Eksplozja talentu Bryana Zaragozy zachwyciła kibiców LaLiga, którzy wiedzieli, że zbyt długo się nim nie nacieszą. Po zaledwie trzech miesiącach świetnej gry 22-latek został zaklepany przez Bayern, a Hiszpanie zastanawiają się, jak przekonać innych perspektywicznych zawodników do pozostania w ojczyźnie.
Kiedy Bryan Zaragoza raz za razem ośmieszał Julesa Koundé i przedstawiał się światu w meczu z Barceloną (2:2), jasnym stało się, że szybko zmieni klub. A nawet bardzo szybko. Niespełna dwa miesiące po tym popisie Hiszpan podpisał kontrakt z Bayernem Monachium, który wyłożył za niego 15 milionów euro. W karierze 22-latka wszystko dzieje się błyskawicznie, jak przystało na jednego z najbardziej dynamicznych zawodników w LaLiga…
Ale czy nie za wcześnie na wyjazd?
Andaluzyjska odpowiedź na Viníciusa
Choć w przedsezonowych przewidywaniach wskazywałem Bryana jako swojego kandydata do miana zawodnika-rewelacji, to nigdy nie przypuszczałbym, iż tak szybko wyląduje w jednym z najlepszych klubów Europy. To nie była harmonijnie rozwijająca się kariera, a eksplozja talentu, który bywał jak kometa – w jednym meczu wyglądał jak andaluzyjska odpowiedź na Viníciusa Júniora, by w kolejnych trzech wyglądać jak dziecko we mgle. W pierwszych 592 minutach w LaLiga miał pięć goli i asystę, czym zasłużył na powołanie do kadry. – Na zgrupowanie pójdę nawet na piechotę – przekonywał po meczu z Barceloną, w którym przedstawił się światu. Ale od tego czasu, w kolejnych, 517 minutach, miał jedną asystę i trzy żółte kartki.
W drodze na szczyt 22-latek nie wchodził po schodach, a wykonywał wielkie susy. Jego kariera jest uboga w doświadczenia. Zanim w poprzednim sezonie rozegrał sześć meczów w podstawowej jedenastce drugoligowej Granady, występował w czwartej lidze w barwach El Ejido. Obecne rozgrywki rozpoczął na ławce rezerwowych. Na inaugurację z Atlético spędził na murawie osiem minut. Paco López postawił na niego dopiero po sprzedaży Samu Omorodiona i trzeba przyznać, że Bryan szansę wykorzystał, powoli przyzwyczajając się do nowej rzeczywistości, gdzie po meczach po każdym otwarciu Instagrama miał pięć tysięcy obserwujących więcej.
Popyt na skrzydłowych
Choć Bryanowi nie można odmówić potencjału, o czym za chwilę, to Hiszpanie zastanawiają się, czy nie jest on jeszcze zbyt „zielony” na transfer do tak wielkiego klubu. Skrzydłowy pozbiera doświadczenia walcząc do końca sezonu o utrzymanie z Granadą i deklaruje, że „nie mógł porzucić swojego klubu w środku rozgrywek”, jednak analizując jego mowę ciała trudno jest nie dostrzec frustracji kolejnymi nieudanymi występami. W kolejnych miesiącach Zaragoza będzie musiał znacząco dojrzeć, by nie stać się kolejnym Markiem Rocą czy Bryanem Gilem – hiszpańskim talentem, który zbyt szybko wyjechał do dużego klubu, by zostać przyspawanym do ławki rezerwowych lub trafić na karuzelę wypożyczeń.
Można zastanawiać się, czy lepszym wyborem dla Zaragozy nie byłyby przenosiny do pośredniego klubu (interesowały się nim też np. Brighton, Porto czy Lipsk), jednak nie można się dziwić, że obie strony się dogadały. W pełni zrozumiałym jest, że Bryan zdecydował się spróbować złapać byka za rogi, bo mógł uznać, iż oferta z Monachium pojawia się raz w życiu. W pełni zrozumiałym jest też, że Bayern postawił na wychowanka Granady. Jego talent jest ogromny, a rynek jest wyjątkowo chłonny na tego typu zawodników.
Świat futbolowych transferów, jak każdy inny biznes, działa na zasadzie popytu i podaży. Jest ogromne zapotrzebowanie na piłkarzy nieszablonowych, obdarzonych rewelacyjnym dryblingiem, a jeszcze większe są nadzieje, że ci zdołają poukładać swoją grę. Podaż? Mizerna. Dlatego wielkie kluby starają się działać szybko, tym bardziej, gdy chodzi o zawodnika, który pokazał się w jednej z najlepszych lig Europy. 15 milionów euro to nie jest wielka kasa dla Bayernu, a ryzyko może się opłacić, szczególnie w klubie, który przez lata opierał się na Francku Ribérym i Arjenie Robbenie, a teraz wierzy w Leroya Sané, Serge’a Gnabry’ego czy Kingsleya Comana.
Artysta dryblingu
Kupując Bryana, Bayern sięga po piłkarza ulicznego, bo tak określa się 22-latek, który wychowywał się w Cruz de Humilladero, jednej z najbiedniejszych dzielnic Málagi. – Co dziesięć minut musiałem go ochrzaniać, bo był niegrzeczny. Zawsze coś odwalał. Był bardzo trudnym dzieckiem, ale taka jest też nasza dzielnica – opowiadał w „El Mundo” pierwszy trener Zaragozy, Pepe Zamora.
Chłopak, który odbijał się od akademii Realu Betis czy Valencii, to skrzydłowy nieprzewidywalny, który najlepiej czuje się w chaosie. Im więcej chaosu, im więcej przypadkowości, im większa szansa na pojedynek z rywalem, tym lepiej. W swoim debiutanckim sezonie w elicie Zaragoza jest zawodnikiem z największą liczbą udanych dryblingów w LaLiga. – To artysta dryblingu – opisuje Robert Moreno, który dał Bryanowi szansę debiutu w Granadzie.
Skrzydłowy jest piekielnie szybki. Potrafi świetnie zmieniać kierunek biegu. Ma znakomity pierwszy krok, ale też niski środek ciężkości oraz bardzo silne nogi, co pozwala mu chronić piłkę czy wygrywać pojedynki z teoretycznie silniejszymi rywalami. – To jedna z hiszpańskich pereł. Od dawna jest na naszym radarze. Zdecydowanie poszerzy nasze możliwości – zachwalał 22-latka Christoph Freund, dyrektor sportowy bawarskiego giganta.
Najniższy w historii Bayernu
Choć Bryan może grać na obu skrzydłach, to najlepiej czuje się na swojej naturalnej, prawej stronie. Jego ulubionym zagraniem jest drybling do zewnątrz, do linii końcowej, i mocny strzał z prawej nogi – tak zaskoczył m.in. Marca-André ter Stegena. Zaragoza stara się upraszczać grę. Jego drybling jest oparty o przyspieszenie, a nie zwody znane z Copacabany. Krótko prowadzi piłkę, ale jednocześnie nie sili się na niekonwencjonalne rozwiązania. Zdecydowanie poprawił się pod względem rozgrywania akcji. W porównaniu z Segunda División, znacznie lepiej wychodzi z podwojeń i uruchamia kolegów. Poprawił też grę bez piłki, jednak pod tym względem daleko mu do ideału.
Największym minusem Zaragozy jest praca w defensywie. Nie dość, że mocno ograniczają go warunki fizyczne (ma 164 cm wzrostu – będzie najniższym zawodnikiem w historii Bayernu i najniższym obecnie grającym w Bundeslidze), to jeszcze pod względem taktycznym, dalej jest piłkarzem nieopierzonym. Trenerzy zdają sobie z tego sprawę. I Paco López w Granadzie, i Luis de la Fuente w reprezentacji Hiszpanii zwalniali go z większości obowiązków defensywnych („Selekcjoner prosił mnie, bym był odważny” – wyznał sportowiec), chcąc maksymalnie wyeksponować ofensywne atuty Bryana, jednak wątpliwym jest, aby coś takiego przeszło w Bayernie.
Hiszpańska bieda
– Gram po to, by dryblować – podkreśla Bryan, piłkarz, który zdecydowanie wpada w oko. Skrzydłowy podpisał kontrakt z Bayernem do czerwca 2029 roku, a na Półwyspie Iberyjskim będą mogli cieszyć się nim tylko do końca obecnego sezonu i to kolejny dowód na problem LaLiga z utrzymywaniem talentów. Niestety, ale trudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym któraś z hiszpańskich ekip wykłada na Zaragozę 15 milionów euro. To kwoty przekraczające możliwości tamtejszych pucharowiczów. Sevilla czy Villarreal ostatni raz takie pieniądze wydały dwa lata temu, Real Betis – w 2019 roku.
Fakty są brutalne: gdyby Bayern nie zgłosił się po Bryana, to ten trafiłby do Lipska. Albo do Brighton. Albo do Porto. Kibice przychodzą na stadiony, by oglądać piłkarzy takich jak Zaragoza, ale hiszpańskie kluby nie potrafią ich zatrzymać. To spory problem LaLiga, której prezes, Javier Tebas, musi kolejny raz poważnie zastanowić się nad restrykcyjnością Finansowego Fair Play, które znacząco ogranicza możliwości nawet solidnie zarządzanych ekip.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Największe więzienie świata. Piłkarskie sceny z konfliktu Izraela i Palestyny
- Szalony koncept pewnego Czecha. Jak Bohemians podbili antypody
- Zmarginalizowany Skóraś. Nędzny start reprezentanta Polski w lidze belgijskiej
Fot. newspix.pl