Kamil Glik wrócił latem do Polski, dołączając do Cracovii. Teraz widać, że nie był to powrót triumfalny. O sytuacji polskiej legendy wypowiedział się trener Jacek Zieliński w rozmowie z Goal.pl
Mieliśmy kilka historii udanych powrotów reprezentantów Polski do Ekstraklasy. Po tym jak tracili pozycję na najwyższym poziomie na zachodzie,wracali do kraju i zaliczali drugą młodość. Niestety nie taki scenariusz został chyba napisany dla Kamila Glika, który jak dotąd napotyka na same kłopoty.
Do Cracovii trafił z wolnego transferu, po tym jak wygasła umowa łącząca go dotąd z Benevento. Chociaż Polak chciał pozostać we Włoszech, to oferty przychodziły tylko z niższych lig. Chcąc pozostać na znośnym poziomie, musiał zerknąć w kierunku Ekstraklasy. Obrońcą zainteresowała się właśnie krakowska drużyna i po błyskawicznych negocjacjach kontrakt został podpisany.
Do stolicy Małopolski Glik przychodził jednak poza rytmem meczowym, dopiero co wracając do gry po kontuzji kolana. Nie rokowało to zbyt dobrze, co ostatecznie potwierdzenie znalazło już w debiucie. Kamil Glik został w nim zmuszony oglądać popis Pogoni Szczecin, która rozgromiła Pasy aż 5:1. Czas natomiast pokazał, że nie była to tylko wpadka. Cracovia spisuje się w tym sezonie beznadziejnie, już teraz myślami krążąc wokół wizji walki o utrzymanie.
W takiej sytuacji trener Jacek Zieliński nie mógł ryzykować. Przestał stawiać na 36-latka, a na jego miejsce postawił na duet Virgila Ghity i Arttu Hoskonena. Nie zaowocowało to poprawą wyników, ale to efekt indolencji w przednich formacjach. Obrona ekipy Jacka Zielińskiego bez Kamila Glika wygląda zwyczajnie dużo lepiej.
I właśnie menedżer krakowian w rozmowie z Goal.pl zabrał głos na temat swojego obrońcy.
– Kamil trafił akurat na taki okres, bym powiedział, niekontrolowanego szaleństwa w defensywie. Inna sprawa, że dziś uważam, że w meczu z Pogonią wsadziłem go na konia. Mieliśmy sytuację, w której przed meczem rozchorowało się dwóch zawodników i właściwie nie dało się złożyć defensywy. Wcześniej skłanialiśmy się, by go jeszcze trochę przygotować, dać mu dojść do siebie na treningu. Ale zagrał, a Pogoni w tym meczu wszystko wychodziło – bronił reprezentanta Jacek Zieliński.
– Gdy ściągaliśmy Kamila i Skovgaarda, mieliśmy tylko pięciu nominalnych obrońców. Z czego Jaroszyński dość często łapie urazy. Musieliśmy dokonać tych transferów, nie było manewru. A sam pomysł zrodził się spontanicznie. Jadąc na Wartę Poznań, dostałem sygnał, że jest do wzięcia Kamil Glik. Nikt raczej nie sądził, że przyjdzie do Cracovii, ale wziąłem telefon, zadzwoniłem do niego, i w ciągu 48 godzin temat ruszył już bardzo szybko – kontynuował, zdradzając przy okazji kulisy transferu.
– Wiedziałem, że Kamil ma dużo do udowodnienia. Że wiele osób go już skreśliło. Problemem było tylko to, że od połowy maja trenował indywidualnie, a tego nie da się szybko nadrobić. W jego przypadku motoryka musi być na najwyższym poziomie. Myślę, że bez przygotowania, on sam czuje, że nie do końca to jest to, co sam chciałby prezentować. Ale kwestie ustawiania zespołu, predyspozycje mentalne, umiejętności piłkarskie w dalszym ciągu ma ogromne – wyjaśniał braki fizyczne Kamila Glika 62-latek.
Nic jak dotąd nie zwiastuje poprawy sytuacji Glika. Najbliższym spotkaniem, w którym będzie miał szansę pojawić się na murawie, jest to dzisiejsze z Rakowem Częstochowa. Rozpocznie się ono o godzinie 15:00, nie ma jednak powodu przypuszczać, że akurat dziś 103-krotny reprezentant Polski zamelduje się na boisku.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Plach: Vuković przekonał mnie, że z Piastem jeszcze wiele mogę osiągnąć [WYWIAD]
- Hansen: Frustrowałem się w Widzewie. Wiedziałem, że dobre dni przyjdą [WYWIAD]
- Radomiak zmieni trenera. Zespół wkrótce przejmie Maciej Kędziorek
Fot. Newspix