Tenis jest jednym z najbardziej obciążających organizm sportów. Nie atakuje tylko jednego obszaru – nóg, rąk czy tułowia. Odmówić posłuszeństwa w każdej chwili może właściwie wszystko. Łokieć, kolano, stopa, staw skokowy, plecy, mięśnie brzucha, nadgarstek… Taka lista może ciągnąć się wręcz w nieskończoność. Dlatego powroty po kontuzjach – zwłaszcza poważnych – w tenisie są wyjątkowo trudne. W każdej chwili problem może się bowiem nawarstwić. Albo, przez zaniedbanie w przygotowaniach, pojawić inny. Alexander Zverev poważnej kontuzji doznał w maju ubiegłego roku. Dziś gra w ATP Finals. Udało mu się wrócić.
“Złamałem właściwie wszystko w kostce”
– Od razu wiedziałem, że jest po mnie, bo moja kostka była trzy razy większa, niż jest normalnie. To nie było miłe uczucie – mówił Zverev w maju tego roku w rozmowie z “The New York Times”. Tematem tamtej rozmowy była właśnie jego kontuzja i powrót do gry. Po urazie staw skokowy Niemca był w takim stanie, że wymagał dwóch operacji. Dopiero wtedy Sascha rozpoczął rehabilitację. Wrócić miał całkiem szybko, już we wrześniu poprzedniego sezonu. po ledwie czterech miesiącach bez gry. Tu jednak przypałętały się kolejne problemy zdrowotne.
“Mam problem z obrzękiem kości, co sprawia mi ogromny ból. Nie wiem, kiedy doszło do urazu, ale podczas treningu z Oscarem (Otte) ból osiągnął poziom, przez który nie mogłem chodzić. Dowiedziałem się, że to obrzęk kości, co oznacza, że nie zagram w Pucharze Davisa, a mój powrót do gry to nie kwestia dni, ale bardziej tygodni lub najpewniej miesięcy” informował swoich fanów. Ostatecznie na kort wrócił dopiero początkiem stycznia, w United Cup.
Pierwsze miesiące kończącego się sezonu były zresztą dla niego bardzo trudne (możliwe, że również przez sprawy natury obyczajowej, dotyczące zarzutów znęcania się nad byłą partnerką – niedawno zresztą niemiecki sąd uznał, że Alexander jest winny i nałożył na niego karę pieniężną). Z dziewięciu pierwszych meczów wygrał ledwie trzy. Dopiero w turnieju w Dubaju nadeszło przełamanie i po trzech zwycięstwach dotarł do półfinału (tam lepszy okazał się Andriej Rublow), ale potem? Znów problemy, potęgowane przez niższy ranking, przez który szybciej wpadał na rywali ze ścisłego topu – i tak na przykład trzy razy w turniejach rangi ATP 1000 w trzeciej rundzie ograł go Daniił Miedwiediew.
Przełomem, paradoksalnie, stało się Roland Garros. Tam, gdzie doznał kontuzji, tam się też obudził – doszedł do półfinału. W nim co prawda łatwo ograł go Casper Ruud, ale pięć wygranych z rzędu i tak pokazało Niemcowi, że swoje nadal potrafi. I pewnie może już przestać rozpamiętywać straconą szansę. W końcu, jak sam mówił:
– French Open 2022 to pierwszy raz w mojej karierze, gdy wszedłem w mecze z idealnym nastawieniem. Było tak z Carlosem Alcarazem, a także z Rafą Nadalem. Pomyślałem wtedy: “Mogę wygrać French Open. Wygram French Open”. Oczywiście, nie wygrałem. Nie tylko to, ale też złamałem właściwie wszystko w mojej kostce. To był trudny czas. Teraz cieszę się z tego, gdzie jestem. Wracam. Grałem niezły tenis w tym tygodniu [mówił to przy okazji turnieju w Dubaju – przyp. red.]. Mam nadzieję, że uda mi się to kontynuować.
Do formy z ubiegłego sezonu, jak sam twierdził – najlepszej w jego karierze, jeszcze nie wrócił. Ale jest już ponownie w gronie najlepszych tenisistów świata.
Trudna sprawa
Jak trudno jest wracać po kontuzjach w tenisie, wie wielu zawodników. Nawet tych najlepszych. Rafa Nadal robił to przez lata, ale organizm w końcu musiał mu odmówić posłuszeństwa. Roger Federer też właściwie przez uraz i operację, która po nim nastąpiła, zakończył karierę w towarzyskim Pucharze Lavera. Nawet Novak Djoković miał moment, gdy w dużej mierze zdrowie sprawiło, że przez dwa lata nie wygrał wielkoszlemowego turnieju. Zverev, oczywiście, to inna klasa, zawodnik wciąż na dorobku, ze sporymi sukcesami, ale bez najważniejszego – w końcu nigdy nie wygrał imprezy wielkoszlemowej.
Może jednak lepiej jest nie odnieść takiego sukcesu i móc wrócić, niż wygrać raz, a potem mieć co najwyżej przebłyski?
Tak wygląda na przykład kariera Bianki Andreescu. Po triumfie w US Open 2019 Kanadyjka ominęła pięć wielkoszlemowych turniejów w kolejnych latach, a w pozostałych ani razu nie wyszła poza trzecią rundę. W finale jedynej imprezy rangi WTA 1000, w której wzięła udział od tamtego czasu… skreczowała. W ostatnich latach doznała już kontuzji przywodziciela, kostki, stopy, pleców i prawego barku. Otwarcie mówiła, że zastanawia się nad końcem – lub przynajmniej przerwaniem – kariery. Takie myśli przez urazy miał też choćby Stan Wawrinka, choć on, oczywiście, swoje lata już ma.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Po swoim wielkim triumfie na najwyższy poziom nie wrócił już Dominic Thiem. Mistrz US Open 2020 w pewnym momencie wydawał się tenisistą gotowym do rywalizacji z Wielką Trójką, regularnie dochodził do finałów wielkoszlemowych, był w stanie ogrywać Nadala, Djokovicia czy Federera (z tym ostatnim ma nawet pozytywny bilans meczów bezpośrednich). Potem wygrał w Nowym Jorku, a w połowie kolejnego sezonu doznał skomplikowanego urazu nadgarstka. Właściwie pierwszej kontuzji w jego karierze. Przez miesiące nie grał, spadł w rankingu tak bardzo, że grał nawet w małych imprezach rangi Challenger i męczył się (ba, męczy nadal) z powrotem na swój poziom. Nawet nie optymalny, po prostu zadowalający.
– Przy takiej kontuzji wszystko się zatrzymuje, cały system. Nie możesz wykonać swojej pracy, nie masz planu. Gdy wróciłem, nic nie było takie, jak wcześniej. Trzeba obniżyć swoje oczekiwania, ale to bardzo trudne, bo przez lata ustaliłeś dla siebie pewien standard. Nie tylko turniejów, w których grasz, ale choćby czucia piłki – mówił Austriak.
Wie o tym też na przykład Emma Raducanu, absolutnie sensacyjna zwyciężczyni US Open 2021. Brytyjka ostatni mecz rozegrała w kwietniu. Ogółem w tym sezonie zagrała ledwie 10 spotkań. W 2022 roku – 36, ale z negatywnym bilansem (17-19). Dla porównania – Magda Linette, która też nie należała w ubiegłym roku do światowej czołówki, zanotowała w tamtym sezonie 69 spotkań. Z bilansem 40-29. Brytyjkę rozbiła mnogość urazów. Gdy odpuściła grę w 2023 roku, przeszła operację… obu nadgarstków i kostki.
Tenis potrafi być zabójczy dla organizmu.
Punkt wyjścia
Alexander Zverev wrócił na najwyższy poziom stosunkowo szybko. Miał szczęście, pewnie też dobry plan, którego się trzymał. Nie pojawiły się jednak nawracające objawy kontuzji, w tym sezonie mógł trenować na pełnych obrotach i powoli wracać na wysoki poziom. Udało mu się, pod koniec sezonu – w Chengdu – wygrał nawet jubileuszowy, 20. tytuł rangi ATP. Gdyby chciał zgarnąć 21. jeszcze w trwającym sezonie musiałby wygrać ATP Finals. Czy ma na to szansę? Raczej nie, trafił do jednej grupy z Carlosem Alcarazem, Daniiłem Miedwiediewem i Andriej Rublowem. Cała trójka stoi obecnie raczej na wyższym poziomie od Niemca, zresztą wszyscy pokonywali go już w trwającym sezonie.
Ale ATP Finals lubią niespodzianki. Sascha wie też, jak tam wygrywać. Najlepszy okazał się – co było niespodzianką – w 2018 roku, a kolejny tytuł dołożył dwa lata temu.
Nawet gdyby jednak odpadł już w grupie, to ten występ – i całą drugą połowę sezonu – można traktować jako punkt wyjścia do kolejnego sezonu. Tam Niemiec będzie grać nie tylko o to, by w końcu wygrać turniej wielkoszlemowy, ale też o obronę złota olimpijskiego z Tokio. Wydaje się, że jeśli dobrze przepracuje okres wakacyjny, może na powrót stać się nie jednym z ośmiu najlepszych tenisistów świata, a wejść nawet do czołowej trójki, w której przecież już kiedyś był. Bo, jak sam mówił, w formie z Roland Garros 2022 zdawał się zdolny wygrać tamten turniej.
Pytanie, czy znów go w takiej zobaczymy.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o tenisie:
-
- Nadal i Alcaraz zagrają razem w Paryżu? To możliwe
- Od Kłapouchego do “najlepszego trenera w historii”. Brad Gilbert wrócił i prowadzi Coco Gauff do sukcesów
- Juan Carlos Ferrero i Carlos Alcaraz. Jak były mistrz stworzył nowego geniusza
- Przekleństwa, rzucanie rakietami i wygrany Wimbledon. Jak Federer z gniewnego dziecka stał się mistrzem