Nieszczególnie czekam na dzisiejszy mecz. Poszedłem na grzyby, sporo zebrałem, naprawdę ładne okazy, więc zakładam, że największe emocje dzisiejszego dnia już przeżyłem. Spotkania reprezentacji Polski przecież w ostatnim czasie emocji nie dostarczają.
Jeszcze mamy jakieś tam szanse na bezpośredni awans, ale wymaga to od nas wygranej. Tutaj pojawiają się niestety schody – gdyby dało się robić wyniki poprzez przegrane i remisy, wtedy tak, wtedy moglibyśmy się czuć mocni w piłkę. Niestety: to jest taki złośliwy sport, że jednak trzeba wygrywać, a w tym aspekcie akurat nie jesteśmy najmocniejsi.
Jak pech, to pech. Biednemu zawsze wiatr w oczy. Ktoś kiedyś ustalił, że trzeba strzelać więcej niż przeciwnik, a nie tyle samo albo mniej i zrobił się problem.
Czy wierzę w ten bezpośredni awans? Nie. Czy bym go chciał? Też chyba nie, bo tak właściwie po co? Znowu by się chłopaki rozleniwili, poczuli jak panowie świata, bo wdrapali się na turniej, na który jedzie pół Europy i szybko zapomnieliby, że robili punkt z Mołdawią, że przegrywali z Albanią, że dostali od Czechów w trzy minuty. I że potrzebowali splotu niebywale sprzyjających okoliczności, by na tym turnieju się znaleźć.
Dostalibyśmy Czechów w formie, to już dawno byłoby pozamiatane. A oni nie, oni ostatnio gonią nas w gamoństwie, ale takich gamoni jak my, to jednak ze świecą szukać i mimo wszystko to pewnie oni na Euro się załapią.
Dziś wolałbym, żebyśmy wzięli bilety do Niemiec po barażach. Tam rywali prostszych najpewniej nie będzie (bo też trudno sobie już takich wyobrazić). Niech w tych meczach nasi się sprawdzą – niech zawiążą wreszcie drużynę, pokonają kogoś mocniejszego. Wtedy taki awans by nawet cieszył i dawał nadzieję, że z tej grupy ludzi może coś jeszcze być.
A teraz… Jak mówię: psim swędem się dostaną, urosną w piórka, potem w czapkę na turnieju i zaczynamy od nowa.
Drużyna Nawałki do bycia reprezentacją, którą lubiliśmy, potrzebowała meczu założycielskiego z Niemcami. Za Engela była to Ukraina. Za Beenhakkera – Portugalia. A Probierz co, miałby Czechy, remis z Mołdawią i Wyspy Owcze na rozkładzie, potem modlenie się do telewizora? No trochę słabo.
Ktoś powie – nieważne jak, jechać musimy. Otóż nie. Myśleliśmy tak często, za często jak się okazało, a potem efekt na turniejach był podwójnie bolesny. Na nijakości i chaosie rzadko da się dojechać w sensowne miejsce. Czasem z chaosu powstaje coś fajnego, ale naprawdę w incydentalnych przypadkach. Raczej takie bagno jak ostatnio widzimy, czyli 2:3 z Mołdawią, 0:2 z Albanią i tak dalej.
Pokażcie jaja, wygrajcie baraże z kimś mocnym i wtedy będzie można znów wam z czystym sumieniem kibicować. Na razie zdecydowanie przegrywacie z grzybami.
Po porażce z Mołdawią to zresztą i tak był wyżej notowany rywal.
Mały kartonik podgrzybków na koniec.Pewnie kupię ocet i będę korzystał na święta. pic.twitter.com/cQOKld687P
— Wojciech Kowalczyk (@W_Kowal) November 17, 2023
WOJCIECH KOWALCZYK
Czytaj więcej o reprezentacji Polski: