Rozpoczynając pracę w wieku 29 lat w Hoffenheim, Julian Nagelsmann został okrzyknięty trenerskim wonderkidem. W 2023 roku, czyli siedem lat od debiutu, prowadził zarówno Bayern Monachium, jak i reprezentację Niemiec. Spokojnie można to nazwać szkoleniowym szczytem, ale prawda dla Nagelsmanna jest dużo brutalniejsza. To właśnie przez pracę w Bawarii i z Die Mannschaft jego autorytet uległ drastycznemu pogorszeniu. Widać to po ostatnich dwóch porażkach Niemców z Turcją i Austrią.
Grzywka podniesiona do góry, guma do żucia w ustach, napój energetyczny w dłoni, szeroki uśmiech i cięty język. Taki zestaw do Bundesligi wniósł Julian Nagelsmann. Prędkość, z jaką ten trenerski wonderkid zdobywał kolejne szkoleniowe kamienie milowe, mógła przyprawić o zawrót głowy. Uratował przed spadkiem TSG 1899 Hoffenheim, a później wywalczył z nim awans do Ligi Mistrzów. Klub ze wsi, liczącej 3,5 tysiąca mieszkańców mierzył się w Champions League z Manchesterem City. Szok! Nie dla Nagelsmanna, dla którego był to dopiero przedsmak sukcesów.
Wykładniczy rozwój
Później przyszedł Lipsk i próba rzucenia mistrzowskiego wyzwania Bayernowi Monachium. To się nie udało. Byki zostały bowiem tylko wicemistrzem Niemiec, przegrały również finał DFB Pokal, a w Champions League zatrzymały się na półfinale. Wciąż jednak mowa o klubie, który w Bundeslidze znalazł się pierwszy raz w 2016 roku, a już cztery lata później rywalizował z PSG o awans do finału Pucharu Europy i stał się drugą siłą w Niemczech, wyprzedzając nawet Borussię Dortmund.
Kariera Nagelsmanna rozwijała się wręcz wykładniczo. Włodarze Bayernu, widząc ten progres, mogli się niemu poddać i dać się niebawem wyprzedzić w lidze, bądź wprowadzić w ruch pieniądze, jak działo się to wielokrotnie z wyróżniającymi się piłkarzami innych zespołów jak Robert Lewandowski. Mats Hummels czy Mario Goetze. Postawili na tę drugą opcję, szczególnie że niespecjalnie układały się im relacje z Hansim Flickiem, który marzył o prowadzeniu reprezentacji Niemiec i wywarł na nich dużą presję. Die Roten sięgnęli wobec tego do kieszeni i wydali 20 mln euro (według różnych źródeł było to od 15 do 25 mln euro), żeby wyciągnąć szkoleniowca z Lipska.
I tu należy postawić kropkę.
Zderzenie z konserwatywną Bawarią
Skuter, którym tak chętnie Nagelsmann jeździł po Monachium, mocno wyhamował. Co prawda szkoleniowiec zdobył swoje pierwsze trofeum w karierze, czyli mistrzostwo Niemiec, ale wielokrotnie wieszano na nim psy. W Bayernie nie przepracował nawet dwóch sezonów, głównie dlatego, że się nie zmienił. Mimo upływu lat nadal zachowywał się w podobny sposób. Często widziano go jeżdżącego nie tylko na wspomnianym skuterze, ale również deskorolce. Nosił się bardzo luźno, do tego jego cięty język brano za objaw arogancji, co w tak konserwatywnym bawarskim środowisku nie było najlepiej odbierane. Podobny zarzut kierowano do niego, gdy w okresach przerwy udawał się na krótkie wakacje, by oczyścić głowę. To ten argument przesądził o jego zwolnieniu, a także o rozstaniu Bayernu z tym, który go wyrzucił, czyli Oliverem Kahnem.
– Kahn powiedział niedawno w wywiadzie, że dyrektor generalny nie musi pracować 24 godziny na dobę. Odpowiedziałem na to: ale powinien przynajmniej 12 – uderzył w Kahna Uli Hoeness na łamach “sport1.de”.
Najcięższym moralnie do przełknięcia dla konserwatywnych Bawarczyków było jednak to, o czym obszernie rozpisywały się niemieckie gazety, czyli o jego życiu prywatnym. W zeszłym roku rozwiódł się ze swoją żoną Vereną, z którą miał dwójkę dzieci. Wdał się bowiem w romans z dziennikarką “Bilda” Leną Wurzenberger. Jednego dnia udzielał jej wywiadu, a drugiego paparazzi przyłapali ich na czułościach. Finalnie skończyło się to dla obu bolesnym zawodowym końcem. Naglesmanna zwolniono z Bayernu, natomiast Wurzenberger wyrzucono z “Bilda”.
Powtarzalne błędy, tarcia w szatni i inne. O problemach Bayernu
Hoffenheim i Lipsk to nie Bayern
Oczywiście, wpływ na tę decyzję władz Die Roten nie miały jedynie sprawy prywatne, bo sportowo Bayern Nagelsmanna również kulał, nie radząc sobie z narzuconą przez trenera dużą intensywnością i grą wysoką obroną. Na domiar złego szkoleniowiec skłócił się z szatnią, w szczególności z Manuelem Neuerem, Svenem Ulreichem, Serge’em Gnabrym, Leroyem Sane i Sadio Mane. Znamienny jest jednak brak chęci zmian u szkoleniowca. 36-latek starał się dalej beztrosko żyć, tak jak w prowincjonalnym Hoffenheim, gdzie był sobie sterem, żeglarzem i okrętem i nawet wobec widocznego kryzysu nie zbaczał ze swojej wytyczonej taktycznej ścieżki, choć gołym okiem widać było, że prowadzi ona na manowce.
W Bayernie spotkał mocne charaktery nie tylko pod sobą, ale i nad sobą i to one zadecydowały o jego zwolnieniu w marcu tego roku. – Doszliśmy do wniosku, że jakość naszego składu – pomimo ubiegłorocznego tytułu mistrza Niemiec – słabnie coraz bardziej. Po mundialu graliśmy mniej skutecznie i atrakcyjnie. Duże wahania formy, które odbijają się na wynikach, podały w wątpliwość nasze cele na ten sezon, a także plany na przyszłość. Dlatego też podjęliśmy natychmiastowe działania, mające za zadanie pomóc nam je osiągnąć – stwierdził cytowany przez CNN Kahn po zwolnieniu Nagelsmanna i zatrudnieniu Thomasa Tuchela.
Bayern zwolnił Nagelsmanna. Trener potraktowany jak indyk przed Świętem Dziękczynienia
Trenerski wonderkid po raz pierwszy w karierze spotkał się z solą pracy szkoleniowej, czyli łaską prezesów, jeżdżącej na pstrym koniu. Pierwsza zawodowa porażka Nagelsmanna po pół roku przerodziła się w szansę, choć od samego początku o wątpliwej jakości. Szkoleniowca namówiono na prowadzenie reprezentacji Niemiec. Choć wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że 36-latek nie nadaje się do tej roboty, bo klub i kadra to zupełnie dwie różne pary kaloszy, to wbrew temu Nagelsmann się na to zdecydował. Teraz jednak widać, że dźwiga na sobie ogromny ciężar, z którym najwidoczniej nie wie, jak sobie poradzić.
Będzie mu trudno
Po dwóch przegranych z Turcją i Austrią udzielił wywiadu “ZDF”. Nie był już tak wyszczekany, jak działo się to w ostatnich latach. Swoje wypowiedzi kierował na bezpieczny i neutralny grunt. Brakowało błysku w oku. Do tego już w trakcie starcia z Austrią selekcjoner uciekał się do tanich sztuczek, jak nakazanie Kevinowi Trappowi na dłuższe symulowanie kontuzji, by wpadł na pomysł, jak przeorganizować grę zespołu po czerwonej kartce dla Sane. Na niewiele się to zdało, bo Niemcy przegrali 0:2.
Julian Nagelsmann told Kevin Trapp to pretend he was injured in the game vs Austria yesterday… pic.twitter.com/Kdu0oNSXQT
— Out of Context Football Manager (@nocontextfm1) November 22, 2023
Nagelsmann po prostu wygląda na człowieka, który nie ma pomysłu na to, jak wyjść z kryzysu, a wszystkie dotychczasowe opcje, które przetestował, się nie sprawdziły. Ilkay Guendogan, którego selekcjoner mianował kapitanem, powiedział wprost, że jedynym pozytywem jest to, że gorzej być nie może. Sytuacja polskiej reprezentacji pokazuje jednak, że nie może być tak źle, by nie było jeszcze gorzej, więc i na to powinni być przygotowani Niemcy. Wiele o trudnej sytuacji Die Mannschaft i Nagelsmanna mówią słowa jego byłego podopiecznego Floriana Grillitscha.
– Patrząc na ostatnie wyniki Niemców, to my jesteśmy faworytem. Nie musimy potwierdzać dużej jakości naszych rywali, ale trzeba przyznać, że rzadko pokazują ją na boisku. Po zmianie trenera ich gra się poprawiła, ale nowemu selekcjonerowi reprezentacji trudno jest wdrożyć nowe pomysły, ponieważ nie ma się zbyt wiele czasu na pracę z drużyną. A jak Julian będzie podchodził do swojej pracy z taką szczegółowością i złożonością, jak w Hoffenheim, będzie mu szczególnie trudno – zakpił Austriak przed spotkaniem z Niemcami na łamach “Kickera”. I najgorsze dla szkoleniowca, że jego były podopieczny miał w zupełności rację.
Taktyczny upór
Wobec Nagelsmanna pojawia się coraz więcej nowych zarzutów, które były sygnałami ostrzegawczymi, zanim jeszcze przejął schedę po Hansim Flicku. 36-latek to trener klubowy. Szkoleniowiec, który potrzebuje czasu, codziennego obcowania z zawodnikami, żeby ich zrozumieć i wyjaśnić im swoje pomysły na grę, a jest ich nie od parady. “Julek” wprost mówi, że lubi przeciążać piłkarzy zadaniami taktycznymi. W takim myśleniu pomaga mu arytmetyka, bo jeśli przekaże dziesięć instrukcji, a zawodnik wdroży w życie sześć, to i tak da to lepszy wynik, niż jakby wyjaśnił pięć, a na boisku zobaczy trzy. Problem w tym, że ma drastycznie mniej czasu, by przekonać do nich reprezentantów, którzy bardzo często nie grają w kadrze na tych samych pozycjach, co w klubie. Najdobitniejszym tego przykładem jest Kai Havertz, który w ostatnim spotkaniu z Austrią występował jako lewy wahadłowy. Piłkarz, który zapewnił zwycięstwo Chelsea w finale Ligi Mistrzów, grając jako napastnik, został lewym wahadłowym!
Po raz kolejny widać po Nagelsmannie absolutny brak chęci zmian. Reprezentacja Niemiec będzie grać albo ofensywnie, albo wcale. I czują to sami zawodnicy, co ostatnio ujawnił “Bild”. Niemiecka gazeta wprost przytacza anonimowe relacje piłkarzy, którzy twierdzą, że selekcjoner za bardzo zachowuje się jak trener klubowy, który chce wdrażać w życie własne pomysły na futbol, podczas gdy w kadrze narodowej jest na to za mało czasu. Woleliby więcej pragmatyzmu i rozwijania jednego stylu, a nie kilku na raz. Właśnie w taki sposób Austria ograła Niemców w towarzyskim spotkaniu, grając bardzo prosty, ale do bólu skuteczny futbol. To właśnie z takiego stylu byli znani piłkarze Die Mannschaft, do których przylgnęła łatka drużyny turniejowej, skoncentrowanej na sukcesie kosztem nawet walorów estetycznych. Nagelsmann natomiast uprawia sztukę dla sztuki.
Trela: Odzyskać niemieckie cnoty. Gospodarze Euro 2024 w poszukiwaniu prostoty
Euro weryfikacją
Doniesienia “Bilda” potwierdzają również wciąż istniejący konflikt między nim a piłkarzami Bayernu. Wielu z nich występuje bowiem w reprezentacji Niemiec i jak łatwo zauważyć, pewne tematy wciąż nie zostały zamknięte. Najbardziej widać to po Sane, który w Monachium prezentuje się od początku sezonu fenomenalnie. Zdobył już dziewięć bramek i zanotował siedem asyst w 19 meczach, natomiast w kadrze wygląda jak ciało obce.
Cztery mecze w reprezentacji to zdecydowanie za krótki okres, by rozliczać Nagelsmanna z pracy w reprezentacji Niemiec, ale początek nie daje zbyt wielu nadziei na przyszłość. Nawet jeśli 36-latkowi nie pasuje praca w kadrze, to zdecydował się na nią świadomie i już w przyszłym roku będzie mógł powrócić do klubu. Najpierw musi jednak wystąpić z Die Mannschaft na ojczyźnianym Euro. Może na nim potwierdzić, że wciąż, pomimo upływających lat – w samej Ekstraklasie jest trzech młodszych szkoleniowców – potrafi wznieść drużynę na niewyobrażalnie wysoki poziom. Realny jest jednak również scenariusz, że pogrąży się w jeszcze większym kryzysie, którego rok 2023 jest symbolem.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI NIEMIEC:
- Tureckie święto futbolu? Już w przyszłym roku
- „Wszystko albo nic”. W Niemczech zostali z niczym
- Joshua Kimmich. Więzień złotej klatki czy małostkowy atencjusz?
Fot. Newspix