Reklama

Podstawski: – Gdybym wiedział, co mnie czeka, zostałbym w Ekstraklasie

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

14 października 2023, 12:07 • 16 min czytania 8 komentarzy

Tomas Podstawski w 2021 roku odszedł z Pogoni Szczecin i mogło się wydawać, że więcej już go na naszych boiskach nie zobaczymy. Tymczasem portugalski pomocnik z polskim paszportem tego lata niespodziewanie wrócił i zasilił szeregi Ruchu Chorzów. Na „dzień dobry” strzelił efektownego gola z Rakowem Częstochowa. Podstawski ma o czym opowiadać, bo po pożegnaniu z „Portowcami” sporo przeżył w Norwegii, Izraelu i na Cyprze. Dlaczego zdecydował się na drugą ligę izraelską? Gdzie mu grożono? Czemu dwa lata temu nie przyjął innych ofert z Ekstraklasy? Dlaczego w Pogoni najbardziej wyróżniał się na początku? Czy sparing z Ruchem podczas testów w Piaście Gliwice był kluczowy dla jego angażu? Zapraszamy.

Podstawski: – Gdybym wiedział, co mnie czeka, zostałbym w Ekstraklasie

Gdy odchodziłeś z Pogoni Szczecin, temat powrotu do Ekstraklasy w przyszłości traktowałeś jako realny czy raczej uważałeś ten etap za zamknięty?

Brałem pod uwagę, że kiedyś wrócę do Ekstraklasy. W Szczecinie spędziłem trzy świetne lata, mam stamtąd jak najlepsze wspomnienia. Dostałem wtedy dwie dobre oferty z polskich klubów, ale w tamtym momencie szukałem innego kierunku, innego doświadczenia. Taki był mój priorytet. Liczyliśmy z agentami, że uda się pójść do Niemiec, pojawiło się zainteresowanie z 2. Bundesligi. Nigdy jednak nie traktowałem grania w Polsce jako czegoś niepożądanego. Zawsze podobała mi się otoczka tej ligi, a i realia piłkarskie wyglądały zachęcająco.

Z Niemcami ostatecznie się nie udało.

Nie dostałem żadnej konkretnej oferty, ale pewne możliwości się otwierały. W paru innych krajach podobnie. Czas jednak leciał, kierunki z Polski i Portugalii po odpadnięciu opcji niemieckiej zdążyły się pozamykać. Mieliśmy już wrzesień, dlatego zdecydowałem się na pójście do norweskiego Stabaek, który oczywiście nie był moją pierwszą opcją. Chciałem normalnie grać i trenować, żeby nie wypaść z obiegu.

Reklama

Żałujesz którejś odrzuconej oferty?

Po fakcie zawsze można być mądrym i stwierdzić, że powinno się wykonać jakiś krok wcześniej. Gdybym wiedział, co się będzie działo ze mną przez następne dwa lata, to tamtego lata od razu zaakceptowałbym jedną z ofert z Ekstraklasy. Miałbym dobre warunki finansowe i stabilizację, bo chodziło o trzyletni kontrakt. Ciąg dalszy mojej kariery pewnie byłby znacznie spokojniejszy.

Twoje odejście z Pogoni było nieuniknione? Pod koniec odnosiło się wrażenie, że obie strony są już sobą trochę zmęczone.

Nie wiem, czy można mówić o zmęczeniu. Po prostu klub miał też swoje ambicje, miał szeroką kadrę i musiał wystawiać młodzieżowca w każdym meczu. Ostatni sezon w moim wykonaniu nie wyglądał tak, jak bym sobie życzył. Można powiedzieć, że decyzja o rozstaniu była wspólna. Nie doszło nawet do rozmów w sprawie przedłużenia umowy.

Początek w Pogoni miałeś imponujący. Mogło się wydawać, że temat twojej gry dla Polski odżyje nie tylko w mediach. Później najczęściej było już przeciętnie. Po drodze miałeś jakieś kontuzje, ale czy one wszystko tłumaczą?

Pod względem drużynowym co roku osiągaliśmy lepsze wyniki. W moim pierwszym sezonie byliśmy na miejscu siódmym, w drugim na szóstym, a w ostatnim skończyliśmy na podium. Przychodziłem do ekipy, która dopiero co broniła się przed spadkiem. Odszedłem z ekipy, która weszła do pucharów. To pokazywało, że Pogoń cały czas rozwijała się jako drużyna i jako klub.

Reklama

Czyli na początku łatwiej było ci się wyróżnić.

W pierwszym sezonie drużynowo widać było największą różnicę, największy przeskok. Później też rozgrywałem bardzo dobre mecze, tylko wyniki mieliśmy lepsze i więcej zawodników się wyróżniało. Sam po sobie większego spadu formy nie odczuwałem. Stwierdzenie, że pierwszy sezon miałem wspaniały, a następne tylko przeciętne byłoby niesprawiedliwe. Wiele rzeczy się zmieniło: Kamil Drygas doznał poważnej kontuzji, zaszły spore zmiany kadrowe, trzeba było zacząć grać młodzieżowcem. Gdy przychodziłem, ten przepis jeszcze nie obowiązywał. Takie okoliczności zmieniają styl gry, niektóre akcenty są inaczej rozkładane.

Konkurencja też ci się zwiększała, w drugim sezonie do Szczecina zawitał Damian Dąbrowski.

Po moim odejściu nawet został kapitanem. Dawał nam dużo jakości.

Wylądowałeś w Norwegii. To był szok w jakimś kontekście?

Szok może nie, ale pod względem otoczki odczułem dużą różnicę. Tam nie „czuje” się piłki tak jak w Portugalii czy Polsce, stadiony nie są tak pełne, nie ma takiej atmosfery. Z drugiej strony, poznałem ludzi, którzy są bardzo sprawiedliwi, też świetnie pracują i się rozwijają. Najlepiej widać to po młodych Norwegach przebijających się w Europie, oczywiście na czele z Haalandem.

A jak odnalazłeś się życiowo?

Wszyscy w Norwegii dobrze mnie traktowali. Mieszkałem w Oslo. Zadbane miasto, wszędzie było czysto, ludzie dobrze ubrani, mówiący po angielsku. Nie miałem wrażenia, że są chłodni i zdystansowani, a często tak się ich postrzega. Zawsze czułem się dobrze między nimi. Dużym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że prawie wszyscy zawodnicy kończyli studia i godzili naukę z profesjonalnym graniem. Przyjmuje się raczej, że jeśli jesteś zawodowcem, skupiasz się tylko na karierze, a oni łączyli jedno z drugim i to nie na zasadzie, że w międzyczasie robili papiery trenerskie. Chodziło o dziedziny zupełnie niezwiązane ze sportem, jak na przykład prawo. Wcześniej nie spotkałem się z takim podejściem.

To jednak co innego niż chociażby życie w Tromsoe, gdzie jest noc polarna. 

Akurat Tromsoe zapamiętałem, bo graliśmy tam przy minus szesnastu stopniach. Było bardzo zimno i bardzo ciemno. Na co dzień trenowaliśmy na sztucznej trawie, do czego też nie byłem przyzwyczajony. Chciałem nowych doświadczeń, to miałem (śmiech). Spędziłem tam tylko trzy miesiące, ale nie żałuję tego kroku.

Jakie wrażenie zrobiła na tobie norweska ekstraklasa?

Nie powiedziałbym, że to liga bardziej fizyczna od polskiej. Gra jest szybka, drużyny lubią fazy przejściowe. Pod tym względem jest podobnie jak w Ekstraklasie. Piłkarskiej jakości również jest sporo. Bodo/Glimt, Molde czy Rosenborg są naprawdę niezłymi drużynami. Generalnie to dość interesujące rozgrywki, ale jednak lepiej gra mi się w Polsce.

W Stabaek występowałeś regularnie. Gdyby nie spadek tego klubu, zostałbyś na dłużej?

Nie wiadomo. Musiałbym zobaczyć, jakie mam inne warianty.

Najwyraźniej zbyt dużo ich nie miałeś, skoro zimą 2022 poszedłeś do Bnei Yehuda Tel Awiw z drugiej ligi izraelskiej. To był akt desperacji?

W pewnym sensie tak. To było okienko zimowe, czasu na transfery mniej, kluby przeważnie nie sprowadzały tylu nowych zawodników co latem. Zbliżał się koniec stycznia i nie mając nic lepszego, zdecydowałem się. Plan zakładał, że Bnei Yehuda wiosną wywalczy awans do ekstraklasy. Nie licząc rezerw Porto, nigdy nie grałem w niższej lidze jakiegoś kraju i zawsze chciałem być na najwyższym poziomie, ale ten projekt wyglądał zachęcająco, dlatego podpisałem kontrakt na półtora roku. Warunki finansowe zachęcały, a nie chciałem ryzykować z czekaniem do lutego czy marca na coś innego. Niestety, szybko zacząłem mieć problemy z szefami tego klubu, którzy po dwóch miesiącach bezprawnie i bez powodu rozwiązali moją umowę. Wygrałem tę sprawę w FIFA.

Skąd ta decyzja klubu?

Szybko okazało się, że z ambitnych planów niewiele wyjdzie. Już w momencie mojego przyjścia drużyna była w dołku, miała jeden punkt w czterech meczach, a potem kryzys jeszcze się pogłębił. Chciano szybko pozbyć się wszystkich obcokrajowców. Izraelscy zawodnicy zresztą później też mieli jakieś problemy. W kwietniu Bnei Yehuda przestała płacić.

Czyli to nie jest przypadek, że ostatni występ w tamtej rundzie zaliczyłeś 18 marca 2022.

Nie jest. Po niespełna dwóch miesiącach chcieli, żebym zrezygnował z półtorarocznego kontraktu. Niepoważne podejście, nie spodziewałem się tego. To był zły czas dla mnie. W FIFA wygrałem, ale na boisku niewiele zyskałem.

Zamienienie Oslo na Tel Awiw musiało być totalną zmianą co do warunków życia. 

I było. Mimo że Izrael też jest bardzo rozwiniętym krajem, rytm życia jest inny, na ulicach panowało znacznie większe zamieszanie i hałas. Tłok, mnóstwo trąbiących samochodów, różne motorynki, mało przestrzeni. Oslo było bardzo ekologicznym miastem, Tel Awiw pod tym względem trochę odstawał, ale i tak atutów miał sporo: ładne plaże i ulice, wspaniała oferta gastronomiczna, wiele muzeów, biznesowy profil miasta. Ludzie sprawiali wrażenie szczęśliwych i dumnych ze swojego kraju. Oba miejsca łączyło to, że życie w nich jest naprawdę strasznie drogie.

A jak to wyglądało na boisku?

Podejście do meczu czy treningów u wielu zawodników nie było w pełni profesjonalne i nie do końca mi odpowiadało. Przynajmniej graliśmy na ładnym stadionie, na którym gospodarzem w swoich meczach jest też Maccabi Tel Awiw. Ogólnie w Izraelu tylko czołówka prezentuje wysoki poziom. Maccabi Hajfa, Hapoel Beer Szewa, Maccabi Tel Awiw to uznane marki, które regularnie grają w pucharach i w Polsce czy Norwegii walczyłyby o mistrzostwo. Pod względem infrastruktury jest dobrze, wiele stadionów mogło się podobać. Cóż, pograłem tam półtora miesiąca, sporo pozwiedzałem, ale nie jestem zadowolony z tego doświadczenia i sposobu, w jaki zostałem potraktowany.

W Izraelu ci nie płacili, a następnym krokiem było pójście na Cypr, gdzie kluby wręcz słyną z tego, że zalegają z pensjami.

Ciągle nie mogłem zgrać ze sobą wszystkich punktów. W Norwegii nie grałem na aż tak dobrym poziomie, jak bym chciał, ale pozaboiskowo każdy element funkcjonował jak trzeba. Terminowe pensje, dobre i bezpieczne życie. Na Cyprze dostałem ofertę z zachęcającymi warunkami. Szukałem grania, chciałem się odbić po tej izraelskiej przygodzie, a ważnym argumentem było to, że Karmiotissa rywalizowała w najwyższej lidze. Osoba trenera Dusana Uhrina też zachęcała. Pogram rok, pokażę się i wypromuję do lepszego klubu – plan był taki jak w Izraelu. Niestety, znów źle trafiłem. Klub ten funkcjonował na szalonych zasadach, w ciągu sezonu siedem czy osiem razy zmieniono trenera! Normalnie jakiś rekord świata.

Cypryjska ekstraklasa to atrakcyjne miejsce dla zawodników po trzydziestce. Pełno jest w niej obcokrajowców w takim wieku, którzy mogą liczyć na dłuższe umowy niż gdzie indziej i pograć jeszcze na niezłym poziomie za fajne pieniądze. Na Cyprze zawodników zagranicznych może być w kadrze aż piętnastu, podczas gdy w Izraelu było to trzech piłkarzy na drugą ligę i sześciu na pierwszą. Kluby chętnie z tego korzystają. Pojawiają się inwestorzy z Rosji czy Białorusi, więc finansowo jest dobrze. Omonia dopiero co grała z Manchesterem United w Lidze Europy. Poziom piłkarski jest naprawdę interesujący. To bardzo konkurencyjna liga, w rankingu UEFA wciąż będąca nieco wyżej niż polska.

Poprzestałeś jednak na sześciu ligowych występach, najdłuższe trwały po 45 minut.

Trener Uhrin, który mnie chciał i widział w składzie, po dwóch meczach został zwolniony i zaczęła się ta karuzela. Życiowo oczywiście było fajnie. Słońce jest, Morze Śródziemne jest, pogoda zawsze dopisuje. Nawet w grudniu mogłeś iść na plażę się wykąpać. Jeżeli na Cyprze grasz w Omonii, APOEL-u Nikozja, AEL-u Limassol, Pafos, Anorthosis czy Arise Limassol to jesteś już na naprawdę wysokim poziomie. Liczyłem, że po udanym sezonie do któregoś z tych klubów się przebiję. Wyszło inaczej, dostawałem tylko epizodyczne szanse, mimo że naprawdę rzetelnie trenowałem.

Podsumowaniem tej przygody był twój ostatni występ z 5 stycznia: wszedłeś w 36. minucie, zszedłeś w 64. minucie. O co chodziło?

Nie mam pojęcia, musiałbyś zapytać w klubie. Nie wiem, czy to trener podjął tę decyzję. Nikt ze mną potem tego nie wyjaśniał. Tam zawsze wszystko było dziwne i postawione na głowie. Nigdy nie myślałem, że zobaczę takie rzeczy.

Co masz na myśli?

No właśnie tych siedem zmian trenerów czy grożenie, że jeśli nie rozwiążę kontraktu, to będę miał poważne problemy. Mówiąc wprost, poczułem się zagrożony, a mieszkałem tam z żoną. Już w styczniu Karmiotissa chciała, żebym coś sobie znalazł. Skoro jednak prawie nie grałem, było o to trudno. Klub przedstawił warunki rozstania, ale nie zaakceptowałem ich. Chciałem dalej walczyć o skład, aż w kwietniu wymusili na mnie rozwiązanie umowy. Nie sądziłem, że w 2023 roku takie historie są jeszcze możliwe. Próbujemy nadać tej sprawie ciąg dalszy, ale to nie jest takie proste, trudno o świadków.

Szkoda, że tak to się potoczyło, bo mimo wielu organizacyjnych niedociągnięć, mieliśmy całkiem mocny skład. W składzie znajdowali się przedstawiciele kilkunastu krajów, niektórzy nawet z doświadczeniem gry w Lidze Mistrzów, jak Tomas Hubocan czy Josef Husbauer. Niestety, brakowało jakiejkolwiek stabilizacji. To generalnie problem klubów cypryjskich, nawet tych najlepszych, które dobrze płacą. Wszystko ma być od razu. Brakuje cierpliwości, trenerzy są żegnani po paru meczach, co okienko dochodzi do dużych zmian kadrowych, a czasami o tym, że jesteś skreślony dowiesz się na dwa dni przed zamknięciem okienka. Kolejna sprawa to brak kibiców, którzy zawsze są wsparciem w rozwoju klubu. Tam większe zaplecze kibicowskie mają tylko Omonia, APOEL, AEL i Apollon. Mówimy o państwie liczącym milion mieszkańców, potencjał jest więc ograniczony.

Ostatnie dwa lata były w zasadzie stracone. Po odejściu z Pogoni szukałem czegoś innego, zaryzykowałem – czułem, że jako wolny zawodnik mam więcej argumentów – ale nie poszło to w dobrym kierunku.

Po tylu przejściach spodziewałeś się teraz powrotu do Polski?

Bardzo na niego liczyłem. Polska to moja druga ojczyzna. Znałem kraj, znałem ligę, wiedziałem, jak się w niej pracuje i jak funkcjonują kluby. To była najlepsza opcja, żeby się odbudować. Cieszę się, że udało się to dopiąć.

Testy w Piaście Gliwice rozpocząłeś dopiero na początku września. Musiałeś poczekać, już wcześniej byliście w kontakcie?

Nie było tak, że czekałem od lipca na rozwój wydarzeń czy coś. Dostałem telefon, że jest okazja się pokazać i postanowiłem spróbować. Po tylu przejściach nie dostałem latem konkretnych ofert, które były warte dłuższego namysłu. Podczas testów czułem się bardzo dobrze, solidnie trenowałem i sądzę, że wysyłałem pozytywne sygnały. Z dobrej strony pokazałem się w sparingu z Ruchem Chorzów, w którym nawet zdobyłem bramkę. Koledzy mnie chwalili.

Angażu jednak nie otrzymałeś.

Piast miał inne priorytety niż pozyskanie kolejnego środkowego pomocnika, zwłaszcza że nieco wcześniej sprowadził Miłosza Szczepańskiego.

Aleksandar Vuković powiedział właśnie, że nie wzięli cię nie ze względu na to, jak wypadłeś, ale dlatego, że drużyna ma inne potrzeby. 

Wiedziałem, jak wygląda sytuacja, ale chciałem się pokazać, dać sobie szansę i przy okazji wysłać szerzej sygnał, że jestem do wzięcia i fizycznie jestem gotowy do gry. W przypadku zawodnika z taką przerwą jak moja tego typu wątpliwości zawsze by się pojawiały. Piłkarsko optymalnej formy jeszcze nie mam, ale dzień po dniu idę do przodu.

Sparing z Ruchem miał kluczowe znaczenie dla twojego późniejszego transferu do Chorzowa?

Tak. Pokazałem się, sprawdziłem w boju i spodobałem się w Ruchu. Gdy wyszło, że Piast mnie nie weźmie, Ruch niemal od razu się odezwał i bardzo szybko się dogadaliśmy. Przeszedłem kompleksowe testy medyczne i wydolnościowe, potwierdzające, że jestem gotowy.

Z miejsca wskoczyłeś do wyjściowego składu.

I jestem w stanie wytrzymać 90 minut, znajduję się w biegowej czołówce. Nie żebym mocno się przywiązywał do takich statystyk, ale one też o czymś świadczą.

W debiucie z Rakowem strzeliłeś ładnego gola, choć na pewno miałeś trochę szczęścia. 

Zawsze jest ono potrzebne. Ktoś nie doskoczy, komuś piłka przeleci między nogami lub tuż obok, ty musisz być akurat w odpowiednim miejscu i zdecydować się na próbę. Wtedy tak właśnie wyszło, strzeliłem i wpadło.

Chyba nie masz złudzeń, że w Ruchu w tym sezonie będziesz walczył o coś innego niż utrzymanie.

Znam najnowszą historię klubu, po wielu trudnych chwilach dopiero wrócił do Ekstraklasy, ale mamy też doświadczonych zawodników jak Maciej Sadlok, Filip Starzyński czy Michał Buchalik. Inni pokazywali jakość w I lidze. Awansem udowodnili, że zasługują na szansę na najwyższym szczeblu. Teraz wszystko jest możliwe. Wiadomo, że beniaminkowie zawsze mają trudniej, adaptacja może potrwać, ale sytuacja nie jest najgorsza, jakieś punkty mamy i chcemy iść do przodu.

Po dwóch latach Ekstraklasa czymś cię zaskoczyła? Niedługo po rozstaniu z Pogonią wypunktowałeś w portugalskich mediach, że w Polsce za dużo mówi się o statystykach biegowych i fizycznych, a za małą wagę przywiązuje się do rozumienia gry. Może tu się coś zmieniło?

Minęło za mało czasu, żebyśmy mogli zaobserwować większe zmiany. To tylko dwa sezony, nie dziesięć. Większość zawodników, trenerów czy sędziów jest tych samych. Zawsze jednak byłem zadowolony z tego, jak się pracuje w polskiej lidze, jaka atmosfera panuje na stadionach. Teraz kluby Ekstraklasy zaczynają coraz lepiej wyglądać w pucharach, co bardzo mnie cieszy. Doceniam to, że jestem na najwyższym poziomie w Polsce.

Co do tamtych wypowiedzi, nie chciałbym drążyć tematu. Zapytano mnie wtedy, jakie widzę jeszcze problemy w polskim futbolu, więc odpowiedziałem. Mówiłem też o wielu pozytywach. Jak w każdej lidze, jakieś rezerwy są, coś można robić lepiej, ale całościowo Ekstraklasa i jej specyfika mi odpowiada. Liga idzie w dobrym kierunku, ale na niektóre efekty trzeba poczekać.

Nie było cię w Ekstraklasie od dwóch lat, a po polsku nadal mówisz bardzo dobrze. 

Dziękuję. Będę chciał jeszcze zrobić postępy słuchając radia, oglądając telewizję i rozmawiając z chłopakami z klubu. Poza Janem Sedlakiem kadrę Ruchu tworzą sami Polacy, więc siłą rzeczy dzień w dzień będę praktykował język polski. W Pogoni niekoniecznie tak to wyglądało, z wieloma zawodnikami porozumiewałem się tylko po angielsku. Co do ostatnich dwóch lat, cały czas miałem kontakt z rodziną w kraju, z którą rozmawiam wyłącznie po polsku. Ona po portugalsku nie mówi, a przecież nie będziemy używać angielskiego, skoro nie musimy.

W Portugalii tego lata nie wzbudzałeś zainteresowania?

Nie za bardzo. Nawet odchodząc z Pogoni nie miałem stamtąd interesujących ofert, a co dopiero teraz, gdy jestem starszy i ostatnio bardzo mało grałem. Byłem gotowy wrócić do Portugalii, gdyby pojawił się ciekawy projekt, ale tak się nie stało i jestem zadowolony, że znów mogę grać w Ekstraklasie.

Twoim zdaniem w jakim punkcie znajduje się liga portugalska? To raczej rozwój czy stagnacja?

Moim zdaniem rozwój. Wielka trójka utrzymuje wysoki poziom, a do przodu idą inni, chociażby Sporting Braga. Dopiero co wygrał na wyjeździe z Unionem Berlin w Lidze Mistrzów. Nie zmienia się olbrzymia różnica w budżetach między czołówką a resztą stawki, ale mam wrażenie, że coraz więcej mniejszych klubów zaczyna iść do przodu i rozwijać się na wielu polach. Odbudowała się Estrela Amadora, która wróciła do najwyższej ligi. Nawet druga liga jest ciekawsza i mocniejsza niż wcześniej.

Od pewnego czasu jednak klubom Ekstraklasy coraz łatwiej sprowadzać wyróżniających się zawodników z mniejszych klubów portugalskich.

Myślę, że w jakichś osiemdziesięciu procentach chodzi o kwestie finansowe. Uważam, że środek tabeli ligi portugalskiej jest bardzo podobny do poziomu Ekstraklasy. Mam przyjaciół, którzy grali tu i tu – na przykład Chico Ramos z Radomiaka. Mówił, że tutaj w znacznie większym stopniu czuje się piłkarzem, bo regularnie gra dla piętnastu czy dwudziestu tysięcy ludzi na ładnych stadionach.

Hiszpanie z niższych lig kiedyś mówili tak samo.

To atut, który można wykorzystywać w rozmowach z zawodnikami. Polscy kibice tworzą fantastyczną atmosferę.

Fernando Santos i reprezentacja Polski. Byłeś w szoku, że tak marnie potoczyła się ta współpraca?

Na pewno nie zakładał, że będzie tu pracował tak krótko. To bardzo dobry trener, ale oczekiwania wobec polskiej kadry są coraz większe i jeśli nie ma wyników, to szybko robi się problem. Jeśli wygrywałeś nawet po słabej grze, miałeś spokój i dawałeś sobie trochę czasu. Fernando Santos ostatnio te wyniki miał słabe i wyszło jak wyszło. Jestem przekonany, że chciał tu dać jak najwięcej ze swojego warsztatu.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
1
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
1
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Komentarze

8 komentarzy

Loading...