Reklama

Hansen: Frustrowałem się w Widzewie. Wiedziałem, że dobre dni przyjdą [WYWIAD]

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

24 listopada 2023, 09:05 • 9 min czytania 12 komentarzy

Kristoffer Normann Hansen stał się symbolem porażki Janusza Niedźwiedzia w Widzewie. Zawodnik niezauważany przez swojego byłego szkoleniowca tkwił w głębokiej rezerwie łódzkiego klubu, a dziś pokazuje w Białymstoku, że może być jedną z gwiazd Ekstraklasy. – To trochę frustrowało. Widzisz, że ci idzie, a nie grasz. Pokazujesz się podczas obozu, nie dostajesz zaufania. To trwało cały rok. Wiedziałem, że odejście będzie dobrym ruchem. Także dla Widzewa, bo co klubowi po piłkarzu, który nie gra? – opowiada piłkarz Jagiellonii w rozmowie z Weszło. Rozmawiamy o kulisach odejścia z Widzewa, trudnej relacji z Januszem Niedźwiedziem, sekretach sukcesu Adriana Siemieńca i białostockiej twierdzy. 

Hansen: Frustrowałem się w Widzewie. Wiedziałem, że dobre dni przyjdą [WYWIAD]

Janusz Niedźwiedź nazwał cię przed sezonem MVP okresu przygotowawczego.

Tak, powiedział to po obozie. Nie wiem, czy byłem najlepszy w drużynie, ale czułem się naprawdę dobrze. Za niedługo okazało się, że nie gram.

Zacząłeś sezon na ławce z Puszczą Niepołomice, kolejne pięć meczów oglądałeś z trybun.

Uznałem, że czas odejść. Chciałem coś zmienić. Próbowałem znaleźć wyjście z tej sytuacji. Zakomunikowałem to klubowi. Potrzebowałem miejsca, w którym miałbym większe szanse na grę.

Reklama

Co się zmieniło? MVP przygotowań za słaby na ławkę rezerwowych?

To nie pytanie do mnie. Trenowałem na sto procent. Chciałem wygrywać. Zostawałem po treningach. Czułem się bardzo dobrze. Czy byłem najlepszy w zespole? Może to prawda, nie wiem. Nawet to nie zmieniło jednak faktu, że nie grałem zbyt dużo. To nie była tylko kwestia obozu przygotowawczego. Wyglądałem dobrze na treningach przez cały poprzedni sezon. I szans było niewiele. To trochę frustrowało. Widzisz, że ci idzie, a nie grasz. Pokazujesz się podczas obozu, nie dostajesz zaufania. To trwało cały rok. Wiedziałem, że odejście będzie dobrym ruchem. Także dla Widzewa, bo co klubowi po piłkarzu, który nie gra?

Gdybyś został w Widzewie…

Nie dowiemy się, co by się wydarzyło.

Odżyłeś w Białymstoku?

Przede wszystkim bardzo się cieszę, że mogę być w miejscu, w którym gram w piłkę. Jesteśmy na drugiej pozycji, mamy szansę na topowy sezon. Kariera piłkarza ma różne momenty. Czasem mierzysz się z tym, że nie grasz, choć wiesz, że na to zasługujesz. Mam 29 lat. To dla mnie też jakieś doświadczenie.

Reklama

Możesz być w takich sytuacjach bardzo negatywny, wręcz destrukcyjny. Możesz też wykorzystać te doświadczenia jako szansę, żeby dalej się rozwijać, wzmacniać swój mental. Choć wiedziałem, że w weekend najpewniej nie zagram, to w Widzewie dużo trenowałem. Jeśli w takich momentach dajesz z siebie coś ekstra, to piłka może ci to bardzo szybko oddać. I na odwrót. Na piłkarskim szczycie lepiej być pełnym pokory i pamiętać o złych chwilach, które mogą nadejść. Czy ci idzie dobrze, czy źle, jedno nie może się zmieniać: najważniejszy jest trening i praca nad sobą.

Widzew? Jeśli mam być zupełnie szczery: nie myślę o tym okresie już za dużo. Skupiam się na meczach w Jagiellonii. Mamy świetny zespół. Bardzo się cieszę, że jesteśmy w tym miejscu. Gramy ofensywną piłkę. Dla mnie to dobrze. Nie myślę o przeszłości.

Chyba nie jest łatwo wyzbyć się tych negatywnych myśli, kiedy tydzień w tydzień jesteś pomijany. 

Piłka ma też swoją drugą stronę, negatywną, której ludzie nie widzą. Pokazujemy głównie pozytywy. Mecze. Posty w mediach społecznościowych. To nie tak, że piłkarze przychodzą na każdy trening z uśmiechem, a w weekend zawsze wygrywają. Czasem mam wrażenie, że niektórzy ludzie tak myślą. Jeśli chcesz zrobić karierę, radzenie sobie z negatywami to chyba najważniejsza część piłki. Szczególnie dla młodych piłkarzy. Bardzo ważne, by wiedzieć, że musisz być cierpliwy i rzetelnie pracować.

A dobre dni przyjdą.

Bardzo się cieszę, że przyszły. 

Dlaczego Janusz Niedźwiedź nie stawiał na ciebie?

Nie chcę tego komentować. Wolę mówić o sobie i o tym, jak ja czułem się w Widzewie. W pewnym momencie miałem najwyższy współczynnik bramek na minutę w całej Ekstraklasie. Czułem się sfrustrowany, że nie dostaję więcej minut. Ale szczerze: to rzeczy, o których ja nie chcę już myśleć, choć rozumiem, że ludzie chcą poznać kulisy. Pytają: dlaczego on odszedł?

Na pewno to nie tak, że coś wydarzyło się w treningu albo na poziomie mojej relacji z trenerem. Nic z tych rzeczy. Czasem to są po prostu decyzje szkoleniowca, który bardziej ufa innym piłkarzom. W kadrze masz prawie trzydzieści osób, a do wyjściowego składu łapie się jedenastu. Dla mnie osobiście to jedyny powód, dla którego odszedłem: nie grałem. Tylko tyle i aż tyle. 

Jak opisałbyś swoją relację z trenerem Niedźwiedziem?

Była profesjonalna. Nie walczyliśmy ze sobą. Nie wydarzyło się między nami nic zdrożnego. Nie zrobisz z tego wielkiego nagłówka. Czasem trener po prostu stawia na innych piłkarzy i nie ma w tym nic personalnego. 

Dawałem z siebie wszystko na każdym treningu. Miałem pozytywną energię. Codziennie zostawałem na siłowni po treningach.

Ale czasem tak jest. Po prostu.

Mimo tych nieprzyjemnych doświadczeń, zostałeś w Ekstraklasie. Wielu piłkarzy wróciłoby do siebie, przecież Widzew to twój pierwszy klub zagranicą.

Bo to dobra liga. Dla wielu piłkarzy to naturalne, że gdy wyjadą do innego kraju i tam nie dostają szansy, to wracają do swoich rodzimych lig. Niejako się poddają. Widziałem to w piłce parę razy. Dwa lata kontraktu zagranicą, ale nie idzie dobrze, wracasz do domu, tam odnajdujesz na nowo bezpieczną przestrzeń, ale w twojej karierze nie wydarza się nic ciekawego. Nie chciałem tego. Wolałem zostać w Polsce.

Na wieść o Jagiellonii zareagowałem bardzo pozytywnie. W mojej sytuacji nie było łatwo zmienić otoczenie. To pewna spirala. Jak nie grasz, to chciałbyś trafić do nowego klubu, ale to trudne, bo jak przekonać do siebie kluby, skoro rzadko jesteś na boisku? Przecież skauci nie jeżdżą na treningi. Gdy znowu pojawiła się oferta z Ekstraklasy, i to z klubu z czołówki, pomyślałem: fantastycznie. 

Chcesz udowodnić coś Widzewowi?

Moja motywacja pochodzi z zupełnie innego miejsca. Nie nakręcam się negatywami, tym, że muszę coś komuś pokazać. To głupoty. Zamknąłem ten rozdział, gdy opuściłem Widzew. Nie jest dobrze patrzeć w przeszłość, zarażać się złą energią. Skupiam się na obecnej drużynie. Gram dla siebie. Szczerze nie myślę nic o Widzewie i nie czerpię motywacji z tego, że tam było źle. Nie myślę też o byłym trenerze albo jak kibice reagują. Mogę powiedzieć, że kibice w Widzewie to top. Dostawałem od nich dużo wiadomości. 

Trudno porównać kibiców Widzewa do Jagiellonii, ale to w Białymstoku tworzycie prawdziwą twierdzę.

Czujemy się pewnie u siebie, ale cały czas potrzebujemy kibiców, to dla zespołu ważne, kiedy czujesz wokół tę atmosferę. Teraz przed nami mecz z Piastem. Wiem, że klub przygotował coś specjalnego. Mam nadzieje, że nasi fani przyjdą, nawet jeśli będzie zimno.

Co jest sekretem tej domowej formy?

Odpowiedź jest nudna: jesteśmy po prostu dobrą drużyną. Na wyjazdach też czujemy się dobrze. Ważne, byśmy trzymali to tak długo, jak się da. Może nawet do końca sezonu? Wierzę, że możemy być niepokonani aż do maja. Ale łatwo się o tym mówi, trudniej robi. Musimy być pokorni i nie dopuszczać do głów myśli, że skoro wygrywamy u siebie wszystko, to jakiś mecz będzie łatwy. Nie możemy tracić koncentracji. Wszystkie ręce na pokład. Także ręce kibiców.

Wszystko przychodzi wam z dużą lekkością. Granie atrakcyjnej piłki jest łatwe czy trudne?

Wszystko, co w sporcie wygląda na łatwe, jest tak naprawdę bardzo trudne. Bo żeby tak wyglądało, musi się wiele zadziać przed meczem. Składa się na to wiele czynników. To, jak trenujemy, jak długo zespół gra razem. Każdy zna system, wie, że zaczynamy od bramkarza i budujemy atak. Jeśli robisz coś wiele razy i widzisz, że to działa, to łapiesz pewność siebie. OK, mam piłkę tutaj, więc wiem, że zaraz mój kolega zacznie robić ruch. Na tej zasadzie. Ufasz sposobowi gry. Kiedy dochodzą do tego wyniki, łapiesz jeszcze większą pewność siebie. To prosta reguła: jak chcesz grać piłką, ale przegrywasz mecz za meczem, to gdy przychodzi pressing, myślisz o długich podaniach, żeby nie popełnić błędu. A my wręcz przeciwnie. Wielokrotnie miałem poczucie: to działa.

Widzę, że kupiłeś wizję Adriana Siemieńca.

Tak, jestem bardzo zadowolony z tego, jak gramy. Wychodzę na lewym skrzydle, tam czuję się najlepiej. Podoba mi się sposób bronienia: chcemy zostawać tak wysoko, jak to możliwe, błyskawicznie odbierać piłkę po stracie. Cały zespół jest za tym i stoi za trenerem. To świetny gość.

Mówi, że chce zmieniać życie swoich piłkarzy.

Gdy przyszedłem do Jagiellonii, byłem zaskoczony, tak w pozytywnym sensie, jak profesjonalna jest to grupa. Nie mamy wielkich gwiazd. Jesteśmy raczej skromnymi gośćmi, którzy mają pewność siebie. To dobre połączenie. Ciężko pracujemy, ale przy tym bawimy się piłką. To z pewnością wpływ trenera. Ma autorytet. Ale to nie tak, że zadowolimy się, jeśli będziemy do świąt na drugim miejscu. Mamy wielkie ambicje. Ten profesjonalizm i atmosfera w grupie mogą być fundamentem, który zaprowadzi nas wysoko w lidze w maju. 

O trenerze, który chce zmieniać życia. Jak Siemieniec podniósł Jagę?

Mistrzostwo – realistyczny cel?

Nienawidzę takich pytań! Nie powiem przecież, że nie. Ale nie chcę myśleć o tym do 25 maja.

Czyli „skupiam się na każdym najbliższym meczu”.

Trochę tak. Wybacz, znowu nudzę! Wiem, że ludzie chcieliby przeczytać, że „tak, możemy to zrobić”. Oczywiście, pracujemy każdego dnia, by to się wydarzyło. W piłce nauczyłem się tego, że każdego dnia trzeba po prostu pracować. I każdy mecz przyjmować jak ten najważniejszy w sezonie. Teraz z Piastem musimy zagrać jakby to był finał. Jeśli zaczniemy dziś myśleć o końcu sezonu i o tym, jakie scenariusze są możliwe, stracimy skupienie na robocie, a ono jest najważniejsze. Jeśli tego nie stracimy, końcowy wynik może być wspaniały. A więc nie myślę za dużo o przyszłości, tak samo jak o przeszłości.

Gotujesz już dla kolegów z Jagiellonii?

Jeszcze przyjdzie na to czas. Uwielbiam gotować jedzenie. Ale raczej dla innych: rodziny, przyjaciół, dziewczyny, nie dla siebie. Gotowanie dla siebie to nudziarstwo.

Okazja do spotkania.

Sprawia mi to najwięcej frajdy poza piłką. Kiedy ugotuję dla kolegów z Jagi? Dopiero niedawno wprowadziłem się do mieszkania w Białymstoku. Ale na pewno ich zaproszę.

Co zaskoczyło cię w naszej kulturze?

Zwiedzałem Gdańsk zanim przyjechałem tu grać w piłkę, więc nie byłem bardzo zaskoczony krajem. Co mnie zdziwiło? Może to, ile znaczy tu dla ludzi piłka i jakie jest nią zainteresowanie? Nie da się porównać kibiców w Polsce i w Norwegii. Ci z mojego kraju nie są tak liczni, stadiony są mniejsze. Na mój ostatni klub przychodziło po dwa tysiące osób. Tylko największe kluby jak Rosenborg, Valerenga czy Brann przekraczają granicę dziesięciu tysięcy widzów. W Polsce jest dziesięć razy większa populacja, to też wpływa na piłkę. Kibice są bardzo głośni, mają transparenty, miło gra się w takiej atmosferze. Kiedy będę stary i spojrzę w przeszłość, to pomyślę sobie właśnie o nich. Wspomnę, że fajnie było grać przy tylu ludziach z taką pasją do piłki.

Dobrze być częścią czegoś takiego.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

CZYTAJ WIĘCEJ O JAGIELLONII I WIDZEWIE: 

Fot. FotoPyK / newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

12 komentarzy

Loading...