Reklama

Kwiatkowski: Dziwią mnie mocne słowa prezesa Widzewa. Mogliśmy grać w piłkę wodną

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

23 października 2023, 11:55 • 5 min czytania 3 komentarze

Wczoraj o 15:00 miał zostać rozegrany mecz Widzewa Łódź z Ruchem Chorzów. Nie doszło do tego przez trudne warunki pogodowe i w efekcie murawę niezdatną do gry w piłkę. Decyzję o odwołaniu widowiska podjął Tomasz Kwiatkowski, arbiter niedoszłego spotkania. W programie Liga Minus zadzwoniliśmy do niego, żeby wypytać o kulisy zdarzenia. Zapraszamy na zapis rozmowy.

Kwiatkowski: Dziwią mnie mocne słowa prezesa Widzewa. Mogliśmy grać w piłkę wodną

Dlaczego Mecz Widzewa z Ruchem się nie odbył?

Finalnie dlatego, że nie pozwoliły na to warunki atmosferyczne. Murawa była niezdatna do gry i narażała zawodników na kontuzje. Nie było perspektyw na to, że w najbliższej przyszłości, np. za godzinę czy dwie, pogoda się poprawi. To była decyzja podjęta z bólem serca.

Jak pan skomentuje słowa prezesa Widzewa? „Decyzja pana Kwiatkowskiego jest dla mnie niezrozumiała. Zarządy obu klubów, sztaby szkoleniowe oraz piłkarze chcieli grać. Tego na pewno chcieli też nasi kibice, ale arbiter zdecydował inaczej. Jestem rozczarowany, ta decyzja uderza w nasz klub”.

Tak po ludzku rozumiem prezesa. Wykonał wiele pracy, żeby ten mecz się odbył. Natomiast ja w tej grupie oficjeli byłem największym optymistą. Miałem największą chęć do tego, żeby zrobić wszystko do rozegrania tego meczu. Przyjechaliśmy na stadion dwie godziny wcześniej. O 13:15 boisko nie nadawało się do gry w ogóle. Prezes powiedział mi jednak o pewnej procedurze. Przyjechała straż pożarna, która próbowała odetkać wszystkie studzienki. Woda na stadionie stała i nie miała szansy odpływu. Do momentu udrożnienia studzienek nawet nie było mowy o ściąganiu wody z murawy, bo nie miałaby gdzie zlecieć.

Reklama

Finalnie udało się i na boisko weszła ekipa kilkunastu osób, która próbowała usunąć wodę z murawy. O godzinie 14:00 była kolejna inspekcja boiska. Wtedy pojawiło się kolejne światełko w tunelu. Wyglądało na to, że jest duża poprawa. Daliśmy kolejny termin na 14:30, a termin rozpoczęcia meczu zmieniliśmy na 15:15. Ale jak przyszliśmy o 14:30, okazało się, że jak panowie usunęli wodę z jednego pola karnego i poszli na drugie, 15 minut później na tym pierwszym znów wezbrała woda. Prognozy były takie, że kumulacja deszczu przypadała na godzinę 16. Wydaje mi się, że 60-70% boiska w ogóle nie nadawało się do gry. Piłka nie odbijała się, tylko siadała. Mogliśmy grać co najwyżej w piłkę wodną lub w piłkę, którą nie gra się po ziemi. Ale chyba nie o to chodzi w futbolu.

Piłka stawała w wodzie po dwóch metrach od kopnięcia. Po pięciu minutach była twarda jak kamień, ciężka i nabita wodą. Z punktu widzenia widowiska sportowego i zdrowia zawodników jedyną słuszną decyzją było odwołanie meczu. Zanim ta decyzja się we mnie urodziła, ciągle sprawdzałem pracę ludzi na murawie, widziałem tę syzyfową pracę. Byłem optymistą, ale jak zobaczyłem, że o 14:35 wróciliśmy do punktu wyjścia, stwierdziłem, że nie da rady.

Skąd taka złość prezesa Widzewa? Padły mocne słowa, nawet „paranoja”.

To rzeczywiście mocne słowa i jestem trochę zdziwiony. Prezes był cały czas na murawie, ciężko pracował i koordynował pracą innych. Myślę, że miał nadzieję i my sami w pewnym momencie mu ją daliśmy. Myślę, że to emocjonalna wypowiedź. Chodzi o koszty, które klub musi ponieść z racji organizacji meczu. On ze swojej strony zrobił wszystko, żeby mecz się odbył. Pewnie dlatego tak zareagował.

Ile procent boiska musi być niezdatne do gry, żeby taki mecz odwołać? I był problem z widocznością linii bocznych?

W przepisach nie ma mowy o procentach. Ta kwestia pozostaje w ocenie sędziego. Tu trzeba wrażliwości i poczucia zdrowego rozsądku. Odnośnie linii: one w ogóle nie były widoczne. Musiały być narysowane od zera. Farba mieszała się z wodą, woda była usuwana, więc siłą rzeczą linie się rozmywały. Powiem jednak szczerze, że my aspektu linii nawet nie braliśmy wtedy pod uwagę. Gdyby boisko było zdatne do gry, moglibyśmy poczekać jeszcze dłużej na dorysowanie z nadzieją, że drenaż zadziała.

Reklama

A ten argument prezesa Widzewa, że wszyscy chcieli grać? To ma jakieś znaczenie? Koniec końców, gdyby zdarzyła się jakaś kontuzja, pewnie byłoby pytanie tych samych ludzi, kto dopuścił do rozgrywania meczu w takich warunkach.

Dokładnie by tak było. Punkt wyjścia był taki, że wszyscy chcieli grać, także my. 2,5 godziny przed meczem dostałem taki telefon, że ten mecz może się nie odbyć. Potraktowałem te słowa jako żart, ale pierwsza inspekcja trochę otworzyła mi oczy. Widziałem, że warunki są ciężkie. Mówiąc o konkretach, byli tacy zawodnicy czy ludzie ze sztabu, którzy kiwali głową i nie wiedzieli, co powiedzieć. Serce podpowiadało im „grajmy”, a zdrowy rozsądek „to nie ma sensu”. Po 15 minutach albo moglibyśmy mieć kontuzję, albo zastanawialibyśmy się, dlaczego to się odbywa, skoro nie ma nic wspólnego z piłką nożną.

Może jest jakiś problem z drenażem na stadionie Widzewa, skoro ŁKS u siebie o tej samej porze grał mecz w 2. lidze?

Problemem było uruchomienie drożności tych studzienek. Nie wiem, może były uruchomione za późno. Kiedy udało się przepompować wodę, woda zaczęła uciekać z boiska i zaczęliśmy się nawet normalnie szykować do meczu. Wyjęliśmy stroje do rozgrzewki i szykowaliśmy się, że najpóźniej o 14:45 na nią wyjdziemy. Drenaż nie zadziałał jednak na tyle dobrze, żeby zaakceptować warunki do gry. Było tylu kibiców… Czułem rozgoryczenie.

Czytaj więcej o Ekstraklasie:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

3 komentarze

Loading...