, jak chcą uczcić setną rocznicę założenia kraju. Miała to być wrzutka za pięć dwunasta, żeby Arabia Saudyjska nie miała czasu tego odwołać. Trafiła kosa na kamień, bo gospodarze stwierdzili, że się nie ugną. Turcy ustąpić nie mogli, bo dla nich Ataturk to symbol kraju. Superpuchar miał być zwieńczeniem obchodów stulecia. Saudyjczycy ustąpić nie mogli, bo nie mają ciepłych relacji z Turkami, a hasło Ataturka odbierane jest jednoznacznie, podczas gdy Arabia Saudyjska nie może zająć stanowiska w wojnie Palestyny z Izraelem, bo z jednej strony giną tam Arabowie, a z drugiej chcą nawiązać relacje z Izraelem – mówi nam Michał Banasiak, dziennikarz “TVN 24” zajmujący się geopolityką w sporcie.

Sytuacja nie jest jednak prosta, wręcz przeciwnie. Jeśli chodzi o postać Ataturka, to Recep Tayyip Erdogan – ujmijmy to tak – nie stałby na jego przemówieniach w pierwszym rzędzie z tabliczką fan numer jeden. Turecki przywódca ma nieco odmienne poglądy i pewnie gdyby zależało to tylko od niego, machnąłby ręką na organizowanie wielkiego show wokół założyciela republiki. Wiadomo jednak, że Mustafa to symbol łączący wszystkich Turków. Lekceważenie, a co gorsza próba marginalizacji jego postaci, to prosty krok w kierunku politycznego samobójstwa. Erdogan ma więc poważny problem. Potrzebuje Saudyjczyków, żeby realizować własne cele, ale potrzebuje też wyborców, którzy oczekują obrony Ataturka.

Kibice Galatasaray odpowiedzieli tym samym, ale – oczywiście – musieli mieć większego Ataturka

Z drugiej strony mamy natomiast Arabię Saudyjską, kraj, który jest liderem regionu. To Mohammed bin Salman ma dyktować to, jak wygląda polityka na Bliskim Wschodzie. Zwłaszcza na własnym podwórku nie mógł więc ustąpić.

Na Bliskim Wschodzie wszystkie decyzje polityczne podejmowane są na zasadzie robienia tego, co się nam w danym momencie opłaca. Jeśli Saudyjczykom opłacało się pomóc Turkom, to im pomagali. Jeśli teraz opłacało im się postawienie na swoim, to postawili. To region, w którym nikt nie jest w stanie zaufać drugiej stronie. Nawet jeżeli mamy odwilż w relacjach saudyjsko-tureckich to skomplikowane sojusze w regionie wpływają na ograniczenie zaufania. Wojna izraelsko-palestyńska pojawia się tu niespodziewanie, ale hasło Ataturka jest z nią jednoznacznie kojarzone. Dla Saudyjczyków jest ono wyjątkowo niewygodne, bo Hamas wspiera Iran, a Iran to śmiertelny wróg Arabii Saudyjskiej. Saudyjczycy do tego stopnia pilnują tego, żeby wątki dotyczące tego konfliktu nie pojawiały się na ich podwórku, że niedawno zatrzymano pielgrzymów z Mekki i Medyny, którzy mieli na sobie palestyńskie kefije i flagi. Nie chcą, żeby ktokolwiek im cokolwiek zarzucił – tłumaczy Michał Banasiak.

Skandal doprowadził do nieoczekiwanych sojuszy. Na lotnisku kibice Fenerbahce i Galatasaray wspólnie pozowali do zdjęć, sławiąc imię Ataturka. Największe grupy kibicowskie obydwu klubów apelują o “zawieszenie broni” i przywitanie odwiecznych rywali w kraju jak bohaterów. Oburzeni fani podkreślają, że niezwyciężony Ataturk znów wygrał, ponownie pokazał, że Turcja potrafi być jednością, gdy jej interes jest zagrożony. W tle pojawia się trzeci gigant ze Stambułu – Besiktas – który zaprasza sąsiadów do rozegrania Superpucharu na ich obiekcie. Z flagami, z portretami, z hasłami, z wielką pompą na cześć Mustafy. Podobne oferty płyną z całej Republiki. Nic dziwnego, Turkom stadionów nie brakuje, więc każdy chce okazać jedność.

Relacje Recepa Tayyipa Erdogana z Mohammedem bin Salmanem ucierpieć nie powinny. Koniec końców to tylko mecz piłkarski, nic wielkiego, gdy mowa o wielomilardowych interesach obydwu państw. Nie takie rzeczy potrafili przeskakiwać tamtejsi przywódcy, żeby przeforsować to, na czym im zależało. Prezydentowi Turcji to nawet na rękę. Nieoczekiwanie dostał szansę zaplusowania w narodzie; już wezwał do dymisji Mehmeta Buyukeksiego, szefa TFF, ku radości kibiców i klubów, bo nie była to postać darzona sympatią i szacunkiem w tamtejszym środowisku piłkarskim.

Sprawa najpewniej skończy się wielomilionowym odszkodowaniem dla Saudyjczyków za zerwaną umowę i powrotem Superpucharu do ojczyzny. Cóż to jednak za koszt, gdy na szali leży jedność Turków? Ataturk znów wygrywa. Lepszego zwieńczenia stulecia Republiki nie mógł sobie wyobrazić.

WIĘCEJ O PIŁCE NOŻNEJ W TURCJI:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

29 komentarzy

Loading...