Pięćdziesiąt cztery tysiące miejsc czekających na fanów. Jeden z najbardziej utytułowanych klubów w historii polskiej piłki. Rzesza kibiców, która pomogła mu w odbudowaniu pozycji i wyjściu na prostą. Projekt “Ruch Chorzów na Stadionie Śląskim” wydaje się być skazanym na sukces. Specjalnie dla was prześwietlamy kulisy powrotu Niebieskich do miasta i odpowiadamy na pytania o to, dlaczego beniaminek Ekstraklasy zdecydował się na grę na jednym z największych i najnowocześniejszych obiektów w Polsce.
Niespełna rok temu Ruch Chorzów zmuszony był do wyprowadzki z miasta. Wieloletnie zbywanie tematu modernizacji stadionu przy ul. Cichej 6 doprowadziło do tego, że obiekt stał się niebezpieczny do otoczenia i dalsze korzystanie z niego nie było możliwe. Niebiescy, wówczas beniaminek zaplecza Ekstraklasy, przenieśli się czterdzieści kilometrów dalej — do Gliwic.
Teraz Ruch, już jako beniaminek najwyższej ligi, wraca do Chorzowa, choć jeszcze nie na Cichą 6. Nowym domem Niebieskich zostanie legendarny Stadion Śląski. Blisko sześćdziesięciotysięczny stadion przyjmie zespół, który okupuje ostatnie miejsca w tabeli Ekstraklasy.
Przenosiny mają jednak sporo sensu, gdy zajrzymy za kulisy tej przeprowadzki.
Ruch na Stadionie Śląskim – kulisy powrotu do Chorzowa
Pierwszoligowy Ruch Chorzów płacił za wynajem stadionu w Gliwicach 110 tysięcy złotych za mecz. Niedużo, zwłaszcza że frekwencja dopisywała. Na trybunach zasiadało średnio 9269 osób, trzykrotnie zanotowano komplet. W Ekstraklasie nie było gorzej — tylko raz liczba zajętych miejsc spadła poniżej 9000. Kibicom nie przeszkadzała odległość, choć ciągłe wycieczki bywały uciążliwe.
– Reakcja społeczeństwa jest fajna, bo to pół godziny jazdy, ale jednak 9000 ludzi musi się przemieścić. Na mecz o godz. 17.30 zbiórkę i autokary dla dzieciaków zorganizowaliśmy na godz. 15, a w domu byliśmy o godz. 21, więc na mecz domowy trzeba przeznaczyć pół dnia. Nikt nie obraża się na Ruch, żal jest do miasta — mówił nam Szymon Michałek, który „dowodzi” sektorem rodzinnym.
Ruch Chorzów gra o Ekstraklasę w Gliwicach. Czy to się uda?
Czterdzieści kilometrów to jednak sporo. Poza tym mówiło się, że Gliwicom nie za bardzo pasuje, że grający w Ekstraklasie Piast kompletu na swój stadion nie przyciąga, za to Ruch już tak. Seweryn Siemianowski, prezes Ruchu, mówi nam jednak, że ich relacje z sąsiednim klubem były bardzo dobre.
– Z Piastem pożegnaliśmy się przyjaźnie, w fajnej atmosferze. Razem dbaliśmy o murawę, która teraz wyglądała bardzo dobrze jak na dwa zespoły grające w lidze na tym samym obiekcie. Piast przyjeżdżał do nas na treningi, współpracowaliśmy, wszyscy byli zadowoleni. Jeżdżenie po 40 kilometrów w dwie strony było jednak uciążliwe.
Lokalne władze rozpoczęły więc misję powrotu Ruchu do Chorzowa. Jako że stadion przy ul. Cichej 6 odpadał, jedyną opcją pozostawał Stadion Śląski. Obiekt, który już w kwietniu przyciągał uwagę, gdy dyskutowano o pomyśle zorganizowania na nim meczu Niebieskich z Wisłą Kraków. Wówczas jednak wydarzenie nie doszło do skutku. Przerastało możliwości organizacyjne Ruchu, a i potencjalny zysk nie był grą wartą świeczki. Tłumaczył nam to Siemianowski:
– Wszyscy tego chcieli, pomysł był wspólny, ale musimy pamiętać, że Ruch jest dopiero na etapie wracania do równowagi. Wcześniej musieliśmy dostosować do swoich potrzeb stadion w Gliwicach, co też nie było prostą sprawą. Dopiero przy trzydziestu tysiącach (na trybunach – przyp.) spięlibyśmy to na tyle, że nikt nie byłby stratny. Nie chodziło nam o wielki zarobek, tylko zrobienie czegoś fajnego dla naszej społeczności.
Teraz sprawa wygląda zupełnie inaczej. Ruch Chorzów ma większe możliwości organizacyjne, pojawia się także szansa na solidny zarobek.
Ruch Chorzów na Stadionie Śląskim. Ile to kosztuje? Ile zarobi Ruch?
Koszt organizacji meczu Ruchu Chorzów w Gliwicach w Ekstraklasie był wyższy niż na zapleczu. Niebiescy płacili za wynajem obiektu nieco więcej, do tego dochodziły jeszcze poboczne kwestie, m.in. ochrona wydarzenia. Całość zamykała się mniej więcej w granicach 250 tys. zł brutto za mecz, przy czym sam wynajem wynosił ok. 150 tys. zł.
Być może ciężko w to uwierzyć, ale Niebiescy za wynajem Stadionu Śląskiego zapłacą mniej niż za korzystanie z Areny Gliwice. Z dokumentów opublikowanych na stronie Urzędu Miejskiego w Chorzowie wynika, że w 2023 roku miasto — które pokrywa całość kwoty — przeznaczy na ten cel łącznie 575 tys. zł. Czyli około 140 tys. zł za mecz. W kolejnych latach będzie to już 2,9 mln zł, ale wiadomo — wtedy rośnie liczba spotkań, bo mówimy o dwunastu miesiącach gry w piłkę, nie o ligowych ostatkach w rundzie jesiennej.
Seweryn Siemianowski wyjaśnia nam, że w praktyce koszt organizacji spotkania jeszcze wzrośnie i przekroczy to, co Ruch wykładał na grę w Gliwicach.
– Koszta samego wynajmu będą niższe, ale to jest znacznie większy obiekt, więc finalnie będzie to dużo większa kwota. Koszty ochrony, brandingu czy sprzątania będą większe, zależne także od wariantu frekwencji, który zastosujemy. Musieliśmy także kupić nowe kasy i sprzęt do obsługi całego stadionu. Sporo pieniędzy poszło też na zabezpieczenia i ubezpieczenia imprez.
Jest jednak pewien plus: na Stadion Śląski wejdzie kilka razy więcej osób niż na obiekt w Gliwicach. Ruch Chorzów w umowie najmu ma zagwarantowane pięć wariantów pojemności stadionu. Może zorganizować wydarzenie na nieco ponad 15 tys. osób, może też wpuścić na trybuny 40 tysięcy ludzi. Ostateczny wariant musi wybrać na dwa tygodnie przed spotkaniem.
Pierwszy mecz, w którym rywalem Ruchu będzie Śląsk Wrocław, może obejrzeć 33 tysiące chętnych. W teorii byłoby to 29 tysięcy plus nieco ponad 4000 fanów gości, ale dostosowanie sektora buforowego jeszcze chwilę potrwa, dlatego w tym roku Stadion Śląski zorganizowanych grup kibicowskich nie przyjmie.
Z kolei wariant z czterdziestotysięczną publiką ma mieć zastosowanie w przypadku spotkań z Górnikiem Zabrze (Wielkie Derby Śląska), Lechem Poznań, Legią Warszawa i Widzewem Łódź. W klubie słyszymy, że istnieje cicha nadzieja na to, że starcia z Górnikiem, Legią czy Widzewem ściągną do Chorzowa takie zainteresowanie, że Ruch skorzysta z opcji wykorzystania całej pojemności Śląskiego, co oznacza wypuszczenie do sprzedaży ponad 54 tysięcy miejsc.
Gdyby to się udało, mówilibyśmy o absolutnym hicie. Także finansowym. Obecnie, żeby zarobić na meczu, Ruch Chorzów musi sprzedać ok. 20 tysięcy biletów. Nie powinno być z tym większym problemów.
Problem z bieżnią rozwiązany
Ważnym aspektem, który w kwietniu stał na przeszkodzie w organizacji meczu Ruchu Chorzów z Wisłą Kraków, była kwestia zabezpieczenia bieżni lekkoatletycznej. Siemianowski mówił nam wtedy, że chodziło o odszkodowania sięgające 50 milionów złotych. Samo zabezpieczenie bieżni przerastało finansowo Ruch. Maciej Grygierczyk, wówczas dziennikarz „Sportu”, dziś pracownik Niebieskich, komentował to tak:
– Rozeszło się o punkt, który obciążałby klub kosztami ewentualnego przeniesienia gdzie indziej w wyniku jakichś szkód Diamentowej Ligi, Memoriału Kusocińskiego i Igrzysk Europejskich. To byłoby zbyt duże ryzyko.
Natomiast Jan Widera, były prezes Stadionu Śląskiego, rzucił wtedy słowa, które dziś nabierają znaczenia.
– Gdyby ten mecz miał się na przykład odbyć we wrześniu, nie byłoby żadnego problemu, bo mielibyśmy całą jesień i całą zimę, żeby przygotować obiekt dla lekkoatletów.
Widera wyjaśniał wtedy, że gdy na Stadionie Śląskim odbywają się koncerty, zabezpieczenie murawy i bieżni kosztuje ok. 300-400 tys. zł netto. Twierdził, że dobrze byłoby w coś takiego zainwestować na własny użytek. Śląski więc zainwestował, dla Ruchu problem zniknął.
Wszystko zdawało się sprzyjać. Dlaczego Ruch nie zagra z Wisłą na Stadionie Śląskim?
– Temat ochrony bieżni jest po stronie Stadionu Śląskiego. Będzie to zabezpieczone, ale mam nadzieję, że nasi kibice są na tyle świadomi, że wiedzą, że każdy musi dbać o klub i ekscesów nie będzie. Myślę, że nie będzie to problemem — zdradza nam Siemianowski.
W Ruchu lubią wyzwania
Pozostało więc „tylko” uporać się z pozostałymi sprawami. Gdy Seweryn Siemianowski mówił o kosztach organizacyjnych i zakupie sprzętu do obsługi stadionu miał na myśli nie tylko komputery, ale nawet hulajnogi elektryczne i meleksy. Bez tego sprawne poruszanie się po takim molochu byłoby sporym problemem.
Prezes Ruchu mówi nam o pozostałych wyzwaniach, jakie nieoczekiwanie stanęły przed ekstraklasowiczem.
– Przebrandowanie obiektu, przerzucenie systemu biletowego, nowe bramki i tak dalej — szacunek dla naszych ludzi, że to ogarnęli. Wyzwaniem jest także dostosowanie sektora gości, co wziął na siebie Stadion Śląski. To kwota ponad miliona złotych. Proste nie jest też sprzedanie tego produktu marketingowo, zrobienie frekwencji.
To ostatnie idzie świetnie, na mecz ze Śląskiem Wrocław sprzedano komplet wejściówek. Zadbano także o to, żeby na Stadionie Śląskim jak u siebie czuli się zawodnicy. Drużyna Jarosława Skrobacza w środku tygodnia odbyła pierwszy trening na nowym obiekcie. Obawy o to, jak zareagują, gdy ten wypełni się po brzegi, są, ale piłkarze Niebieskich podkreślają: lubimy wyzwania.
My, postronni widzowie, nie mamy na co narzekać. Dobrze, że Ruch wraca do Chorzowa. Fajnie, że spróbuje zmierzyć się z zapełnieniem Stadionu Śląskiego. Już teraz Ekstraklasa przeżywa frekwencyjny boom, a taki „transfer” może to tylko poprawić. Pozostaje zacierać ręce na hity przy czterdziestotysięcznej publice, a zanim to nastąpi, będziemy mieli dla was duży reportaż z pierwszego meczu Ruchu na Śląskim.
WIĘCEJ O RUCHU CHORZÓW:
- Kwiatkowski: Dziwią mnie mocne słowa prezesa Widzewa. Mogliśmy grać w piłkę wodną
- Podstawski: – Gdybym wiedział, co mnie czeka, zostałbym w Ekstraklasie
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix