Reklama

Jak wracali wielcy, czyli w czyje ślady pójdzie Rafa Nadal?

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

07 grudnia 2023, 13:53 • 8 min czytania 0 komentarzy

Rafie Nadalowi kontuzje nigdy nie były obce. Tym razem jednak na kort ma wrócić po rocznej przerwie, co nigdy wcześniej mu się nie zdarzyło. Z tego powodu postanowiliśmy prześledzić, jakie powroty do sportu notowali inni wybitni sportowcy. W czyje ślady może pójść Hiszpan?

Jak wracali wielcy, czyli w czyje ślady pójdzie Rafa Nadal?

Gdybyśmy mieli wskazać tenisistę, który najbardziej kojarzy się z kontuzjami, to niewykluczone, że wybralibyśmy właśnie Rafę Nadala. Czasy, w których Hiszpan mógł powiedzieć, że biega po korcie bez bólu, już dawno minęły.

Inna sprawa, że mimo regularnego łapania urazów, oraz wiecznych problemów ze stopą, Nadal na przestrzeni lat był w stanie wyjątkowo rzadko omijać najważniejsze z turniejów, czyli wielkoszlemowe. W latach 2005-2019 nie zagrał tylko w sześciu Szlemach (ale zagrał we wszystkich French Open, choć raz zdarzyło mu się oddać mecz walkowerem).

W sezonie 2023 doszło już jednak do sytuacji, w której ciało Hiszpana niemal się poddało. 37-latek leczył biodro długimi miesiącami, zanim mógł w ogóle wrócić do spokojnych treningów. Tym samym do przyszłorocznego Australian Open przystąpi jako tenisista spoza pierwszej setki rankingu. Ba, spoza pierwszej sześćsetki.

Można zatem powiedzieć, że Rafa kompletnie wypadł z obiegu. I przy tym zadać sobie pytanie: jak wypadnie powrót tego wybitnego sportowca do świata tenisa? Będzie bardziej jak Federer, Murray czy może… Kevin Durant?

Reklama

Roger Federer, czyli przyjaciel też to przerabiał

Jest szansa, że ostatnie problemy Nadala przypominają wam nieco te, z którymi zmagał się jego wieloletni rywal, Roger Federer. Szwajcar również przez lata jeśli nawet wypadał z powodu urazu, to raczej nie na długo. Ale pod koniec kariery jego kolana powiedziały „stop”. Federera od czasu Australian Open w 2020 roku poza rywalizacją – tak samo jak Rafę – miało nie być tylko kilka miesięcy. Ale potem ta przerwa się wydłużała i wydłużała.

Ostatecznie Roger stracił właściwie cały sezon 2020. W kolejnym natomiast powrócił, ale nie udało mu się wyrobić na Australian Open, a Roland Garros (wcześniej zagrał w jeszcze dwóch mniej znaczących imprezach). W trakcie turnieju we Francji trudno było oczywiście oczekiwać czegokolwiek wielkiego po Szwajcarze, który nigdy nie był uważany za specjalistę od kortów ceglanych. Ale i tak grał nieźle.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Pokonał Denisa Istomina, Dominika Koepfera i przede wszystkim Marina Cilicia, a więc innego mistrza wielkoszlemowego. Do czwartego pojedynku z Matteo Berrettinim już nie przystąpił z powodu troski o swoje ciało. Mimo wszystko Paryż dał pozytywny sygnał: że być może Roger wkrótce zaskoczy tak, jak przed czteroma latami.

Co to znaczy? Na początku sezonu 2017 Szwajcar powrócił po kilkumiesięcznej przerwie od tenisa i wygrał Australian Open, pokonując w finale po pięknym meczu Rafę Nadala. Najwięksi optymiści w 2021 roku zatem wierzyli, że w nadchodzącym Wimbledonie, jeszcze starszy Federer znowu będzie w stanie zaskoczyć.

Reklama

Zakończyło się jednak na ćwierćfinale i porażce w trzech setach z Hubertem Hurkaczem. I to był – jak się okazało – ostatni mecz w karierze jednego z najlepszych tenisistów w historii. Kolejne miesiące przynosiły wyłącznie mało pozytywne informacje dotyczące Szwajcara, o potrzebie kolejnej operacji czy o braku postępów w rehabilitacji.

Federer we wrześniu 2022 roku oficjalnie zakończył karierę, a co dla jego fanów mogło być szczególnie rozczarowujące, nie zdecydował się nawet na występ w pożegnalnym turnieju. Co prawda zagrał w Pucharze Lavera, ale, po pierwsze, tylko raz. Po drugie, w deblu. A po trzecie, był to wyłącznie turniej towarzyski.

Inaczej mówiąc: kiedy zdrowie Federera się posypało, to posypało się doszczętnie. Rafa Nadal na pewno zatem liczy, że sezon 2024 (zapewne ostatni w jego karierze) nie przyniesie mu podobnego rozczarowania.

Andy Murray, czyli przeklęte biodro

Historia Rafy Nadala na końcu dość mocno jednak różni się od tej Federera. Przede wszystkim, jest obecnie młodszy niż Federer był w 2020 roku – o mniej więcej półtora roku. A po drugie, nie martwi się (a przynajmniej nie tak bardzo) o swoje kolana. Z gry wykluczyły go bowiem problemy z biodrem.

To jest zresztą o tyle ciekawe, że w przeszłości Hiszpan miewał kompletnie inne kontuzje. Przede wszystkim: Rafa od lat cierpi na chroniczną chorobę, jaką jest syndrom Muellera-Weissa. Mowa o nieuleczalnym i trudnym do pohamowania bólu w śródstopiu, który jest spowodowany martwicą kości trzeszkowej. Brzmi poważnie? I jest. Rafa po zwycięstwie w French Open w 2022 roku sam przyznał, że od wygranego turnieju wolałby… zdrową stopę.

Również w tym samym sezonie, tylko później, Nadal doznał urazu mięśni brzucha, co wykluczyło go z półfinałowego starcia w Wimbledonie z Nickiem Kyrgiosem (zresztą już mecz w 1/4 z Taylorem Fritzem wygrał z towarzyszącą mu kontuzją). Kilka lat temu natomiast Rafa narzekał też na bóle kolan. Ba, w przeszłości przerobił urazy nadgarstka, pleców czy łokcia, a nawet przedramienia. Trudno tak naprawdę określić, która część ciała nigdy nie doskwierała 37-letniemu tenisiście.

No ale właśnie – w sezonie 2023 roku wszystko rozbijało się o biodro. Kilka miesięcy po Australian Open Hiszpan nadal nie był zdrowy. I zdecydował się przejść operację, która przypadła na początek czerwca 2023 roku.

Kto w świecie tenisa miał podobne doświadczenie? Oczywiście Andy Murray. W przypadku podwójnego mistrza olimpijskiego mówimy zresztą o problemie z biodrem, który ciągnął się długimi latami. W 2018 roku Szkot w końcu trafił na stół operacyjny. A w 2019 roku ponownie. Efekt tego wszystkiego? W telegraficznym skrócie:  Murray, jak sam to określił, zaczął grać z „metalowym biodrem”. Czyli implantem.

Od tamtego czasu oczywiście nie wrócił do najwyższej formy. Ale trudno też nie przyznać, że wspomniana operacja uratowała mu karierę. Od drugiej połowy 2017 roku do drugiej połowy 2019 roku Szkot zagrał tylko w kilku turniejach. A ostatnio, choć też przeplata starty rehabilitacjami, jest w stanie normalnie rywalizować. Ba, czasem nawet zaskoczy i pokona któregoś z czołowych zawodników.

Andy to zresztą o tyle podobny przypadek do Nadala, że również jest uważany za zawodnika kochającego rywalizację do tego stopnia, iż potrafi grać mimo narastającego bólu. Rozumie, że najlepiej dla jego zdrowia byłoby już odpuścić i odłożyć rakietę w kąt. Ale na razie jeszcze nie jest w stanie tego zrobić.

A kontuzje biodra? Nawet kiedy nie mówi się o nich tak dużo, jak o problemach z kolanami, wciąż potrafią siać spustoszenie. Swego czasu ten temat badał „New York Times”, który porozmawiał z trenerem od przygotowania fizycznego, Mackiem Shilstonem: – Kiedy staramy się usprawniać metody treningowe, aby unikać kontuzji kolan, często zapominamy o pozostałych rzeczach. Skupiamy się tylko na tym, co mamy przed oczami.

Co prawda nie spekulujemy, że Rafael Nadal tak miał zakodowane w głowie i w „planach prewencyjnych” kwestie kolan i stóp, że nagle padło mu biodro. Ale jest to pewien chichot losu.

Kevin Durant, czyli najbardziej optymistyczna historia

Obecnie znajdujemy się jednak już w sytuacji, w której kończy się 2023 rok i Rafael Nadal – o ile jeszcze nie jest – wkrótce będzie stosunkowo zdrowy i gotowy do rywalizacji na kortach. Hiszpan wyznaczył sobie datę powrotu na 31 grudnia 2023 roku, bo wtedy rozpocznie się turniej w Brisbane. Później Hiszpan będzie planował start w Australian Open, które wygrywał już w 2022 oraz 2009 roku.

Kogo historia może go teraz zainspirować? Na pewno Kevina Duranta, który również po trzydziestce miał długi rozbrat ze sportem, a potem wrócił… być może mocniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Ale zacznijmy od początku.

Na jednym z najlepszych koszykarzy XXI wieku zapadł swego czasu wyrok, bo tak tylko można nazwać zerwanie ścięgna Achillesa. O ile można się kłócić, czy – zależnie od dyscypliny – trudniej jest wrócić na wysoki poziom po tej kontuzji czy zerwaniu więzadła krzyżowego; ACL, tak w przypadku świata NBA nikt nie miał wątpliwości: Durant po prostu nie mógł doświadczyć większego pecha.

Ścięgno Achillesa „KD” ucierpiało w finałach NBA w 2019 roku, kiedy miał niespełna 31 lat. Znajdował się zatem w wieku, w którym powoli u sportowców zaczyna następować „fizyczny schyłek”. A na dodatek musiał przystąpić do operacji oraz rehabilitacji, które niechybnie miały wykluczyć go z parkietów na przynajmniej rok.

Nieprzyjemne odczucia można było mieć po rzuceniu okiem na podobne przypadki z przeszłości. Eksperci podkreślali, że żaden zawodnik NBA podobnego formatu nie był w stanie wrócić na naprawdę wysoki poziom po zerwaniu ścięgna Achillesa. Durant mógł głównie liczyć na to, że pójdzie drogą Dominique’a Wilkinsa – który po tej kontuzji w styczniu 1992 roku był w stanie w kolejnym sezonie zdobywać prawie 30 punktów na mecz.

Inna sprawa, że jeszcze w kolejnych rozgrywkach Wilkins zanotował spory regres w poziomie gry, a w 1995 roku opuścił NBA i przeniósł się do… ligi greckiej (potem jeszcze miał epizody w USA). Można zatem powiedzieć, że uraz Achillesa i tak był dla niego swego rodzaju początkiem końca.

W wielki powrót Duranta jednak wierzono. Parę miesięcy po pechowych finałach NBA gwiazdor podpisał kontrakt z Brooklyn Nets na, bagatela, 164 miliony dolarów. Władze tego zespołu ryzykowało naprawdę sporo, patrząc na wkład finansowy w zawodnika, który wówczas nie był w stanie nawet biegać po boisku. Ale to ryzyko się opłaciło.

Koszykarz wrócił do gry 22 grudnia 2020 roku (a więc 18 miesięcy po odniesieniu kontuzji). I z miejsca grał jak stary, dobry Kevin Durant. Ba, niedługo później (czyli po fazie play-off) powszechną opinią było, że 33-latek jest najlepszym koszykarzem na świecie. W półfinałach konferencji przeciwko Milwaukee Bucks zdobywał w końcu aż 35.4 punktów na mecz.

Jeśli zatem mamy szukać wzoru, co do powrotu po ciężkiej kontuzji w „podeszłym” wieku, to raczej nie znajdziemy nikogo lepszego niż Kevin Durant. Co musiałby zrobić Rafael Nadal, aby nawiązać do jego historii?

Pewnie wygrać po raz piętnasty Roland Garros. A potem może wraz z Carlosem Alcarazem sięgnąć po złoty medal olimpijski w deblu. To oczywiście scenariusz, za który fani Hiszpana daliby się pokroić. Ale też taki, w który piekielnie ambitny i nieustępliwy Rafa na pewno będzie celował. Jeśli tylko dopisze zdrowie.

Czytaj więcej:

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Walec Arsenalu jeździł tylko w pierwszej połowie, ale na Tottenham wystarczyło

Paweł Wojciechowski
0
Walec Arsenalu jeździł tylko w pierwszej połowie, ale na Tottenham wystarczyło
Ekstraklasa

Idzie nowe w Ekstraklasie: Legia wygrywa, Rosołek strzela, a Sylwestrzak nie popełnia błędów

Jakub Radomski
1
Idzie nowe w Ekstraklasie: Legia wygrywa, Rosołek strzela, a Sylwestrzak nie popełnia błędów

Tenis

Polecane

„Mój najlepszy mecz w tym roku”. Iga Świątek w kolejnej rundzie turnieju w Madrycie

redakcja
0
„Mój najlepszy mecz w tym roku”. Iga Świątek w kolejnej rundzie turnieju w Madrycie

Komentarze

0 komentarzy

Loading...