Reklama

Magdoń, Kuklis, Tosik i spółka. Legendy zimowych zgrupowań reprezentacji Polski

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

23 listopada 2023, 14:54 • 14 min czytania 17 komentarzy

Reprezentacja Polski pełną parą realizuje plan powrotu do czasów słusznie minionych. W PZPN afera goni aferę a kompromitacja goni kompromitację. Wyniki beznadziejne, wyjazd na kolejny turniej pod ogromnym znakiem zapytania. Na trybunach coraz mniej kibiców. A teraz jeszcze selekcjoner Michał Probierz przyznał, iż marzy mu się zorganizowanie zimowego zgrupowania dla ligowców. Na razie nie słychać wprawdzie nic o tym, by biało-czerwoni zgłosili się do kolejnej edycji kultowego Pucharu Króla Tajlandii, no ale wszystko przecież przed nami. Zanim jednak trener biało-czerwonych wcieli swoje zamiary w życie i będziemy mogli, wzorem przedstawicieli rodu Starków, powtarzać ze zgrozą, że „winter is coming”, postanowiliśmy przypomnieć o zawodnikach, którzy swoją pierwszą i na ogół ostatnią styczność z drużyną narodową zaliczyli właśnie podczas jednego z tych legendarnych, zimowych zgrupowań kadry.

Magdoń, Kuklis, Tosik i spółka. Legendy zimowych zgrupowań reprezentacji Polski

Kogo braliśmy pod uwagę przy kompletowaniu zestawienia?

  • piłkarzy, którzy debiutowali w meczu towarzyskim rozegranym w grudniu, styczniu lub lutym w XXI wieku
  • spotkanie musiało się odbyć na wyjeździe lub na neutralnym terenie (przy minimalnej frekwencji na trybunach)
  • przygoda danego zawodnika w kadrze musiała się zakończyć na maksimum trzech występach
  • gracz nominowany do jedenastki nie mógł mieć na koncie ani jednego meczu o punkty w narodowych barwach

Wszystko jasne i klarowne?

No to lecimy z jedenastką!

BRAMKARZ

  • MICHAŁ GLIWA (1A); debiut: (16.12.2011 w Kundu koło Antalyi) Bośnia i Hercegowina 0:1 Polska

Między słupki wskakuje Michał Gliwa, który w 2011 roku dostał od Franciszka Smudy szansę debiutu w narodowych barwach. Był to jeden z wielu skrajnie mało prestiżowych sparingów, jakie zdarzyło się biało-czerwonym rozegrać z Bośnią i Hercegowiną podczas grudniowych zgrupowań w Turcji.

Reklama

Gliwa może być zresztą jak najbardziej dumny ze swojego występu – spędził na boisku 90 minut, zachował czyste konto, a Polacy pokonali młodzieżowy skład Bośniaków 1:0 po trafieniu Waldemara Soboty. Cenny triumf! Aż trudno uwierzyć, że tak klasowy debiut nie przełożył się na kolejne występy Gliwy w narodowych barwach. Trochę więcej w tej kwestii wyjaśnia jednak rzut oka na jego klubową karierę. 35-letni obecnie bramkarz tak naprawdę nigdy nie ustabilizował bowiem choćby przyzwoitej formy na poziomie Ekstraklasy, a za jego największy sukces należy uznać awans na najwyższy szczebel rozgrywek, wywalczony w 2019 roku z Rakowem Częstochowa. Wcześniej, choćby za czasów gry w Zagłębiu Lubin, Gliwa kojarzył się głównie z kuriozalnymi pomyłkami, które seryjnie popełniał.

Chętnie mu je zresztą wypominaliśmy, za co trochę się na nas obraził.

Nie darzę waszego serwisu sympatią i to nie jest żadne odkrycie. „Weszło” ze mną jechało – i mocno, i długo – aż przestałem to wszystko czytać. Dlaczego? Bo nie miało to sensu. Jak rozgrywałem dobry mecz to nie poświęcano mi słowa, a jak coś zawaliłem, to czekano tylko, aż Gliwa zawali coś znowu. Żeby tylko mu dojebać – żalił się golkiper w rozmowie z Piotrem Tomasikiem. Miał również pretensje do kibiców „Miedziowych”, którzy otwarcie wyrażali niezadowolenie z jego fatalnych występów, między innymi przyśpiewką: „Hej Gliwa, dziurawe łapy!”. W końcu doszło nawet w Lubinie do aktu wandalizmu, gdy jacyś bandyci zdewastowali bramkarzowi samochód. – Możecie mi nie wierzyć, ale 80 procent zawodników Zagłębia jest zdania, że lepiej byłoby grać bez publiki – wyliczył Gliwa.

  • inni kandydaci: Radosław Cierzniak, Maciej Nalepa

OBRONA

  • FILIP MODELSKI (1A); debiut: (16.12.2011 w Kundu koło Antalyi) Bośnia i Hercegowina 0:1 Polska
  • PAWEŁ MAGDOŃ (1A); debiut: (06.12.2006 w Abu Zabi) Zjednoczone Emiraty Arabskie 2:5 Polska
  • JACEK KOWALCZYK (3A); debiut: (14.02.2003 w Splicie) Polska 3:0 Macedonia Północna
  • BARTOSZ RYMANIAK (1A); debiut: (14.12.2012 w Kundu koło Antalyi) Macedonia Północna 1:4 Polska

Jeśli chodzi o formację obronną, jej liderem będzie Jacek Kowalczyk, który ma na swoim koncie epizody w Wiśle Kraków i Polonii Warszawa, ale przede wszystkim zasłynął wieloletnimi występami w barwach GKS-u Katowice i Odry Wodzisław Śląski. Kowalczyk to prawdziwy weteran zimowych zgrupowań drużyny narodowej – można go nawet nazywać talizmanem naszej kadry. Debiutował w lutym 2003 roku w Splicie, gdzie biało-czerwoni gładko pokonali Macedonię. W grudniu 2003 roku pojawił się natomiast na Malcie, by tam świętować triumf 3:1 nad reprezentacją Litwy. Ale to jeszcze nie koniec! 21 lutego 2004 roku Kowalczyk dołożył cegiełkę do spektakularnego zwycięstwa Polaków z reprezentacją Wysp Owczych (6:0), odniesionego w andaluzyjskiej miejscowości San Fernando.

Z Kowalczykiem na boisku reprezentacja Polski straciła zaledwie jednego gola. Do siatki trafił jednak wówczas nie byle kto, bo zawsze niebezpieczny Gediminas Butrimavičius. Ale to tylko mała łyżka dziegciu w wielkiej beczce miodu – Macedończycy i Farerzy przy „Kowalu” nie zrobili sztycha.

Reklama

Obok niego oczywiście Paweł Magdoń, bohater niezapomnianego starcia z reprezentacją Zjednoczonych Emiratów Arabskich, którą biało-czerwoni rozbili w grudniu 2006 roku aż 5:2, a obrońca Wisły Płock zapisał na swoim koncie gola po dośrodkowaniu Macieja Iwańskiego z rzutu rożnego. – Może ktoś się śmiać, ale uważam, że w pełni zasłużyłem na to powołanie. Przecież to była kadra w ligowym składzie – mówił nam Magdoń. – Zderzenie z reprezentacją to coś, co ciężko opisać. Dla mnie, dla chłopaka z Dębicy, dla solidnego ligowca – coś niesamowitego. Telefony się rozdzwoniły, nie miałem czasu nawet zjeść obiadu. Sam Leo Beenhakker dokładnie taki, jak w opowieściach innych piłkarzy. Niesamowita charyzma. Kończymy ciężkie zajęcia, złapał mnie za ramię: „Madzia, co tam?”, a we mnie się gotowało wszystko. Jak nie rozumiałem do końca angielskiego, tak dokładnie wiedziałem, co Beenhakker chciał nam przekazać.

Paweł Magdoń: „Do dziś śmiejecie się z mojego powołania. Spadajcie, zasłużyłem!”

Udało się brameczkę strzelić. Średnia gol na mecz. Może jestem nawet najskuteczniejszy w historii? – dodał ze śmiechem. Choć przyznał również, że status – jakkolwiek spojrzeć – reprezentanta kraju wcale mu nie pomógł. – Było mi to wypominane, wymagania były dwa razy wyższe. A ja nawet nie dostałem szansy, że się z nimi skonfrontować. A zasługiwałem. Ale i tak nic bym nie zmienił. Każdy piłkarz marzy o tym, żeby tam być. Chociażby na jeden dzień usiąść z nimi, założyć dres, zaśpiewać hymn. Dlatego nie ma znaczenia, co działo się później. Koszulkę ciągle mam na pamiątkę, ale już mi ten orzełek odpada.

Boki obrony obsadzamy z kolei Filipem Modelskim oraz Bartoszem Rymaniakiem. Czyli dwoma zawodnikami, dla których szczytowym osiągnięciem w karierze było wdrapanie się na poziom „solidnego ligowca”. Modelski nie utrzymał się zresztą na tym pułapie zbyt długo. A zapowiadał się na naprawdę poważnego zawodnika, gdy w 2008 roku, jako 16-latek, trafiał do West Hamu United i zbierał komplementy od Gianfranco Zoli. – Pamiętam ten czas. Z młodszych graczy na Zachodzie byli Grzegorz Krychowiak, Wojtek Szczęsny, może jeszcze paru, ale generalnie – niewielu. Przynajmniej w porównaniu z tym, co dzieje się terazwspominał Modelski na łamach naszego portalu. – Jesienią 2011 roku grałem już w Bełchatowie i spisywałem się dobrze. Na pewno nie zaszkodziło to, że przyjechałem z Anglii, ale o powołaniu przede wszystkim decydowało to, jak się prezentowałem. Nie miałem z Franciszkiem Smudą dłuższej rozmowy, marzenia o Euro nie udało się zrealizować, ale gra dla reprezentacji to dziecięce marzenie, które spełniłem. Nawet jeśli to była tylko kadra w ligowym składzie.

Co do Rymaniaka, jego debiut w kadrze podsumowaliśmy w 2012 roku tak: – Niezły mecz z Polonią wystarczył, by Waldemar Fornalik przypomniał sobie dowiedział się o Bartoszu, a wymagania do kadry PZPN poleciały na łeb. Z drugiej strony, to dobra informacja dla młodych adeptów futbolu. Jeśli potrzebujecie motywacji, to dajcie spokój z „inspirational videos” na YouTube. Spójrzcie na zdjęcie Rymaniaka. On może, to i wy możecie!

  • inni kandydaci: Mariusz Pawelec, Tomasz Ciesielski, Rafał Lasocki, Tomasz Lisowski, Adam Danch, Michał Stasiak, Marcin Kikut, Wojciech Golla

POMOC

  • PIOTR MADEJSKI (1A); debiut: (15.12.2007 w Kundu koło Antalyi) Bośnia i Hercegowina 0:1 Polska
  • JAKUB TOSIK (2A); debiut: (17.01.2010 w Nakhon Ratchasima) Polska 1:3 Dania
  • TOMASZ NOWAK (3A); debiut: (17.01.2010 w Nakhon Ratchasima) Polska 1:3 Dania
  • PIOTR KUKLIS (2A); debiut: (15.12.2007 w Kundu koło Antalyi) Bośnia i Hercegowina 0:1 Polska
  • SEBASTIAN TYRAŁA (1A); debiut: (14.12.2008 w Kundu koło Antalyi) Polska 1:0 Serbia

W drugiej linii nie mogło zabraknąć Piotra Madejskiego. Mało, że jego przygoda z reprezentacją Polski zakończyła się po jednym meczu. Mało, że w debiucie w narodowym zespole Madejski spędził na boisku niespełna dziesięć minut. Wisienkę na torcie stanowi fakt, że starcie biało-czerwonych z Bośnią i Hercegowiną z grudnia 2007 roku nie jest oficjalnie uznawane przez FIFA. Zatem Madejski niby ma na swoim koncie jeden występ w kadrze, ale w sumie to… nie ma. Jednak nam były pomocnik między innymi Górnika Zabrze już zawsze będzie się kojarzył nie koszulką reprezentacji kraju, ale z jedną z najbardziej absurdalnych plotek transferowych, jakie kiedykolwiek pojawiły się w mediach odnośnie polskiego zawodnika. W 2009 roku „Przegląd Sportowy” zasugerował, że Madejski może wkrótce przenieść się z Zabrza do Hannoveru SV. Do dziś nie jest jasne, czy chodziło o Hannover 96, czy Hamburger SV – tak czy owak, mowa o Bundeslidze.

Madejski faktycznie wkrótce odszedł z Górnika, ale – cóż za zaskoczenie! – nie do Niemiec, tylko do pierwszoligowego ŁKS-u Łódź.

Za rozbijanie ataków rywali odpowiadać będzie Jakub Tosik – pomocnik znany przede wszystkim z brutalnych fauli. Choć warto go również wyróżnić za bezpardonowe przewinienia. No i dał się też poznać jako piłkarz zbierający mnóstwo kartek za ostre zagrania! Cholera, może jesteśmy odrobinę niesprawiedliwi, ale mówimy zupełnie poważnie – Tosik kojarzy nam się niemal wyłącznie jako gracz, który był blisko przedwczesnego zakończenia kariery kilku oponentom. Jeśli zaś chodzi o kadrę, zaczął i zakończył swoją przygodę w styczniu 2010 roku podczas Pucharu Króla Tajlandii. Zanotował nawet asystę w meczu z Singapurem.

Umieszczamy zresztą w jedenastce jeszcze jednego zawodnika, którego talent jaśniał pełnym blaskiem podczas tej właśnie imprezy.

Mowa naturalnie o Tomaszu Nowaku, pełniącym rolę dżokera w talii Franciszka Smudy podczas jubileuszowej, 40. edycji Pucharu Króla Tajlandii. Kibice reprezentacji Polski mogli z wypiekami na twarzy śledzić, jak Nowak – okazało się, piłkarz turniejowy! – coraz to śmielej i śmielej poczyna sobie w narodowych barwach. Najpierw rozegrał kilka chwil w przegranym spotkaniu z rezerwami Danii, potem otrzymał od selekcjonera minutkę w zwycięskiej konfrontacji z Tajlandią, aż wreszcie nadszedł jego moment chwały. 23 dzień stycznia 2010 roku, rywalizacja biało-czerwonych z Singapurem. Nowak złapał tak potężny wiatr w żagle, że zameldował się na murawie już w 70 minucie spotkania, a tuż przed końcowym gwizdkiem arbitra uderzeniem z rzutu karnego ustalił wynik meczu na 6:1 dla Polski. A trzeba pamiętać, że dostępu do bramki „Lwów” strzegł Hassan Sunny, 109-krotny reprezentant kraju. Ikona singapurskiej piłki.

Niestety, piorunujące postępy czynione przez piłkarza Polonii Bytom (na wypożyczeniu z Korony Kielce) zostały bezwzględnie wyhamowane przez Smudę, który już go więcej do kadry nie powołał. Ale miłośnicy talentu Nowaka nadal mogą obserwować go w akcji na trzecioligowych boiskach, gdzie broni on barw Rekordu Bielsko-Biała. Nóżka przy stałych fragmentach dalej nieźle ułożona, o czym jesienią minionego roku przekonał się boleśnie bramkarz Pogoni Szczecin, Bartosz Klebaniuk.

Kolejnym docenionym przez nas pomocnikiem jest Piotr Kuklis, wychowanek ŁKS-u Łódź, który zawodową karierę zaczął jednak na dobre za miedzą, bo w Widzewie. Uwagę Leo Beenhakkera przykuł jesienią 2007 roku – zanotował wówczas całkiem udaną rundę, trafiając do siatki między innymi w starciu z Legią Warszawa. Selekcjoner wynagrodził przyzwoitą dyspozycję pomocnika powołaniem na zgrupowanie ligowców do Turcji, gdzie Kuklis pojawił się na boisku w meczu z Bośnią i Hercegowiną, naszym ulubionym rywalem, gdy trzeba rozegrać sparing z gatunku: hotel na hotel. Kilka tygodni później otrzymał od Beenhakkera jeszcze jedną szansę, tym razem w starciu z Estonią, ale to by było na tyle. – Beenhakker zmienił moje spojrzenie na futbol. Na tym zgrupowaniu byli prawie sami młodzi piłkarze i dużo z nami rozmawiał. Kazał patrzeć przez pryzmat szczegółów. Ja myślałem, że piłka polega na strzelaniu bramek. Beenhakker zupełnie to odwrócił. Powiedział, że piłka polega na prostym, dokładnym podaniu na pięć metrów – wspominał Kuklis w wywiadzie dla „Weszło”.

Piotr Kuklis: „Życie piłkarza to czekanie na pociąg. Wskoczysz albo zostaniesz na peronie”

Nie możesz zacząć budowy domu od dachu, trzeba od fundamentów, czyli tego podania, od przyjęcia kierunkowego w biegu, takich rzeczy. Strzelenie bramki to dopiero dach. Beenhakker tłumaczył nam, że życie piłkarza polega na byciu gotowym. Trzeba mieć świadomość, że przyjdzie moment, gdy przyjedzie pociąg, do którego trzeba będzie w biegu wskoczyć. Albo wskoczysz albo zostaniesz na peronie. To może być jeden jedyny pociąg w twoim życiu. Musisz być wtedy zwarty i gotowy, by go złapać. Po latach widzę jeszcze, że to samo mówił mi wcześniej Probierz, tylko jeszcze widać wtedy nie byłem dość dojrzały, by go zrozumieć – dodał były piłkarz Widzewa. – Robiłem studia, AWF w Łodzi na studiach dziennych. Dwa pierwsze lata w normalnym trybie, więc dzisiaj jak ktoś mówi, że nie ma czasu… Grałem w pierwszej drużynie Widzewa, na ósmą jeździłem do szkoły i wszystko dawałem radę pogodzić. Studia w niczym nie przeszkadzały, to wtedy trafiłem do kadry. Gdy pojawiły się oferty z Duisburga i ligi portugalskiej, po konsultacji z tatą doszedłem do wniosku, że jeszcze zdążę wyjechać, a teraz trzeba zadbać o wykształcenie. Przygoda z piłką jest krótka, a studia to już jakieś zabezpieczenie. Więc zostałem w Polsce i już potem pociąg nie nadjechał.

Na prawej stronie boiska umieszczamy Sebastiana Tyrałę. Kiedy w 2008 roku młodzieżowy reprezentant Niemiec i wychowanek Borussii Dortmund wybiegł na boisko w koszulce seniorskiej reprezentacji Polski, mogliśmy prężyć muskuły. W końcu utarliśmy naszym zachodnim sąsiadom nosa, zemściliśmy się za Miroslava Klose i Lukasa Podolskiego. Tylko że Tyrała okazał się być graczem – na nasze nieszczęście – troszeczkę mniej uzdolnionym od wspomnianej dwójki, a przede wszystkim prześladowały go problemy zdrowotne. W efekcie nie zrobił wielkiej kariery ani w pierwszej, ani nawet w drugiej Bundeslidze, a do kadry już nigdy nie wrócił. Skończyło się na debiucie w towarzyskim meczu z Serbią, który z perspektywy trybun obserwowała wyłącznie garstka dziennikarzy.

No dobra, Tyrała zagrał też parę dni wcześniej w wygranym 3:0 starciu z Antalyasporem. Beenhakker był wtedy do tego stopnia ogarnięty szałem testowania, że poddał nawet egzaminowi swoich asystentów – w pierwszej połowie polską kadrę prowadził Rafał Ulatowski, a w drugiej Radosław Mroczkowski.

Kiedyś byłem głupi i byłem dupkiem – przyznał Tyrała w rozmowie z portalem „Spox und Goal”. – Bert van Marwijk był zadowolony z mojej gry. Pewnego dnia zadzwonił dyrektor Michael Zorc i zaprosił do swojego biura. Pojechałem z tatą i otrzymałem propozycję profesjonalnego kontraktu. Od razu podpisałem umowę, choć ojciec był temu przeciwny. Powiedział mi, że powinniśmy to przemyśleć i przede wszystkim przeczytać umowę. Ja tego nie zrobiłem, nie obchodziło mnie jego zdanie. Potem pokazałem kontrakt mojemu menadżerowi. Powiedział mi wprost: „Basti, dlaczego to zrobiłeś?”. Zawarłem umowę na pięć lat, co nie jest najlepszą opcją dla juniora.  […] Byłem zarozumiałym dupkiem. Fakt, że grałem dla BVB uderzył mi do głowy. Gdy ktoś chciał porozmawiać ze mną o piłce, po prostu się od niego odwracałem i nie poruszałem tego tematu albo wcale go nie słuchałem. Tak jak w przypadku podpisywania kontraktu z Borussią.

  • inni kandydaci: Paweł Drumlak, Tomasz Mazurkiewicz, Marcin Nowacki, Antoni Łukasiewicz, Piotr Piechniak, Adrian Budka, Marcin Radzewicz, Jacek Kiełb, Dawid Plizga, Robert Kolendowicz, Jakub Wilk, Maciej Małkowski, Adam Majewski

ATAK

  • TOMASZ MOSKAŁA (1A); debiut: (10.02.2002 w Limassol) Wyspy Owcze 1:2 Polska

Na szpicy umieszczamy Tomasza Moskałę, który w drużynie narodowej po raz pierwszy i ostatni wystąpił w lutym 2002 roku, pomagając w przechyleniu szali zwycięstwa na korzyść biało-czerwonych w starciu z Wyspami Owczymi. Ostatecznie sparing zakończył się wynikiem 2:1 dla Polski. Rezultat nie nastrajał kibiców zbyt optymistycznie w kontekście zbliżającego się wielkimi krokami mundialu, ale Jerzy Engel uspokajał, że to tylko początek przygotowań do turnieju.

Spotkaliśmy się z bardzo dobrym przeciwnikiem – bajdurzył selekcjoner. – Trzeba brać pod uwagę okres, w jakim się znajdujemy. W tym momencie właśnie tego było nam potrzeba. Co oczywiste, nasi piłkarze siłą rzeczy są jeszcze dalecy od normalnej dyspozycji, ale już dzisiaj można było się zorientować, który z nich się wyróżnia. Był to więc niezwykle pożyteczny sprawdzian. Wielokrotnie mówiłem i teraz to potwierdzam, że drzwi do reprezentacyjnej kadry są nadal szeroko otwarte. Nikomu nie zamierzamy przeszkadzać w zademonstrowaniu takiej formy oraz umiejętności, które pozwolą na uzyskanie powołania do kadry w maju.

Moskała w 2002 roku występował na co dzień w Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski. Wcześniej wychowanek Beskidu Andrychów bronił między innymi barw GKS-u Katowice, a później przed długie lata był związany z Cracovią. – Nie ma co się oszukiwać, mój debiut przypadł na czas tuż przed mistrzostwami i kadra na turniej była wtedy zamknięta. Miałem jednak dobre oceny w lidze, regularność gry w klubie, więc trener był niejako zmuszony mnie powołać i dać mi szansę – stwierdził Moskała na łamach oficjalnego portalu GKS-u Katowice. – Nie miałem szans na przebicie się na dłużej do składu, ale i tak nie ma nic piękniejszego niż gra w narodowych barwach. Dla mnie – chłopaka, który grał na asfaltowym boisku w Andrychowie – to było spełnienie marzeń. Może to brzmi górnolotnie, ale młody człowiek śmiał się z kolegami, że reprezentację może wybić sobie z głowy, a potem jednak spełnił – wydawałoby się – nieosiągalne marzenie.

  • inni kandydaci: Arkadiusz Woźniak, Mateusz Zachara, Michał Zieliński

***

Tak to wygląda na grafice:

A który z „zimowych” debiutantów wam najmocniej wrył się w pamięci?

CZYTAJ WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:

fot. FotoPyk / NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Raport kadrowiczów na pięćdziesiąt dni przed meczem Polaków na Euro [ANALIZA]

Piotr Rzepecki
3
Raport kadrowiczów na pięćdziesiąt dni przed meczem Polaków na Euro [ANALIZA]

Piłka nożna

EURO 2024

Raport kadrowiczów na pięćdziesiąt dni przed meczem Polaków na Euro [ANALIZA]

Piotr Rzepecki
3
Raport kadrowiczów na pięćdziesiąt dni przed meczem Polaków na Euro [ANALIZA]

Komentarze

17 komentarzy

Loading...