Reklama

Arka Gdynia kontra Lechia Gdańsk. Od kryzysu do najciekawszych derbów Trójmiasta od lat

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

24 listopada 2023, 12:26 • 10 min czytania 3 komentarze

U jednych — puste trybuny. U drugich — pustawa szatnia. Początek sezonu dwóch trójmiejskich gigantów na tymczasowej zsyłce na zaplecze Ekstraklasy wyglądał szaro, ponuro i beznadziejnie. Konia z rzędem temu, kto przewidziałby, że listopadowe derby będą konfrontacją dwóch drużyn z ligowego podium, którym powodów do sielanki nie brakuje.

Arka Gdynia kontra Lechia Gdańsk. Od kryzysu do najciekawszych derbów Trójmiasta od lat

W Gdyni panuje atmosfera wyzwolenia. Michał Kołakowski, wciąż jeszcze prezes i właściciel Arki, dogadał swoje wyjście z klubu. Co prawda sprawa nie jest jeszcze przesądzona i klepnięta, natomiast wszystko zmierza w kierunku rozwiązania zadowalającego kibiców. Wojenka z Marcinem Gruchałą, który od kilku miesięcy próbował kupić gdyńską drużynę i który uzyskał wsparcie rozczarowanych brakiem obiecanego awansu do Ekstraklasy kibiców oraz stylem prowadzenia klubu, dobiegła końca.

Panowie znaleźli wspólny język, bo nic innego im nie pozostało. Michał Kołakowski mógłby triumfować, że obalił najbardziej absurdalne zarzuty środowiska skupionego wokół Arki, bo w końcu rzekomo beznadziejna drużyna i beznadziejny trener, którzy mieli robić wszystko, żeby gdynianie pozostali w pierwszej lidze, okazali się na tyle dobrzy, że passa sześciu kolejnych zwycięstw (i ośmiu meczów bez porażki we wszystkich rozgrywkach, wliczając dwa mecze Pucharu Polski) wywindowała ich na szczyt tabeli.

Tylko co to za satysfakcja, kiedy triumfujesz na pustym stadionie, odcięty od miejskich pieniędzy? Można mówić, że kibice zmiękli, bo protest miał trwać, dopóki Kołakowscy — bo podciągnąć pod spór trzeba także ojca Michała, Jarosława, znanego menedżera piłkarskiego — trwale nie znikną z klubu, a teraz razem z nimi będą oglądać derby na gdyńskim obiekcie. Nie ma co się jednak oszukiwać: gdyby negocjacje z Gruchałą tkwiły w tym samym punkcie, co kilka miesięcy temu, o żadnych ustępstwach nie byłoby mowy.

Koniec końców zyskują więc wszyscy. Obecny właściciel pozbędzie się klubu, w którym mógłby co najwyżej kisić się, licząc na awans, który powetuje straty. Kibice wymienią niechcianą władzę, zyskując nadzieję na nowe otwarcie. My, postronni, dostaniemy zaś mecze Arki w takim opakowaniu, na jakie liczymy.

Reklama

Kołakowscy kontra Gdynia. Kto wygra wojnę o Arkę?

Arka Gdynia – Lechia Gdańsk. Czego się spodziewać po pierwszoligowych derbach Trójmiasta?

Zaczynając zresztą od dania głównego, nie żadnej przystawki. Już ponad dziesięć tysięcy osób kupiło bilety na mecz Arka – Lechia. Optymizm mógłby być nawet większy, bo w XXI wieku gdynianie nigdy nie przystępowali do gry z największym rywalem w tak dobrym położeniu, jak obecnie. Rzadko kiedy przed derbami notowali jakiekolwiek pozytywne serie, a co dopiero takie, jak obecnie. Drużyna Wojciecha Łobodzińskiego od końcówki września dała kilka pokazów siły.

  • wyrzuciła z Pucharu Polski Miedź, mimo gry w dziesiątkę przez całą drugą połowę
  • zaliczyła passę 370 minut bez straconej bramki
  • wywalczyła kolejny awans w Pucharze Polski w osłabieniu
  • odwróciła losy meczu z Zagłębiem Sosnowiec w ostatnich minutach spotkania

Można co prawda stwierdzić, że dwa ostatnie występy wskazują na to, że Arka zaczyna powoli wytracać imponującą prędkość, jednak mimo wszystko — od dwóch miesięcy jest zespołem niepokonanym. Stoją za tym konkretne przyczyny, ma to rozsądne fundamenty. Kluczową decyzją Wojciecha Łobodzińskiego okazało się odejście od ustawienia z trójką środkowych obrońców. Podczas wrześniowej przerwy reprezentacyjnej trener przećwiczył z drużyną nową formację, która przełożyła się na wymierne korzyści.

Arka od czasu tej zmiany znacznie lepiej wypada w defensywie. Średnia przewidywanych bramek jej rywali spadła z 1,53 do 0,96. Jednocześnie spadła także jakość poszczególnych uderzeń przeciwników, więc nie ma tu mowy o przypadku. Ciekawostką jest, że trzy ostatnie gole ligowe rywali Arki padły po strzałach z dystansu.

Szczególnie dobrze radzi sobie duet stoperów Martin Dobrotka – Michał Marcjanik. W pierwszych dwóch meczach na środku obrony grali Ołeksandr Azackij i Przemysław Stolc, jednak z czasem Stolca przesunięto na prawy bok defensywy. W ten sposób, dokładając Dawida Gojnego po lewej stronie obrony, otrzymujemy stały skład ostatniej linii gdynian.

Przejście z trójki na czwórkę odblokowało także ofensywę. Co prawda nie ona była głównym powodem do zmartwień Arki, ale kluczem do udanej serii jest między innymi Olaf Kobacki, który dzięki zmianom został przesunięty na skrzydło. Nie tak dawno, gdy Kobacki grał w ekstraklasowej Miedzi, mówił nam: – Mnie nie zadowalało, że dużo grałem na wahadle. Czasami było ważniejsze, żeby się bronić, a nie pójść do ataku. Nie męczyło mnie to fizycznie, tylko mentalnie, bo całe życie byłem nastawiony tylko na ofensywę. 

Reklama

Chłopak, który przewinął się przez Atalantę Bergamo, chciał przede wszystkim wyróżniać się z przodu i od kiedy znów gra na skrzydle, właśnie tak się dzieje. Od czasu zmiany pozycji strzelił cztery bramki i zanotował trzy asysty (wcześniej: trzy gole, zero asyst). Słupki poszczególnych wyników indywidualnych także poszły w górę:

  • blisko dwa razy więcej asyst przy strzałach kolegów w przeliczeniu na 90 minut
  • ponad 2,5 prób dryblingu więcej
  • znacznie więcej progresywnych rajdów z piłką
  • dwukrotnie więcej wywalczonych rzutów wolnych

Jeśli więc myślimy o największych atutach Arki Gdynia przed derbami, mowa przede wszystkim o stabilnej defensywie i świetnym Kobackim na skrzydle. W dalszej kolejności wspomnieć trzeba także o Karolu Czubaku, czołowym pierwszoligowym strzelcu ostatnich lat, który niedawno się przełamał, ale i bez tego pozostawał piekielnie groźny. Tylko jeden napastnik ma lepszy współczynnik xG/90 minut, niewielu częściej wygrywa walkę o piłkę w powietrzu, nikt tak często jak on nie dotyka futbolówki w polu karnym rywala.

Lechia Gdańsk. Jakość, młodość i dobrobyt

W Lechii Gdańsk sprawy właścicielskie też były głównym motywem ostatnich miesięcy, ale w nieco bardziej pozytywnym charakterze. Przeszłość Paolo Urfera i jego kolegów z branży pozostawia pewne znaki zapytania. Głównie dlatego, że jego bliski znajomy Ralph Isenegger, który jest właścicielem Valmiery, jako adwokat bronił rosyjskich i prorosyjskich oligarchów. Gdy jednak mówimy o futbolu, obaj panowie sprawiają wrażenie obrotnych gości. Urfer w przeszłości działał na wschodzie Europy, pośredniczył przy transferach z ligi ukraińskiej. Był także dyrektorem sportowym w Szwajcarii. Isenegger udzielał się zaś przy Anży Machaczkała.

Takie przypadki zawsze powodują ostrożność, podobnie było, gdy Pacific Media Group przejmował GKS Tychy. W obydwu przypadkach kibice mają jednak więcej powodów do optymizmu niż obaw. W Gdańsku stało się tak za sprawą błyskawicznego poskładania kompletnie rozsypanej drużyny. Sytuacja, w której trójmiejski zespół musiał odwołać sparing z powodu braku zawodników, zostanie w uniwersum polskiej piłki na długo. Im dalej w las, tym mniej było jednak powodów do śmiechu.

W pierwszej przerwie reprezentacyjnej popracowaliśmy na tyle dobrze, że od tamtej pory nie przegraliśmy ligowego meczu. Zespół jest bardziej świadomy, lepiej ułożony mentalnie i taktycznie. Mamy nadzieję, że do mini serii meczów bez porażki za chwili dołożymy kilka zwycięstw, co będzie świadczyło o tym, że jesteśmy na fali wznoszącej — mówił nam miesiąc temu Szymon Grabowski.

Grabowski: Lechia jest zarządzana tak, jak powinna

I co? I Lechia od tamtej pory dorzuciła do swojej passy trzy zwycięstwa oraz remis. Jej seria nie jest tak imponująca, jak w przypadku sąsiadki — to sześć gier bez porażki, albo, wyłączając Puchar Polski, osiem kolejnych ligowych spotkań bez przegranej — ale mimo wszystko pozwala kręcić się w ścisłej czołówce ligi. W pierwszych dziewięciu meczach sezonu gdańszczanie stracili trzynaście punktów. W sześciu grach od początku października uciekło im z kolei sześć „oczek”, mimo że w międzyczasie poważnej kontuzji nabawił się lider i najdroższy zawodnik zespołu, Luis Fernandez.

W międzyczasie Paolo Urfer i jego kontakty zapewniły jednak Lechii Gdańsk najciekawsze okienko transferowe na zapleczu Ekstraklasy, co przełożyło się na możliwość uzupełnienia braków i przejścia suchą stopą przez cały okres. Przykładowo:

  • Elias Olsson, młodzieżowy reprezentant Szwecji
  • Iwan Żelizko, mistrz Łotwy i brązowy medalista EURO U21 z 2023 roku
  • Camilo Mena, gwiazda łotewskiej ekstraklasy
  • Rifet Kapić, 17 występów w eliminacjach europejskich pucharów i liczne mistrzowskie tytuły
  • Tomas Bobcek, rzekomo kupiony za 600 tysięcy euro
  • Maksym Chłań, utalentowany chłopak z Ukrainy, młodzieżowy reprezentant kraju

Większość z nich zdążyła już zaznaczyć swoją obecność w nowym zespole i sprawdzić się w pierwszoligowych warunkach. Lechia w walce o awans postawiła na pomysł nieszablonowy: ma jakościowych obcokrajowców, ale w wieku, który pozwala myśleć o sprzedaży ich z zyskiem po okrzepnięciu w Ekstraklasie. To od początku było celem nowych władz, które budują także dział skautingu. Dyrektorem sportowym klubu został Jakub Chodorowski, szefem skautów Robert Tarka.

W strategię rozwoju i poprawy struktur Lechii wpisuje się także rozwój działu marketingu, który jeszcze do niedawna „słynął” z kuriozalnych akcji, a dziś wygląda już rozsądnie, normalnie.

Valmiera FC i Szwajcarzy z koneksjami na wschodzie. Jak Lechia Gdańsk chce wrócić do Ekstraklasy?

Ważniejsze derby pod koniec sezonu

Struktury, kłopoty i serie zwycięstw to jednak coś, co zawsze znika wraz z końcowym gwizdkiem derbowego spotkania. Wtedy liczy się tylko to, kto wypadł lepiej na tablicy wyników i tym samym „panuje” na konkretnym terenie. Arka Gdynia ma liczyć na trzynaście, czternaście tysięcy gardeł na stadionie. Trener Wojciech Łobodziński apelował do kibiców o pozytywny doping, skupiony na wsparciu jego drużyny, a nie zaczepiający rywali — nieobecnych zresztą na stadionie z uwagi na karę z zeszłego sezonu.

Lechia Gdańsk przed derbami także ucieka się do ciekawych praktyk. Z racji tego, że jej szatnia jest młoda, niedoświadczona i międzynarodowa, zorganizowano wycieczkę zespołu do klubowego muzeum, która ma sprawić, że zawodnicy lepiej zrozumieją nie tylko wagę spotkania, ale i znaczenie klubu, którego barwy reprezentują.

Wizyty fanów na treningu to już norma, w obydwu przypadkach. Goście wpadli jednak na kilka dodatkowych pomysłów, które w pewnym sensie zrekompensują ich nieobecność na stadionie w Gdyni. Najpierw mają pożegnać drużynę, która wyjedzie na mecz do sąsiedniego miasta. Potem spotkają się wspólnie na dawnym obiekcie Lechii przy ul. Traugutta 29. Trybuna kryta tego stadionu posłuży za widownię dla 999 osób, które obejrzą mecz derbowy na telebimie.

W Gdyni na zawodników Lechii czeka „piekielna atmosfera”, którą zapowiada trener Arki Wojciech Łobodziński. Istotniejszy dla przebiegu spotkania będzie jednak stan murawy na obiekcie lidera rozgrywek. Gdynianie odpuścili treningi na płycie głównej, która źle znosi trudy sezonu i późnojesienną pogodę. O idealnym boisku można jednak zapomnieć, murawa dopasuje się do klasycznego, derbowego stylu gry. Cieszy, że wagę meczu dostrzeżono w Kolegium Sędziów PZPN, które wyznaczało na arbitra głównego Szymona Marciniaka, minimalizując ryzyko, że spotkanie wymknęłoby się spod kontroli sędziego.

Zwycięzca derbów Trójmiasta nie zgarnie wszystkiego. Można w ciemno założyć, że dla układu ligowej tabeli i kwestii awansu istotniejszy będzie mecz Lechii Gdańsk z Arką Gdynia w przedostatniej, majowej kolejce sezonu. Przy liczbie chętnych do awansu może to być spotkanie o być albo nie być dla jednych lub drugich. Niemniej obydwie strony mają sporo do zyskania. Lechia stoi przed okazją na zrównanie się punktami z liderem. W przypadku potknięcia Odry Opole, która gubi formę z pierwszej części sezonu, może to oznaczać współprowadzenie derbowych rywali nawet w zimowej przerwie.

Arka z kolei już jest na czele, teraz pozostaje kwestia tego, jak długo się tam utrzyma. Każda okazja do powiększenia przewagi nad Lechią i resztą stawki napędza zespół trenera Łobodzińskiego. Wiatry dla gdynian są korzystne: powrót kibiców na trybuny, nadchodząca zmiana właścicielska i – co za tym idzie – powrót miasta do finansowania klubu. Może to oznaczać nie tylko brak finansowych zmartwień, ale też poważne wzmocnienia i przestawienie wajchy na grę o powrót do Ekstraklasy za wszelką cenę, a nie, jak obecnie, z konieczności po kosztach.

Jakie to miłe, że derby Trójmiasta w końcu są konfrontacją na szczycie. Pierwszy gra z trzecim, nikt nie jest maruderem, nikt nie walczy o ligowy byt. Jasne, kibicom pewnie żal, że do zaistnienia takiej sytuacji potrzebny był spadek obydwu drużyn z Ekstraklasy. Niemniej, ciekawszych derbów północ Polski nie widziała już dawno, nawet jeśli pamiętamy atmosferę z sezonu 2007/2008, gdy pierwszoligowemu meczowi Arki z Lechią towarzyszyły zapowiedzi o rychłym mistrzostwie kraju i świnia w szaliku wpuszczona na stadion.

WIĘCEJ O 1. LIDZE:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Koszykówka

Czy Warriors zeszli już na dobre z parkietu? O przyszłości Golden State

redakcja
0
Czy Warriors zeszli już na dobre z parkietu? O przyszłości Golden State

1 liga

Komentarze

3 komentarze

Loading...