Nie zaobserwowaliśmy w ciągu ostatnich dwóch dni wielkiego zmartwychwstania polskich skoczków. Dawid Kubacki, Piotr Żyła i Kamil Stoch niby skakali trochę lepiej, niż przed tygodniem, ale wciąż – delikatnie rzecz ujmując – bez szału. Co innego Stefan Kraft, który może pobić w tym sezonie kilka historycznych rekordów.
Nasza nadzieja leżała w tym, że skocznia Kuusamo, na której oglądaliśmy inaugurację sezonu Pucharu Świata, Polakom po prostu nie sprzyja. Ktoś mógł zatem uwierzyć, że po przyjeździe do Norwegii w szeregach naszych skoczków dojdzie do kompletnej zmiany nastrojów – spowodowanej oczywiście dalekim lataniem. No i cóż, można powiedzieć, że faktycznie kadra Thomasa Thurnbichlera prezentowała się nieco lepiej (z naciskiem na “nieco”). Kamil Stoch zdobył w sobotę pierwsze punkty w sezonie, Piotr Żyła dwukrotnie meldował się w drugiej serii, a Dawid Kubacki miewał skoki próbne, które meldowały go w drugiej dziesiątce klasyfikacji. Solidny konkurs wczoraj zaliczył na dodatek Paweł Wąsek (23. miejsce).
Czy jednak z tego wszystkiego da się cieszyć? No niezbyt, bo Biało-Czerwoni jednak przyzwyczaili nas do walki o czołowe lokaty. A przynajmniej do miejsc w pierwszej dziesiątce zawodów. Na taki “sukces” natomiast cały czas czekamy, licząc, że światełko w tunelu pojawi się w kolejny weekend w Klingenthal.
Do kogo natomiast jak na razie należy ten sezon Pucharu Świata? Oczywiście Stefana Krafta. Austriak łapał w swojej bogatej karierze już wybitną formę, ale tak mocny jak obecnie… chyba po prostu nie był. Dość powiedzieć, że wygrał wszystkie cztery konkursy indywidualne, wykręcając przy tym zarówno rekordową notę na średniej, jak i dużej skoczni. Kraft był też najlepszy w prawie wszystkich kwalifikacjach oraz treningach. Tak naprawdę do pełni szczęścia brakowało mu tylko rekordu którejś ze skoczni, bo tego nie udało mu się osiągnąć.
W zaistniałej sytuacji Kraft znajduje się na drodze do pobicia wielu rekordów. Wkrótce może zostać skoczkiem, który będzie mieć najwięcej miejsc na podium w Pucharze Świata (do Janne Ahonena brakuje mu już tylko sześciu). Może też pobić rekord w liczbie wygranych z rzędu – bo tu ex-aequo najlepsi w historii (6 triumfów) są Gregor Schlierenzauer, Ryoyu Kobayashi, Thomas Morgenstern, Matti Hautamaeki i Ahonen. Albo liczby punktów w całym sezonie Pucharu Świata (Peter Prevc, 2303 oczek) – choć oczywiście przed nami jeszcze ponad dwadzieścia konkursów. Forma Krafta jest jednak tak imponująca, że trudno go jakkolwiek skreślać.
Imponująca jest też forma dwóch reprezentacji – Niemiec oraz Austrii. Tylko one jak na razie mogą pochwalić się skoczkami, którzy zakończyli zawody w sezonie 2023/2024 na podium. Gdzieś tam z tyłu jest oczywiście Ryoyu Kobayashi, zaskakująco dobrze skacze też Marius Lindvik, przebłyski mają Peter Prevc i Timi Zajc. Ale generalnie: Austriacy i Niemcy po prostu odstają od reszty stawki. Bo nie mówimy tylko o wybitnym Krafcie i kapitalnym Andreasie Wellingerze, ale na drodze do sezonu życia są też Pius Paschke, Jan Hoerl, Stephan Leyhe i Daniel Tschofenig, a odradzać (w porównaniu do zeszłego sezonu) zaczął się Karl Geiger.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
No i właśnie: możemy tak wymieniać i wymieniać, ale do żadnego Polaka nie dojdziemy. Bo po czterech konkursach Biało-Czerwoni odgrywają w tym sezonie Pucharu Świata marginalne role. Na całe szczęście: sezon jest naprawdę długi. Skoki narciarskie to dyscyplina, w której ugrać w trakcie zimy da się naprawdę sporo. A forma poszczególnych zawodników może szybko się odmienić.
Miejsca Polaków w niedzielnym konkursie Pucharu Świata w Lillehammer: Dawid Kubacki (22.), Piotr Żyła (25.), Aleksander Zniszczoł (33.), Kamil Stoch (37.), Paweł Wąsek (50., dyskwalifikacja, ktoś z obsługi… zabrał mu plecak ze sprzętem).
Fot. Newspix.pl