Reklama

„Point-Sochan”, czyli jak Polak może zyskać na eksperymencie Popovicha?

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

10 listopada 2023, 15:33 • 9 min czytania 7 komentarzy

Ze statystycznego punktu widzenia Jeremy Sochan nie rozgrywa jak na razie wybitnego sezonu. Sporo w tym jednak „winy” (wzbudzającego spore kontrowersje) eksperymentu Gregga Popovicha, który przemianował go na nominalnego rozgrywającego San Antonio Spurs. Polak uczy się więc nowej pozycji. Co może mu to dać pod kątem przyszłości i czy faktycznie początki muszą być tak trudne?

„Point-Sochan”, czyli jak Polak może zyskać na eksperymencie Popovicha?

W momencie, gdy do Spurs trafił Victor Wembanyama, nic już nie mogło być takie same. Wzrosło zainteresowanie mediów i kibiców, bo drużyna Sochana z miejsca znalazła się na świeczniku NBA. Zmieniły się też realia wewnątrz zespołu: bo „Wemby” stał się słońcem, wokół którego zaczęły obracać się inne planety, czyli między innymi Jeremy.

Szkoleniowiec Spurs, Gregg Popovich, a także reszta osób decyzyjnych w organizacji, wiedzą, z kim mają do czynienia. Wembanyama robi rzeczy, których na koszykarskich parkietach nikt jeszcze nie widział. Jego połączenie wzrostu, zasięgu ramion a także niesamowitej gibkości oraz sprawności w poruszaniu się są wyjątkowe. I o ile Francuz na razie sam w sobie nie gwarantuje wyników, tak wszystko wskazuje na to, że wkrótce będzie.

Naturalna tym samym staje się próba dopasowania do niego pozostałych elementów układanki. Spurs raczej nie mają wątpliwości, że Keldon Johnson oraz Devin Vassell będą przydatnymi skrzydłowymi, którzy, podobnie jak Wemby, przejmą spory ciężar gry w ataku. Na ten moment Zach Collins natomiast wydaje się odpowiednim środkowym, który może odciążyć Victora w przepychaniu się pod koszem i kryciu rosłych graczy rywali.

Rola Jeremy’ego Sochana w tym wszystkim jeszcze niedawno (czyli kilka miesięcy przed rozpoczęciem sezonu) jednak była… niepewna. Spurs oczywiście na niego liczyli, ale czysto w teorii: Polak grał na tej samej pozycji co Wemby, czyli czwórce [silny skrzydłowy – przyp. red]. Tak w rozmowie z nami wypowiadał się Yann Casseville, francuski dziennikarz:

Reklama

– Wemby w ataku to zdecydowanie skrzydłowy. Chce grać na obwodzie i nie można mu tego zabronić. To zawsze był jego styl, od dziecka […] (Ale) Jeremy jest atletyczny, szybko porusza się po boisku. Myślę, że może idealnie zgrać się z Victorem, który we Francji grał trochę jako „point-forward”. W Spurs też będzie mógł zebrać piłkę i potem znaleźć w kontrataku Sochana. Powinno to dobrze wyglądać.

Dało się zatem dostrzec pozytywne strony nadchodzącej „współpracy”, ale nie dało się również zapomnieć o podstawowej obawie: tej, która zakładała, że po przyjściu Wemby’ego Sochana wyląduje na ławce. Szybko wątpliwości rozwiał jednak właśnie Popovich. Bo uznał, że w sezonie 2023/2024 Polak będzie grał jako rozgrywający.

Wemby i Pop rozumieją. Ale niektórzy nie

Ustawienie z Sochanem jako rozgrywającym nie podoba się wielu kibicom Spurs, a wśród ekspertów nieprzychylnie wypowiadał się o nim też choćby Zach Harper z „The Athletic”. Jaki jest główny zarzut w stosunku do Polaka? Oczywiście, zacząć możemy od jego przeciętnych statystyk (9.4 punktów, 5.3 zbiórki, 4.6 asysty na mecz przy 42.5% skuteczności z gry) czy tego, że ekipa San Antonio często lepiej wygląda, kiedy to rezerwowy Tre Jones spędza więcej czasu z piłką.

Kolejną kwestią jest… niewykorzystywanie Wembanyamy w ataku. Jeremy’emu, podobnie zresztą jak innym zawodnikom Spurs, obrywa się za to, że nie dostarczają Francuzowi piłki tak często, jak mogliby to robić. Szczególnie w kluczowych momentach meczów. Inna sprawa, że Victor wciąż jest najlepszym strzelcem (18.8 pkt na mecz) i najczęściej rzucającym (14.8 prób) zawodnikiem drużyny.

Na końcu oczywiście nie liczy się też to, co na temat Polaka sądzą osoby z zewnątrz. Sam Popovich bowiem wykazuje w stosunku do Jeremy’ego sporo wyrozumiałości.

Reklama

– To było tylko kilka meczów i on nie stanie się w tym czasie nowym Chrisem Paulem – tłumaczył podczas konferencji prasowej Popovich. – Dużo się uczy i podoba mu się to wyzwanie. Każde spotkanie jest dla niego lekcją po obu stronach boiska. W obronie wyprzedza oczekiwania, ale w przypadku ofensywy presja jest spora. Miejmy nadzieję, że z czasem będzie lepiej sobie z nią radził.

Po stronie Sochana stoi też sam „Wemby”, który w wywiadzie z legendą Spurs, Tonym Parkerem, podkreślił: – Mam do niego pełne zaufanie. Myślę, że ma przyszłość na tej pozycji.

Co ciekawe, do dyskusji postanowił włączyć się sam Parker. – Kiedy masz zespół, w którym każdy zawodnik może kryć każdą pozycję, trudno jest zdobywać przeciwko niemu punkty. […] Jeremy jest silny i może bronić skrzydłowych. Jeśli to wypali [Jeremy jako rozgrywający – przyp. red.], to chyba po raz pierwszy będziemy mieli w NBA taki wysoki zespół.

Tak więc: mimo trudnych początków Sochan nie musi się raczej obawiać, że wkrótce eksperyment dobiegnie końca i pożegna się z rolą rozgrywającego. Szczególnie że San Antonio Spurs bardziej zależy na budowaniu zespołu na przyszłość, niż wygrywaniu w bieżącym sezonie.

No i właśnie: tu dochodzimy do kolejnej istotnej kwestii, czyli braku jakiekolwiek pośpiechu.

Opłaci się dopiero za parę lat?

Co tak naprawdę na myśli ma Gregg Popovich? Przede wszystkim, trener Spurs doskonale zdaje sobie sprawę, że Sochan nigdy nie będzie grał jak typowy rozgrywający. Sęk jednak w tym, że w obecnej koszykówce pozycje na boisku są bardzo płynne i umowne.

Choćby w przypadku Denver Nuggets: praktycznie każda akcja tego zespołu przechodzi przez Nikolę Jokicia, który jest środkowym. Do zbudowania dobrej ofensywy w NBA niepotrzebny jest wcale typowy, dominujący piłkę oraz niższy zawodnik. Może się okazać, że za kilka lat gra Spurs będzie na przykład oparta na umiejętnościach Wemby’ego, Sochana oraz Vassella. Cała trójka może na przemian wyprowadzać piłkę z własnej połowy, a potem inicjować akcję ofensywną.

Bardzo prawdopodobne jest zresztą, że Sochan… wcale nie będzie w kolejnych sezonach grać jako pełnoetatowy rozgrywający. A obecne rozgrywki po prostu pozwolą mu na udoskonalenie kozła, przeglądu parkietu czy dbałości o niepopełnianie strat. Mówimy o rzeczach, które przydadzą mu się również, kiedy spędzi resztę kariery występując w roli skrzydłowego.

Między innymi na ten temat wypowiadał się Kevin O’Connor z The Ringer, jeden z czołowych dziennikarzy od spraw NBA w Stanach Zjednoczonych:

– To wszystko dla rozwoju. Popovich nazwał ustawienie Sochana na rozegraniu „eksperymentem na sezon 2023/2024”. To jego słowa. Zatem tak samo jak pozwalasz Wembanyamie grać jeden na jednego, albo Vassellowi oddawać szalone rzuty za trzy, tak musisz pozwolić Sochanowi doskonalić umiejętności gry na obwodzie. (Spurs) widzą w nim zawodnika typu Draymonda Greena. Wysokiego gracza, który jest w stanie też inicjować grę w ofensywie. Poza tym ważne dla nich jest nie wygrywać w tym sezonie, a wygrywać w 2026, 2027 roku – mówił Amerykanin w podcaście „The Mismatch”.

Co też warte podkreślenia: Spurs nie angażowaliby Sochana w takie eksperymenty, gdyby nie widzieli w nim wielkiego potencjału. W przeszłości zresztą podobną drogę, jaką teraz idzie Sochan, pokonał… Giannis Antetokounmpo.

Nie on pierwszy, nie ostatni

Grek to oczywiście wyjątkowy przypadek. Do NBA trafił mając niespełna 19 lat, jako zawodnik mierzący w okolicach 206 cm wzrostu. Początkowo eksperci określali go jako typowego skrzydłowego, grającego głównie na obwodzie – szczególnie że był tak chudy, że nikt nie widział go przepychającego się pod koszem. Tak to się jednak ułożyło, że Giannis z czasem zdecydowanie przybrał na masie mięśniowej, a nawet urósł. I od kilku lat jest już podkoszowym „buldożerem”. Tym, co jednak w międzyczasie bardzo pomogło mu w rozwoju, była właśnie gra na pozycji rozgrywającego.

Mówimy tu o sezonie 2015/2016, czyli trzecim w karierze Antetokounmpo. – Od tego momentu będzie grał z piłką. Możecie nazywać go rozgrywającym [czyli point-guard – przyp.red.], „point-forwardem”, 'point-centrem”, jak wolicie. Kiedy ma piłkę, wywiera presję na obronie i stara się znajdować swoich kolegów z drużyny. To przynosi nam sporo korzyści – opowiadał Jason Kidd, ówczesny trener Milwaukee Bucks.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

– Nauczy się znajdować wolne przestrzenie na parkiecie. W kolejnym sezonie będzie lepiej rozumiał grę – podkreślał natomiast jego kolega z drużyny, Miles Plumlee. – Ma sporo do nauki. Najłatwiejsze jest opuszczenie głowy, wejście pod kosz i zdobycie punktów, co robi świetnie. Ale potrafi też znajdować kolegów z drużyny. Nie wiem, czy w ogóle zdaje sobie sprawę, do jakich rzeczy jest zdolny. Ale kiedy zacznie nad wszystkim panować, będzie naprawdę wyjątkowym zawodnikiem.

Jaki był czysto statystyczny efekt zmiany pozycji u Greka? Jego liczba asyst wzrosła z 2.6 na mecz do 4.3. Zaczął też zdobywać więcej punktów (z 12.7 do 16.9) czy notować więcej zbiórek (z 6.7 do 7.7), przechwytów (z 0.9 do 1.2) oraz bloków (z 1.0 do 1.4). Jeszcze w następnych rozgrywkach natomiast Giannis wygrał nagrodę dla zawodnika, który poczynił największy postęp w NBA, a także zadebiutował w Meczu Gwiazd. Generalnie nikt w Milwaukee nie żałował, że w pewnym momencie klub postanowił mu bardziej zaufać. Powierzył zawodnikowi mającemu już w okolicach 210 cm wzrostu piłkę, a co za tym idzie – wielką odpowiedzialność. Ale też niejako dał mu się uczyć, popełniać błędy.

Oczywiście, trudno nam nawet marzyć, że Sochan „rozkwitnie”, tak jak jeden z najlepszych koszykarzy ostatnich kilkunastu lat. Ale podobnie jak Giannis: w zamyśle też raczej nie skończy jako rozgrywający, tylko po prostu sezon na tej pozycji sprawi, że w przyszłości będzie lepszym, bardziej kompletnym zawodnikiem.

Czy początki muszą być męczarnią?

W środowisku NBA przyjęła się reguła, że nie ma drugiej pozycji, która jest tak trudna do nauki, jak rozegranie. To właśnie dyrygenci gry miewają najtrudniejsze początki w NBA, ba, często w pierwszym czy nawet jeszcze drugim sezonie są „minusowymi” zawodnikami, działającymi wręcz na szkodę swojej drużyny. Ale potem, w końcu, wychodzą na prostą. I to, jak grali w pierwszych kilkudziesięciu meczach kariery przestaje mieć znaczenie.

No tylko właśnie: czy to wszystko naprawdę jest zgodne z prawdą? Trudno tu przeprowadzić dogłębną analizę, ale fakt faktem – zawodnicy jak Russell Westbrook, De’aaron Fox, Darius Garland czy James Harden (występujący co prawda początkowo jako rzucający obrońca) debiutanckich rozgrywek w NBA nie mogli zaliczyć do szalenie udanych. Cała czwórka oscylowała wokół 40 procent skuteczności z gry, czyli była bardzo, bardzo nieefektywna w grze ofensywnej. Jeszcze gorzej radził sobie inny przyszły uczestnik Meczu Gwiazd, czyli Kemba Walker. Były gracz Charlotte Hornets trafiał tylko… 36.6 procent swoich rzutów.

Z drugiej strony mamy jednak przypadki graczy jak Luka Doncic, Damian Lillard czy Chris Paul, którzy na dobrą sprawę od pierwszego sezonu w NBA grali na wysokim poziomie. Bardzo dobre wejście do NBA notowali też choćby Ja Morant, Lamelo Ball, Kyrie Irving czy Derrick Rose. Na dobrą sprawę – wszyscy wymienieni w tym akapicie zawodnicy zakończyli sezon ze statuetką dla najlepszego debiutanta sezonu. A jeśli chodzi o rozgrywających w XXI wieku: to wyróżnienie spotykało też Michaela Cartera-Williamsa, Malcolma Brogdona czy występujących na pograniczy rozgrywającego, Bena Simmonsa oraz Tyreke’a Evansa.

Czy zatem początki w NBA na tej pozycji muszą być piekielnie trudne? Nie, nie muszą. Inaczej sprawa wygląda jednak w przypadku zawodników, którzy przez całą przygodę z koszykówką ustawiali grę w ataku swojej drużyny, a inaczej w przypadku Giannisa Antetokounmpo czy Jeremy’ego Sochana, którzy zostali wrzuceni na głęboką wodę. Bo nigdy wcześniej na poważnie czy na dłużej nie bawili się w rolę dyrygentów.

Jak to możemy zatem podsumować? Wypada uzbroić się w cierpliwość. Niewykluczone, że już za kilka tygodni czy miesięcy statystyki Sochana pójdą w górę, a krytyka ustanie. A nawet jeśli trwający sezon będzie typowym poligonem doświadczalnym i Polak nie pobije na nowej pozycji świata NBA… to nic się nie stanie. O ile zadania domowe, które rozpisał mu Gregg Popovich, nie pójdą w zapomnienie i przydadzą mu się w przyszłości. Pamiętajmy, że mówimy o naprawdę młodym zespole oraz 20-letnim zawodniku, który ma przed sobą długą i owocną karierę.

Czytaj więcej o NBA:

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Koszykówka

Komentarze

7 komentarzy

Loading...